[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A więc pożar zniszczył zapewne i drzewo?Benko potrząsnął głową.W pytaniu tym kryła się pułapka zdał sobie z tego sprawę, podziwiającjednak w duchu krzyżacką dokładność, ujawnioną znajomością nawet tak drobnych wydarzeń. Z tym dębem, wasza miłość, to była dziwna historia.Widzę, że jej nie znacie, to wam opowiem.Przeszłego lata, podczas burzy, uderzył w drzewo piorun, rozłupując pień aż po korzenie.Jedna znaszych starych wróżek ostrzegła ojca, że za rok zdarzy się nieszczęście.I zginął akurat tego samegodnia, w którym przed rokiem piorun roztrzaskał dąb.Wallenrode zerknął spod brwi na przybysza i splunął przez ramię. Tfu! Precz z pogańskimi siłami! To Bóg was ostrzegł! %7łe też sami nie strzegliście się! Nikt swego losu nie ujdzie. A powiedz mi, z kim to stawaliście przed książęcym sądem? Coś tam słyszałem, ale nie pamiętam, oco to szło?Benko ściągnął brwi, udając, że już samo wspomnienie tej sprawy wzbudza w nim gniew. To był spór z Dowgardem o tabun koni, który on zagarnął z naszych pastwisk. I jak się skończył?Benko wzruszył ramionami. Kniaz nigdy przychylny nam nie był, więc konie zatrzymał Dowgard, a opłatę za sąd wnieśliśmy my.Marszałek roześmiał się. To cały Witold! On pozwala swoim poborcom ściągać z ludności nie tylko opłaty książęce, ale izdzierać bezprawnie naddatki.Potem wiesza za to poborców, odbierając im zagrabione dobro.W tensposób kniaz wyciska pieniądze, a naród ma swego obrońcę! No, ale czas ucieka, dość tej rozmowy!Więc chcesz u nas pozostać? Tak, wasza miłość.Myślę, że mógłbym być przydatny, bo darmo chleba jeść nie chcę. %7łebyś jadł darmo, o tym, bracie, nie może być mowy! Wprawdzie z Witoldem utrzymujemy terazprzyjazne stosunki, ale schronienia ci nie odmówimy.Jednak będziesz musiał na to zapracować.Narazie obejmiesz pieczę nad stajnią briefjungów na prawach służebnego brata, a potem zobaczymy.Może przydasz się nam jako tłumacz lub przewodnik.Puszcze litewskie chyba znasz dobrze? W nich się rodziłem, wasza miłość.Wallenrode skinął dłonią. Idz więc z Bogiem! Ale pamiętaj, abyś służył wiernie, bo nasze serca są litościwe, ale rękę mamyciężką.Benko skłonił się marszałkowi. Dziękuję wam, panie.Obiecuję dobrze wypełniać wasze poruczenia. Bracie Albercie, zaprowadzcie go do domowego komtura.Niech go wprowadzi w obowiązki.Na znak, że posłuchanie zostało zakończone, Wallenrode znów zajął się psem.Brat Albert skinął naBenka i obaj ruszyli ku drzwiom. ODJECHAA TRZY PACIERZE temu rzekł Dzieweczka, wskazując na widoczny z zaułka szczyt wieżyMikołajskiej bramy.Rudy ruszył w drogę.Koń z trudnością wyciągał nogi z grząskiego błota.Na Rzezniczej było już lepiej, bo leżała tu warstwasłomy, gdyż przeważnie tędy kmiecie przewozili do miasta swoje produkty.Rudy minął gródek otoczony własnymi murami i przylegający doń klasztor, potem przejazd w gmachuMikołajskiej bramy.Dostał się na jej zewnętrzny, otoczony murem dziedziniec, skąd musiał skręcić nadrugi podwórzec również otoczony murami.Z niego dopiero wyjechał na przedmieście.Ranek był mglisty i mokry.Droga, rozmokła i błotnista, zryta była koleinami, pełna dołów i wyboi.Ciągnęły nią liczne chłopskie zaprzęgi.Konie, z wyciągniętymi ku ziemi łbami, prężyły grzbiety i ztrudnością ciągnęły po błocie kolebiące się wozy.Rudy zjechał na bok, gdzie biegła nieco suchsza ścieżka, z której korzystali piesi.Zapewne korzystał zniej i Peter, bo pies prowadził z pyskiem przy ziemi, szarpiąc się do przodu na rzemiennej lince.Na prawo od drogi ciągnęła się szeroka fosa z czarną powierzchnią nieruchomo stojącej wody.Tuż zanią wysoko w górę wznosiły się brunatne mury obronne.Z lewej rozciągały się mokradła i uprawne połacie pól, pokryte teraz płatami rozmokłego śniegu.Tu iówdzie czerniały na tym tle zabudowania i otoczone ostrokołami folwarki.Ponad niektórymi dachamisnuł się dym, wlokąc się w wilgotnym powietrzu szarymi pasmami.Gdzieś z dala doleciał głos dzwonu.Rudy wypatrywał uważnie, czy nie dojrzy przed sobą jezdzca,który, według słów Dzieweczki, siedział na bułanym koniu.Ale chwilowo ukazała się tylko rzeczka obrośnięta na brzegach łoziną.Droga wygięła się nieco w łuk idoprowadziła do brodu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.A więc pożar zniszczył zapewne i drzewo?Benko potrząsnął głową.W pytaniu tym kryła się pułapka zdał sobie z tego sprawę, podziwiającjednak w duchu krzyżacką dokładność, ujawnioną znajomością nawet tak drobnych wydarzeń. Z tym dębem, wasza miłość, to była dziwna historia.Widzę, że jej nie znacie, to wam opowiem.Przeszłego lata, podczas burzy, uderzył w drzewo piorun, rozłupując pień aż po korzenie.Jedna znaszych starych wróżek ostrzegła ojca, że za rok zdarzy się nieszczęście.I zginął akurat tego samegodnia, w którym przed rokiem piorun roztrzaskał dąb.Wallenrode zerknął spod brwi na przybysza i splunął przez ramię. Tfu! Precz z pogańskimi siłami! To Bóg was ostrzegł! %7łe też sami nie strzegliście się! Nikt swego losu nie ujdzie. A powiedz mi, z kim to stawaliście przed książęcym sądem? Coś tam słyszałem, ale nie pamiętam, oco to szło?Benko ściągnął brwi, udając, że już samo wspomnienie tej sprawy wzbudza w nim gniew. To był spór z Dowgardem o tabun koni, który on zagarnął z naszych pastwisk. I jak się skończył?Benko wzruszył ramionami. Kniaz nigdy przychylny nam nie był, więc konie zatrzymał Dowgard, a opłatę za sąd wnieśliśmy my.Marszałek roześmiał się. To cały Witold! On pozwala swoim poborcom ściągać z ludności nie tylko opłaty książęce, ale izdzierać bezprawnie naddatki.Potem wiesza za to poborców, odbierając im zagrabione dobro.W tensposób kniaz wyciska pieniądze, a naród ma swego obrońcę! No, ale czas ucieka, dość tej rozmowy!Więc chcesz u nas pozostać? Tak, wasza miłość.Myślę, że mógłbym być przydatny, bo darmo chleba jeść nie chcę. %7łebyś jadł darmo, o tym, bracie, nie może być mowy! Wprawdzie z Witoldem utrzymujemy terazprzyjazne stosunki, ale schronienia ci nie odmówimy.Jednak będziesz musiał na to zapracować.Narazie obejmiesz pieczę nad stajnią briefjungów na prawach służebnego brata, a potem zobaczymy.Może przydasz się nam jako tłumacz lub przewodnik.Puszcze litewskie chyba znasz dobrze? W nich się rodziłem, wasza miłość.Wallenrode skinął dłonią. Idz więc z Bogiem! Ale pamiętaj, abyś służył wiernie, bo nasze serca są litościwe, ale rękę mamyciężką.Benko skłonił się marszałkowi. Dziękuję wam, panie.Obiecuję dobrze wypełniać wasze poruczenia. Bracie Albercie, zaprowadzcie go do domowego komtura.Niech go wprowadzi w obowiązki.Na znak, że posłuchanie zostało zakończone, Wallenrode znów zajął się psem.Brat Albert skinął naBenka i obaj ruszyli ku drzwiom. ODJECHAA TRZY PACIERZE temu rzekł Dzieweczka, wskazując na widoczny z zaułka szczyt wieżyMikołajskiej bramy.Rudy ruszył w drogę.Koń z trudnością wyciągał nogi z grząskiego błota.Na Rzezniczej było już lepiej, bo leżała tu warstwasłomy, gdyż przeważnie tędy kmiecie przewozili do miasta swoje produkty.Rudy minął gródek otoczony własnymi murami i przylegający doń klasztor, potem przejazd w gmachuMikołajskiej bramy.Dostał się na jej zewnętrzny, otoczony murem dziedziniec, skąd musiał skręcić nadrugi podwórzec również otoczony murami.Z niego dopiero wyjechał na przedmieście.Ranek był mglisty i mokry.Droga, rozmokła i błotnista, zryta była koleinami, pełna dołów i wyboi.Ciągnęły nią liczne chłopskie zaprzęgi.Konie, z wyciągniętymi ku ziemi łbami, prężyły grzbiety i ztrudnością ciągnęły po błocie kolebiące się wozy.Rudy zjechał na bok, gdzie biegła nieco suchsza ścieżka, z której korzystali piesi.Zapewne korzystał zniej i Peter, bo pies prowadził z pyskiem przy ziemi, szarpiąc się do przodu na rzemiennej lince.Na prawo od drogi ciągnęła się szeroka fosa z czarną powierzchnią nieruchomo stojącej wody.Tuż zanią wysoko w górę wznosiły się brunatne mury obronne.Z lewej rozciągały się mokradła i uprawne połacie pól, pokryte teraz płatami rozmokłego śniegu.Tu iówdzie czerniały na tym tle zabudowania i otoczone ostrokołami folwarki.Ponad niektórymi dachamisnuł się dym, wlokąc się w wilgotnym powietrzu szarymi pasmami.Gdzieś z dala doleciał głos dzwonu.Rudy wypatrywał uważnie, czy nie dojrzy przed sobą jezdzca,który, według słów Dzieweczki, siedział na bułanym koniu.Ale chwilowo ukazała się tylko rzeczka obrośnięta na brzegach łoziną.Droga wygięła się nieco w łuk idoprowadziła do brodu [ Pobierz całość w formacie PDF ]