[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystkie pomieszczenia zostały ponumerowa-ne.U dołu ta sama ręka dopisała legendę.Theo podszedł i patrzył, jak Elinor przesuwa palcem wzdłuż listy, próbując od-cyfrować pismo.- Szukasz pomieszczenia o nazwie Orgie? - zapytał cicho.- Szukam jakiejkolwiek wskazówki - szepnęła, nie podejmując żartobliwego to-nu.- Zostawię plan - odparł Theo.- Do jutra, stryjenko.Elinor miała wielu wysoko urodzonych powinowatych, między innymi księcia,hrabiego i biskupa.Nic więc dziwnego, że często bywała we wspaniałych historycz-nych rezydencjach.Tym razem jednak po raz pierwszy gościła w najprawdziwszymzamku z murami obronnymi, basztami oraz lochami, przynajmniej sądząc po planach.Usiadła w oknie przydzielonej jej komnaty i spojrzała w dół.Zbocze, na którymrozpościerał się zamkowy park, opadało łagodnie ku polom nad rzeką niewidoczną zazasłoną drzew.Cienie były coraz dłuższe, a pózny letni zmierzch spowijał dolinę ta-jemniczą aurą.Po obu stronach okna były widoczne skrzydła zamku.Rozrósł się on na prze-strzeni wieków, gdyż każdy właściciel powiększał go i adaptował do własnych po-trzeb.Ona i matka mieszkały w pokojach pochodzących z siedemnastego wieku, opięknych boazeriach i drewnianych stropach.Przez okno po prawej Elinor widziałaśredniowieczną część zamku z charakterystycznymi wieżyczkami, a po lewej całko-wicie doń niepasujące osiemnastowieczne skrzydło, którego okna wychodziły na wy-pielęgnowane ogrody.Lady Louisa zajmowała sąsiednią komnatę, a Theo pokój naprzeciwko.Elinornie miała pojęcia, gdzie rezydowała markiza.Próbowała nie myśleć o tym, co łączyłoniegdyś Thea z tą kobietą - w gruncie rzeczy nie powinno jej to obchodzić.Niezamęż-nej pannie nie przystoi zastanawiać się nad życiem miłosnym dorosłego mężczyzny.Chodziło jednak o Thea, który ją całował, i teraz jej nadmiernie pobudzona wyobraz-SRnia podsuwała obraz kuzyna całującego się z markizą.- Dosyć tego! - nakazała sobie stanowczo, wstała i odeszła od okna.Theo całował ją z wielu powodów, ale żaden z nich nie satysfakcjonował przy-zwoitej panny.Co więcej, jako jej przyjaciel Theo nie powinien być bohaterem ro-mantycznych rojeń.O ile romantyczny" to stosowne określenie dziwnej tęsknotyogarniającej ją na myśl o tym, że dotyka Thea albo że on jej dotyka.Elinor postanowi-ła skupić się na poszukiwaniach skradzionego kielicha, aby nie poddawać się emo-cjom.Wygładziła dół nowej sukni wizytowej i udała się do sąsiedniego pokoju, żebysprawdzić, czy matka jest gotowa do zejścia na dół.W tej samej chwili otworzyły się drzwi po przekątnej.Tak jak Elinor przypusz-czała, markiza chciała być jak najbliżej Thea.Dygając na powitanie, uświadomiła so-bie, że mimowolnie uznaje w ten sposób wyższą pozycję Any de Cordovilla.- Moja droga panno Ravenhurst.Elinor, proszę mówić mi Ana.Jestem pewna,że się zaprzyjaznimy.- Z całą pewnością tak.- Elinor uśmiechnęła się nieszczerze.- Nie mogę się do-czekać, kiedy odkryjemy wspólne zainteresowania - dodała z przekąsem.Markiza ściągnęła brwi, a potem się roześmiała.- Wspólne zainteresowania oprócz Thea? A ja nie mogę się doczekać, kiedy po-znam twoją szanowną matkę.Po tych słowach oddaliła się, wysoka i smukła, istne uosobienie elegancji.Złoci-ste włosy upięła w misterny kok, a suknia o prostym kroju uwydatniała przy każdymkroku jej posągową figurę.- Aj! - mruknęła Elinor, wchodząc do pokoju matki.- Właśnie spotkałam marki-zę de Cordovilla, która też gości w zamku.- Ach tak?Lady Louisa poprawiła toczek na srebrzystych lokach i przejrzawszy się w lu-strze, pokiwała z uznaniem głową.Jeśli chciała się wystroić, robiła to z zapałem i za-zwyczaj w wyższych celach.- Jest dosyć niekonwencjonalna.i mnie nie lubi.SR- Naprawdę? A to dlaczego? To chyba przesada, skoro spotkałyście się tylkoprzelotnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Wszystkie pomieszczenia zostały ponumerowa-ne.U dołu ta sama ręka dopisała legendę.Theo podszedł i patrzył, jak Elinor przesuwa palcem wzdłuż listy, próbując od-cyfrować pismo.- Szukasz pomieszczenia o nazwie Orgie? - zapytał cicho.- Szukam jakiejkolwiek wskazówki - szepnęła, nie podejmując żartobliwego to-nu.- Zostawię plan - odparł Theo.- Do jutra, stryjenko.Elinor miała wielu wysoko urodzonych powinowatych, między innymi księcia,hrabiego i biskupa.Nic więc dziwnego, że często bywała we wspaniałych historycz-nych rezydencjach.Tym razem jednak po raz pierwszy gościła w najprawdziwszymzamku z murami obronnymi, basztami oraz lochami, przynajmniej sądząc po planach.Usiadła w oknie przydzielonej jej komnaty i spojrzała w dół.Zbocze, na którymrozpościerał się zamkowy park, opadało łagodnie ku polom nad rzeką niewidoczną zazasłoną drzew.Cienie były coraz dłuższe, a pózny letni zmierzch spowijał dolinę ta-jemniczą aurą.Po obu stronach okna były widoczne skrzydła zamku.Rozrósł się on na prze-strzeni wieków, gdyż każdy właściciel powiększał go i adaptował do własnych po-trzeb.Ona i matka mieszkały w pokojach pochodzących z siedemnastego wieku, opięknych boazeriach i drewnianych stropach.Przez okno po prawej Elinor widziałaśredniowieczną część zamku z charakterystycznymi wieżyczkami, a po lewej całko-wicie doń niepasujące osiemnastowieczne skrzydło, którego okna wychodziły na wy-pielęgnowane ogrody.Lady Louisa zajmowała sąsiednią komnatę, a Theo pokój naprzeciwko.Elinornie miała pojęcia, gdzie rezydowała markiza.Próbowała nie myśleć o tym, co łączyłoniegdyś Thea z tą kobietą - w gruncie rzeczy nie powinno jej to obchodzić.Niezamęż-nej pannie nie przystoi zastanawiać się nad życiem miłosnym dorosłego mężczyzny.Chodziło jednak o Thea, który ją całował, i teraz jej nadmiernie pobudzona wyobraz-SRnia podsuwała obraz kuzyna całującego się z markizą.- Dosyć tego! - nakazała sobie stanowczo, wstała i odeszła od okna.Theo całował ją z wielu powodów, ale żaden z nich nie satysfakcjonował przy-zwoitej panny.Co więcej, jako jej przyjaciel Theo nie powinien być bohaterem ro-mantycznych rojeń.O ile romantyczny" to stosowne określenie dziwnej tęsknotyogarniającej ją na myśl o tym, że dotyka Thea albo że on jej dotyka.Elinor postanowi-ła skupić się na poszukiwaniach skradzionego kielicha, aby nie poddawać się emo-cjom.Wygładziła dół nowej sukni wizytowej i udała się do sąsiedniego pokoju, żebysprawdzić, czy matka jest gotowa do zejścia na dół.W tej samej chwili otworzyły się drzwi po przekątnej.Tak jak Elinor przypusz-czała, markiza chciała być jak najbliżej Thea.Dygając na powitanie, uświadomiła so-bie, że mimowolnie uznaje w ten sposób wyższą pozycję Any de Cordovilla.- Moja droga panno Ravenhurst.Elinor, proszę mówić mi Ana.Jestem pewna,że się zaprzyjaznimy.- Z całą pewnością tak.- Elinor uśmiechnęła się nieszczerze.- Nie mogę się do-czekać, kiedy odkryjemy wspólne zainteresowania - dodała z przekąsem.Markiza ściągnęła brwi, a potem się roześmiała.- Wspólne zainteresowania oprócz Thea? A ja nie mogę się doczekać, kiedy po-znam twoją szanowną matkę.Po tych słowach oddaliła się, wysoka i smukła, istne uosobienie elegancji.Złoci-ste włosy upięła w misterny kok, a suknia o prostym kroju uwydatniała przy każdymkroku jej posągową figurę.- Aj! - mruknęła Elinor, wchodząc do pokoju matki.- Właśnie spotkałam marki-zę de Cordovilla, która też gości w zamku.- Ach tak?Lady Louisa poprawiła toczek na srebrzystych lokach i przejrzawszy się w lu-strze, pokiwała z uznaniem głową.Jeśli chciała się wystroić, robiła to z zapałem i za-zwyczaj w wyższych celach.- Jest dosyć niekonwencjonalna.i mnie nie lubi.SR- Naprawdę? A to dlaczego? To chyba przesada, skoro spotkałyście się tylkoprzelotnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]