[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A gdy znowu spojrzała w górę, ojca nie było, przed niąnatomiast siedziała młoda dziewczyna z jej własnej rasy, ubrana w cienkie szaty jak dotrumny.Zmarzła tak, że cała dygotała.Oczy młodej kobiety nie były takie ciepłe jak oczy ojca.132- Ty wiesz, kim jestem, prawda?Azy oślepiły Shirę, padła na kolana.- Matko.- wyszeptała.- Z twojego powodu, Shiro, musiałam umrzeć.Shama mnie zabrał.- Shama? O, nie, nie, tylko nie on! - wrzasnęła.- O, bodajbym się nigdy nie urodziła! Ty,moja matka, u niego? Nie zniosę tej myśli.- To nic strasznego.Jesteśmy kwiatami w jego ogrodzie.Jest to co prawda ponury ogród -dodała matka w zadumie i jakby rozmarzeniu.- Nic nie jest tam jasne i piękne, wszystkoczernieje, umiera.Ale Shamie to właśnie się podoba.Shira próbowała opanować płacz, nos miała zatkany, twarz wykrzywioną.- Och, ty marzniesz.Wez moją bluzkę, to cię chociaż trochę ogrzeje.Dygoczącymi jak w gorączce dłońmi otuliła matkę resztkami tkanej bluzy.Wkrótce Sinsiew zniknęła.Shira zamknęła oczy.Te wyłaniające się z mgły postacie nie wiedziały, co się z nią właściwiedzieje.rodzice nigdy jej nie znali, nie mieli pojęcia o tym, że tamtej nocy, kiedy się urodziła,przyszły duchy, ani o tym, że walczy o uratowanie Taran-gai.Och, śmierć jest okrutna, okrutna!A Shama, duch kończącego się życia, duch gasnącej nadziei, jest gorszy niż sama śmierć.Shira podniosła się z trudem.Bardziej samotna niż kiedykolwiek zrobiła tych kilka kroków,dzielących ją od ostatniej, jedenastej groty.Trwała w oszołomieniu.Huczało jej w głowie, w piersiach czuła ból, była bliska szaleństwa.Ta ostatnia podróż kładła się głębokim cieniem na jej duszy.Wyrzuty sumienia ciążyły jej takbardzo, że zaczęła krzyczeć.Głośno, rozpaczliwie i bardzo długo.Iluż jest tych ludzi, którychnie mogła prosić o wybaczenie, a przedtem nie wiedziała nawet, że ich rani! A najgorsze zewszystkiego było spotkanie z matką.Shira, która prowadziła zaciekłą walkę z Shamą, samawepchnęła matkę do jego strasznego królestwa.Przerwała jej młode życie.- Nie! Nie, nie, nie!Nikt nie słyszał krzyków płynących z samej głębi jej udręczonego serca.Znieg padał cicho imiękko i nawet nie zauważała, że marznie.Bezradnie przyglądała się niewiarygodniewąskiemu otworowi.Jak ona przez to przejdzie?133Z wyciągniętymi rękami posuwała się do przodu, cal po calu, dopóki nie dotarła do dalekiegoświatła pochodni i dopóki po raz ostatni nie rozległo się głośne bębnienie.Wokół niej panował dziwny, czerwony mrok.Gdy jej wzrok przywykł do tej osobliwej poświaty, rozpoznała, że mdłe czerwone światłopłynie od jednej ze ścian tej ogromnej jaskini, w której się znalazła.Na tle tej ścianyrysowało się siedem potężnych kamiennych słupów, siedem kolosów czuwających nadgrotą.Posępne i ogromne tkwiły tam niby zapomniane dzieła sztuki z pradziejów.Niewiedziała, czy w kamieniu zostały także wycięte oblicza, widziała jedynie ich nieruchome,monumentalne kontury.Ale gdzie jest zródło, pomyślała, rozglądając się wokół.Powinna już być przy nim.Najlepiejbyło mieć to już za sobą, wyjść stąd, a potem.Zasnąć i więcej się nie obudzić.Shira bowiem utraciła już całą wolę życia.Zamiast duszy miała teraz wielką, obolałą,głęboką otchłań.Jakaś postać oderwała się od ciemności w pobliżu słupów.Shira zdumiona wpatrywała się wmongoloidalną twarz z długimi i cienkimi zwisającymi wąsami, w ubraniu, które musiałopochodzić z czasów zbyt odległych, by Shira mogła coś o nich wiedzieć.Wyciągnął rękę i uśmiechnął się wesoło:- Witaj, Shiro z Nor!Na to ona, zaskoczona i radosna, wykrzyknęła:- Głos!- Tak, to ja prowadziłem cię w tej długiej wędrówce przez groty.Muszę przyznać, że jużkiedy przeszłaś przez salę próżności, nie wierzyłem własnym oczom.Taka delikatna i kruchakobieta sobie z tym poradziła? Z początku byłem chyba trochę sarkastyczny.Ale potem mójszacunek nieprzerwanie wzrastał.Ja wiem bardzo dobrze, co oznacza przejście tą drogą,sam tego dokonałem przed wieloma setkami lat.Pochylił się głęboko.- Nazywam się Teczin Chan [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.A gdy znowu spojrzała w górę, ojca nie było, przed niąnatomiast siedziała młoda dziewczyna z jej własnej rasy, ubrana w cienkie szaty jak dotrumny.Zmarzła tak, że cała dygotała.Oczy młodej kobiety nie były takie ciepłe jak oczy ojca.132- Ty wiesz, kim jestem, prawda?Azy oślepiły Shirę, padła na kolana.- Matko.- wyszeptała.- Z twojego powodu, Shiro, musiałam umrzeć.Shama mnie zabrał.- Shama? O, nie, nie, tylko nie on! - wrzasnęła.- O, bodajbym się nigdy nie urodziła! Ty,moja matka, u niego? Nie zniosę tej myśli.- To nic strasznego.Jesteśmy kwiatami w jego ogrodzie.Jest to co prawda ponury ogród -dodała matka w zadumie i jakby rozmarzeniu.- Nic nie jest tam jasne i piękne, wszystkoczernieje, umiera.Ale Shamie to właśnie się podoba.Shira próbowała opanować płacz, nos miała zatkany, twarz wykrzywioną.- Och, ty marzniesz.Wez moją bluzkę, to cię chociaż trochę ogrzeje.Dygoczącymi jak w gorączce dłońmi otuliła matkę resztkami tkanej bluzy.Wkrótce Sinsiew zniknęła.Shira zamknęła oczy.Te wyłaniające się z mgły postacie nie wiedziały, co się z nią właściwiedzieje.rodzice nigdy jej nie znali, nie mieli pojęcia o tym, że tamtej nocy, kiedy się urodziła,przyszły duchy, ani o tym, że walczy o uratowanie Taran-gai.Och, śmierć jest okrutna, okrutna!A Shama, duch kończącego się życia, duch gasnącej nadziei, jest gorszy niż sama śmierć.Shira podniosła się z trudem.Bardziej samotna niż kiedykolwiek zrobiła tych kilka kroków,dzielących ją od ostatniej, jedenastej groty.Trwała w oszołomieniu.Huczało jej w głowie, w piersiach czuła ból, była bliska szaleństwa.Ta ostatnia podróż kładła się głębokim cieniem na jej duszy.Wyrzuty sumienia ciążyły jej takbardzo, że zaczęła krzyczeć.Głośno, rozpaczliwie i bardzo długo.Iluż jest tych ludzi, którychnie mogła prosić o wybaczenie, a przedtem nie wiedziała nawet, że ich rani! A najgorsze zewszystkiego było spotkanie z matką.Shira, która prowadziła zaciekłą walkę z Shamą, samawepchnęła matkę do jego strasznego królestwa.Przerwała jej młode życie.- Nie! Nie, nie, nie!Nikt nie słyszał krzyków płynących z samej głębi jej udręczonego serca.Znieg padał cicho imiękko i nawet nie zauważała, że marznie.Bezradnie przyglądała się niewiarygodniewąskiemu otworowi.Jak ona przez to przejdzie?133Z wyciągniętymi rękami posuwała się do przodu, cal po calu, dopóki nie dotarła do dalekiegoświatła pochodni i dopóki po raz ostatni nie rozległo się głośne bębnienie.Wokół niej panował dziwny, czerwony mrok.Gdy jej wzrok przywykł do tej osobliwej poświaty, rozpoznała, że mdłe czerwone światłopłynie od jednej ze ścian tej ogromnej jaskini, w której się znalazła.Na tle tej ścianyrysowało się siedem potężnych kamiennych słupów, siedem kolosów czuwających nadgrotą.Posępne i ogromne tkwiły tam niby zapomniane dzieła sztuki z pradziejów.Niewiedziała, czy w kamieniu zostały także wycięte oblicza, widziała jedynie ich nieruchome,monumentalne kontury.Ale gdzie jest zródło, pomyślała, rozglądając się wokół.Powinna już być przy nim.Najlepiejbyło mieć to już za sobą, wyjść stąd, a potem.Zasnąć i więcej się nie obudzić.Shira bowiem utraciła już całą wolę życia.Zamiast duszy miała teraz wielką, obolałą,głęboką otchłań.Jakaś postać oderwała się od ciemności w pobliżu słupów.Shira zdumiona wpatrywała się wmongoloidalną twarz z długimi i cienkimi zwisającymi wąsami, w ubraniu, które musiałopochodzić z czasów zbyt odległych, by Shira mogła coś o nich wiedzieć.Wyciągnął rękę i uśmiechnął się wesoło:- Witaj, Shiro z Nor!Na to ona, zaskoczona i radosna, wykrzyknęła:- Głos!- Tak, to ja prowadziłem cię w tej długiej wędrówce przez groty.Muszę przyznać, że jużkiedy przeszłaś przez salę próżności, nie wierzyłem własnym oczom.Taka delikatna i kruchakobieta sobie z tym poradziła? Z początku byłem chyba trochę sarkastyczny.Ale potem mójszacunek nieprzerwanie wzrastał.Ja wiem bardzo dobrze, co oznacza przejście tą drogą,sam tego dokonałem przed wieloma setkami lat.Pochylił się głęboko.- Nazywam się Teczin Chan [ Pobierz całość w formacie PDF ]