[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Panna Nick nie żyje i nic wielkiego się nie stało.- Wcale nie oczekiwałem, że coś od razu się stanie.Powiedziałem, że trzeba mi dwudziestu czterech godzin.Mon ami, mam wrażenie, że jutro wiele rzeczy się wyjaśni.Jeśli nic, to znaczy że się myliłem od początku do końca.Z niecierpliwością czekam na jutrzejszą pocztę.Nazajutrz rano obudziłem się osłabiony, ale już bez gorączki.Byłem głodny.Kazaliśmy sobie podać śniadanie na górę.- No, cóż? - powiedziałem złośliwie, gdy Poirot przeglądał pocztę.- Czyżby listonosz zawiódł twoje oczekiwania?Poirot, który przed chwilą otworzył dwie koperty wyraźnie zawierające rachunki, nie odpowiedział.Wydawało mi się, że jest przygnębiony, a nie jak zwykle pewny siebie.Zacząłem przeglądać swoją pocztę.Pierwszy list był zaproszeniem na zebranie spirytystów.- Jeżeli wszystko inne nas zawiedzie - zaśmiałem się - będziemy musieli zwrócić się do spirytystów.Ciekawe, dlaczego oni nie zajmują się chwytaniem morderców? Cóż prostszego? Wywołuje się ducha osoby zamordowanej, a on wskazuje mordercę.- Nam niewiele by to pomogło - zamyślił się Poirot.- Bardzo wątpię, czy biedna Madzia wie, czyja ręka nacisnęła spust.Nawet gdyby mogła mówić, nie powiedziałaby nam nic ciekawego.Tiens! To dziwne!- Co takiego?- Wspomniałeś o duchach umarłych właśnie w chwili, gdy otwierałem ten list.Rzucił go w moją stronę.List był od matki Madzi Buckley i brzmiał, jak następuje:Probostwo LangleyDrogi Panie Poirot!Po powrocie do domu zastałam list od naszej biednej córki, pisany po przybyciu do St.Loo.Nie wyobrażam sobie, żeby list ten mógł Pana szczególnie zainteresować, ale przesyłam go na wszelki wypadek.Dziękuję raz jeszcze za wszystko, co Pan dla nas uczynił, i pozostaję Pańska oddanaJean BuckleyZałączony list prawdziwie mnie wzruszył.Był taki bezpośredni, tak prosty, niczym nie zapowiadający zbliżającej się tragedii:Droga mamo!Zajechałam szczęśliwie.Podróż była zupełnie wygodna.Do samego Exeter oprócz mnie znajdowały się w przedziale jeszcze tylko dwie osoby.Pogoda piękna.Nick jest zdrowa i wesoła, może trochę nerwowa, ale zupełnie nie potrafię zrozumieć, dlaczego wezwała mnie telegraficznie.Gdybym przyjechała we wtorek, też by się nic nie stało.Kończę na dziś.Idziemy na podwieczorek do sąsiadów.Są to jacyś Australijczycy, którzy wynajęli ten mały domek przy bramie.Nick mówi, że są szalenie mili.Przyjeżdżają tu pani Rice i pan Lazarus.On jest synem tego antykwariusza.Wrzucę ten list do skrzynki za bramą.Wyjmują listy za chwilę.Napiszę znów jutro rano.Twoja kochająca córkaMadziaPS Nick powiada, że wzywała mnie telegraficznie z ważnego powodu.Ma mi powiedzieć po podwieczorku, o co chodzi.Jest jakaś dziwna i okropnie nerwowa.- Głos umarłych - powiedział Poirot powoli.- I nic nam nie mówi.- Skrzynka do listów za bramą.Croft mówił, że do niej wrzucił kopertę z testamentem.- Tak powiedział? No tak.Ciekaw jestem, rzeczywiście jestem ciekaw!- Nic ciekawego nie ma poza tym w twojej poczcie?- Nie, Hastings.Niestety, nic.To okropne! Znowu gubię się w ciemnościach.Znowu nic nie wiem i nie rozumiem.W tej samej chwili zadzwonił telefon.Poirot podniósł słuchawkę.Od razu zauważyłem zmianę na jego twarzy.Mówił wprawdzie tonem niezwykłe spokojnym, ale po oczach jego poznałem, że jest niezwykle podniecony.Odpowiadał krótko, tak że zupełnie nie mogłem się domyślić, o co chodzi.Wreszcie powiedział: ”bardzo dobrze” i ”dziękuję bardzo”, i odłożył słuchawkę.- Mon ami! - wykrzyknął.- Czy nie mówiłem ci? Zaczyna się już coś dziać!- Co takiego?- To był pan Vyse.Powiadomił mnie, że w dzisiejszej poczcie znalazł kopertę zawierającą testament panny Buckley, z datą dwudziestego piątego lutego.- Co? Jej testament?- Évidemment.- A więc znalazł się?- W samą porę, co?- Czy myślisz, że Vyse mówi prawdę?- Czy też uważam, że ma ten testament u siebie od dawna? To chciałeś powiedzieć? Nie wiem.Raczej dziwna historia, ale jedno było pewne: kiedy rozejdzie się wiadomość, że panna Nick nie żyje, zaczną się dziać różne rzeczy.I widzisz, już się zaczyna!- To niebywałe! - wykrzyknąłem.- Miałeś zupełną rację.To zapewne ten testament, w którym jako główny spadkobierca figuruje Fryderyka Rice?- Vyse nic nie mówił o treści testamentu.Na to jest zbyt wielkim formalistą.Ale przypuszczam, że to ten sam testament.Powiada, że jest podpisany przez dwóch świadków, Ellen Wilson i jej męża.- A więc jesteśmy znów tam, skąd wyszliśmy! - zawołałem.- Fryderyka Rice! - Ta sama zagadka.- Fryderyka - mamrotałem bez sensu.- To właściwie ładne imię.- W każdym razie ładniejsze niż Freddie, a tak nazywają ją przyjaciele - zauważył Poirot.- Ce n’est pas joli34 dla młodej kobiety.- Niewiele jest zdrobnień od Fryderyka - powiedziałem.- To nie to co Magdalena.Magda, Magdusia, Madzia!.- Masz rację [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Panna Nick nie żyje i nic wielkiego się nie stało.- Wcale nie oczekiwałem, że coś od razu się stanie.Powiedziałem, że trzeba mi dwudziestu czterech godzin.Mon ami, mam wrażenie, że jutro wiele rzeczy się wyjaśni.Jeśli nic, to znaczy że się myliłem od początku do końca.Z niecierpliwością czekam na jutrzejszą pocztę.Nazajutrz rano obudziłem się osłabiony, ale już bez gorączki.Byłem głodny.Kazaliśmy sobie podać śniadanie na górę.- No, cóż? - powiedziałem złośliwie, gdy Poirot przeglądał pocztę.- Czyżby listonosz zawiódł twoje oczekiwania?Poirot, który przed chwilą otworzył dwie koperty wyraźnie zawierające rachunki, nie odpowiedział.Wydawało mi się, że jest przygnębiony, a nie jak zwykle pewny siebie.Zacząłem przeglądać swoją pocztę.Pierwszy list był zaproszeniem na zebranie spirytystów.- Jeżeli wszystko inne nas zawiedzie - zaśmiałem się - będziemy musieli zwrócić się do spirytystów.Ciekawe, dlaczego oni nie zajmują się chwytaniem morderców? Cóż prostszego? Wywołuje się ducha osoby zamordowanej, a on wskazuje mordercę.- Nam niewiele by to pomogło - zamyślił się Poirot.- Bardzo wątpię, czy biedna Madzia wie, czyja ręka nacisnęła spust.Nawet gdyby mogła mówić, nie powiedziałaby nam nic ciekawego.Tiens! To dziwne!- Co takiego?