[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To go ucieszy.- Naprawdę?- Poczuje się Murzynem.- On jest Murzynem.- Oczywiście, że jest, ale chciałby być jeszcze bardziej.Oboje dołączyli do Rona i Padrakianów, siedzących w jadalni, mieszczącej siedemosób.Ellie usiadła obok Jean Padrakian i ujęła ją za rękę, jak gdyby Jean była dawnoniewidzianą siostrą, której dotknięcie przynosiło jej otuchę.Miała w sobie owo szczególneciepło, które wpływało rozluzniająco na całe otoczenie.Phil patrzył na nią z uczuciem dumy i miłości, chociaż odrobinę zazdrościł jej łatwościnawiązywania kontaktów osobistych.Po rozmowie Bob Padrakian, ciągle mając resztki nadziei, że kiedyś będzie mógłwrócić do dawnego życia, i nie mogąc w pełni pogodzić się z tym, które mu proponowano,powiedział:- Straciliśmy absolutnie wszystko.Zgoda, otrzymam nowe nazwisko, nowe dokumentyi życiorys, do którego nikt nie będzie mógł mieć zastrzeżeń.Ale dokąd się teraz udamy! W jakisposób mam zarobić na utrzymanie?- Chcielibyśmy, żebyś pracował razem z nami - odparł Phil.- Jeśli ci się to niespodoba.ulokujemy cię w nowym miejscu i damy ci pewien kapitał, żebyś mógł stanąć nanogi.Możesz żyć całkowicie odseparowany od ruchu oporu.Postaramy się nawet, żebyś dostałprzyzwoitą pracę.- Ale nie będziesz czuł się spokojny - powiedział Ron - bo teraz już wiesz, że w nowychuregulowaniach naszego prawa nikt nie jest bezpieczny.- Wpadliście w kłopoty skutkiem waszych, to znaczy twoich i Jean talentówkomputerowych.A ludzi z takimi kwalifikacjami ciągle mamy za mało.Bob zmarszczył brwi.- Co takiego moglibyśmy robić?- Psuć im szyki na każdym kroku.Penetrować ich komputery, żeby dowiedzieć się,kogo mają zamiar zaatakować.Gdzie tylko możliwe, wyciągać tych ludzi spod topora, zanimuderzy.Niszczyć nielegalne akta policyjne na temat obywateli, którzy nie mają na sumieniu nicinnego, jak tylko to, że cieszą się poważaniem.Jest mnóstwo do zrobienia.Bob potoczył wzrokiem po wnętrzu karawanu i po dwojgu ludzi, pracujących przykomputerze.- Wydajecie się dobrze zorganizowani i odpowiednio finansowani.Czy sponsoruje toktoś z zewnątrz? - Spojrzał znacząco na Rona Trumana.- Niezależnie od tego, co się w tymkraju dzieje teraz albo co zdarzy się w najbliższej przyszłości, uważam się za Amerykanina itakim pozostanę.Ron, zmieniając swój brytyjski akcent na przeciągły dialekt bagiennych obszarówLuizjany, powiedział:- Jestem takim Amerykaninem jak pasztet z langusty, Bob.- Przerzucił się teraz nagwarę środkowej Wirginii.- Mogę ci zacytować dowolny fragment dzieł Thomasa Jeffersona.Znam je na pamięć.Półtora roku temu nie mógłbym przytoczyć ani jednego zdania.Teraz zbiórjego prac jest moją biblią.- Nasze finanse pochodzą z okradania złodziei - wyjaśniła Bobowi Ellie.- Włamujemysię do ich rejestrów komputerowych i przenosimy pieniądze na nasze konta za pomocą wielusposobów, które z pewnością uznasz za pomysłowe.W ich księgowości jest tylenieujawnionych funduszów przeznaczonych na łapówki, że przeważnie nie orientują się, żezostali okradzieni.- Okradacie złodziei - zastanawiał się Bob.- Jakich złodziei?- Polityków.Organizacje rządowe finansowane z czarnych funduszówprzeznaczonych na tajne operacje.Szybki tupot czterech łap oznajmił przybycie Zabójcy, który do tej pory drzemał wsypialni.Wszedł pod stół, chłoszcząc wszystkich ogonem po nogach i napędzając strachu JeanPadrakian.Potem wcisnął się między stół i siedzenia, wdrapując się przednimi łapami na udaMarka.Chłopiec chichotał radośnie, kiedy pies lizał go z zapałem po twarzy.- Jak on się nazywa?- Zabójca - oznajmiła Ellie.Jean zaniepokoiła się.- Czy jest niebezpieczny?Phil i Ellie spojrzeli po sobie i uśmiechnęli się.- Zabójca jest naszym ambasadorem życzliwości.Od chwili gdy łaskawie przyjął tostanowisko, nigdy nie mieliśmy kryzysu dyplomatycznego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.To go ucieszy.