[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Bogaci! - Wyprostował się i roześmiał, ale śmiech jego nie miał już żadnych cech wesołości.-Za granicą to, co mamy, nie znaczy prawie nic! Najwyżej moglibyśmy parę lat przesiedzieć w ja-kimś wynajętym pokoiku albo kupić parę morgów i hodować kury.A ja chcę mieć hotel albo kna-jpę, moją własną, i żyć jak król do końca życia.Jak uczciwy król! Kiedy skończymy z tym wszyst-kim i urwiemy się stąd, chcę, żebyśmy nigdy nawet o tym słowa nie pisnęli.Koniec, rozumiesz!Tych nieboszczyków nie znajdą przecież nawet do końca świata, bo niby dlaczego ktoś miałby ichszukać w takim miejscu? I nikt nas nie będzie za nic poszukiwał, bo żadna policja na świecie nicprzeciwko nam nie ma.Nie po to przez rok obmyślałem każdy szczegół, żebym miał teraz ze strac-hu wycofać się przed końcem roboty& - Urwał i spojrzał na nią.- A co, strach cię obleciał?- Skąd& - Obojętnie wzruszyła ramionami.- Przecież znasz mnie chyba - uśmiechnęła się - le-piej niż kto inny.Tylko czasem aż nie mogę uwierzyć, żeby taki prosty numer udawał się bez koń-ca&- Właśnie dlatego, że taki prosty! Pamiętaj, że.-Urwał.Stuk& stuk& stuk&Tępy głos kołatki zabrzmiał ostro w zupełnej ciszy, która zapanowała w pokoju.Potem ożylioboje równocześnie, dziewczyna przeskoczyła trupa i chwyciła w locie pistolet, który rzucił jejmężczyzna.On sam zgarnął lewą ręką brylanty ze stołu, wsypał je do kieszeni i sięgnął do barku,gdzie za butelkami leżał długi, bębenkowy colt, kaliber 44.Na palcach, nie robiąc najmniejszego szelestu, mężczyzna był już przy drzwiach i zniknął za ni-mi, gasząc równocześnie światło. Po omacku dziewczyna ruszyła za nim.- Gdyby co, to ja strzelam i wybiegam, a ty za mną, rozumiesz? - szepnął tak cicho, że zaledwiego usłyszała.W odpowiedzi położyła mu lewą dłoń na ramieniu i pogłaskała go lekko.Stali w zu-pełnej ciemności przedpokoju, ściskając odbezpieczoną broń, napięci, gotowi do walki na śmierć iżycie jak dzikie zwierzęta otoczone przez myśliwych.Stuk& stuk& stuk& stuk&Kołatka uderzyła cztery razy i ucichła.Mężczyzna odetchnął z ulgą.- Kto tam? - zapytał półgłosem.- To ja, Adam& - dobiegł szept spoza drzwi.- Otwórzcie.Doskonale naoliwiona zasuwa odsunęła się bezdzwięcznie i wysoki mężczyzna uchylił drzwi, niewypuszczając colta z dłoni.Morderca Kazimierza Kity wsunął się cicho do przedpokoju.Drzwi zamknęły się.Dziewczynazapaliła światło.- Dlaczego nie pukasz cztery razy? - powiedział Franek.- Następnym razem możesz zostać naprogu z paroma pestkami w głowie.- Znacząco uniósł pistolet, a potem opuścił go i wsunął za pa-sek.- No, jak?- W porządku.- Adam skinął głową.- A co do tego pukania, to musiałem się zagapić.Zdenerwo-wałem się trochę przy tym szoferze& A wy jak?- Też w porządku&Weszli wszyscy troje do pokoju.Dziewczyna podała Frankowi pistolet i nie zajmując się już dłu-żej mężczyznami, uklękła przy trupie, żeby zakończyć przeszukiwanie.- Jak tam, Hela? - zapytał Adam siadając.Wyjął z kieszeni pistolet i położył go na stoliku obokwalizeczki.Wyciągnąwszy nogi, odetchnął ciężko.- Niezle! - Wstała, trzymając w ręce małe zawiniątko, zrobione ze związanej kilkoma supełkamichustki, wewnątrz której musiało być chyba coś ciężkiego, bo zważyła chustkę w ręce, podrzuciłają i podała Frankowi.- Dwa tysiące miękkich, które nam dał, brylanty i to&Pochylili się wszyscy troje ciekawie, kiedy Franek rozplatał zawiniątko.Wysypał z niego na sto-lik kilka bransoletek, dwa złote zegarki i parę broszek wysadzanych drogimi kamieniami.- Hmmm& - pokiwał głową.- Trudno narzekać.A przecież to nie wszystko.Był żonaty i żonyteż na pewno bez grosza nie zostawił.Aadną oni mają kontrolę w tym kraju, że facet tyle mógł nak-raść i nikt tego nie zauważył oprócz nas!- Nie narzekaj! - Adam wziął chusteczkę, w którą przedtem zawinięte były klejnoty, i otarł niątwarz, ciągle jeszcze pokrytą potem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.