[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wsunęła papierosa do ust i przytknęła doniego zapałkę.- Musisz się zaciągać, głuptasie - powiedział Roland.Tilda poszukała wzrokiem Da-ragha.Roland zabębnił palcami o stół.- Gdzie ten chłopak.Co za idiotyczna.Daragh wyszedł do ogródka, niosąc zamówione drinki.Ustawił przed dziewczętamiszklanki z lemoniadą, a następnie zdjął z tacy kufel.W tej samej chwili udał, że się potyka ipiwo chlusnęło obficie na gors koszuli Rolanda.- Tak mi przykro.Ależ niezdara ze mnie - powiedział Canavan i odszedł w stronęwejścia do restauracji.Roland zerwał się na równe nogi, dysząc z wściekłości.Emily rzuciła się do niego zchusteczką w ręku, a Tilda wstała tak gwałtownie, że o mało co nie przewróciła krzesła, ipobiegła za Daraghem.Ciemny bar był pełen farmerów.Na podłodze leżała warstwa błota z ich butów.Aniśladu Daragha.Mężczyzni gwizdali na nią, ktoś chwycił ją za rękaw i przyciągnął do siebie.Tilda zaklęła głośno, strząsnęła rękę natręta, po czym przepchnęła się przez tłum do głów-nego wyjścia.Lecz choć rozglądała się po drodze jak oszalała, dostrzegła tylko fioletowecienie budynków.SR Roland i Emily wyszli z ogrodu na ulicę.- Chodzmy lepiej piechotą, żeby siedzenia nie przesiąkły piwem - szepnęła proszącodziewczyna.Roland rzucił siostrze przelotne spojrzenie.- Zachowałem się jak idiota.Nie wiem dlaczego.Widocznie sobie na to wszystko za-służyłem.Wyżął koszulę.- Daragh nie jest taki zły, Rollo.Miły z niego chłopak, lubi żartować.I nie próbowałniczego.no wiesz.Roland skinął głową.- Tak czy inaczej, powinnaś się trzymać od niego z daleka.- Ale ja go kocham! Potter pokręcił głową.- Nie bądz głupia.- Naprawdę! A ty nic nie rozumiesz.- On do nas nie pasuje - powiedział najłagodniej, jak umiał.- A poza tym jest do sza-leństwa zakochany w Tildzie.W poważnych oczach brata wyczytała prawdę.Z bólem serca przyjęła ją więc do wia-domości i zrozumiała tę paskudną scenę w pubie.- Tak jak ty, najdroższy braciszku.- Racja.- Roland wsadził rękę do kieszeni i wyciągnął z niej papierośnicę.Emilywzięła papierosa.Azy płynęły jej po twarzy, ramiona drżały.Roland podał jej chusteczkę.- Wytrzyj twarz, staruszko.Zaciśnij zęby i.no wiesz.On nie da jej szczęścia.Nawetnie ma szans.Tilda znalazła Daragha w połowie drogi do Southam.Chłopak opierał się o przęsłomostu i patrzył w wodę.Zahamowała, zawołała go po imieniu i zeskoczyła z siodełka.Podniósł na nią wzrok.- Gdzie są twoi mądrzy przyjaciele, Tildo?- Pojęcia nie mam.Dobrze się czujesz? Ręce oparł o balustradę.- Wspaniale, po prostu wspaniale.- W pubie.SR - W pubie zachowałem się jak skończony błazen.Byłem zazdrosny.- O Rolanda?Wyciągnął ze złością dłonie.- Ten jego samochód.garnitur.pieniądze.nawet skarpetki.Zwięci anieli!- Skarpetki? - Tilda zachichotała.Daragh wykrzywił usta w uśmiechu.- No wiesz, takie śliczne z rombowym wzorkiem.Nie to, co moje.Zrzucił but.W jego ręcznie robionej skarpecie była dziura wielkości kartofla.- Och, Daraghu.- Miłościwa panienko, nogi mam czarne jak noc.- Wszedł do strumienia; woda sięga-ła mu do kolan.- Chodz do mnie, kochana, jest cudownie.Tilda zrzuciła buty i zanurzyła w wodzie palec od nogi.- Lodowata!- Ależ z ciebie dzieciak! - Wyszedł na brzeg i porwał dziewczynę w ramiona.Krzyk-nęła, lecz przywarła do niego mocno, a potem wybuchnęła śmiechem.- Jesteś czarownicą, Tildo Greenlees - powiedział Daragh cicho.Schyliwszy głowę,przycisnął natarczywe, głodne wargi do ust dziewczyny.Nie chciała, by przestał.- Jesteś czarownicą - powtórzył, kiedy w końcu się rozdzielili.- I rzuciłaś na mnieurok - dokończył, wypuszczając ją z objęć tak, że wpadła ze śmiechem i krzykiem dochłodnej, zielonej wody.Ilekroć Daragh miał wolne popołudnie, spotykał się Tildą, po czym razem jechali doSoutham.Raz Tilda złapała gumę i musieli zostawić jej pojazd w rowie.Dziewczyna usia-dła na ramie roweru Daragha, a on śpiewał na cały głos  Gwiazdę hrabstwa" i  Zatokę Gal-way".Ludzie pracujący na polu odwracali głowy i patrzyli, jak Daragh zatacza po drodzecoraz bardziej ścięte kółka.Tilda aż krzyknęła ze strachu i kazała mu się zatrzymać.Chło-pak przystanął posłusznie, a ona wpadła mu w ramiona, po czym znów zaczęli się całować.Raz Daragh pożyczył konia - Tilda nigdy się nie dowiedziała skąd.Ona siedziała zprzodu, on z tyłu i tak jezdzili przez parę godzin.Kiedy dotarli do barierki kanału, zatrzymałzwierzę klaśnięciem języka i wychylił się naprzód, obejmując Tildę w talii i pieszcząc usta-mi jej szyję.Gdy dotknął jej piersi, dziewczyna zapragnęła nagle zapomnieć o wszystkichostrzeżeniach ciotki i oddać mu się natychmiast, ale zamiast tego zmusiła konia do galopu iSR pofrunęli razem przez pole - Daragh udając, że ześlizguje się z siodła, Tilda przytulona dokońskiej grzywy.Nigdy nie znała nikogo takiego jak Daragh Canavan.Raz zabrał ją do eleganckiejherbaciarni i z nienagannym angielskim akcentem zamówił ciastka.Jedno roześmiane zielo-ne oko zasłaniał mu monokl (któryś z gości zostawił go w pubie).W dzień osiemnastychurodzin Tilda znalazła pod drzwiami pęk pierwiosnków i krokusów, a na wąskiej ścieżceprzed domem widniało jej imię ułożone z kwiatów.Pewnego dnia opuściła zajęcia i poszła zDaraghem na potańcówkę; chłopak sunął po parkiecie z niedbałą łatwością i wdziękiem.Po-tem pocałował ją na oczach kelnerek na środku zatłoczonej sali, tak że dziewczynie zaparłodech.Starsze kobiety mruczały coś z dezaprobatą, lecz w oczach rówieśniczek Tilda dojrza-ła zazdrość.W kościele w Southam tak długo majstrował przy zamku, aż w końcu drzwiczki ustą-piły i poszli na górę wąskimi, krętymi schodkami prowadzącymi na dzwonnicę.Z wieżywidzieli całe połacie pól, prostą linię kanału, a w oddali duże kwadratowe domy.- Co to jest? - spytał Daragh, wskazując jeden z budynków.- Dwór - wyjaśniła Tilda.- Mieszkają w nim de Paveleyowie.Tylko ojciec z córką.Dziwne, dwoje ludzi w takim dużym domu.Nie potrafię sobie czegoś takiego wyobrazić, aty?Daragh stanął za plecami Tildy.Objął ją od tyłu, dotknął piersi.Nie pocałował jednakdziewczyny, bo byli w kościele, więc nie wypadało.- A ja tak - odparł.- Nawet nie wiesz, jak dobrze.W lipcu, gdy drogi pobielił kurz, Sarah poważnie zaniemogła z powodu wysokiej go-rączki, a Edward de Paveley spoczął na łożu śmierci.Zbliżająca się śmierć starego dziedzicazawisła nad wsią niczym całun.Powietrze zastygło w bezruchu, wisiało w nim jakieś ner-wowe oczekiwanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl