[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Druga taka sama! Z pewnoÅ›ciÄ… i ty wiesz, gdziepodziewa siÄ™ Marie-Marguerite.Wszyscy to wiedzÄ… z wyjÄ…tkiem jej wÅ‚asnej matki! - Marie-Marguerite? Ale co siÄ™ staÅ‚o? O niczym nie mam pojÄ™cia.- Ha, pewnie, pewnie! Zbytnio byÅ‚aÅ› zajÄ™ta figlowaniem z tym swoim galernikiem! Namój koszt popija siÄ™ winko i Å‚yka ostrygi, piÄ™knie! ZrobiÅ‚am ciÄ™ markizÄ…, a ty? MarnujeszpozycjÄ™ i caÅ‚Ä… swÄ… przyszÅ‚ość dla jakiegoÅ› kryminalisty!- On nie jest kryminalistÄ… - sprostowaÅ‚am lodowato.- Już tak jakby byÅ‚! - prychnęła.- MiesiÄ…c nie minie, a Brissac nos mu obetnie,zobaczysz! - Szybko zmieniÅ‚am temat, by skierować jej furiÄ™ w innÄ… stronÄ™.- Marie-Marguerite bÄ™dzie chyba już wkrótce rodzić, nieprawdaż? Nie myÅ›laÅ‚am, że wtakim okresie zechce siÄ™ wynieść z domu.- Ach, podÅ‚e ladaco, niewdziÄ™cznica! To ja dajÄ™ dziesięć tysiÄ™cy franków memuprzyjacielowi Romaniemu, by z niej zrobiÅ‚ uczciwÄ… kobietÄ™, a ta go odrzuca!  Matko -zaczęła przedrzezniać jÄ™kliwy gÅ‚os pasierbicy - ja za niego nie wyjdÄ™.To zawodowytruciciel. Aż mnÄ… zatrzÄ™sÅ‚o. A co ty sobie myÅ›lisz, księżniczko - mówiÄ™ - kto ciÄ™ bÄ™dzieżywiÅ‚, co? ZwÅ‚aszcza teraz, gdyÅ› rozdÄ™ta jak maciora i nic nie robisz, tylko wylegujesz siÄ™caÅ‚ymi dniami? Romani to geniusz, czÅ‚owiek o tysiÄ…cu twarzy!  A niech sobie nawet bÄ™dziegeniuszem, i tak go nie chcÄ™.ChcÄ™ mieć przyzwoitego męża.Tak mi powiedziaÅ‚a ta maÅ‚aidiotka. Przyzwoity to ten jej pasztetnik.I co ona w nim widzi? %7Å‚eby to chociaż miaÅ‚wÅ‚asny sklep! A gdzie tam, zwyczajny wÄ™drowny handlarz! Nie oddam córki takiej hoÅ‚ocie.Jak jej to powiedziaÅ‚am, uciekÅ‚a.SwojÄ… drogÄ… trudno sobie wyobrazić, jakim cudem i gdzietakie coÅ› jak ona mogÅ‚o uciec.RozdÄ™te to gorzej niż locha, a wolniejsze chyba od Å›limaka.Noale już ja jÄ… znajdÄ™, choćby moi ludzie musieli przetrzÄ…snąć wszystkie domy w tym mieÅ›cie!- Marie-Marguerite zle zrobiÅ‚a.Powinna doprawdy sÅ‚uchać tych, którzy chcÄ… jejdobra.- WygÅ‚osiÅ‚am tÄ™ opiniÄ™ frasobliwym tonem, jednak nie dość chyba przekonywajÄ…co, boPani Wiedzma obrzuciÅ‚a mnie wyraznie podejrzliwym spojrzeniem.- Mam nadziejÄ™, mademoiselle, że nie prawisz mi tu sarkastycznych uwag.Bo kiedyżto ty sama tak mnie sÅ‚uchaÅ‚aÅ›? IdÄ™ o zakÅ‚ad, że po tej ostatniej rozpuÅ›cie twój przychód niewyniesie nawet zÅ‚amanego sou! - ByÅ‚a już pora wyciÄ…gnąć z rÄ™kawa mego asa.