[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdyby tak coś podobnegow więzieniach kobiet.Pod względem stosowania praw karnych trzy lata Osad Rolnychodpowiada sześciu tygodniom zamknięcia w więzieniu.Małoletnimjest przestępca do lat piętnastu włącznie, po czym podlega prawomogólnym.Sześciu chłopców było wtedy w arsenale; najstarszy miał latczternaście, najmłodszy z jedenaście może.Szkoła jednak, która jestzarazem ich sypialnią, mieści dwadzieścia łóżek, gdyż do tej cyfry do-chodzi nieraz liczba małych przestępców.Nauczyciel przychodzi donich z miasta na parę godzin dziennie.Stary, przyzwoitej powierz-chowności człowiek, także więzień, ma nad nimi bliższy nadzór.Smut-ne bardzo wrażenie robiła siwizna i to dzieciństwo zrównane wobecwięziennej kapoty. I za cóż ty siedzisz, biedaku?  spytałam najmłodszego z chłop-ców, który wtulił ogoloną głowinę pomiędzy ramiona, podczas kiedyręce jego ginęły w zbyt długich rękawach siwego kubraka. Ano  odrzekł cienkim głosikiem  za te węgle. Jakże to było? Ano, matka mi kazała po węgle iść, było zimno, ja też poszedł.Tak ja przelazłem bez płot, tak matka stała na ulicy  tak ja rzucałemmatce węgle.A tam był pies, takie wielkie psisko.Jak wziął szcze-kać, jak wziął ujadać, tak mnie i złapali. A matka? Ano, matka poszła do dom. I cóż dalej? Ano, tak mię wzięli. Czemużeś nie powiedział tak wszystkiego przed sądem, jak mniety mówisz? Ale.powiedziałem.Ino, że mi zaraz dali w kark, że niby łżę; iprzyświadczyli, że ja sam kradł, i kuma Jędrzejowa też przyświadczyli,i stróżka.Zamilkł i westchnął ciężko, głębiej jeszcze wtulając głowę międzyramiona. I dobrze ci tu jest?NASKIFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG170 Dobrze  odrzekł i znów westchnął, aż się więzienna gunia podniosła na jego szczupłej, dziecięcej piersi.O prawo! jakie ty winy karzesz!Najstarszy był %7łydek.Szczupły, czarnooki, trzymał w ręku książkęz wyobrażeniem jakiegoś przedpotopowego mastodonta, ale oczymabystro rzucał na wszystkie strony, jakby szukając szpary, przez którąby mógł czmychnąć.Z pozostałych zwrócił jeszcze moją uwagę blady, mocno piegowa-ty, rudy chłopak, dość tęgiej budowy, którego szare, małe oczki migo-tały pod żółtymi rzęsami.Był to typ prawdziwego  andrusa.Co słowopowiedział, to się w piersi tłukł ściśniętą pięścią, dodając za każdymrazem:  jak Boga kocham, proszę wielmożnego pana.Był to dezerterz Osad, złapany na ponownym przestępstwie.Zbyt długo jednak może zatrzymuję cię, czytelniczko, w arsenale,gdzie, jak widzisz, kobiet nie ma.Bywają jednak! Ale dzień, w którymbywają, jest dniem płaczu i zgrzytania zębów.Kiedy już termin zsyłki oznaczonym został i partia zebraną, od-prowadzają aresztantki do arsenału, strzygą im włosy, dają po dwiekoszule skarbowe i grubą więzienną odzież, po czym wraz z partią od-stawiają pod strażą na tak zwany punkt zborny, na Pragę.Do partii przyłączają się kobiety, które chcą towarzyszyć mężomna Sybir.Te, jeśli drogę chcą odbyć na koszt rządu, podlegają całemuregulaminowi, jaki ustanowiony jest dla aresztantek.Tak samo strzygąim włosy, nakładają białe czepce, z szeroką, na czoło opadającą szlar-ką, dają płytkie obuwie, więzienną siwą spódnicę i kaftan, biały fartuchi białą perkalową krzyżówkę na piersi.Tylko odbywające drogę nakoszt własny wolne są od tego skarbowego umundurowania.Zdarza się, iż aresztantka, której miłego czeka zsyłka, porozumiewasię z nim, podaje prośbę  zawsze uwzględnioną  dostaje ślub i idziena Sybir.Przy każdej niemal partii znajdują się ochotnice takie.Kto na kosztskarbu podróż odbywa, nie może z sobą zabierać żadnych własnychpakunków większych, pościeli itd.Wszystko musi pomieścić w nie-wielkim węzełku, który się przez plecy zawiesza; a jeśli dziecko jest, wręku się je trzyma.Parę lat już minęło, jakem widziała partię taką, adotąd mam ją przed oczyma.Piąta może była rano, kiedym stanęła na Pradze, w gmachu, którynazywają punktem zbornym, a który mnie się wydał czymś w rodzajuNASKIFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG171wojskowego biura w połączeniu z koszarami.Przyprowadzono właśniewięzniów; oficer odbierający partię liczył ich i załatwiał formalnościwstępne.Kilka kobiet z miasta oczekiwało wraz ze mną w wielkiej sali,gdzie na ławach kamiennych, wpuszczonych w głębokie framugiokienne, a przypominających kanonickie stalle, siedziało kilkunastużołnierzy, zajętych pisaniem i czytaniem.Młody jeden sołdat przecha-dzał się, gwiżdżąc wesoło i spluwając przez zęby, to na prawą, to nalewą stronę. Wy nic nie robicie?  zahazardowałam nieśmiało pytanie. A co robić?  odparł mi na to. Teraz wolna etaka godzina. A cóż drudzy robią?  rzekłam dalej. Listy piszą do domu i do rodziny. A wy rodziny nie macie? I u mnie jest rodzina.Matka jest, siostry. A skąd wy? Z daleka. To pewno i matka, i siostry czekają na stówko jakie od was.Młody sołdat za całą odpowiedz zaczął mocniej jeszcze gwizdać.Po chwili wszakże przystanął u okna i popatrzył na nie, podszedł wjeden kąt, potem w drugi, nareszcie czołem się o piec wsparł i zacząłmocno ucierać nos palcami, a oczy rękawem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl