[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Z Gor-donem też wszystko w porządku.Nie na tyle, żeby mógł was przywitać nabrzegu, ale bardzo chciałby was potem zobaczyć.Czeka w izbie chorych.Svenowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać.Z radosnym uśmie-chem ruszył przed siebie.Ellie odprowadziła go przyjaznym wzrokiem.Sven wracał do domu, do swojej ukochanej żony i córeczek.Jego badaniapowiodły się.Jego przyjaciele byli bezpieczni, a on był szczęśliwy.Od-wróciła się i zobaczyła Leetona.Wszystko, czego chciała, to położyć mu głowę na piersiach i rozpłakaćsię, ale on stał wśród mężczyzn, wyładowujących rzeczy z LARC, i nawetnie próbował się do niej uśmiechnąć.Uczucie zimna przeszyło ją aż doszpiku kości.- Jak twoje ramię? - spytał chłodno.- To draśnięcie - skłamała.- Stephen je oglądał.Z całego serca pragnęła podzielić się z tym mężczyzną wiszącą nad niągrozbą, ale jego chłód powstrzymywał ją.A poza tym AIDS był koszma-rem, który dotknął Gordona, a nie ją, daj Boże.Zresztą obiecała Gordo-nowi milczenie.Zadrżała i odwróciła się.- Ellie.Stanęła, wciąż odwrócona do niego plecami.- Uratowałaś Gordonowi życie - powiedział oficjalnym tonem - i powi-nienem ci podziękować.- Nie ma potrzeby.Postąpiłabym w ten sam sposób wobec każdego.-Wzięła głęboki oddech.- Nawet wobec ciebie, doktorze Connor.Ellie odzyskała wreszcie swoje rzeczy, w tym także aparat fotograficz-ny.Pokrowiec był strzaskany, ale wodoodporna obudowa wydawała się101SRnienaruszona.Wstrzymując oddech zamknęła się w małej ciemni i otwo-rzyła aparat.Film nie był zniszczony.- Gdzie udało się wam go znalezć? - spytała Svena.Ręce miała pełneświetnych zdjęć alg.- To nie moja zasługa - odpowiedział Sven.- Aparat leżał na krze, tużobok miejsca, w którym pojawił się wasz przyjaciel, lampart morski.Zo-baczyliśmy go przez lornetkę i Lee powiedział, że spróbuje go dla ciebieodzyskać.- Lee.- To szaleństwo, prawda? - przyznał Sven.- Popłynął sam, bo to wbrewwszelkim przepisom, aby dwie osoby były w łódce i nikogo na brzegu.-Zawahał się przez chwilę.- Również wbrew wszelkim przepisom jestpływanie łódką, kiedy tylko dwie osoby są w obozie.Ale spróbował i cie-szę się, że aparat nie został zniszczony.Mam nadzieję, że zdjęcia są tegowarte.- Zrobił to.- A wiesz co jest najbardziej niesamowite? - powiedział Sven.- Dlacze-go uznałem, że Lee zwariował? Wasz przyjaciel znowu siedział na brze-gu, dokładnie w tym samym miejscu, i cały czas patrzył.Tylko tym razemmusiała go bardzo boleć głowa.Chyba jest jak krokodyl z Piotrusia Pana:spróbował ludzkiego mięsa i chce więcej.- Sven zadrżał.- Ten człowiekjest albo szalony, albo zakochany.- Bzdury - wzdrygnęła się.Spojrzała na fotografie.- Gordon musi jezobaczyć.Może to uzdrowi jego nogę.Na łóżku Gordona siedział Leeton z plikiem notatek w ręku.- Przepraszam - powiedziała niezgrabnie Ellie, widząc, że Gordon niejest sam.- Przyjdę pózniej.- Nie.- Leeton wstał.- Właśnie wychodzę.Zebrał papiery z łóżka, od-wrócił się i zauważył zdjęcia, które przyniosła.102SR- Coś ciekawego? - zapytał łagodnie.- Algi - odpowiedziała miękko i rozłożyła zdjęcia na łóżku Gordona.To było cudowne.Niebiesko-zielone algi pokrywające cienką taflę lodu.Ellie sfotografowała je z morzem w tle.Zwiatło słoneczne przeświecałoprzez lód i odbijało się od wody.Fotografia wydobyła z alg całe ich pięk-no.Gordon przeglądał zdjęcie za zdjęciem.Twarz mu się rozjaśniła i wyrazdepresji zniknął z jego oczu.- Są cholernie piękne - wyszeptał w końcu.- Mam czego chciałem.- A czego chciałeś? - Uśmiechnęła się Ellie.Ale Gordon znowu pogrą-żył się w oglądaniu zdjęć, odpowiedz pozostawiając Leetonowi.