- Prawda, żeprzez ubiegÅ‚e dwa tygodnie nic nie zarobiÅ‚am, otrzymaÅ‚am jednak zaproszenie do samegokróla.Mam stawić siÄ™ przed jego majestatem w przyszÅ‚ym tygodniu, gdy tylko powróci doSaint-Germain-en-Laye.Nasz pan, jak mówiÄ…, lubi nowoÅ›ci.Widać wieść o mnie w koÅ„cu doniego dotarÅ‚a.La Voisin z wrażenia wstrzymaÅ‚a oddech.- Buckingham musiaÅ‚ mu powiedzieć - wyszeptaÅ‚a.- Albo Primi. - Nie, Visconti by tego nie zrobiÅ‚, on uważa ciÄ™ za rywalkÄ™.Ach, wiedziaÅ‚am,wiedziaÅ‚am, że wysoko zajdziesz! Twój akcent, twoje maniery! Kto tego nie wyniósÅ‚ z domu,ten siÄ™ i nie nauczy.Może na gÅ‚owie stawać, a i tak bÄ™dzie to zawsze tylko kiepska namiastka!No, może mi teraz powiesz, kto ciÄ™ przygotowaÅ‚ do tego wielkiego lotu?- Ty, madame, i jestem ci za to wdziÄ™czna.Postaram siÄ™ jak najlepiej wykrzystać taksprzyjajÄ…cÄ… sposobność, obiecujÄ™.- O, to rozumiem! Teraz mówisz jak moje kochane dziecko! Prawdziwsze aniżeli mojawÅ‚asna córka, bo za takÄ… uważam tÄ™ swojÄ… niegodziwÄ… pasierbicÄ™.DziaÅ‚aj rozważnie, mojadroga, a kto wie, może zastÄ…pisz Viscontiego przy boku króla.- Mrzonki, pomyÅ›laÅ‚am.Król,który cheÅ‚pi siÄ™ tym, że nie przyjmuje rad od kobiet, nigdy by siÄ™ nie splamiÅ‚ posiadaniemnadwornej wróżbitki.Pani Wiedzma daÅ‚a siÄ™ jednak ponieść swojej wybujaÅ‚ej wyobrazni, przez co staÅ‚a siÄ™nader wylewna.Nie obeszÅ‚o siÄ™ bez butelki najlepszego wina z wÅ‚asnych piwnic: nawetAntoine i jej najstarszy chÅ‚opak Å‚askawie otrzymali po szklaneczce.- Prawda, jeszcze marcepany! Wiem, wiem, jak je lubisz! - wykrzyknęła podsuwajÄ…csiÄ™ boczkiem ku zamkniÄ™tej skrytce w kredensie.Niech jÄ… licho! Jakąż przyjemność sprawiaÅ‚jej fakt, że po blisko piÄ™cioletniej znajomoÅ›ci wciąż jeszcze nie zdoÅ‚aÅ‚am wykryć, skÄ…d onabierze ten marcepan.Najlepszy w Paryżu.MogÅ‚am kupić sobie wszystko: opium, arszenik,goÅ‚Ä™bie serca, a nawet żabie pazury, wszystko z wyjÄ…tkiem mego ulubionego smakoÅ‚yku.WiedziaÅ‚a o tym i dlatego ilekroć szÅ‚a go przynieść, na jej ustach goÅ›ciÅ‚ ów afektowany, peÅ‚entriumfu uÅ›mieszek.TrochÄ™ mnie to irytowaÅ‚o, reflektowaÅ‚am siÄ™ jednak; lepiej dać jej spokój.Może w koÅ„cu zmiÄ™knie i sama mi powie.Ach, uwielbiaÅ‚am te jej marcepany! ByÅ‚y takfantastycznie sÅ‚odkie, tak nasycone jakÄ…Å› pysznoÅ›ciÄ…, że aż rozpÅ‚ywaÅ‚y siÄ™ w ustach.CzuÅ‚o siÄ™w nich migdaÅ‚y i coÅ› jeszcze.Co? Tego już nie sposób byÅ‚o odgadnąć.ZjadÅ‚am kilkakawaÅ‚ków i wypiÅ‚am szklaneczkÄ™ wina.WyszÅ‚am dopiero wtedy, gdy byÅ‚am już pewna, żePani Wiedzma rzeczywiÅ›cie