[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Co i co?Katylina wyprostował się, ściągając usta. Podejrzewam, że twój syn sądzi, iż omawialiśmy inny temat.Widzisz, powiedziałemmu w stajni, że jeśli nie będziesz miał nic przeciwko temu. Kopalnia, tato wtrącił podekscytowany Meto. Ta stara, opuszczona kopalnia srebrana górze Argentum. O czym wy mówicie?Katylina chrząknął, zanim zaczął wyjaśniać: Wczoraj, kiedy jechaliśmy via Cassia, przypadkiem zauważyłem ścieżkę pnącą się podgórę.Pytałem potem o nią twojego zarządcę.Aratus powiedział mi, że góra należy dotwojego sąsiada, a ścieżka prowadzi do starej kopalni.Dziś rano pojechaliśmy się tamrozejrzeć.Mam w Rzymie przyjaciela, który twierdzi, że znalazł sposób na wydobycie rudynawet z kopalń, które inni uznali za wyczerpane.Takich okazji zawsze się szuka. I obejrzeliście kopalnię? Dotarliśmy tylko do chaty pasterza, niedaleko gościńca.Spędziliśmy godzinę naprzyjemnej pogawędce z nim.Zdaje się, że on tam ma nad wszystkim pieczę.Chętnie sięzgodził pokazać nam kopalnię, ale poprosił, byśmy przyjechali pózniej, kiedy już minienajgorszy upał.Droga jest podobno bardzo męcząca.Rozmawialiśmy o tym z Tongiliusem,kiedy zaprowadziliśmy konie do stajni, i Meto nas posłyszał.Sam poprosił, żebyśmy zabraligo z sobą, to nie był mój pomysł.Powiedziałem mu, że będzie musiał poprosić ciebie opozwolenie. Mogę, tato? Metonie, wiesz, jakie stosunki panują między mną a Gnejuszem Klaudiuszem.Nie mamowy, byś buszował po jego posiadłości. Ach, tak, Gnejusz Klaudiusz, właściciel Argentum wtrącił się Katylina. Nie ma ztym problemu, ponieważ wyjechał.Pasterz mówi, że wyruszył gdzieś na północ obejrzeć inneziemie, bardziej nadające się na gospodarstwo.Zdaje się, że całkiem chętnie by przystał nawydzierżawienie albo sprzedaż tego terenu, ponieważ uważa kopalnię za bezwartościową, anie w smak mu hodowla kóz.On chce ziemi uprawnej, a góry chętnie by się pozbył.Dlategoteż pasterz może mi wszystko pokazać.Jestem pewien, że nikt nie będzie miał obiekcji co doobecności Metona. A czy pasterz wie, kim jesteś?Katylina uniósł brew. Niezupełnie.Przedstawiłem mu Tongiliusa, a sam powiedziałem tylko, że nazywam sięLucjusz Sergiusz.Jest sporo ludzi o tym nazwisku. Choć niewielu z przydomkiem Katylina. Zgadza się. A już na pewno jest tylko jeden Katylina, który nosi krótką bródkę. Sam takiego nie znam powiedział, gładząc się po podbródku. No cóż, Gordianusie,nie byłem zupełnie szczery wobec pasterza, ale to w końcu tylko niewolnik.Chyba cię niedziwi, że wolę przebywać tu incognito.Czy Marek Celiusz cię o tym nie uprzedził? Sądziłem,że i tobie to odpowiada. Moi sąsiedzi nie należą do twych zwolenników, Katylino.Wręcz przeciwnie.Mampoważne wątpliwości, czy Gnejusz Klaudiusz dobiłby z tobą interesu, gdyby wiedział, kimjesteś.Chyba tylko marnujesz czas, wybierając się do tej kopalni. Ależ, Gordianusie, nie trzeba kogoś lubić, żeby robić z nim interesy.Od tego mamyprawników.Poza tym to nie ja złożę mu ofertę.Ja nie mam żadnych pieniędzy, tylko samedługi.Interesuję się kopalnią ze względu na przyjaciela, a kupnem zajmie się Tongilius.Aleza daleko wybiegamy w przyszłość, Gordianusie.Teraz zamierzam po prostu rzucić okiem nakopalnię, a Meto bardzo by chciał pojechać ze mną.Powiedział mi, że jeszcze nigdy czegośpodobnego nie widział.Zależy ci na jego edukacji, wiem o tym; a jeśli się nie jestniemożliwie bogatym człowiekiem albo też nędznym niewolnikiem, jak często ma się okazjęoglądać takie urządzenia? To byłoby cenne doświadczenie.Zamyśliłem się, twarz mi spochmurniała.Meto uśmiechnął się do mnie wyczekująco,unosząc lekko brwi.Czyżbym tak beznadziejnie go rozpuścił, że próbuje mnie oczarować, bywpłynąć na mą decyzję? Co ze mnie za ojciec? To pytanie usztywniło mi kręgosłup, ale tylkona chwilę.Nie jestem w większym stopniu typowym rzymskim ojcem niż moja rodzinatypową rzymską familią.Konwenanse i pobożność to strój dobry dla wielu innych mężczyzn,ale na mnie nigdy dobrze nie leżał.Westchnąłem, kręcąc głową nad swymniezdecydowaniem, i już się chciałem poddać, gdy nagle z zakamarków pamięci wychynąłNemo. Nie ma mowy powiedziałem. Ale, tato. Metonie, wiesz, że nie należy mi się sprzeciwiać, a zwłaszcza w obecności gościa. Twój ojciec ma rację powiedział Katylina. Jego decyzja jest najważniejsza.To japopełniłem błąd, nie przemyślawszy sprawy i zle formułując pytanie.Powinienempowiedzieć tak: czy chciałbyś mi towarzyszyć, Gordianusie, i zabrać z sobą syna?Otworzyłem usta, by od razu zaprzeczyć, ale intuicja podpowiedziała mi, że niezależnieod tego, jak mocno bym się sprzeciwiał i jak ważkich używał argumentów, na koniec mojaodpowiedz mogłaby być tylko jedna, po cóż więc na darmo strzępić język? Pomyślałemchwilę i odrzekłem: Dlaczego nie?To zrozumiałe, na tym etapie życia człowiek robi się ostrożny i stateczny.Ale nawetcnota może stać się wadą, jeśli zbyt sztywno się jej trzymać.Czasami trzeba zrobić cośnieoczekiwanego, nieprzewidzianego, niepożądanego.Dlatego więc owego popołudnia, kiedyupał nieco zelżał, znalazłem się na via Cassia, jadąc na północ, ku bramie prowadzącej doposiadłości mego sąsiada Gnejusza Klaudiusza.Brama służyła tylko do zagrodzenia kozomwyjścia na gościniec, Tongilius więc zsiadł z konia, odsunął rygiel i otworzył nam drogę. Nawet nie musisz się przedstawiać powiedział Katylina, kiedy jechaliśmy kamienistądróżką pod górę. Powiem, że jesteś ze mną, to pasterzowi wystarczy. Być może odrzekłem. Jednak to nie bardzo uchodzi, bym myszkował naKlaudiuszowej ziemi bez powiadomienia właściciela. Oni nie mieliby takich skrupułów.Ktoś na pewno nie miał, pomyślałem, przypominając sobie Nemo.Przed nami wyłoniło się strome zbocze Argentum.Ziemia robiła się coraz bardziejkamienista, a las gęstszy, tu i ówdzie usiany dużymi głazami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
. Co i co?Katylina wyprostował się, ściągając usta. Podejrzewam, że twój syn sądzi, iż omawialiśmy inny temat.Widzisz, powiedziałemmu w stajni, że jeśli nie będziesz miał nic przeciwko temu. Kopalnia, tato wtrącił podekscytowany Meto. Ta stara, opuszczona kopalnia srebrana górze Argentum. O czym wy mówicie?Katylina chrząknął, zanim zaczął wyjaśniać: Wczoraj, kiedy jechaliśmy via Cassia, przypadkiem zauważyłem ścieżkę pnącą się podgórę.Pytałem potem o nią twojego zarządcę.Aratus powiedział mi, że góra należy dotwojego sąsiada, a ścieżka prowadzi do starej kopalni.Dziś rano pojechaliśmy się tamrozejrzeć.Mam w Rzymie przyjaciela, który twierdzi, że znalazł sposób na wydobycie rudynawet z kopalń, które inni uznali za wyczerpane.Takich okazji zawsze się szuka. I obejrzeliście kopalnię? Dotarliśmy tylko do chaty pasterza, niedaleko gościńca.Spędziliśmy godzinę naprzyjemnej pogawędce z nim.Zdaje się, że on tam ma nad wszystkim pieczę.Chętnie sięzgodził pokazać nam kopalnię, ale poprosił, byśmy przyjechali pózniej, kiedy już minienajgorszy upał.Droga jest podobno bardzo męcząca.Rozmawialiśmy o tym z Tongiliusem,kiedy zaprowadziliśmy konie do stajni, i Meto nas posłyszał.Sam poprosił, żebyśmy zabraligo z sobą, to nie był mój pomysł.Powiedziałem mu, że będzie musiał poprosić ciebie opozwolenie. Mogę, tato? Metonie, wiesz, jakie stosunki panują między mną a Gnejuszem Klaudiuszem.Nie mamowy, byś buszował po jego posiadłości. Ach, tak, Gnejusz Klaudiusz, właściciel Argentum wtrącił się Katylina. Nie ma ztym problemu, ponieważ wyjechał.Pasterz mówi, że wyruszył gdzieś na północ obejrzeć inneziemie, bardziej nadające się na gospodarstwo.Zdaje się, że całkiem chętnie by przystał nawydzierżawienie albo sprzedaż tego terenu, ponieważ uważa kopalnię za bezwartościową, anie w smak mu hodowla kóz.On chce ziemi uprawnej, a góry chętnie by się pozbył.Dlategoteż pasterz może mi wszystko pokazać.Jestem pewien, że nikt nie będzie miał obiekcji co doobecności Metona. A czy pasterz wie, kim jesteś?Katylina uniósł brew. Niezupełnie.Przedstawiłem mu Tongiliusa, a sam powiedziałem tylko, że nazywam sięLucjusz Sergiusz.Jest sporo ludzi o tym nazwisku. Choć niewielu z przydomkiem Katylina. Zgadza się. A już na pewno jest tylko jeden Katylina, który nosi krótką bródkę. Sam takiego nie znam powiedział, gładząc się po podbródku. No cóż, Gordianusie,nie byłem zupełnie szczery wobec pasterza, ale to w końcu tylko niewolnik.Chyba cię niedziwi, że wolę przebywać tu incognito.Czy Marek Celiusz cię o tym nie uprzedził? Sądziłem,że i tobie to odpowiada. Moi sąsiedzi nie należą do twych zwolenników, Katylino.Wręcz przeciwnie.Mampoważne wątpliwości, czy Gnejusz Klaudiusz dobiłby z tobą interesu, gdyby wiedział, kimjesteś.Chyba tylko marnujesz czas, wybierając się do tej kopalni. Ależ, Gordianusie, nie trzeba kogoś lubić, żeby robić z nim interesy.Od tego mamyprawników.Poza tym to nie ja złożę mu ofertę.Ja nie mam żadnych pieniędzy, tylko samedługi.Interesuję się kopalnią ze względu na przyjaciela, a kupnem zajmie się Tongilius.Aleza daleko wybiegamy w przyszłość, Gordianusie.Teraz zamierzam po prostu rzucić okiem nakopalnię, a Meto bardzo by chciał pojechać ze mną.Powiedział mi, że jeszcze nigdy czegośpodobnego nie widział.Zależy ci na jego edukacji, wiem o tym; a jeśli się nie jestniemożliwie bogatym człowiekiem albo też nędznym niewolnikiem, jak często ma się okazjęoglądać takie urządzenia? To byłoby cenne doświadczenie.Zamyśliłem się, twarz mi spochmurniała.Meto uśmiechnął się do mnie wyczekująco,unosząc lekko brwi.Czyżbym tak beznadziejnie go rozpuścił, że próbuje mnie oczarować, bywpłynąć na mą decyzję? Co ze mnie za ojciec? To pytanie usztywniło mi kręgosłup, ale tylkona chwilę.Nie jestem w większym stopniu typowym rzymskim ojcem niż moja rodzinatypową rzymską familią.Konwenanse i pobożność to strój dobry dla wielu innych mężczyzn,ale na mnie nigdy dobrze nie leżał.Westchnąłem, kręcąc głową nad swymniezdecydowaniem, i już się chciałem poddać, gdy nagle z zakamarków pamięci wychynąłNemo. Nie ma mowy powiedziałem. Ale, tato. Metonie, wiesz, że nie należy mi się sprzeciwiać, a zwłaszcza w obecności gościa. Twój ojciec ma rację powiedział Katylina. Jego decyzja jest najważniejsza.To japopełniłem błąd, nie przemyślawszy sprawy i zle formułując pytanie.Powinienempowiedzieć tak: czy chciałbyś mi towarzyszyć, Gordianusie, i zabrać z sobą syna?Otworzyłem usta, by od razu zaprzeczyć, ale intuicja podpowiedziała mi, że niezależnieod tego, jak mocno bym się sprzeciwiał i jak ważkich używał argumentów, na koniec mojaodpowiedz mogłaby być tylko jedna, po cóż więc na darmo strzępić język? Pomyślałemchwilę i odrzekłem: Dlaczego nie?To zrozumiałe, na tym etapie życia człowiek robi się ostrożny i stateczny.Ale nawetcnota może stać się wadą, jeśli zbyt sztywno się jej trzymać.Czasami trzeba zrobić cośnieoczekiwanego, nieprzewidzianego, niepożądanego.Dlatego więc owego popołudnia, kiedyupał nieco zelżał, znalazłem się na via Cassia, jadąc na północ, ku bramie prowadzącej doposiadłości mego sąsiada Gnejusza Klaudiusza.Brama służyła tylko do zagrodzenia kozomwyjścia na gościniec, Tongilius więc zsiadł z konia, odsunął rygiel i otworzył nam drogę. Nawet nie musisz się przedstawiać powiedział Katylina, kiedy jechaliśmy kamienistądróżką pod górę. Powiem, że jesteś ze mną, to pasterzowi wystarczy. Być może odrzekłem. Jednak to nie bardzo uchodzi, bym myszkował naKlaudiuszowej ziemi bez powiadomienia właściciela. Oni nie mieliby takich skrupułów.Ktoś na pewno nie miał, pomyślałem, przypominając sobie Nemo.Przed nami wyłoniło się strome zbocze Argentum.Ziemia robiła się coraz bardziejkamienista, a las gęstszy, tu i ówdzie usiany dużymi głazami [ Pobierz całość w formacie PDF ]