- Gordon, poza tą dziką obsesją na punkcie wy-drzyków, cały czas zaj-mował się też algami - powiedział Leeton, a mężczyzna w łóżkuuśmiechnął się cierpko.- One są diabelnie ważne.Kożuch z alg na wodzieoznacza jedzenie dla kryla.Kryl, z kolei, stanowi podstawowe pożywieniepięciu gatunków wielorybów, trzech gatunków fok, dwudziestu ryb i wie-lu ptaków, wliczając w to pingwiny.Kiedy kryla jest naprawdę dużo, na-wet wieloryby mogą się wyżywić, ale jeśli coś stanie się algom, a przez tokrylowi, wszystkim tym gatunkom będzie groziła zagłada.Ellie skinęła głową i zaczęła zbierać fotografie.- W takim razie dziękuję za uratowanie mego aparatu - powiedziałasztywno.- Zdaje się, że było warto.- Zrobiłem to dla Gordona - powiedział Leeton równie sztywno.- No ize względu na nasze badania.- Oczywiście.Stali patrząc na siebie, aż w końcu Gordon wybuchnął śmiechem.- Są fantastyczne, Ellie - powiedział, a następnie zwrócił się do Leetona.- A czy sfotografowałeś moje wydrzyki?103SR- Tak.- Leeton westchnął i włożył ręce do kieszeni.- Na pewno jednaknie tak dobrze, jak zrobiłaby to doktor Michaels.- Tu też jest ich trochę - powiedział Gordon.- Ellie, mogłabyś sfotogra-fować je na wysypisku śmieci? Trzeba pokazywać i dobre, i złe strony.- Mogę, oczywiście.- Ellie skinęła głową.- Pokaż jej, co się dzieje z ptakami na śmietnisku - Gordon polecił Le-etonowi.- Pokażę - odparł spokojnie Leeton.- No, idzcie już.Poszedłbym sam, ale lekarz zabrania mi wstawać złóżka.Ubrali się i poszli w stronę wielkiego zwałowiska śmieci za obozem.Jużz daleka nos Ellie wykrzywił się ze wstrętem.Nawet tak magiczne miejscejak Antarktyda ma swoje cienie.Wydrzyki metodycznie grzebały w śmieciach.Porzucone części ma-szyn i inne odpadki piętrzyły się wysoko, tworząc nie tylko przykry dlaoczu obraz, ale i zagrażając naturalnemu życiu zwierząt.Ellie robiła zdję-cia, podczas gdy Leeton buszował wśród śmieci.Wreszcie podniósł mar-twego wydrzyka, położył go na skale i czekał, aż Ellie podejdzie bliżej.Biedny ptak udławił się plastikiem, którego kawałek ciągle jeszcze wy-stawał mu z dzioba.Leeton patrzył ponuro w przestrzeń, kiedy Ellie na-stawiała aparat.- Sfotografuj*to dokładnie - powiedział szorstko.Rzuciła nerwowe spojrzenie w jego stronę i powróciła do fotografowa-nia.Ten człowiek był dla niej zagadką.Wyczuwała w jego głosie gniewwiększy niż kiedykolwiek przedtem.Złościła go niepotrzebna śmierćbrzydkiego ptaka.- Chcę jeszcze sfotografować psy - powiedziała cicho.- Są uwiązane po drugiej stronie bazy - odrzekł.Było ich osiem i wszystkie przywitały Leetona entuzjastycznym szcze-kaniem.Podszedł do długowłosych husky, witając każdego po imieniu.104SR- Nudzą się tutaj - zauważył Leeton.-To rasa psów pociągowych, nieste-ty nie ma tu dla nich zajęcia, a nie możemy pozwolić, by biegały swobod-nie, ze względu na bezpieczeństwo pingwinów.Ellie patrzyła, jak ostatni, najmłodszy pies skamle z zachwytu pod do-tykiem jego ręki.Leeton spuścił go z łańcucha.- Czy widziałaś już lodowiec? - zapytał nagle.- Ja? Nie.- Ellie odpowiedziała niepewnie.Spojrzał na psa.- To jest Marbuck - oznajmił.- Lodowiec Curtin jest tylko o pół godzi-ny drogi stąd.Marbuck może pójść z nami.- Pogładził psa po puszystymfutrze.- Pójdziesz, stary?Pies oszalał z radości, a inne psy rozszczekały się z zazdrości.- Wszystkie czasem biegają - powiedział Leeton.- Gdy ktoś ma wolną chwilę, zabiera jednego na spacer.Nie więcej niżjednego naraz, żeby nie wymknął się spod kontroli.Wez wszystko, co cipotrzebne: wyruszamy za pięć minut.- Nie wiem.- Ale ja wiem! - powiedział cierpko [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.- Z Gor-donem też wszystko w porządku.Nie na tyle, żeby mógł was przywitać nabrzegu, ale bardzo chciałby was potem zobaczyć.Czeka w izbie chorych.Svenowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać.Z radosnym uśmie-chem ruszył przed siebie.Ellie odprowadziła go przyjaznym wzrokiem.Sven wracał do domu, do swojej ukochanej żony i córeczek.Jego badaniapowiodły się.Jego przyjaciele byli bezpieczni, a on był szczęśliwy.Od-wróciła się i zobaczyła Leetona.Wszystko, czego chciała, to położyć mu głowę na piersiach i rozpłakaćsię, ale on stał wśród mężczyzn, wyładowujących rzeczy z LARC, i nawetnie próbował się do niej uśmiechnąć.Uczucie zimna przeszyło ją aż doszpiku kości.- Jak twoje ramię? - spytał chłodno.- To draśnięcie - skłamała.- Stephen je oglądał.Z całego serca pragnęła podzielić się z tym mężczyzną wiszącą nad niągrozbą, ale jego chłód powstrzymywał ją.A poza tym AIDS był koszma-rem, który dotknął Gordona, a nie ją, daj Boże.Zresztą obiecała Gordo-nowi milczenie.Zadrżała i odwróciła się.- Ellie.Stanęła, wciąż odwrócona do niego plecami.- Uratowałaś Gordonowi życie - powiedział oficjalnym tonem - i powi-nienem ci podziękować.- Nie ma potrzeby.Postąpiłabym w ten sam sposób wobec każdego.-Wzięła głęboki oddech.- Nawet wobec ciebie, doktorze Connor.Ellie odzyskała wreszcie swoje rzeczy, w tym także aparat fotograficz-ny.Pokrowiec był strzaskany, ale wodoodporna obudowa wydawała się101SRnienaruszona.Wstrzymując oddech zamknęła się w małej ciemni i otwo-rzyła aparat.Film nie był zniszczony.- Gdzie udało się wam go znalezć? - spytała Svena.Ręce miała pełneświetnych zdjęć alg.- To nie moja zasługa - odpowiedział Sven.- Aparat leżał na krze, tużobok miejsca, w którym pojawił się wasz przyjaciel, lampart morski.Zo-baczyliśmy go przez lornetkę i Lee powiedział, że spróbuje go dla ciebieodzyskać.- Lee.- To szaleństwo, prawda? - przyznał Sven.- Popłynął sam, bo to wbrewwszelkim przepisom, aby dwie osoby były w łódce i nikogo na brzegu.-Zawahał się przez chwilę.- Również wbrew wszelkim przepisom jestpływanie łódką, kiedy tylko dwie osoby są w obozie.Ale spróbował i cie-szę się, że aparat nie został zniszczony.Mam nadzieję, że zdjęcia są tegowarte.- Zrobił to.- A wiesz co jest najbardziej niesamowite? - powiedział Sven.- Dlacze-go uznałem, że Lee zwariował? Wasz przyjaciel znowu siedział na brze-gu, dokładnie w tym samym miejscu, i cały czas patrzył.Tylko tym razemmusiała go bardzo boleć głowa.Chyba jest jak krokodyl z Piotrusia Pana:spróbował ludzkiego mięsa i chce więcej.- Sven zadrżał.- Ten człowiekjest albo szalony, albo zakochany.- Bzdury - wzdrygnęła się.Spojrzała na fotografie.- Gordon musi jezobaczyć.Może to uzdrowi jego nogę.Na łóżku Gordona siedział Leeton z plikiem notatek w ręku.- Przepraszam - powiedziała niezgrabnie Ellie, widząc, że Gordon niejest sam.- Przyjdę pózniej.- Nie.- Leeton wstał.- Właśnie wychodzę.Zebrał papiery z łóżka, od-wrócił się i zauważył zdjęcia, które przyniosła.102SR- Coś ciekawego? - zapytał łagodnie.- Algi - odpowiedziała miękko i rozłożyła zdjęcia na łóżku Gordona.To było cudowne.Niebiesko-zielone algi pokrywające cienką taflę lodu.Ellie sfotografowała je z morzem w tle.Zwiatło słoneczne przeświecałoprzez lód i odbijało się od wody.Fotografia wydobyła z alg całe ich pięk-no.Gordon przeglądał zdjęcie za zdjęciem.Twarz mu się rozjaśniła i wyrazdepresji zniknął z jego oczu.- Są cholernie piękne - wyszeptał w końcu.- Mam czego chciałem.- A czego chciałeś? - Uśmiechnęła się Ellie.Ale Gordon znowu pogrą-żył się w oglądaniu zdjęć, odpowiedz pozostawiając Leetonowi.