odzyskaÅ‚a dobry humor.La Lepere, której głównym zajÄ™ciem byÅ‚o spÄ™dzanie pÅ‚odu, ostatnio poszÅ‚a w górÄ™, i tozarówno dosÅ‚ownie, jak i w przenoÅ›ni.ZajmowaÅ‚a teraz dwa pokoje na czwartym piÄ™trzewÄ…skiej i obskurnej kamienicy, w której na pierwszym piÄ™trze mieÅ›ciÅ‚ siÄ™ sklep ze wstążkami.PrzystanÄ…wszy na szczycie klatki schodowej, zobaczyÅ‚am jÄ… w otwartych drzwiach:usÅ‚yszaÅ‚a pewnie odgÅ‚osy mojej mozolnej wspinaczki po rozchwierutanych stopniach.  %- PrzychodzÄ™ na proÅ›bÄ™ Antoine a Montvoisina - wyjaÅ›niÅ‚am.- Wiem - mruknęła stara.- Jest u mnie Marie-Marguerite.DziÅ› w nocy gracko urodziÅ‚azdrowego chÅ‚opaka.Wejdz, proszÄ™. Marie-Marguerite siedziaÅ‚a na łóżku w zaciemnionym pokoju, karmiÄ…c dziecko.Otym, że dopiero co odbyÅ‚a poród, Å›wiadczyÅ‚y chyba tylko przylepione do gÅ‚owy wÅ‚osy.WyglÄ…daÅ‚y jak mokre strÄ…czki.- Tylko popatrz - powiedziaÅ‚a z dumÄ… La Lepere - czyż nie wyglÄ…da Å›wietnie? AchÅ‚opak jaki Å‚adny! Takie żywe maleÅ„stwo sprawia czÅ‚owiekowi dużo wiÄ™cej satysfakcji niżte inne.A robiÄ™ ci ich sporo ostatnimi czasy - westchnęła.- O, cóż to za Å›wiat, tendzisiejszy! Jakby tak policzyć.MusiaÅ‚o ich być pewnie z dziesięć tysiÄ™cy! - DziesięćtysiÄ™cy?Nawet biorÄ…c pod uwagÄ™ jej dÅ‚ugi żywot, jako że miaÅ‚a na karku już prawieosiemdziesiÄ…tkÄ™, byÅ‚o to zaiste sporo.Szybko pomnożyÅ‚am pół tej wielkoÅ›ci przez liczbÄ™podobnych specjalistek zatrudnianych przez La Voisin.Nic dziwnego, że ten komin wpawilonie nigdy nie przestawaÅ‚ dymić.- Spójrz, jaki Å›liczny - pochwaliÅ‚a siÄ™ Marie-Marguerite.- Mnie wydaÅ‚ siÄ™, prawdÄ™mówiÄ…c, strasznie maÅ‚y i strasznie czerwony, lecz oczywiÅ›cie wyraziÅ‚am zachwyt.- Dam muna imiÄ™ Jean-Baptiste, po ojcu.- MusiaÅ‚am w duchu przyznać, że Marie-Marguerite i jejdziecko tworzÄ… w istocie bardzo wdziÄ™czny obrazek.Rodzajowy.Można by go nazwać.hm. MaÅ‚a Madonna od Trucizn.- Madame de Morville, mam do pani ogromnÄ… proÅ›bÄ™.PotrzebujÄ™ pieniÄ™dzy.czy.czy mogÅ‚abyÅ› mi udzielić pożyczki? Potrzebny mi jest także jakiÅ› plan dziaÅ‚ania.JesteÅ› takamÄ…dra, na pewno coÅ› wymyÅ›lisz! ChciaÅ‚abym oddać maÅ‚ego na wychowanie, ale tak, żebymatka siÄ™ nie dowiedziaÅ‚a.O, tylko ty jesteÅ› w stanie przechytrzyć mojÄ… matkÄ™! Pomóż mi,bÅ‚agam!PrzysiadÅ‚am obok niej na łóżku.- Marie-Marguerite, twoja matka nie bÄ™dzie przecieżdo koÅ„ca życia wÅ›ciekać siÄ™ na ciebie o to, żeÅ› nie chciaÅ‚a wyjść za Romaniego [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl