[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Grozbami zmuszany stary Eliaszmilczał jak kamień i wprost dawnego towarzysza obrzucał tym, że mu się wgłowie pomieszało.Ponieważ najpilniej szło o ten corpus delicti, o wyszukanie owej kaplicy iarchiwum, starego Wala postawiono tegoż dnia przed panem Dobkiem, bywyznanie swe powtórzył.Wprowadzony do izby pana komisarza, Wal w progu już drżeć zaczął,zobaczywszy swego dawnego pana, który w powszednich chwilach byłniepozornym człowieczkiem skurczonym, twarzy bez wyrazu, a teraz wydawałsię jakby odmłodzony i nową siłą natchniony.W istocie Dobka w nim owegopoznać było trudno, tak urósł w nieszczęściu.Wal spojrzał nań i sumienie musię poruszyło, stanął w progu z załamanymi rękami.- Mówże, mów! - podżegł pan %7łółtuchowski.Wal głowę ku ziemi spuścił, oczy w posadzkę wlepił, milczał posępny.Dobekwidząc, iż stary odwagi nie ma, odezwał się:- Kończże, jakeś rozpoczął, mów! Jadłeś chleb mój od kolebki do starości, anigdy ci go nie zabrakło, dzieliłem z tobą nie tylko chleb ten, lecz i serce moje,byłem ci ojcem i bratem.Chciałeś mi za to wywdzięczyć się jako JudaszChrystusowi Panu, dlaczegoż bym ja skarżyć się na mój los miał i żądać, abymlepszym był od Zbawiciela? Mów, mój Walenty, mów, co ci sumieniepodyktuje, obwiniaj, dowodz, prowadz może pod pręgierz czy na stos, ja ciwzorem mistrza naszego za winę nie poczytam słabości twej ani zdrady twej,jeśli w sumieniu czułeś się obowiązanym to uczynić.Mów, a obwiniaj.Stary padł na kolana, rozszlochał się.- Ja nic nie wiem! Mnie się w głowie pomieszało, plotłem, winienem.Komisarz się obruszył i obracając do Dobka, prosił go, by się więcej nieodzywał.Dobek więc zamilkł i siadł.Z Wala wszakże nic wydobyć nie potrafili.Ta nagła zmiana pomieszała szyki.Przepiórka, który miał czas na miejscurzeczy wybadać, a z Walem nieraz o tym mówił, jął przed urzędem dowodzić, iżlochy pod starym zamkiem są nadzwyczajnej rozległości, że należy je wskrośprzejść z końca w koniec, szukając wnijść, dowodził też, że tajemnicze drzwimogły być zamurowane, gdyż wedle wszelkiego podobieństwa przedprzybyciem urzędu pan Dobek wiedzieć musiał, co mu grozi, i do tego sięprzygotował.Przepiórka mówił, że ostatniej i przedostatniej nocy w zamku byłruch i krzątanina niezwyczajna.Wszystko to jednak nie starczyło, dopóki by się owa skryta kaplica nie znalazła.Scrutinium toczyło się tak dalej, obiecując długo się przeciągnąć.VIPołożenie pani Dobkowej po uwięzieniu jej męża, gdy się spodziewała, żechwilowo tu zapanuje i obejmie rządy, stało się w istocie nieznośniejszym, niżbyło.Z wyjątkiem probostwa, nieprzyjaznego dworowi, co żyło po wsiach, wmiasteczku, na zamku, przywiązane było do starych panów, przypisywanowszystkich tych nieszczęść przyczynę macosze, która się tu wkręciła, niosąc zasobą niepokój, intrygi i cały szereg utrapień.Znienawidzona przez wszystkich, odstąpiona, znalazła się pani Dobkowajawnymi otoczona nieprzyjaciołami i zniewolona posługiwać własnymi ludzmize Smołochowa, bo jej nikt słuchać nie chciał i nic jej wydawać.Przyszło dotego drugiego dnia, iż trzeba było posyłać po żywność, a nieprzyjazne i chmurnespotykając twarze, obawiać się jakiej napaści nawet i zemsty.Jawne wystąpieniePrzepiórki w sprawie przeciwko panu nie dozwalało jemu już na krok odejść odpachołków, bo mu się kijami odgrażano.Sam pan %7łółtuchowski postrzegł wkrótce, iż ogólne usposobienie ludności nażadną z jej strony pomoc rachować nie dozwala.Zamiast mu posiłkować,służyło, co żyło, obwinionemu.Jako człek rozumny, komisarz poszedł się o tymwe cztery oczy rozmówić z Aronem.Starego %7łyda powszechnie szanowano, trochę dla jego rozumu, wiele dla jegopieniędzy.- Jakże to będzie, mospanie kupiec? - zapytał %7łółtuchowski.- Wszyscyście tu,widzę, spiknęli się trzymać z dziedzicem i bronić go.- A czemu by tak nie miało być? - spytał Aron.- A jak ma być inaczej? Myznamy tych naszych panów od lat bardzo wielu, my ich kochamy, myśmy imwdzięczni, to są ludzie poczciwi! %7łe kilku łajdaków, z pozwoleniem jaśniewielmożnego pana, związało się przeciw nim, aby ich zgubić, co za dziw? Czypan, pan taki rozumny, pan, co słycha, jak trawa rośnie, nie widzisz, kto tu tegowszystkiego przyczyną i instrumentem?Aron spojrzał mu w oczy, komisarz się frasobliwie uśmiechał.- Pan ją widziałeś wczoraj? - westchnął Izraelita.- Ta kobieta przyniosła nam tunieszczęście.Od niej nasza śliczna panienka musiała uciec, od niej, kto tylkomógł, uciekałby.Jej to ludzie świadczą, z niej wszystko.Pokiwał głową Aron.- Ale w tym wszystkim jest jednak prawda.Są dowody czarno na białym - rzekł%7łółtuchowski.- Albo to tego czarnego na białym nie można wymyślić tak samo jak innychrzeczy? Jaśnie panie - dodał Izraelita - kiedy tysiąc ludzi płacze po kim, a dwóchsię śmieje, niech pan będzie pewien, iż ci dwaj łotry są.Komisarz odszedł zamyślony.Wszelako musiano dalej owe lochy prześledzać ikaplicy szukać.Wal, wezwany na przewodnika, złożył się od starości zabałamuconą głową i iśćnie chciał.Zagrożono mu, zawołał, że go rozsiekać mogą, ale nie pójdzie.Tępo jakoś sprawa się posuwała, a raczej cofała, niż rozwijała.Nie miała jednakpowodu komisja, której dostarczano wszystkiego obficie, zbytecznie spieszyć dokońca.Grzebano się powoli, prawie tylko, aby coś robić pozornie, w istocieniewiele lub nic nie czyniąc.Dobkowa na zamku chodziła jak opętana po swych izbach, nie wiedząc, copocząć.Widywała się co dzień, zapraszając do siebie %7łółtuchowskiego i usiłującgo wdziękami akceptować, lecz pan komisarz człek był stateczny, dla kobiet zrespektem a do obałamucenia jakoś trudny.Wymagało to czasu, bo się nie zarazrozgrzewał.Nie znajdując rady u niego, jejmość szła do kanonika na probostwo.Ksiądz%7łagiel był milczący.Dawał jej tylko jedną radę, iż mogłaby z więzówmałżeńskich się uwolnić tym, iż ślubując małżonkowi, katolikiem go sądziła,więc odkrywszy herezję, ma prawo prosić o skruszenie podstępnie zawartegozwiązku.Panią Sabinę skłaniało ku rozwodowi szczególniej to, iż kufry okazały siępustymi, a Borowce mogły być skonfiskowane; z drugiej jednak strony obawiałasię oszukać, gdyby Dobek od obwinień się oczyścił, a pieniądze (o czymmówiono) ukrył tylko.W niepewności wielkiej, postanowiła czekać końcaprocesu.Nie upominała się wcale o widzenie się z mężem, ani też on siędopraszał, żeby się z nią mógł zobaczyć.Na wypadek oczyszczenia nie frasowała się o pojednanie i wytłumaczenie, byłabowiem pewna, że Dobkowi oczy zaprószy, czym zechce, i pociągnie ku sobie.Gdy wieść o sprawie ariańskiej rozeszła się wprędce po kraju, bo regestr ten jużprawie był zapomniany, więc wiele o Dobku mówiono, bardzo fortunnymtrafem dobiegła ona do uszu rotmistrza Poręby, wygnanego z Borowiec za owowtargnięcie się do skarbca.Rotmistrz, któremu ekskuzynka pomagała,posiłkując mu małymi przesyłkami, pomimo to był w dosyć przykrym położeniui tęsknił do szczęśliwych dni w Borowcach, dowiedziawszy się więc, iż Dobekzostał inkarcerowany, że się tam scrutinium nań o kryminały toczy, a jejmośćosamotniona, bez opieki, oprócz Będziewicza nie ma nikogo, kazał koniezaprzęgać i śpiesznie w pomoc jej podążył.Właśnie gdy największe ogarniało ją strapienie, Poręba się zjawił [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Grozbami zmuszany stary Eliaszmilczał jak kamień i wprost dawnego towarzysza obrzucał tym, że mu się wgłowie pomieszało.Ponieważ najpilniej szło o ten corpus delicti, o wyszukanie owej kaplicy iarchiwum, starego Wala postawiono tegoż dnia przed panem Dobkiem, bywyznanie swe powtórzył.Wprowadzony do izby pana komisarza, Wal w progu już drżeć zaczął,zobaczywszy swego dawnego pana, który w powszednich chwilach byłniepozornym człowieczkiem skurczonym, twarzy bez wyrazu, a teraz wydawałsię jakby odmłodzony i nową siłą natchniony.W istocie Dobka w nim owegopoznać było trudno, tak urósł w nieszczęściu.Wal spojrzał nań i sumienie musię poruszyło, stanął w progu z załamanymi rękami.- Mówże, mów! - podżegł pan %7łółtuchowski.Wal głowę ku ziemi spuścił, oczy w posadzkę wlepił, milczał posępny.Dobekwidząc, iż stary odwagi nie ma, odezwał się:- Kończże, jakeś rozpoczął, mów! Jadłeś chleb mój od kolebki do starości, anigdy ci go nie zabrakło, dzieliłem z tobą nie tylko chleb ten, lecz i serce moje,byłem ci ojcem i bratem.Chciałeś mi za to wywdzięczyć się jako JudaszChrystusowi Panu, dlaczegoż bym ja skarżyć się na mój los miał i żądać, abymlepszym był od Zbawiciela? Mów, mój Walenty, mów, co ci sumieniepodyktuje, obwiniaj, dowodz, prowadz może pod pręgierz czy na stos, ja ciwzorem mistrza naszego za winę nie poczytam słabości twej ani zdrady twej,jeśli w sumieniu czułeś się obowiązanym to uczynić.Mów, a obwiniaj.Stary padł na kolana, rozszlochał się.- Ja nic nie wiem! Mnie się w głowie pomieszało, plotłem, winienem.Komisarz się obruszył i obracając do Dobka, prosił go, by się więcej nieodzywał.Dobek więc zamilkł i siadł.Z Wala wszakże nic wydobyć nie potrafili.Ta nagła zmiana pomieszała szyki.Przepiórka, który miał czas na miejscurzeczy wybadać, a z Walem nieraz o tym mówił, jął przed urzędem dowodzić, iżlochy pod starym zamkiem są nadzwyczajnej rozległości, że należy je wskrośprzejść z końca w koniec, szukając wnijść, dowodził też, że tajemnicze drzwimogły być zamurowane, gdyż wedle wszelkiego podobieństwa przedprzybyciem urzędu pan Dobek wiedzieć musiał, co mu grozi, i do tego sięprzygotował.Przepiórka mówił, że ostatniej i przedostatniej nocy w zamku byłruch i krzątanina niezwyczajna.Wszystko to jednak nie starczyło, dopóki by się owa skryta kaplica nie znalazła.Scrutinium toczyło się tak dalej, obiecując długo się przeciągnąć.VIPołożenie pani Dobkowej po uwięzieniu jej męża, gdy się spodziewała, żechwilowo tu zapanuje i obejmie rządy, stało się w istocie nieznośniejszym, niżbyło.Z wyjątkiem probostwa, nieprzyjaznego dworowi, co żyło po wsiach, wmiasteczku, na zamku, przywiązane było do starych panów, przypisywanowszystkich tych nieszczęść przyczynę macosze, która się tu wkręciła, niosąc zasobą niepokój, intrygi i cały szereg utrapień.Znienawidzona przez wszystkich, odstąpiona, znalazła się pani Dobkowajawnymi otoczona nieprzyjaciołami i zniewolona posługiwać własnymi ludzmize Smołochowa, bo jej nikt słuchać nie chciał i nic jej wydawać.Przyszło dotego drugiego dnia, iż trzeba było posyłać po żywność, a nieprzyjazne i chmurnespotykając twarze, obawiać się jakiej napaści nawet i zemsty.Jawne wystąpieniePrzepiórki w sprawie przeciwko panu nie dozwalało jemu już na krok odejść odpachołków, bo mu się kijami odgrażano.Sam pan %7łółtuchowski postrzegł wkrótce, iż ogólne usposobienie ludności nażadną z jej strony pomoc rachować nie dozwala.Zamiast mu posiłkować,służyło, co żyło, obwinionemu.Jako człek rozumny, komisarz poszedł się o tymwe cztery oczy rozmówić z Aronem.Starego %7łyda powszechnie szanowano, trochę dla jego rozumu, wiele dla jegopieniędzy.