- Wspomniałeś o duchach umarłych właśnie w chwili, gdy otwierałem ten list.Rzucił go w moją stronę.List był od matki Madzi Buckley i brzmiał, jak następuje:Probostwo LangleyDrogi Panie Poirot!Po powrocie do domu zastałam list od naszej biednej córki, pisany po przybyciu do St.Loo.Nie wyobrażam sobie, żeby list ten mógł Pana szczególnie zainteresować, ale przesyłam go na wszelki wypadek.Dziękuję raz jeszcze za wszystko, co Pan dla nas uczynił, i pozostaję Pańska oddanaJean BuckleyZałączony list prawdziwie mnie wzruszył.Był taki bezpośredni, tak prosty, niczym nie zapowiadający zbliżającej się tragedii:Droga mamo!Zajechałam szczęśliwie.Podróż była zupełnie wygodna.Do samego Exeter oprócz mnie znajdowały się w przedziale jeszcze tylko dwie osoby.Pogoda piękna.Nick jest zdrowa i wesoła, może trochę nerwowa, ale zupełnie nie potrafię zrozumieć, dlaczego wezwała mnie telegraficznie.Gdybym przyjechała we wtorek, też by się nic nie stało.Kończę na dziś.Idziemy na podwieczorek do sąsiadów.Są to jacyś Australijczycy, którzy wynajęli ten mały domek przy bramie.Nick mówi, że są szalenie mili.Przyjeżdżają tu pani Rice i pan Lazarus.On jest synem tego antykwariusza.Wrzucę ten list do skrzynki za bramą.Wyjmują listy za chwilę.Napiszę znów jutro rano.Twoja kochająca córkaMadziaPS Nick powiada, że wzywała mnie telegraficznie z ważnego powodu.Ma mi powiedzieć po podwieczorku, o co chodzi.Jest jakaś dziwna i okropnie nerwowa.- Głos umarłych - powiedział Poirot powoli.- I nic nam nie mówi.- Skrzynka do listów za bramą.Croft mówił, że do niej wrzucił kopertę z testamentem.- Tak powiedział? No tak.Ciekaw jestem, rzeczywiście jestem ciekaw!- Nic ciekawego nie ma poza tym w twojej poczcie?- Nie, Hastings.Niestety, nic.To okropne! Znowu gubię się w ciemnościach.Znowu nic nie wiem i nie rozumiem.W tej samej chwili zadzwonił telefon.Poirot podniósł słuchawkę.Od razu zauważyłem zmianę na jego twarzy.Mówił wprawdzie tonem niezwykłe spokojnym, ale po oczach jego poznałem, że jest niezwykle podniecony.Odpowiadał krótko, tak że zupełnie nie mogłem się domyślić, o co chodzi.Wreszcie powiedział: ”bardzo dobrze” i ”dziękuję bardzo”, i odłożył słuchawkę.- Mon ami! - wykrzyknął.- Czy nie mówiłem ci? Zaczyna się już coś dziać!- Co takiego?- To był pan Vyse.Powiadomił mnie, że w dzisiejszej poczcie znalazł kopertę zawierającą testament panny Buckley, z datą dwudziestego piątego lutego.- Co? Jej testament?- Évidemment.- A więc znalazł się?- W samą porę, co?- Czy myślisz, że Vyse mówi prawdę?- Czy też uważam, że ma ten testament u siebie od dawna? To chciałeś powiedzieć? Nie wiem.Raczej dziwna historia, ale jedno było pewne: kiedy rozejdzie się wiadomość, że panna Nick nie żyje, zaczną się dziać różne rzeczy.I widzisz, już się zaczyna!- To niebywałe! - wykrzyknąłem.- Miałeś zupełną rację.To zapewne ten testament, w którym jako główny spadkobierca figuruje Fryderyka Rice?- Vyse nic nie mówił o treści testamentu.Na to jest zbyt wielkim formalistą.Ale przypuszczam, że to ten sam testament.Powiada, że jest podpisany przez dwóch świadków, Ellen Wilson i jej męża.- A więc jesteśmy znów tam, skąd wyszliśmy! - zawołałem.- Fryderyka Rice! - Ta sama zagadka.- Fryderyka - mamrotałem bez sensu.- To właściwie ładne imię.- W każdym razie ładniejsze niż Freddie, a tak nazywają ją przyjaciele - zauważył Poirot.- Ce n’est pas joli34 dla młodej kobiety.- Niewiele jest zdrobnień od Fryderyka - powiedziałem.- To nie to co Magdalena.Magda, Magdusia, Madzia!.- Masz rację [ Pobierz całość w formacie PDF ]