- Naprawdę?- Poczuje się Murzynem.- On jest Murzynem.- Oczywiście, że jest, ale chciałby być jeszcze bardziej.Oboje dołączyli do Rona i Padrakianów, siedzących w jadalni, mieszczącej siedemosób.Ellie usiadła obok Jean Padrakian i ujęła ją za rękę, jak gdyby Jean była dawnoniewidzianą siostrą, której dotknięcie przynosiło jej otuchę.Miała w sobie owo szczególneciepło, które wpływało rozluzniająco na całe otoczenie.Phil patrzył na nią z uczuciem dumy i miłości, chociaż odrobinę zazdrościł jej łatwościnawiązywania kontaktów osobistych.Po rozmowie Bob Padrakian, ciągle mając resztki nadziei, że kiedyś będzie mógłwrócić do dawnego życia, i nie mogąc w pełni pogodzić się z tym, które mu proponowano,powiedział:- Straciliśmy absolutnie wszystko.Zgoda, otrzymam nowe nazwisko, nowe dokumentyi życiorys, do którego nikt nie będzie mógł mieć zastrzeżeń.Ale dokąd się teraz udamy! W jakisposób mam zarobić na utrzymanie?- Chcielibyśmy, żebyś pracował razem z nami - odparł Phil.- Jeśli ci się to niespodoba.ulokujemy cię w nowym miejscu i damy ci pewien kapitał, żebyś mógł stanąć nanogi.Możesz żyć całkowicie odseparowany od ruchu oporu.Postaramy się nawet, żebyś dostałprzyzwoitą pracę.- Ale nie będziesz czuł się spokojny - powiedział Ron - bo teraz już wiesz, że w nowychuregulowaniach naszego prawa nikt nie jest bezpieczny.- Wpadliście w kłopoty skutkiem waszych, to znaczy twoich i Jean talentówkomputerowych.A ludzi z takimi kwalifikacjami ciągle mamy za mało.Bob zmarszczył brwi.- Co takiego moglibyśmy robić?- Psuć im szyki na każdym kroku.Penetrować ich komputery, żeby dowiedzieć się,kogo mają zamiar zaatakować.Gdzie tylko możliwe, wyciągać tych ludzi spod topora, zanimuderzy.Niszczyć nielegalne akta policyjne na temat obywateli, którzy nie mają na sumieniu nicinnego, jak tylko to, że cieszą się poważaniem.Jest mnóstwo do zrobienia.Bob potoczył wzrokiem po wnętrzu karawanu i po dwojgu ludzi, pracujących przykomputerze.- Wydajecie się dobrze zorganizowani i odpowiednio finansowani.Czy sponsoruje toktoś z zewnątrz? - Spojrzał znacząco na Rona Trumana.- Niezależnie od tego, co się w tymkraju dzieje teraz albo co zdarzy się w najbliższej przyszłości, uważam się za Amerykanina itakim pozostanę.Ron, zmieniając swój brytyjski akcent na przeciągły dialekt bagiennych obszarówLuizjany, powiedział:- Jestem takim Amerykaninem jak pasztet z langusty, Bob.- Przerzucił się teraz nagwarę środkowej Wirginii.- Mogę ci zacytować dowolny fragment dzieł Thomasa Jeffersona.Znam je na pamięć.Półtora roku temu nie mógłbym przytoczyć ani jednego zdania.Teraz zbiórjego prac jest moją biblią.- Nasze finanse pochodzą z okradania złodziei - wyjaśniła Bobowi Ellie.- Włamujemysię do ich rejestrów komputerowych i przenosimy pieniądze na nasze konta za pomocą wielusposobów, które z pewnością uznasz za pomysłowe.W ich księgowości jest tylenieujawnionych funduszów przeznaczonych na łapówki, że przeważnie nie orientują się, żezostali okradzieni.- Okradacie złodziei - zastanawiał się Bob.- Jakich złodziei?- Polityków.Organizacje rządowe finansowane z czarnych funduszówprzeznaczonych na tajne operacje.Szybki tupot czterech łap oznajmił przybycie Zabójcy, który do tej pory drzemał wsypialni.Wszedł pod stół, chłoszcząc wszystkich ogonem po nogach i napędzając strachu JeanPadrakian.Potem wcisnął się między stół i siedzenia, wdrapując się przednimi łapami na udaMarka.Chłopiec chichotał radośnie, kiedy pies lizał go z zapałem po twarzy.- Jak on się nazywa?- Zabójca - oznajmiła Ellie.Jean zaniepokoiła się.- Czy jest niebezpieczny?Phil i Ellie spojrzeli po sobie i uśmiechnęli się.- Zabójca jest naszym ambasadorem życzliwości.Od chwili gdy łaskawie przyjął tostanowisko, nigdy nie mieliśmy kryzysu dyplomatycznego [ Pobierz całość w formacie PDF ]