- Gordon, poza tą dziką obsesją na punkcie wy-drzyków, cały czas zaj-mował się też algami - powiedział Leeton, a mężczyzna w łóżkuuśmiechnął się cierpko.- One są diabelnie ważne.Kożuch z alg na wodzieoznacza jedzenie dla kryla.Kryl, z kolei, stanowi podstawowe pożywieniepięciu gatunków wielorybów, trzech gatunków fok, dwudziestu ryb i wie-lu ptaków, wliczając w to pingwiny.Kiedy kryla jest naprawdę dużo, na-wet wieloryby mogą się wyżywić, ale jeśli coś stanie się algom, a przez tokrylowi, wszystkim tym gatunkom będzie groziła zagłada.Ellie skinęła głową i zaczęła zbierać fotografie.- W takim razie dziękuję za uratowanie mego aparatu - powiedziałasztywno.- Zdaje się, że było warto.- Zrobiłem to dla Gordona - powiedział Leeton równie sztywno.- No ize względu na nasze badania.- Oczywiście.Stali patrząc na siebie, aż w końcu Gordon wybuchnął śmiechem.- Są fantastyczne, Ellie - powiedział, a następnie zwrócił się do Leetona.- A czy sfotografowałeś moje wydrzyki?103SR- Tak.- Leeton westchnął i włożył ręce do kieszeni.- Na pewno jednaknie tak dobrze, jak zrobiłaby to doktor Michaels.- Tu też jest ich trochę - powiedział Gordon.- Ellie, mogłabyś sfotogra-fować je na wysypisku śmieci? Trzeba pokazywać i dobre, i złe strony.- Mogę, oczywiście.- Ellie skinęła głową.- Pokaż jej, co się dzieje z ptakami na śmietnisku - Gordon polecił Le-etonowi.- Pokażę - odparł spokojnie Leeton.- No, idzcie już.Poszedłbym sam, ale lekarz zabrania mi wstawać złóżka.Ubrali się i poszli w stronę wielkiego zwałowiska śmieci za obozem.Jużz daleka nos Ellie wykrzywił się ze wstrętem.Nawet tak magiczne miejscejak Antarktyda ma swoje cienie.Wydrzyki metodycznie grzebały w śmieciach.Porzucone części ma-szyn i inne odpadki piętrzyły się wysoko, tworząc nie tylko przykry dlaoczu obraz, ale i zagrażając naturalnemu życiu zwierząt.Ellie robiła zdję-cia, podczas gdy Leeton buszował wśród śmieci.Wreszcie podniósł mar-twego wydrzyka, położył go na skale i czekał, aż Ellie podejdzie bliżej.Biedny ptak udławił się plastikiem, którego kawałek ciągle jeszcze wy-stawał mu z dzioba.Leeton patrzył ponuro w przestrzeń, kiedy Ellie na-stawiała aparat.- Sfotografuj*to dokładnie - powiedział szorstko.Rzuciła nerwowe spojrzenie w jego stronę i powróciła do fotografowa-nia.Ten człowiek był dla niej zagadką.Wyczuwała w jego głosie gniewwiększy niż kiedykolwiek przedtem.Złościła go niepotrzebna śmierćbrzydkiego ptaka.- Chcę jeszcze sfotografować psy - powiedziała cicho.- Są uwiązane po drugiej stronie bazy - odrzekł.Było ich osiem i wszystkie przywitały Leetona entuzjastycznym szcze-kaniem.Podszedł do długowłosych husky, witając każdego po imieniu.104SR- Nudzą się tutaj - zauważył Leeton.-To rasa psów pociągowych, nieste-ty nie ma tu dla nich zajęcia, a nie możemy pozwolić, by biegały swobod-nie, ze względu na bezpieczeństwo pingwinów.Ellie patrzyła, jak ostatni, najmłodszy pies skamle z zachwytu pod do-tykiem jego ręki.Leeton spuścił go z łańcucha.- Czy widziałaś już lodowiec? - zapytał nagle.- Ja? Nie.- Ellie odpowiedziała niepewnie.Spojrzał na psa.- To jest Marbuck - oznajmił.- Lodowiec Curtin jest tylko o pół godzi-ny drogi stąd.Marbuck może pójść z nami.- Pogładził psa po puszystymfutrze.- Pójdziesz, stary?Pies oszalał z radości, a inne psy rozszczekały się z zazdrości.- Wszystkie czasem biegają - powiedział Leeton.- Gdy ktoś ma wolną chwilę, zabiera jednego na spacer.Nie więcej niżjednego naraz, żeby nie wymknął się spod kontroli.Wez wszystko, co cipotrzebne: wyruszamy za pięć minut.- Nie wiem.- Ale ja wiem! - powiedział cierpko [ Pobierz całość w formacie PDF ]