[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z jej posiadłości, położonej na szczyciewzgórza, roztaczał się niczym nieprzesłonięty widok na MiasteczkoOlimpijskie.Kiedy byłam tu ostatni raz, zastanawiała się.Mam wrażenie, że odtego czasu minęły całe lata, ale to przecież niemożliwe.Niemożliwe,żebym nie przychodziła tutaj aż tak długo.Spojrzała w kierunkupowozowni, przed którą z ziemi wyłoniło się już kilka stłoczonychkępek anemicznych żonkili oraz dzwonków.I nagle zobaczyłaDaniela, jak przykucnął pod pustą skrzynką na kwiaty i rzucił garśćcebulek w powietrze, a potem wybuchnął śmiechem, kiedy spadły muna głowę.Miał wtedy trzy lata.Oczy Margaret zaszły łzami.Przetarłaje i ujrzała starszego Daniela, może sześcio-, siedmioletniego,machającego do niej z okna na piętrze powozowni.To po prostu fascynujące, oświadczyła matka Margaret,wychodząc na zewnątrz w peniuarze koloru żurawinowych jagód.Wskupieniu czytała niewielki zeszyt opatrzony napisem: Mójwyjątkowy rok".Nie miałam pojęcia, że tak dużo o mnie myślałaś,Margaret, i że wyrażałaś swoje refleksje w wierszach! Bardzo mi topochlebia!- I nie przeszkadza ci, że wszystko wygląda nie tak, jak pewniesądziłaś?Matka Margaret lekceważąco machnęła ręką i zaczęła recytowaćdrżącym, melodramatycznym głosem: Milcząca jak sumienie, kiedypokusa czai się w pobliżu, nigdy nie zaśpiewa kołysanki ani nie przytulicórki.".To całkiem niezłe.Och, na miłość boską, co ty tutaj robiłaś?!Pozbywałam się zbędnego balastu, mamo.Przetwarzałam świat naswój własny obraz i podobieństwo.Co za bluzniercze stwierdzenie!Mamo, kim była Carmella Manzito?Kto taki?Carmella Manzito.Podarowała mi porcelanowy pojemnik naciasteczka w prezencie ślubnym.I życzyła mi szczęścia w życiu.Skąd miałabym to wszystko wiedzieć? Może zapomniałaś, ale niebyłam na twoim ślubie.Umarłam sporo lat wcześniej.Przepraszam,mamo.Doprawdy, Margaret!No, ale przecież dalej kręciłaś się w okolicy, prawda? Myślałam, żemoże wiesz.Jak nazywała się ta kobieta, o którą pytałaś?Manzito.Carmella.Wygląda na to, że była Włoszką.Matka Margaret chwyciła brzeg peniuaru i zaczęła zakreślaćprzegubami dłoni małe ósemki.Na jej twarzy malował się wyrazzmieszania, zupełnie jakby starała się zachęcić do występu pawia oimponującym ogonie.Najprawdopodobniej to jakaś przyjaciółeczkatwojego ojca, rzuciła lekko.Miał ich co najmniej kilka, wiesz? Przykromi, że pozbawiam cię złudzeńco do ojca, moja droga, ale prawda jest taka, że z wszystkich tychwypraw do Europy przywoził nie tylko piękne antyki.Z pełnym wdzięku westchnieniem osunęła się na krzesło Wandy.Wiesz co, mamo? Nie zapraszałam cię na to przyjęcie.Idz sobie,proszę!To bardzo nieuprzejme! Co cię naszło, Margaret? Już mówiłam,przetwarzam świat.A wiesz, jak wygląda świat?Wiem, jak wygląda mój świat, odparła Margaret i skupiła uwagę naWandzie, która uważnie przyglądała się dużemu fragmentowipłaskiego talerza.Pękł mniej więcej na pół, ale spora część brzegu byłaniemal nienaruszona.I wiem też, jak wygląda jej świat, dorzuciła.Przecież nic o niej nie wiesz!Margaret wylała resztę szampana z butelki do swojego kubeczka.Wejdz do tej butelki, mamo, co ty na to? Przeniosę cię w bezpiecznemiejsce.To WCALE nie jest śmieszne, oburzyła się matka, z imponującągodnością podniosła się z krzesła i zniknęła.- Na razie koniec! - Margaret rzuciła butelką w najbardziej oddalonyod Wandy róg muru.- Ile jeszcze planujesz podobnych akcji? - zapytała Wanda,krytycznym wzrokiem mierząc posadzkę patio.Schyliła się i przesunęła malutki kawałek kryształu.- Może wytłukę wszystkie naczynia w domu, nie wiem.Nie jestemjeszcze pewna.Wanda wstała i przeciągnęła się.Słońce wisiało już nisko nadhoryzontem i powietrze wyraznie się ochłodziło.Ciasno otuliłaramiona kocem i usiadła na krześle.- Szampana już nie ma?- Proszę bardzo.- powiedziała Margaret.- Wypij mój.- Dziękuję.To był naprawdę dobry pomysł.- Wiesz, od początku mi się wydawało, że imię Wanda" raczej dociebie nie pasuje, i chciałam nazwać cię inaczej.