[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Włączył silnik.- Nazywam się Edward Robinson.Przyjaciele mówią na mnie Ned.Miał szczupłą, przystojną twarz, czarne włosy, zaczesane do tyłu,brązowe oczy i wąskie usta.Jego ręce były pokryte czarnymi, sprężystymiwłoskami.Gdyby dała mu odpowiednie sygnały, może zaprosiłby ją naobiad, zaproponował łóżko.Zastanawiała się, czy byłaby to odpowiedniazemsta.Czy Milo cierpiałby potem tak jak ona?Czuła się jednak zmęczona, przemarznięta i nie miała ochoty naprowadzenie interesującej rozmowy, a cóż dopiero mówić o uwodzeniu.- Rycroft, pani Rycroft - przedstawiła się.- Jeśli skręci pan na tymskrzyżowaniu, dojedziemy do mojego domu.Stamtąd bez trudu trafi pan doOksfordu.- O.- Uśmiechnął się z widocznym żalem.- Dziękuję.Po niedługim czasie zatrzymał samochód przed MiliHouse.- No i udało się bezpiecznie dotrzeć do domu - powiedział.Rebecca podziękowała mu i przystanąwszy na poboczu, odprowadziławzrokiem odjeżdżającego humbera.Potem ruszyła za dom i weszła od tyłudo kuchni.Odpięła Julii smycz i wytarła ubłocone łapy starym ręcznikiem.Na kuchence bulgotał gulasz, a na poręczy leżały schludnie poskładaneściereczki do naczyń.Pani Hobbs już nie było; Rebecca dopiero teraz zdałasobie sprawę, że od czasu jej wyjścia na spacer minęło wiele godzin.Sprawdziła, co się dzieje w domu.Drzwi do gabinetu były otwarte.Zobaczyła Mila w jadalni.Stał przy drzwiach balkonowych.- Domyślam się - powiedziała - że chcesz mnie zostawić i ożenić się znią.Odwrócił się do niej.-Nie.- Milo, przecież masz z nią dziecko.- Ona nie chce za mnie wyjść.- Trudno mi w to uwierzyć.Sprawiał wrażenie tak samo zmęczonego i rozbitego jak ona.Wykonałnieokreślony ruch ręką.- To prawda.- Planowałeś to dziecko?Szeroko otworzył oczy, zdumiony.- Oczywiście, że nie! Rebecco, to był błąd.okropny błąd!- Naprawdę?- Jak mogłaś przypuszczać, że chciałem mieć dziecko?- Nie mam na myśli ciebie, tylko ją.Jesteś pewien, że nie zaszła wciążę, żeby zmusić cię do małżeństwa?- Jestem.Nie rozumiesz.- Usiadł na kanapie.Na stoliku stałaszklaneczka, najprawdopodobniej z whisky.Milo pociągnął łyk.- Tessa niema zamiaru wyjść za mąż za mnie ani za nikogo innego.Już na początkuwyraznie dała to do zrozumienia.Jest bardzo śmiała i niezależna.Uwielbiawyzwania.- Ma wielu kochanków?Zacisnął powieki.- Nie wiem.- Po chwili dodał: - Tak.- Chyba niewłaściwie to interpretujesz, Milo - powiedziała Rebeccacierpkim tonem.- Myślę, że żaden z jej kochanków nie chce się z nią ożenić,bo wie, jaką jest kobietą.%7ładen przyzwoity, szanujący się mężczyzna nielubi używanych towarów.Zaszła w ciążę, chcąc cię usidlić, zmusić doożenku.Uniósł wzrok.- Nie, to nie tak.Mówiłem ci już, że Tessa nie chce za mnie wyjść.Jego zbolały wzrok sprawił, iż się cofnęła, czując, że traci opanowanie.- Kochasz ją? - spytała szeptem.Tym razem milczenie trwało wyjątkowo długo.- Nie wiem - odparł w końcu.Czwartek: zostali zaproszeni na lunch do znajomego wykładowcyuniwersyteckiego do Merton College.Okna wykładanej drewnianymipanelami sali wychodziły na porośnięty trawą dziedziniec.Pokój pachniałpszczelim woskiem i starymi książkami.%7łałuję, że nie byłam lepsząuczennicą, pomyślała Rebecca.Mogłam zostać sawantką.Gdybym miaławięcej wiadomości z różnych dziedzin, być może nie przejmowałabym siętak bardzo tym, co mnie trapi.%7łałuję, że nie zostałam zakonnicą i niezamieszkałam w klasztorze.Chciałabym być młoda i tak piękna, aby mojezdjęcie mogło zdobić okładkę Vogue'a".- Kim ona była dla ciebie?! - krzyknęła przenikliwie.Wrócili już dodomu.Rebecca wypiła za dużo porto podczas lunchu w Merton College igłowa znów jej pulsowała bólem.- Kolejnym z twoich podbojów? A możetwoją muzą? Czy te wszystkie dziewczyny są twoim natchnieniem?Opisujesz je w książkach, Milo? Te twoje łzawe, mdlejące bohaterki.czy tedziwki są ich pierwowzorami? Dostarczają ci podniet, żebyś mógł płodzić teswoje ckliwe historie?Stali w holu.Milo zdjął szal i powiesił go na kołku.Teraz podszedł ioparł ręce o ścianę, zamykając Rebeccę między nimi.- Nie - odpowiedział jadowitym tonem.- Powiem ci, kim są.Są moimwytchnieniem.Pozwalają mi uciec od ciebie, Rebecco.Mam ci powiedzieć,dlaczego potrzebuję tych chwil wytchnienia? Bo trudno mi z tobąwytrzymać.Twoja zazdrość, awantury, sceny, które urządzasz, twojezrzędzenie i wieczne narzekanie odpycha mnie od ciebie.Nie wiesz, że dozniszczenia małżeństwa potrzeba dwojga? Zmieniłaś się, nie jesteś już tąkobietą, z którą się ożeniłem.Dla ciebie wszystko musi być idealne: dom,ogród, ja.Cóż, nie jestem idealny.Przyznaję, postąpiłem zle.Ale nie myślsobie przypadkiem, że sama jesteś idealna!- Ty łajdaku! - krzyknęła i uderzyła go w twarz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.- Włączył silnik.- Nazywam się Edward Robinson.Przyjaciele mówią na mnie Ned.Miał szczupłą, przystojną twarz, czarne włosy, zaczesane do tyłu,brązowe oczy i wąskie usta.Jego ręce były pokryte czarnymi, sprężystymiwłoskami.Gdyby dała mu odpowiednie sygnały, może zaprosiłby ją naobiad, zaproponował łóżko.Zastanawiała się, czy byłaby to odpowiedniazemsta.Czy Milo cierpiałby potem tak jak ona?Czuła się jednak zmęczona, przemarznięta i nie miała ochoty naprowadzenie interesującej rozmowy, a cóż dopiero mówić o uwodzeniu.- Rycroft, pani Rycroft - przedstawiła się.- Jeśli skręci pan na tymskrzyżowaniu, dojedziemy do mojego domu.Stamtąd bez trudu trafi pan doOksfordu.- O.- Uśmiechnął się z widocznym żalem.- Dziękuję.Po niedługim czasie zatrzymał samochód przed MiliHouse.- No i udało się bezpiecznie dotrzeć do domu - powiedział.Rebecca podziękowała mu i przystanąwszy na poboczu, odprowadziławzrokiem odjeżdżającego humbera.Potem ruszyła za dom i weszła od tyłudo kuchni.Odpięła Julii smycz i wytarła ubłocone łapy starym ręcznikiem.Na kuchence bulgotał gulasz, a na poręczy leżały schludnie poskładaneściereczki do naczyń.Pani Hobbs już nie było; Rebecca dopiero teraz zdałasobie sprawę, że od czasu jej wyjścia na spacer minęło wiele godzin.Sprawdziła, co się dzieje w domu.Drzwi do gabinetu były otwarte.Zobaczyła Mila w jadalni.Stał przy drzwiach balkonowych.- Domyślam się - powiedziała - że chcesz mnie zostawić i ożenić się znią.Odwrócił się do niej.-Nie.- Milo, przecież masz z nią dziecko.- Ona nie chce za mnie wyjść.