[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozpięty wśród rozległych pól, niesiony wiatrami, złączony harmoniądnia i nocy, stale inny, a jednocześnie zawsze ten sam, wszystkiemu przychylny iwszystko ogarniający, stał ten świat w miejscu i płynął.Chłopiec nawet nie spostrzegł, jak w ciągu kilku miesięcy szybko począł sięoddalać od opiekuna.Pozornie bowiem nic się w ich stosunku nie zmieniło, aprzecież, choć obaj o tym nic nie wiedzieli, zmieniło się wszystko.Jeśli starcie niewybuchło zaraz, to dlatego, iż nie odchodzi się, gdy już się nie kocha.Jedna chwilaodrywa człowieka od człowieka i jedno drgnięcie serca zrywa więzy, które splatały całelata.Jest się już tak daleko, iż nie czuje się nawet potrzeby porzucenia i odejścia.To zpoczątku nie istnieje.Zresztą ta chwila decydująca pozostaje najczęściej nieznana.Odnajdujemy ją nieraz po latach dopiero, gdy wszystko się już dokonało i niczegozmienić nie można.Upłynie też dużo czasu, zanim Michaś będzie umiał wrócić poprzebytych śladach do miejsca, które tak wiele w jego życiu zmieniło.Cóż wtedyodkryje?Chłopiec, który dotąd nigdy nie kłamał i kłamstwem, jeśli z nim spotkał siępomiędzy kolegami, pogardzał, teraz bez żadnej zresztą świadomości winy zatajałprzed proboszczem spotkania z Siemionem, a zapytany wprost, co robił, odpowiadałwykrętami.Wydawało mu się, że gdyby ksiądz Siecheń dowiedział się o wszystkim,zabroniłby tych wycieczek.Zagrożony w wolności, nie odczuwał fałszu swoichtłumaczeń.Jak każdy, kto kłamie wiedziony instynktem samoobrony, nie miałświadomości, iż oszukuje.Był w nim zbyt wielki głód życia, aby wśród pragnień ledwierozwiniętych mogły znalezć oddzwięk skrupuły.Gnało go naprzód.Bo to, co ukazywałmu Siemion, nie miało końca, nie zamykało się niczym.Poza zasięgiem swego wzrokuwyczuwał świat jeszcze inny, niezbadany i jak sądził, nietknięty ludzką stopą, świat,który pragnął poznać i zdobyć, a o którego istnieniu świadczyły tylko tajemnicze echa.Pełne ich było powietrze, jakieś głosy rozbrzmiewały dokoła, a cisza nocy, gdy niespał, wyłuskiwała ze swojej głębi nieznane dzwięki, daremnie proszące o wyrażenieich w słowach.Od pewnego czasu, zaczęło się to mniej więcej pod koniec lata, prześladowałaMichasia jedna męcząca myśl, pragnienie chwilami tak nasilone, iż stawało siępotrzebą fizyczną: wypowiedzieć słowami wszystko, co istnieje, przedrzeć się nimipoprzez gąszcz codziennych spraw, aby dotrzeć wreszcie do tamtego, innego świata,którego obraz, zamglony i zmieniony jak dym, dostrzegał, lecz nie umiał nazwać.Niewiedział, o jakie słowa mu chodzi, wyobrażał je sobie rozmaicie, raz w barwach, kiedyindziej jako dzwięki układające się jeden przy drugim.Słyszał nieraz melodię, która,zdarzało się, męczyła go przez kilka dni, wracając w chwilach najmniejspodziewanych, nigdy jednak dość wyrazna, aby mógł ją głośno wyśpiewać.Właśnieta niemożność jakiegokolwiek wypowiedzenia się była najbardziej męcząca.Zdawałsobie sprawę, że słów, których potrzebował, używał i on sam, i inni ludzie.Chodziłowięc nie o nowe słowa, lecz o nowe ich zestawienie, o ów niewiadomy prąd, który miałprzez nie przepływać.Gdy Chrystus powiedział: Aazarzu, ja tobie mówię wstań , iAazarz wstał, były to słowa zwyczajne, a jednocześnie natchnione nadprzyrodzonąpotęgą.Tu właśnie podobnych trzeba było wyrazów.Aby, gdy powie się: rzeka -stawała się rzeka, a gdy zawoła się:.noc! - żeby noc wstawała z wszystkim, co jest jej ico ją tworzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Rozpięty wśród rozległych pól, niesiony wiatrami, złączony harmoniądnia i nocy, stale inny, a jednocześnie zawsze ten sam, wszystkiemu przychylny iwszystko ogarniający, stał ten świat w miejscu i płynął.Chłopiec nawet nie spostrzegł, jak w ciągu kilku miesięcy szybko począł sięoddalać od opiekuna.Pozornie bowiem nic się w ich stosunku nie zmieniło, aprzecież, choć obaj o tym nic nie wiedzieli, zmieniło się wszystko.Jeśli starcie niewybuchło zaraz, to dlatego, iż nie odchodzi się, gdy już się nie kocha.Jedna chwilaodrywa człowieka od człowieka i jedno drgnięcie serca zrywa więzy, które splatały całelata.Jest się już tak daleko, iż nie czuje się nawet potrzeby porzucenia i odejścia.To zpoczątku nie istnieje.Zresztą ta chwila decydująca pozostaje najczęściej nieznana.Odnajdujemy ją nieraz po latach dopiero, gdy wszystko się już dokonało i niczegozmienić nie można.Upłynie też dużo czasu, zanim Michaś będzie umiał wrócić poprzebytych śladach do miejsca, które tak wiele w jego życiu zmieniło.Cóż wtedyodkryje?Chłopiec, który dotąd nigdy nie kłamał i kłamstwem, jeśli z nim spotkał siępomiędzy kolegami, pogardzał, teraz bez żadnej zresztą świadomości winy zatajałprzed proboszczem spotkania z Siemionem, a zapytany wprost, co robił, odpowiadałwykrętami.Wydawało mu się, że gdyby ksiądz Siecheń dowiedział się o wszystkim,zabroniłby tych wycieczek.Zagrożony w wolności, nie odczuwał fałszu swoichtłumaczeń.Jak każdy, kto kłamie wiedziony instynktem samoobrony, nie miałświadomości, iż oszukuje.Był w nim zbyt wielki głód życia, aby wśród pragnień ledwierozwiniętych mogły znalezć oddzwięk skrupuły.Gnało go naprzód.Bo to, co ukazywałmu Siemion, nie miało końca, nie zamykało się niczym.Poza zasięgiem swego wzrokuwyczuwał świat jeszcze inny, niezbadany i jak sądził, nietknięty ludzką stopą, świat,który pragnął poznać i zdobyć, a o którego istnieniu świadczyły tylko tajemnicze echa.Pełne ich było powietrze, jakieś głosy rozbrzmiewały dokoła, a cisza nocy, gdy niespał, wyłuskiwała ze swojej głębi nieznane dzwięki, daremnie proszące o wyrażenieich w słowach.Od pewnego czasu, zaczęło się to mniej więcej pod koniec lata, prześladowałaMichasia jedna męcząca myśl, pragnienie chwilami tak nasilone, iż stawało siępotrzebą fizyczną: wypowiedzieć słowami wszystko, co istnieje, przedrzeć się nimipoprzez gąszcz codziennych spraw, aby dotrzeć wreszcie do tamtego, innego świata,którego obraz, zamglony i zmieniony jak dym, dostrzegał, lecz nie umiał nazwać.Niewiedział, o jakie słowa mu chodzi, wyobrażał je sobie rozmaicie, raz w barwach, kiedyindziej jako dzwięki układające się jeden przy drugim.Słyszał nieraz melodię, która,zdarzało się, męczyła go przez kilka dni, wracając w chwilach najmniejspodziewanych, nigdy jednak dość wyrazna, aby mógł ją głośno wyśpiewać.Właśnieta niemożność jakiegokolwiek wypowiedzenia się była najbardziej męcząca.Zdawałsobie sprawę, że słów, których potrzebował, używał i on sam, i inni ludzie.Chodziłowięc nie o nowe słowa, lecz o nowe ich zestawienie, o ów niewiadomy prąd, który miałprzez nie przepływać.Gdy Chrystus powiedział: Aazarzu, ja tobie mówię wstań , iAazarz wstał, były to słowa zwyczajne, a jednocześnie natchnione nadprzyrodzonąpotęgą.Tu właśnie podobnych trzeba było wyrazów.Aby, gdy powie się: rzeka -stawała się rzeka, a gdy zawoła się:.noc! - żeby noc wstawała z wszystkim, co jest jej ico ją tworzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]