[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jacek marzył o dziewczynce.Powtarzał, że spróbujemy, gdy tylko Jonek i Janek pójdą dopierwszej klasy.Za niecały rok.No cóż, już nie będę miała córki.Patrzyłam na Gośkę, gdy nie widziała.Miała w oczachjakiś taki smutek.Gdybym jej nie znała, stwierdziłabym, żejest bardzo nieszczęśliwą kobietą.Słuchała przekomarzaniasię Cloe i moich chłopaków i wyraznie była smutna.Czyżbymarzyła skrycie o synu? A może myślała o swoim mężu? O ileto w ogóle jest mąż? No, o tym facecie od wielkiej winnicy weFrancji, czyli ojcu Cloe.Miały chyba wyjechać do niego nastałe jeszcze przed Gwiazdką, mówiła o tym tyle razy.A teraznic, cisza, w ogóle nie wspomina o przeprowadzce.A BożeNarodzenie już tuż - tuż, zaraz zacznie się grudzień.O Boże,jak ja mam urządzić chłopakom te święta? Mam udawać, że toradosna okazja? Zmiać się z nimi, śpiewać kolędy i lepićpierogi? To chyba ponad moje siły.LENAGośka umówiła się ze mną i z Martą pół godziny przednastępnymi zajęciami na stacji benzynowej.Nie chciałapowiedzieć, o co chodzi.Zaintrygowane stawiłyśmy siępunktualnie.Zresztą Marta chyba nigdy się nie spóznia.Ceniczas swój i innych, jak to powtarzała wiele razy przynajróżniejszych okazjach.Ja też się nie spózniłam, sama niewiem jakim cudem.Jechałam przecież prosto z lotniska.- Moim zdaniem Nora ma depresję - oświadczyła Gośka.-Musimy jej pomóc.Znalazłam terapeutkę, która będzie z niąpracować.Raz na tydzień, całkiem za darmo.To nie jest żadnaznana terapeutka.Dziewczyna dopiero zaczyna, ale jest niezła.Widziałam, jak pięknie pozlepiała rodzinę po zdradzie.Potrzebuje praktyki, więc się zgodziła.Zresztą jest mi winnaprzysługę.Zajmie się Norą, i już.W razie potrzebyskonsultuje się z psychiatrą, który przepisze leki.Kłopot wtym, że Nora na pewno nie będzie chciała do niej chodzić.Powie, że nie może zostawić dzieci wieczorem samych.Mogęsię założyć.Więc musimy jej wytrącić broń z ręki.Zaproponujemy, że będziemy się chłopakami zajmować przezte dwie czy trzy godziny raz w tygodniu.Co wy na to?- A może odwrotnie? - podsunęła Marta.- Możepowiemy, że to oni muszą zająć się nami? To znaczy, żechcemy trochę poćwiczyć toczenie na kole i dłubaniewzorków, a Julek i Jędrzej są w tym najlepsi, bo regularniepomagali ojcu.- To jest myśl! - zapaliła się Gośka.- Tak, to się możeudać.My będziemy wdzięczne jej, a nie ona nam.Tak! Marta,jesteś genialna!No i tym sposobem zaczęłyśmy przychodzić do Norki dwarazy na tydzień: raz na lekcje u Nory, a raz u Julka i jegomłodszych braci.Nawet Jeremi upierał się, że pokaże nam, jaklepić jeżyki.A my oczywiście nie miałyśmy nic przeciwkotemu.Rozdział 7Fioletowe podkolanówkiGOZKADziś Nora przyszła w nowych okularkach.Podobno kupiłaje na raty, z wielkim rabatem.Niby u jakiejś ciotki Leny, którajest optykiem.Tryskała energią i postanowiła przeprowadzićprawdziwą lekcję.To znaczy: pokazać nam nową, wspaniałątechnikę.- Na kole toczycie z Julkiem we wtorki, więc dzisiajzrobimy coś zupełnie innego.Będziemy lepić z wałeczków -oznajmiła radośnie.- Czyli budować wielkie formy z niezbytgrubych, długich pasków gliny, o przekroju koła.To bardzoproste.Robimy wałeczki, tysiące wałeczków.i nalepiamy jejeden na drugi, formując naczynie i nadając mu pożądanykształt.W podobny sposób robili gliniane misy Indianie, wiekitemu.Jakoś mnie ta metoda nie przekonała.Ugniatanie wdłoniach setek wałeczków? A potem jeżdżenie nimi po stole,jak Cloe plasteliną? Po to, żeby były równe i obłe? Wydaje misię to kolosalną stratą czasu.Przyszłam do Norki tylko nagodzinę.Potem wybierałam się na spotkanie organizacyjnekursu tańców w kole, wyłącznie dla kobiet.Chciałam zrobićszybko coś fajnego z gliny.Rozejrzałam się dookoła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Jacek marzył o dziewczynce.Powtarzał, że spróbujemy, gdy tylko Jonek i Janek pójdą dopierwszej klasy.Za niecały rok.No cóż, już nie będę miała córki.Patrzyłam na Gośkę, gdy nie widziała.Miała w oczachjakiś taki smutek.Gdybym jej nie znała, stwierdziłabym, żejest bardzo nieszczęśliwą kobietą.Słuchała przekomarzaniasię Cloe i moich chłopaków i wyraznie była smutna.Czyżbymarzyła skrycie o synu? A może myślała o swoim mężu? O ileto w ogóle jest mąż? No, o tym facecie od wielkiej winnicy weFrancji, czyli ojcu Cloe.Miały chyba wyjechać do niego nastałe jeszcze przed Gwiazdką, mówiła o tym tyle razy.A teraznic, cisza, w ogóle nie wspomina o przeprowadzce.A BożeNarodzenie już tuż - tuż, zaraz zacznie się grudzień.O Boże,jak ja mam urządzić chłopakom te święta? Mam udawać, że toradosna okazja? Zmiać się z nimi, śpiewać kolędy i lepićpierogi? To chyba ponad moje siły.LENAGośka umówiła się ze mną i z Martą pół godziny przednastępnymi zajęciami na stacji benzynowej.Nie chciałapowiedzieć, o co chodzi.Zaintrygowane stawiłyśmy siępunktualnie.Zresztą Marta chyba nigdy się nie spóznia.Ceniczas swój i innych, jak to powtarzała wiele razy przynajróżniejszych okazjach.Ja też się nie spózniłam, sama niewiem jakim cudem.Jechałam przecież prosto z lotniska.- Moim zdaniem Nora ma depresję - oświadczyła Gośka.-Musimy jej pomóc.Znalazłam terapeutkę, która będzie z niąpracować.Raz na tydzień, całkiem za darmo.To nie jest żadnaznana terapeutka.Dziewczyna dopiero zaczyna, ale jest niezła.Widziałam, jak pięknie pozlepiała rodzinę po zdradzie.Potrzebuje praktyki, więc się zgodziła.Zresztą jest mi winnaprzysługę.Zajmie się Norą, i już.W razie potrzebyskonsultuje się z psychiatrą, który przepisze leki.Kłopot wtym, że Nora na pewno nie będzie chciała do niej chodzić.Powie, że nie może zostawić dzieci wieczorem samych.Mogęsię założyć.Więc musimy jej wytrącić broń z ręki.Zaproponujemy, że będziemy się chłopakami zajmować przezte dwie czy trzy godziny raz w tygodniu.Co wy na to?- A może odwrotnie? - podsunęła Marta.- Możepowiemy, że to oni muszą zająć się nami? To znaczy, żechcemy trochę poćwiczyć toczenie na kole i dłubaniewzorków, a Julek i Jędrzej są w tym najlepsi, bo regularniepomagali ojcu.- To jest myśl! - zapaliła się Gośka.- Tak, to się możeudać.My będziemy wdzięczne jej, a nie ona nam.Tak! Marta,jesteś genialna!No i tym sposobem zaczęłyśmy przychodzić do Norki dwarazy na tydzień: raz na lekcje u Nory, a raz u Julka i jegomłodszych braci.Nawet Jeremi upierał się, że pokaże nam, jaklepić jeżyki.A my oczywiście nie miałyśmy nic przeciwkotemu.Rozdział 7Fioletowe podkolanówkiGOZKADziś Nora przyszła w nowych okularkach.Podobno kupiłaje na raty, z wielkim rabatem.Niby u jakiejś ciotki Leny, którajest optykiem.Tryskała energią i postanowiła przeprowadzićprawdziwą lekcję.To znaczy: pokazać nam nową, wspaniałątechnikę.- Na kole toczycie z Julkiem we wtorki, więc dzisiajzrobimy coś zupełnie innego.Będziemy lepić z wałeczków -oznajmiła radośnie.- Czyli budować wielkie formy z niezbytgrubych, długich pasków gliny, o przekroju koła.To bardzoproste.Robimy wałeczki, tysiące wałeczków.i nalepiamy jejeden na drugi, formując naczynie i nadając mu pożądanykształt.W podobny sposób robili gliniane misy Indianie, wiekitemu.Jakoś mnie ta metoda nie przekonała.Ugniatanie wdłoniach setek wałeczków? A potem jeżdżenie nimi po stole,jak Cloe plasteliną? Po to, żeby były równe i obłe? Wydaje misię to kolosalną stratą czasu.Przyszłam do Norki tylko nagodzinę.Potem wybierałam się na spotkanie organizacyjnekursu tańców w kole, wyłącznie dla kobiet.Chciałam zrobićszybko coś fajnego z gliny.Rozejrzałam się dookoła [ Pobierz całość w formacie PDF ]