- Naprawdę? Na przykład jak? Margaret milczała chwilę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Z jej posiadłości, położonej na szczyciewzgórza, roztaczał się niczym nieprzesłonięty widok na MiasteczkoOlimpijskie.Kiedy byłam tu ostatni raz, zastanawiała się.Mam wrażenie, że odtego czasu minęły całe lata, ale to przecież niemożliwe.Niemożliwe,żebym nie przychodziła tutaj aż tak długo.Spojrzała w kierunkupowozowni, przed którą z ziemi wyłoniło się już kilka stłoczonychkępek anemicznych żonkili oraz dzwonków.I nagle zobaczyłaDaniela, jak przykucnął pod pustą skrzynką na kwiaty i rzucił garśćcebulek w powietrze, a potem wybuchnął śmiechem, kiedy spadły muna głowę.Miał wtedy trzy lata.Oczy Margaret zaszły łzami.Przetarłaje i ujrzała starszego Daniela, może sześcio-, siedmioletniego,machającego do niej z okna na piętrze powozowni.To po prostu fascynujące, oświadczyła matka Margaret,wychodząc na zewnątrz w peniuarze koloru żurawinowych jagód.Wskupieniu czytała niewielki zeszyt opatrzony napisem: Mójwyjątkowy rok".Nie miałam pojęcia, że tak dużo o mnie myślałaś,Margaret, i że wyrażałaś swoje refleksje w wierszach! Bardzo mi topochlebia!- I nie przeszkadza ci, że wszystko wygląda nie tak, jak pewniesądziłaś?Matka Margaret lekceważąco machnęła ręką i zaczęła recytowaćdrżącym, melodramatycznym głosem: Milcząca jak sumienie, kiedypokusa czai się w pobliżu, nigdy nie zaśpiewa kołysanki ani nie przytulicórki.".To całkiem niezłe.Och, na miłość boską, co ty tutaj robiłaś?!Pozbywałam się zbędnego balastu, mamo.Przetwarzałam świat naswój własny obraz i podobieństwo.Co za bluzniercze stwierdzenie!Mamo, kim była Carmella Manzito?Kto taki?Carmella Manzito.Podarowała mi porcelanowy pojemnik naciasteczka w prezencie ślubnym.I życzyła mi szczęścia w życiu.Skąd miałabym to wszystko wiedzieć? Może zapomniałaś, ale niebyłam na twoim ślubie.Umarłam sporo lat wcześniej.Przepraszam,mamo.Doprawdy, Margaret!No, ale przecież dalej kręciłaś się w okolicy, prawda? Myślałam, żemoże wiesz.Jak nazywała się ta kobieta, o którą pytałaś?Manzito.Carmella.Wygląda na to, że była Włoszką.Matka Margaret chwyciła brzeg peniuaru i zaczęła zakreślaćprzegubami dłoni małe ósemki.Na jej twarzy malował się wyrazzmieszania, zupełnie jakby starała się zachęcić do występu pawia oimponującym ogonie.Najprawdopodobniej to jakaś przyjaciółeczkatwojego ojca, rzuciła lekko.Miał ich co najmniej kilka, wiesz? Przykromi, że pozbawiam cię złudzeńco do ojca, moja droga, ale prawda jest taka, że z wszystkich tychwypraw do Europy przywoził nie tylko piękne antyki.Z pełnym wdzięku westchnieniem osunęła się na krzesło Wandy.Wiesz co, mamo? Nie zapraszałam cię na to przyjęcie.Idz sobie,proszę!To bardzo nieuprzejme! Co cię naszło, Margaret? Już mówiłam,przetwarzam świat.A wiesz, jak wygląda świat?Wiem, jak wygląda mój świat, odparła Margaret i skupiła uwagę naWandzie, która uważnie przyglądała się dużemu fragmentowipłaskiego talerza.Pękł mniej więcej na pół, ale spora część brzegu byłaniemal nienaruszona.I wiem też, jak wygląda jej świat, dorzuciła.Przecież nic o niej nie wiesz!Margaret wylała resztę szampana z butelki do swojego kubeczka.Wejdz do tej butelki, mamo, co ty na to? Przeniosę cię w bezpiecznemiejsce.To WCALE nie jest śmieszne, oburzyła się matka, z imponującągodnością podniosła się z krzesła i zniknęła.- Na razie koniec! - Margaret rzuciła butelką w najbardziej oddalonyod Wandy róg muru.- Ile jeszcze planujesz podobnych akcji? - zapytała Wanda,krytycznym wzrokiem mierząc posadzkę patio.Schyliła się i przesunęła malutki kawałek kryształu.- Może wytłukę wszystkie naczynia w domu, nie wiem.Nie jestemjeszcze pewna.Wanda wstała i przeciągnęła się.Słońce wisiało już nisko nadhoryzontem i powietrze wyraznie się ochłodziło.Ciasno otuliłaramiona kocem i usiadła na krześle.- Szampana już nie ma?- Proszę bardzo.- powiedziała Margaret.- Wypij mój.- Dziękuję.To był naprawdę dobry pomysł.- Wiesz, od początku mi się wydawało, że imię Wanda" raczej dociebie nie pasuje, i chciałam nazwać cię inaczej.- Naprawdę? Na przykład jak? Margaret milczała chwilę [ Pobierz całość w formacie PDF ]