- Bogaci! - Wyprostował się i roześmiał, ale śmiech jego nie miał już żadnych cech wesołości.-Za granicą to, co mamy, nie znaczy prawie nic! Najwyżej moglibyśmy parę lat przesiedzieć w ja-kimś wynajętym pokoiku albo kupić parę morgów i hodować kury.A ja chcę mieć hotel albo kna-jpę, moją własną, i żyć jak król do końca życia.Jak uczciwy król! Kiedy skończymy z tym wszyst-kim i urwiemy się stąd, chcę, żebyśmy nigdy nawet o tym słowa nie pisnęli.Koniec, rozumiesz!Tych nieboszczyków nie znajdą przecież nawet do końca świata, bo niby dlaczego ktoś miałby ichszukać w takim miejscu? I nikt nas nie będzie za nic poszukiwał, bo żadna policja na świecie nicprzeciwko nam nie ma.Nie po to przez rok obmyślałem każdy szczegół, żebym miał teraz ze strac-hu wycofać się przed końcem roboty& - Urwał i spojrzał na nią.- A co, strach cię obleciał?- Skąd& - Obojętnie wzruszyła ramionami.- Przecież znasz mnie chyba - uśmiechnęła się - le-piej niż kto inny.Tylko czasem aż nie mogę uwierzyć, żeby taki prosty numer udawał się bez koń-ca&- Właśnie dlatego, że taki prosty! Pamiętaj, że.-Urwał.Stuk& stuk& stuk&Tępy głos kołatki zabrzmiał ostro w zupełnej ciszy, która zapanowała w pokoju.Potem ożylioboje równocześnie, dziewczyna przeskoczyła trupa i chwyciła w locie pistolet, który rzucił jejmężczyzna.On sam zgarnął lewą ręką brylanty ze stołu, wsypał je do kieszeni i sięgnął do barku,gdzie za butelkami leżał długi, bębenkowy colt, kaliber 44.Na palcach, nie robiąc najmniejszego szelestu, mężczyzna był już przy drzwiach i zniknął za ni-mi, gasząc równocześnie światło. Po omacku dziewczyna ruszyła za nim.- Gdyby co, to ja strzelam i wybiegam, a ty za mną, rozumiesz? - szepnął tak cicho, że zaledwiego usłyszała.W odpowiedzi położyła mu lewą dłoń na ramieniu i pogłaskała go lekko.Stali w zu-pełnej ciemności przedpokoju, ściskając odbezpieczoną broń, napięci, gotowi do walki na śmierć iżycie jak dzikie zwierzęta otoczone przez myśliwych.Stuk& stuk& stuk& stuk&Kołatka uderzyła cztery razy i ucichła.Mężczyzna odetchnął z ulgą.- Kto tam? - zapytał półgłosem.- To ja, Adam& - dobiegł szept spoza drzwi.- Otwórzcie.Doskonale naoliwiona zasuwa odsunęła się bezdzwięcznie i wysoki mężczyzna uchylił drzwi, niewypuszczając colta z dłoni.Morderca Kazimierza Kity wsunął się cicho do przedpokoju.Drzwi zamknęły się.Dziewczynazapaliła światło.- Dlaczego nie pukasz cztery razy? - powiedział Franek.- Następnym razem możesz zostać naprogu z paroma pestkami w głowie.- Znacząco uniósł pistolet, a potem opuścił go i wsunął za pa-sek.- No, jak?- W porządku.- Adam skinął głową.- A co do tego pukania, to musiałem się zagapić.Zdenerwo-wałem się trochę przy tym szoferze& A wy jak?- Też w porządku&Weszli wszyscy troje do pokoju.Dziewczyna podała Frankowi pistolet i nie zajmując się już dłu-żej mężczyznami, uklękła przy trupie, żeby zakończyć przeszukiwanie.- Jak tam, Hela? - zapytał Adam siadając.Wyjął z kieszeni pistolet i położył go na stoliku obokwalizeczki.Wyciągnąwszy nogi, odetchnął ciężko.- Niezle! - Wstała, trzymając w ręce małe zawiniątko, zrobione ze związanej kilkoma supełkamichustki, wewnątrz której musiało być chyba coś ciężkiego, bo zważyła chustkę w ręce, podrzuciłają i podała Frankowi.- Dwa tysiące miękkich, które nam dał, brylanty i to&Pochylili się wszyscy troje ciekawie, kiedy Franek rozplatał zawiniątko.Wysypał z niego na sto-lik kilka bransoletek, dwa złote zegarki i parę broszek wysadzanych drogimi kamieniami.- Hmmm& - pokiwał głową.- Trudno narzekać.A przecież to nie wszystko.Był żonaty i żonyteż na pewno bez grosza nie zostawił.Aadną oni mają kontrolę w tym kraju, że facet tyle mógł nak-raść i nikt tego nie zauważył oprócz nas!- Nie narzekaj! - Adam wziął chusteczkę, w którą przedtem zawinięte były klejnoty, i otarł niątwarz, ciągle jeszcze pokrytą potem [ Pobierz całość w formacie PDF ]