- Trudno mi w to uwierzyć.Sprawiał wrażenie tak samo zmęczonego i rozbitego jak ona.Wykonałnieokreślony ruch ręką.- To prawda.- Planowałeś to dziecko?Szeroko otworzył oczy, zdumiony.- Oczywiście, że nie! Rebecco, to był błąd.okropny błąd!- Naprawdę?- Jak mogłaś przypuszczać, że chciałem mieć dziecko?- Nie mam na myśli ciebie, tylko ją.Jesteś pewien, że nie zaszła wciążę, żeby zmusić cię do małżeństwa?- Jestem.Nie rozumiesz.- Usiadł na kanapie.Na stoliku stałaszklaneczka, najprawdopodobniej z whisky.Milo pociągnął łyk.- Tessa niema zamiaru wyjść za mąż za mnie ani za nikogo innego.Już na początkuwyraznie dała to do zrozumienia.Jest bardzo śmiała i niezależna.Uwielbiawyzwania.- Ma wielu kochanków?Zacisnął powieki.- Nie wiem.- Po chwili dodał: - Tak.- Chyba niewłaściwie to interpretujesz, Milo - powiedziała Rebeccacierpkim tonem.- Myślę, że żaden z jej kochanków nie chce się z nią ożenić,bo wie, jaką jest kobietą.%7ładen przyzwoity, szanujący się mężczyzna nielubi używanych towarów.Zaszła w ciążę, chcąc cię usidlić, zmusić doożenku.Uniósł wzrok.- Nie, to nie tak.Mówiłem ci już, że Tessa nie chce za mnie wyjść.Jego zbolały wzrok sprawił, iż się cofnęła, czując, że traci opanowanie.- Kochasz ją? - spytała szeptem.Tym razem milczenie trwało wyjątkowo długo.- Nie wiem - odparł w końcu.Czwartek: zostali zaproszeni na lunch do znajomego wykładowcyuniwersyteckiego do Merton College.Okna wykładanej drewnianymipanelami sali wychodziły na porośnięty trawą dziedziniec.Pokój pachniałpszczelim woskiem i starymi książkami.%7łałuję, że nie byłam lepsząuczennicą, pomyślała Rebecca.Mogłam zostać sawantką.Gdybym miaławięcej wiadomości z różnych dziedzin, być może nie przejmowałabym siętak bardzo tym, co mnie trapi.%7łałuję, że nie zostałam zakonnicą i niezamieszkałam w klasztorze.Chciałabym być młoda i tak piękna, aby mojezdjęcie mogło zdobić okładkę Vogue'a".- Kim ona była dla ciebie?! - krzyknęła przenikliwie.Wrócili już dodomu.Rebecca wypiła za dużo porto podczas lunchu w Merton College igłowa znów jej pulsowała bólem.- Kolejnym z twoich podbojów? A możetwoją muzą? Czy te wszystkie dziewczyny są twoim natchnieniem?Opisujesz je w książkach, Milo? Te twoje łzawe, mdlejące bohaterki.czy tedziwki są ich pierwowzorami? Dostarczają ci podniet, żebyś mógł płodzić teswoje ckliwe historie?Stali w holu.Milo zdjął szal i powiesił go na kołku.Teraz podszedł ioparł ręce o ścianę, zamykając Rebeccę między nimi.- Nie - odpowiedział jadowitym tonem.- Powiem ci, kim są.Są moimwytchnieniem.Pozwalają mi uciec od ciebie, Rebecco.Mam ci powiedzieć,dlaczego potrzebuję tych chwil wytchnienia? Bo trudno mi z tobąwytrzymać.Twoja zazdrość, awantury, sceny, które urządzasz, twojezrzędzenie i wieczne narzekanie odpycha mnie od ciebie.Nie wiesz, że dozniszczenia małżeństwa potrzeba dwojga? Zmieniłaś się, nie jesteś już tąkobietą, z którą się ożeniłem.Dla ciebie wszystko musi być idealne: dom,ogród, ja.Cóż, nie jestem idealny.Przyznaję, postąpiłem zle.Ale nie myślsobie przypadkiem, że sama jesteś idealna!- Ty łajdaku! - krzyknęła i uderzyła go w twarz [ Pobierz całość w formacie PDF ]