- Jakże to będzie, mospanie kupiec? - zapytał %7łółtuchowski.- Wszyscyście tu,widzę, spiknęli się trzymać z dziedzicem i bronić go.- A czemu by tak nie miało być? - spytał Aron.- A jak ma być inaczej? Myznamy tych naszych panów od lat bardzo wielu, my ich kochamy, myśmy imwdzięczni, to są ludzie poczciwi! %7łe kilku łajdaków, z pozwoleniem jaśniewielmożnego pana, związało się przeciw nim, aby ich zgubić, co za dziw? Czypan, pan taki rozumny, pan, co słycha, jak trawa rośnie, nie widzisz, kto tu tegowszystkiego przyczyną i instrumentem?Aron spojrzał mu w oczy, komisarz się frasobliwie uśmiechał.- Pan ją widziałeś wczoraj? - westchnął Izraelita.- Ta kobieta przyniosła nam tunieszczęście.Od niej nasza śliczna panienka musiała uciec, od niej, kto tylkomógł, uciekałby.Jej to ludzie świadczą, z niej wszystko.Pokiwał głową Aron.- Ale w tym wszystkim jest jednak prawda.Są dowody czarno na białym - rzekł%7łółtuchowski.- Albo to tego czarnego na białym nie można wymyślić tak samo jak innychrzeczy? Jaśnie panie - dodał Izraelita - kiedy tysiąc ludzi płacze po kim, a dwóchsię śmieje, niech pan będzie pewien, iż ci dwaj łotry są.Komisarz odszedł zamyślony.Wszelako musiano dalej owe lochy prześledzać ikaplicy szukać.Wal, wezwany na przewodnika, złożył się od starości zabałamuconą głową i iśćnie chciał.Zagrożono mu, zawołał, że go rozsiekać mogą, ale nie pójdzie.Tępo jakoś sprawa się posuwała, a raczej cofała, niż rozwijała.Nie miała jednakpowodu komisja, której dostarczano wszystkiego obficie, zbytecznie spieszyć dokońca.Grzebano się powoli, prawie tylko, aby coś robić pozornie, w istocieniewiele lub nic nie czyniąc.Dobkowa na zamku chodziła jak opętana po swych izbach, nie wiedząc, copocząć.Widywała się co dzień, zapraszając do siebie %7łółtuchowskiego i usiłującgo wdziękami akceptować, lecz pan komisarz człek był stateczny, dla kobiet zrespektem a do obałamucenia jakoś trudny.Wymagało to czasu, bo się nie zarazrozgrzewał.Nie znajdując rady u niego, jejmość szła do kanonika na probostwo.Ksiądz%7łagiel był milczący.Dawał jej tylko jedną radę, iż mogłaby z więzówmałżeńskich się uwolnić tym, iż ślubując małżonkowi, katolikiem go sądziła,więc odkrywszy herezję, ma prawo prosić o skruszenie podstępnie zawartegozwiązku.Panią Sabinę skłaniało ku rozwodowi szczególniej to, iż kufry okazały siępustymi, a Borowce mogły być skonfiskowane; z drugiej jednak strony obawiałasię oszukać, gdyby Dobek od obwinień się oczyścił, a pieniądze (o czymmówiono) ukrył tylko.W niepewności wielkiej, postanowiła czekać końcaprocesu.Nie upominała się wcale o widzenie się z mężem, ani też on siędopraszał, żeby się z nią mógł zobaczyć.Na wypadek oczyszczenia nie frasowała się o pojednanie i wytłumaczenie, byłabowiem pewna, że Dobkowi oczy zaprószy, czym zechce, i pociągnie ku sobie.Gdy wieść o sprawie ariańskiej rozeszła się wprędce po kraju, bo regestr ten jużprawie był zapomniany, więc wiele o Dobku mówiono, bardzo fortunnymtrafem dobiegła ona do uszu rotmistrza Poręby, wygnanego z Borowiec za owowtargnięcie się do skarbca.Rotmistrz, któremu ekskuzynka pomagała,posiłkując mu małymi przesyłkami, pomimo to był w dosyć przykrym położeniui tęsknił do szczęśliwych dni w Borowcach, dowiedziawszy się więc, iż Dobekzostał inkarcerowany, że się tam scrutinium nań o kryminały toczy, a jejmośćosamotniona, bez opieki, oprócz Będziewicza nie ma nikogo, kazał koniezaprzęgać i śpiesznie w pomoc jej podążył.Właśnie gdy największe ogarniało ją strapienie, Poręba się zjawił [ Pobierz całość w formacie PDF ]