[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tewszystkie jego podróże były pewnie po prostu wykrętami.Mówił, że wyjeżdża, aspotykał się z tą Rebekką.Jej zaś powtarzał, że ją kocha.To wszystko były kłam-stwa. Mówił, że jestem jego jedyną  powiedziała Amalie cicho.Kari usadowiła się wygodniej w łóżku i zaczęła nerwowo skubać warkocz. Mnie też to powtarzał.Amalie nie chciała dłużej słuchać siostry.Ole nigdy nie należał do niej.Wstała powoli. Jadę do domu, do Tangen.Czy Sofie może zostać u was przez kilka dni?Kari wyciągnęła do niej rękę. Oczywiście.Tak mi przykro, Amalie.Amalie słyszała smutek w jej głosie. Mnie też jest przykro.Amalie zobaczyła go na podwórzu.Podprowadził konia do ogrodzenia,przywiązał go i zaczął rozczesywać mu grzywę.Zeskoczyła z grzbietu klaczy i pobiegła do niego. Ole!Odwrócił się zaskoczony. Amalie, wróciłaś!Z trudem łapała oddech.LRT  Opowiedz mi o Rebekce.Co to za jedna?Upuścił szczotkę na ziemię.Patrzył na nią szeroko otwartymi oczami.Wkońcu pochylił się i podniósł szczotkę. Nie ma o czym mówić.Stanęła naprzeciwko niego. Wiem o niej, Ole.Wiem, że znasz ją od dawna.Powiedz mi prawdę,przynajmniej na tyle zasługuję!Ole odwiązał Pieprzyka i ruszył przed siebie. To kobieta, z którą czasami piję.I tyle  odparł.Amalie szła tuż za nim. Kłamiesz!Przystanął i się odwrócił. Ja kłamię? Ha! A co z tobą? Wiem, że wciąż kochasz Mittiego.%7łe nigdy onim nie zapomniałaś.Naprawdę nie mam pojęcia, kim dla ciebie byłem, ale jużmnie to nie obchodzi. Pociągnął konia za sobą. Chcę się z tobą rozwieść, Ole!  krzyknęła za nim. Nie chcę być tądrugą! Dobrze, to idz sobie.To już bez znaczenia.Dla mnie i tak wszystko skoń-czone.Nie pożyję zbyt długo.Bóle rozrywają mi ciało, z każdym dniem jest co-raz gorzej. Pociągnął konia do stajni.Amalie spoglądała za nim.Nie chciało jej się wierzyć, że faktycznie jest bli-ski śmierci.Po prostu znów próbował ją nabrać.Ale już nigdy więcej nie da musię zwieść!Nagle z sykiem podbiegły do niej gęsi.Amalie odskoczyła w bok i zaczęłauciekać.Trzy ptaki goniły ją jakiś czas, w końcu dały jej spokój na ganku.Tamsię odwróciły i poczłapały w stronę Olego, który właśnie wychodził ze stajni.Gospodarz omiótł dziedziniec spojrzeniem, podrapał się w głowę i ruszył dodomku czeladnego.LRT Amalie przymknęła oczy i poczuła, że robi jej się niedobrze.Oparła się o po-ręcz.Kręciło jej się w głowie.W końcu zaczęła wymiotować.Miała wrażenie, żepęknie jej żołądek.Stała tak jeszcze długo i patrzyła w ziemię.Drżała na całym ciele.Dobrze znała te objawy.Miała jejuż kiedyś.Znów była w ciąży.LRT Rozdział 14Amalie nie wiedziała, jak długo biegła.Słyszała, że Ole ją woła, ale nawetsię nie odwróciła.Azy ją oślepiały.Kilka razy potknęła się i przewróciła, śniegdostał się pod jej suknię i wciąż jej było niedobrze.Mimo to wstawała i biegładalej.Chwyciła się jakiejś gałęzi.Znieg był bardzo głęboki, musiała więc wysokopodnosić nogi i przytrzymywać się drzew.W końcu udało jej się wspiąć naszczyt wzgórza.Widziała stąd całe gospodarstwo.Tangen.Kiedyś to był jej dom.Nie myśląc o zimnie, usiadła pod wielkim świerkiem.Szpilki kłuły ją wgłowę, więc odepchnęła gałęzie.Nie zastanawiała się nad zanikiem miesięcznej przypadłości.Miała na gło-wie tyle spraw, że nie zwróciła na to uwagi.I co teraz pocznie? Przecież Ole miałinną kobietę, ich małżeństwo przestało właściwie istnieć.Potrząsnęła głową.Tonie był czas na dziecko.Ale co miała zrobić? Było już za pózno.Podciągnęła nogi, oparła brodę na kolanach i zaczęła się kołysać.Na podwórze wjechały sanie.Goście, teraz? Nikogo się nie spodziewali.Zmrużyła oczy, podniosła się i wyciągnęła szyję, żeby lepiej widzieć.Ole wymachiwał rękami i wydawał się wściekły.W saniach siedziała jakaśkobieta.Czy to była Rebekka? Nieznajoma miała ciemne loki, które podskaki-wały przy każdym ruchu głowy, ciemnoniebieską suknię i szary, futrzany płaszczzarzucony na ramiona.Amalie wstała i ruszyła z powrotem.Zlizgała się po zboczu wzgórza.Niewiedziała, dlaczego, lecz nagle zapragnęła jak najszybciej wrócić do domu.Corobiła tam ta kobieta? Jak śmiała się pojawić? Amalie czuła, że ogarnia ją wście-kłość.Musiała ją dopaść, zanim nieznajoma odjedzie.Zaryła nosem w śniegu, ale zaraz podniosła się, otarła twarz i ruszyła dalej.Była już prawie na miejscu.LRT Dobiegły do niej rozzłoszczone głosy.Ole wciąż wymachiwał ramionami;wyraznie tracił nad sobą panowanie.Kobieta wsiadła z powrotem do sań.Nie było mowy, żeby Amalie zdążyła na czas.Przeklinała pod nosem.Była tak zdyszana, że czuła kłucie w piersi i smakkrwi w ustach.Znów zrobiło jej się niedobrze.Przystanęła dopiero wtedy, gdy sanie wyjechały z podwórza.Rozejrzała się.Ole wchodził właśnie do domu.Co ona, do diabła, wyprawiała? Czemu biegła na złamanie karku, żeby po-rozmawiać z kochanką męża? Musiała jak najprędzej uciec od Tangen i od Ole-go.Im szybciej, tym lepiej!Kiedy w końcu stanęła na podwórzu, podbiegła do niej Olga. Boże, Amalie, jak ty wyglądasz! Jesteś przemoczona do suchej nitki.Wejdz natychmiast do domu i ogrzej się przy ogniu. Czy Ole jest w środku? Tak.A ja właśnie idę do spiżarni.Amalie zobaczyła Juliusa, który szedł w jej stronę z łopatą na ramieniu i we-soło pogwizdywał. Wiesz, kim była ta kobieta? Tak, widziałem ją wcześniej. Tu, w domu? Nie, we wsi. Jak ona ma na imię? Rebekka.I poszedł dalej, a Amalie stała na podwórzu jak wryta.A więc miała rację! To była kochanka Olego! Powoli weszła na ganek, astamtąd do pokoju.Ole stał przy kominku ze szklanką w dłoni.Amalie doskonalewiedziała, co ma w tej szklance.Uśmiechnął się do niej. Co, u diabła, bawiłaś się w śniegu?LRT Amalie zdjęła płaszcz i powiesiła go na oparciu krzesła. Widziałam twoją kochankę, Ole.Zbladł. O czym ty mówisz?  Jadę do domu, do Furulii.Ole odstawił szklankę. Jesteś jedyną kobietą w moim życiu. Nie wierzę ci.Westchnął. Inne dla mnie nie istnieją.Kłamałem, kiedy powiedziałem, że znajdę so-bie inną kobietę.Dla mnie jesteś tylko ty.Amalie chciała go wyminąć, ale on chwycił ją mocno i nie chciał jej puścić. Nie możesz ode mnie odejść  powiedział.Wyrwała się z jego uścisku. Nie powstrzymasz mnie. Wiesz, co się stanie, jeśli odejdziesz? Nie, a co?  Zatrzymała się na schodach.Ole rozłożył ręce. Zresztą, wszystko mi jedno.Idz sobie, jak chcesz.Amalie spakowała się w pośpiechu i poszła do pokoju Sofie.Panował wnim straszliwy bałagan.Na podłodze leżały porozrzucane ubrania.W drzwiach stanęła Viola.Amalie westchnęła bezradnie. Pozbieraj, proszę, jej ubrania.Zabieram Sofie i jedziemy do domu, do Fu-rulii. Czy Sofie zostanie tam na stałe? Tak.Obie się stąd wynosimy.Viola wydawała się zaskoczona, ale nie zadawała pytań. Zaraz wszystko spakuję  powiedziała i pochyliła się nad stertą ubrań.Chwilę pózniej Amalie zniosła walizkę na dół.Spotkała tam swojego ojca,który wszedł do środka i otrzepał śnieg z butów. Gdzie się wybierasz?  zapytał.LRT Milczała.Ojciec zrobił poirytowaną minę. Tylko sobie nie wyobrażaj, że będziesz mogła wrócić do Furulii. Zdjąłrękawice i futro, i rzucił je na ławę w sieni. Chodz tu  powiedział i pomaszerował do salonu.Amalie spojrzała na niego. Czy coś się stało, tato?Stanął nad nią. Dostałem list od Olego.Co ty wyprawiasz, moja droga? Nic. Przełknęła ślinę; domyślała się, co będzie dalej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl