[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ręce zwisały mu do kolan, alenie było w nim nic z niemrawości małp człekokształtnych - wydawał sięprzebiegły.%7łylasty i silny mknął ku niej przez trawę, otworzył paszczę i pokazałdługie, wąskie kły poplamione krwią Maleficarum.Znowu ryknął.Po chwili jego przenikliwe wycie niosło się echem wśróddrzew i w jej głowie.Machinalnie odpowiedziała krzykiem.Przerażenie kazałojej wrzeszczeć ile sił.- Megan? Co się dzieje? - Spojrzała na Briana.Zastygł na ławce wbezruchu.- Co się stało twojemu przyjacielowi?Malleus zaatakował o sekundę za pózno.Potwór już pędził zniewiarygodną szybkością, z rozwianymi włosami.Spud poderwał ją z trawy iwziął na ręce.- Co on robi? Megan, wszystko w.- Biegnij, Brian! - krzyknęła.Potwór był już blisko.Brian wstał i ruszył w jej stronę.Był na drodzemonstrum.Nie widział go, koncentrował się na Megan, przerażony izainteresowany.Zdała sobie sprawę, że dziennikarz nie widzi napastnika, niewie, że ten go zaraz staranuje.Istota przemknęła przez Briana.Megan dostrzegła jedynie dwa splątaneciała, zanim znalazła się w powietrzu.Spud ją rzucił.Wylądowała z bolesnymgłuchym odgłosem kilka merów dalej.Odwróciła się i patrzyła, jak Spud wbijakolano w bezwłose podbrzusze napastnika.Okrzyki bólu i przerażenia Briana niosły się po par ku, gdy napastnikjakoś wyplątał się z jego ciała.Dziennikarz osunął się na kolana, umilkł, atymczasem Malleus dopadł potwora i zaatakował.Maleficarum podniósł się poupadku i ni to biegł, ni kulał w ich stronę.Prawą ręką kurczowo trzymał się zaranne lewe ramię.Malleus, Spud i potwór poruszali się tak szybko, że trudno się byłozorientować, co się dzieje.A ponieważ ich twarz pokrywała krew Maleficarum iich własna, nie było do końca wiadomo, kto jest kim.Potwór ryczał, zadawałciosy pazurami, kłapał zębami.Upadli na ziemię, niedaleko miejsca, w którym Brian leżał jaknieprzytomny.Potwór się uwolnił i usiadł.Znowu wbił w Megan przenikliwespojrzenie.Jej żyły skuł lód.Istota usiłowała wedrzeć się do jej umysłu,wślizgnąć tak, jak wąż zakrada się do ptasiego gniazda.Megan chciała mrugnąć,odwrócić wzrok, ale nie mogła.Za to poczuła, jak się cofa.Znalazła się międzydrzewami, własny oddech huczał jej w uszach.Nie chciała stąd odchodzić, niechciała zostawiać ochroniarzy, ale nogi jej nie słuchały, kierowały się własnąwolą.Potwór patrzył jej w oczy tylko przez chwilę, potem Maleficarum złapałgo od tyłu, przekręcił mu głowę i usiłował skręcić kark.Stwór sięgnął za siebie iolbrzymią owłosioną łapą ścisnął ramię ochroniarza.Maleficarum krzyknął.To, co potwór zaszczepił w jej umyśle, kazało jej iść, z dala od demonówi zapachu potu, i krwi, z dala od walki, w stronę chłodnego, świeżego powietrzaprzesyconego zapachem sosen w innej części parku.W głębi duszy krzyczała iwalczyła, ale jej ciało szło coraz dalej, krok za krokiem, aż stanęła w zaroślachnad małym stawem.Tego dnia jego powierzchni nie przecinała nawet jedna łódka.Nie byłosłychać niczego poza krzykami braci i odgłosami uderzeń, aż szelest zwiędłychliści sprawił, że spojrzała w prawo i czar prysł.A mimo to nadal się nie ruszała.Przed nią stał Don Tremblay z pistoletemw dłoni.Rozdział 14- Odpręż się, Megan - powiedział z niesamowitym uśmiechem kota zCheshire.- Nie będzie bolało, obiecuję.Nie odwracając głowy, zerknęła w lewo.Walka chyba zbliżała się kukońcowi Maleficarum leżał na trawie, nieruchomy, ale Spud i Malleus młócilinapastnika pięściami.Ich ciosy były niewyrazną plamą w powietrzu Nigdzie niewidziała Briana.Usiłowała zająć lepszą pozycję, żeby lepiej widzieć i byćwidoczną.Liczyła na to, że któryś z braci dostrzeże jej jasnobrązowy sweterpośród drzew, na tle wody.- Chyba mają pełne ręce roboty.- Don przechylił głowę na bok, jakbysłuchał czegoś, co tylko on mógł słyszeć.- Kiepscy z nich ochroniarze, prawda?- Białka jego oczu świeciły na tle ziemistej, brudnej skóry.Nawet z odległości kilku metrów wyczuwała jego zapach - ostrą,zwierzęcą woń potu i strachu, połączoną ze sporą dawką taniego piwa.Zwieżyzarost wypełzł na jego brodę i policzki szarymi plamami jak grzyb.Widziała gopoprzedniego dnia, wyglądał świetnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Ręce zwisały mu do kolan, alenie było w nim nic z niemrawości małp człekokształtnych - wydawał sięprzebiegły.%7łylasty i silny mknął ku niej przez trawę, otworzył paszczę i pokazałdługie, wąskie kły poplamione krwią Maleficarum.Znowu ryknął.Po chwili jego przenikliwe wycie niosło się echem wśróddrzew i w jej głowie.Machinalnie odpowiedziała krzykiem.Przerażenie kazałojej wrzeszczeć ile sił.- Megan? Co się dzieje? - Spojrzała na Briana.Zastygł na ławce wbezruchu.- Co się stało twojemu przyjacielowi?Malleus zaatakował o sekundę za pózno.Potwór już pędził zniewiarygodną szybkością, z rozwianymi włosami.Spud poderwał ją z trawy iwziął na ręce.- Co on robi? Megan, wszystko w.- Biegnij, Brian! - krzyknęła.Potwór był już blisko.Brian wstał i ruszył w jej stronę.Był na drodzemonstrum.Nie widział go, koncentrował się na Megan, przerażony izainteresowany.Zdała sobie sprawę, że dziennikarz nie widzi napastnika, niewie, że ten go zaraz staranuje.Istota przemknęła przez Briana.Megan dostrzegła jedynie dwa splątaneciała, zanim znalazła się w powietrzu.Spud ją rzucił.Wylądowała z bolesnymgłuchym odgłosem kilka merów dalej.Odwróciła się i patrzyła, jak Spud wbijakolano w bezwłose podbrzusze napastnika.Okrzyki bólu i przerażenia Briana niosły się po par ku, gdy napastnikjakoś wyplątał się z jego ciała.Dziennikarz osunął się na kolana, umilkł, atymczasem Malleus dopadł potwora i zaatakował.Maleficarum podniósł się poupadku i ni to biegł, ni kulał w ich stronę.Prawą ręką kurczowo trzymał się zaranne lewe ramię.Malleus, Spud i potwór poruszali się tak szybko, że trudno się byłozorientować, co się dzieje.A ponieważ ich twarz pokrywała krew Maleficarum iich własna, nie było do końca wiadomo, kto jest kim.Potwór ryczał, zadawałciosy pazurami, kłapał zębami.Upadli na ziemię, niedaleko miejsca, w którym Brian leżał jaknieprzytomny.Potwór się uwolnił i usiadł.Znowu wbił w Megan przenikliwespojrzenie.Jej żyły skuł lód.Istota usiłowała wedrzeć się do jej umysłu,wślizgnąć tak, jak wąż zakrada się do ptasiego gniazda.Megan chciała mrugnąć,odwrócić wzrok, ale nie mogła.Za to poczuła, jak się cofa.Znalazła się międzydrzewami, własny oddech huczał jej w uszach.Nie chciała stąd odchodzić, niechciała zostawiać ochroniarzy, ale nogi jej nie słuchały, kierowały się własnąwolą.Potwór patrzył jej w oczy tylko przez chwilę, potem Maleficarum złapałgo od tyłu, przekręcił mu głowę i usiłował skręcić kark.Stwór sięgnął za siebie iolbrzymią owłosioną łapą ścisnął ramię ochroniarza.Maleficarum krzyknął.To, co potwór zaszczepił w jej umyśle, kazało jej iść, z dala od demonówi zapachu potu, i krwi, z dala od walki, w stronę chłodnego, świeżego powietrzaprzesyconego zapachem sosen w innej części parku.W głębi duszy krzyczała iwalczyła, ale jej ciało szło coraz dalej, krok za krokiem, aż stanęła w zaroślachnad małym stawem.Tego dnia jego powierzchni nie przecinała nawet jedna łódka.Nie byłosłychać niczego poza krzykami braci i odgłosami uderzeń, aż szelest zwiędłychliści sprawił, że spojrzała w prawo i czar prysł.A mimo to nadal się nie ruszała.Przed nią stał Don Tremblay z pistoletemw dłoni.Rozdział 14- Odpręż się, Megan - powiedział z niesamowitym uśmiechem kota zCheshire.- Nie będzie bolało, obiecuję.Nie odwracając głowy, zerknęła w lewo.Walka chyba zbliżała się kukońcowi Maleficarum leżał na trawie, nieruchomy, ale Spud i Malleus młócilinapastnika pięściami.Ich ciosy były niewyrazną plamą w powietrzu Nigdzie niewidziała Briana.Usiłowała zająć lepszą pozycję, żeby lepiej widzieć i byćwidoczną.Liczyła na to, że któryś z braci dostrzeże jej jasnobrązowy sweterpośród drzew, na tle wody.- Chyba mają pełne ręce roboty.- Don przechylił głowę na bok, jakbysłuchał czegoś, co tylko on mógł słyszeć.- Kiepscy z nich ochroniarze, prawda?- Białka jego oczu świeciły na tle ziemistej, brudnej skóry.Nawet z odległości kilku metrów wyczuwała jego zapach - ostrą,zwierzęcą woń potu i strachu, połączoną ze sporą dawką taniego piwa.Zwieżyzarost wypełzł na jego brodę i policzki szarymi plamami jak grzyb.Widziała gopoprzedniego dnia, wyglądał świetnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]