[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Otucha, jakiej dodaje ciało ukochanego człowieka! O ileż jest onomądrzejsze i bardziej wymowne niż usta pełne kłamstwa! Długo nie mogłem zasnąćtej nocy.Patrzyłem na światło i na wpół oświetlony pokój, który znałem i któregojednocześnie nie znałem.Nie zadawałem sobie więcej żadnych pytań.Helenaprzebudziła się jeszcze raz.— Czy dużo miałeś kobiet we Francji? — szepnęła nie otwierając oczu.— Nie więcej, niż to było konieczne — odpowiedziałem — i żadnej tak jakciebie.Westchnęła i chciała się odwrócić, jednak sen owładnął nią, zanim zdążyła touczynić.Pogrążyła się w nim znowu.Z wolna ogarnął również i mnie.Sny pierzchły,ogarnęła mnie cisza i oddech Heleny, a nad ranem obudziłem się.Nic już międzynami nie było, co mogłoby nas dzielić.Wziąłem ją chętną i znów zapadliśmy w sen jakw chmurę rozjaśnioną blaskiem.6.Rano zatelefonowałem do hotelu w Münster, w którym zostawiłem walizkę.Oświadczyłem, że mój pobyt w Osnabrück przedłużył się i powrócę dopiero w nocy,proszę więc o zatrzymanie dla mnie pokoju.Zrobiłem to przez ostrożność.Niemogłem dopuścić, by z powodu niezałatwienia tej sprawy zainteresowano moją osobąpolicję.Czyjś obojętny głos odpowiedział, że wszystko w porządku.Zapytałem także,czy nie było do mnie listów.Nie, nie było.Zawiesiłem słuchawkę.Helena stała za mną.— Listy? — zdziwiła się.— Od kogo spodziewasz się listów?— Od nikogo.Ot tak sobie zapytałem, dla zachowania pozorów.O gościach,którzy czekają na korespondencję, nie wydaje się zbyt prędko opinii, że są oszustami.— Alboż nim jesteś?— Niestety, wbrew mojej woli.Jednak nie bez pewnej satysfakcji.Helena roześmiała się.— Czy chcesz dziś wieczorem wracać do Münster? — spytała.— Nie mogę tu przecież dłużej zostać.Twoja służąca jutro wraca.Pozostawaniew mieście jest zbyt ryzykowne.Wąsy nie odmieniły mnie do tego stopnia, by niktmnie nie poznał.— Czy nie mógłbyś zamieszkać u Martensa?— Proponował, bym spał w gabinecie, ale we dnie nie mógłbym z niegokorzystać.Będzie lepiej, jeżeli pojadę do Münster, Heleno.Tam nie poznają mnie naulicy tak łatwo jak tutaj.A poza tym jest to tylko godzina drogi stąd.— Jak długo chcesz zatrzymać się w Münster?— To się okaże, gdy znajdę się tam.Z biegiem czasu rozwija się w człowieku cośw rodzaju szóstego zmysłu, który ostrzega przed niebezpieczeństwem.— Czy sądzisz, że tutaj coś ci grozi?— Tak.Od dzisiejszego ranka.Wczoraj nie miałem tego uczucia.Patrzyła na mnie ze ściągniętymi brwiami.— Nigdzie nie wolno ci wychodzić — powiedziała.— Nigdzie, przed zmrokiem, a potem, tylko żeby dojść do dworca.Helena nic nie odpowiedziała.— Wszystko się jakoś ułoży — rzekłem.— Nie myśl o tym.Nauczyłem się żyć zgodziny na godzinę, nie zapominając jednocześnie o następnym dniu.— Doprawdy? — spytała.— To bardzo praktyczne.— Mówiła znowu lekkopodrażnionym tonem jak wczoraj wieczorem.— Nie tylko praktyczne, lecz również i konieczne — odpowiedziałem.— Mimoto czasem coś zapomnę.Powinienem był zabrać z Münster aparat do golenia.Wieczorem będę wyglądał jak włóczęga.Vademecum emigranta poucza, że należy siętego wystrzegać.— Aparat do golenia znajdziesz w łazience — powiedziała Helena.— Ten sam,który pozostawiłeś odchodząc przed pięciu laty.Tam jest także twoja bielizna iubranie, wiszą na lewo w szafie.Powiedziała to tak, jak gdybym przed pięciu laty odszedł od niej z inną kobietą,a teraz wrócił tylko po to, by zabrać swoje rzeczy i wynieść się znowu.Niepróbowałem tego prostować, do niczego by to nie doprowadziło.Spojrzałaby tylko namnie zdziwiona i oświadczyła, że nic podobnego nie miała na myśli, skoro jednak jatak myślę, no to.i wplątałbym się w pozbawione sensu usprawiedliwianie.Zadziwiające, jakich krętych dróg musimy się niekiedy imać, by nie zdradzić swychuczuć!Poszedłem do łazienki.Widok moich starych ubrań nie zrobił na mnie żadnegowrażenia, tyle tylko, że mogłem stwierdzić, jak przez ten czas schudłem.Ucieszyłemsię natomiast z bielizny i postanowiłem zabrać ze sobą tyle, ile się da.Nie odczuwałemprzy tym żadnych sentymentalnych wzruszeń.Decyzja powzięta przed trzema laty,żeby nie uważać wygnania za nieszczęście, tylko za swego rodzaju zimną wojnę,konieczną dla mego rozwoju, przyniosła więc, przynajmniej tu i ówdzie, owoce.Dzień upływał powoli i w dość zmiennym nastroju.Konieczność odjazdurozstroiła nas oboje; jednakże Helena przeżywała rozstanie boleśniej niż ja.Odczuwała to prawie jak osobistą obrazę.Mnie życie bardziej uodporniło dziękimemu doświadczeniu, zwłaszcza odkąd opuściłem Francję.Dla Heleny mojeodwiedziny jeszcze się na dobre nie rozpoczęły, a już trzeba się było pożegnać.Dla jejzranionej dumy nie znalazło się jeszcze dość czasu, by nastąpiło pojednanie, gdy jużpowstała taka sama sytuacja.Do tego doszła jeszcze reakcja na przeżyciapoprzedniego wieczoru.Przepełniająca nas fala uczucia odpłynęła, a stare,zapomniane urazy z większą niż dotychczas siłą znowu dały znać o sobie.Staliśmy sięwzględem siebie nieufni i jak gdyby obcy.Chętnie pozostałbym przez godzinę sam zeswoimi myślami.Gdy jednak pomyślałem, że stanowiłoby to nie jedną godzinę, leczdwunastą część czasu, który mogę jeszcze spędzić z Heleną, wydawało mi się to nie dopomyślenia.Dawniej, gdy panował spokój, stawiałem sobie niekiedy pytanie, co bymuczynił, gdybym wiedział, że mam przed sobą tylko jeden miesiąc życia.Nigdy niedoszedłem do wyraźnej konkluzji.Wszystko, co zamierzałem zdziałać, znajdowało sięw jaskrawej sprzeczności z tym, czego w żadnym wypadku uczynić nie mogłem.I takdziało się teraz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl