[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Karamyt tervyst al.Selysh.Dotykając policzka dłońmi złożonymi razem, wykonała gest naśladujący przykładaniegłowy do poduszki. Darydzie, co ona mówi?  zapytała nerwowo Rysha. Może sądzi, że potrzebujemy odpoczynku  powiedział z powątpiewaniem Daryd.Alekobieta spoglądała jedynie na Ryshę, nie na niego. Musimy jechać  powiedział głośno Daryd.Wskazał w kierunku, w którym zmierzali przed postojem. Baen-Tar.Musimy dotrzeć do Baen-Tar.Spotkać się z królem Torvaalem.Wydawało się, że został zrozumiany, przynajmniej sądząc po wymienionychzatroskanych spojrzeniach.Kobieta spróbowała ponownie, wygłaszając dłuższą kwestię, choćrównie niezrozumiałą.Jej błaganie było jeszcze delikatniejsze i bardziej szczere, i ponownieskierowane wyłącznie do Ryshy. Wydaje mi się, że sądzi, iż powinniśmy odpocząć  powiedziała niepewnie Rysha.Czuję się bardzo śpiąca. Nie mamy czasu, Rysho. Daryd poczuł narastającą frustrację. WszyscyUdalyńczycy schronią się za umocnieniami, ale mur nie wytrzyma wiecznie, jeśli Hadryńczycyzaatakują we właściwy sposób.Słyszałem, jak papa o tym mówił.Musimy uprosić króla, byprzysłał pomoc.Kobieta zdawała się brać niepewność Ryshy za dobry znak i ujęła jej dłoń. Endrynet chyl.Amath ul lysh to wayalesh tai. Delikatnie pociągnęła Ryshę za rękę,odciągając dziewczynkę od Daryda. Nie  rzucił ostrzegawczym tonem Daryd.I nagle zdał sobie sprawę, co sugerowałanieznajoma. Nie!  krzyknął z dłonią na rękojeści noża. Nie, puść ją.Zostaw ją natychmiast!Kobieta powiedziała coś, zaalarmowana, cały czas ciągnąc za sobą Ryshę i proszączgromadzonych, aby przemówili mu do rozsądku.Rysha szarpnęła się do tyłu, zmrożonastrachem.Daryd dobył noża i wycelował ostrze w wieśniaczkę, dłoń mu drżała. To moja siostra!  krzyknął.- Jej miejsce jest przy mnie.Nie możecie jej zabrać.Puść ją natychmiast!W odpowiedzi rozległo się mnóstwo krzyków.Kobieta, popierana przez pozostałe,protestowała.W końcu wtrącił się mężczyzna z krzaczastą brodą, niecierpliwie uwalniając dłońRyshy z uścisku wieśniaczki.Rysha podbiegła do Daryda i mocno wczepiła się w ramię brata.Kobieta wydawała się zmartwiona i przycisnęła dłonie do ust.Krzakobrody zwrócił sięz naciskiem do pozostałych niewiast, kilkakrotnie powtarzając słowo  Udalyńczycy.Mężowiegoeren-yai wydawali się mieć wysokie mniemanie o mieszkańcach doliny.Zagrożenienajwyrazniej minęło i Daryd wsunął nóż do pochwy, nim ktokolwiek zdążył dostrzec, jak bardzotrzęsie mu się dłoń. Darydzie, co się dzieje?  zapytała Rysha drżącym głosem, nadal ściskając ramię brata. Nie bój się, Rysho.Pewnie uważała, że będziesz bezpieczniejsza, zostając z nią wiosce.Chciała cię ochronić, jak sądzę.Matki tak postępują. Ona nie jest moją matką!  zaprotestowała zmartwiona Rysha. Ja już mam mamę! Wiem, Rysho. Chcę zostać z tobą.Darydzie, nie pozwól im mnie zabrać! Nie pozwolę, Rysho.Cicho, już wszystko dobrze. Ale nie wszystko było dobrze,ponieważ drżenie w głosie Ryshy, kiedy wypowiadała słowo  mama sprawiło, że Darydowiścisnęło się gardło, a wargi zaczęły dygotać.Przełknął gwałtownie ślinę.Wieśniacy zaopatrzyli ich obficie w pożywienie, a także nieco obroku, pozwalającegokoniom odpocząć od dziko rosnącej trawy.Zapakowali zapasy w torby przy siodłach i mówiącaz duchami zwróciła się do miejscowych bytów.prawdopodobnie prosząc je o opiekę nad nimi,domyślił się Daryd.Kobieta, która próbowała zabrać Ryshę, nadal wyglądała na zmartwionąDaryd zaczął się nieoczekiwanie zastanawiać, co może czuć teraz ich matka.Jej syn orazcóreczka zaginęli.Być może obawiała się, że nie żyją, zabici przez Hadryńczyków Naglepomyślał, że rozumie.Zbliżył się do wieśniaczki i sięgnął po jej rękę.Kobieta ujęła jego dłoń. Moja siostra  powiedział bezradnie, wskazując Ryshę stojącą obok Essey i czekającą,aby podsadził ją na siodło. Nie mogę zostawić mojej siostry.Jest wszystkim, co mi zostało.Wskazał własne serce.Oczy kobiety wypełniły łzy, pochyliła się i pocałowała chłopca w obapoliczki.Wtedy zrozumiał z całą pewnością, że Udalyńczycy nie byli jedynymi ludzmikochającymi swoje rodziny.Mógł jedynie żywić nadzieję, że król Torvaal podziela te uczucia. jedenaścieDamon dotarł pod pole do lagand.Poniżej wielkie skupisko namiotów rozciągało sięw poprzek wybiegów niczym las szpiczastych białych grzybów na zielonym zboczu.Nadobozowiskami prowincjonalnych kontyngentów powiewały kolorowe proporce, wyrazniewidoczne na tle niebieskiego, letniego nieba.Było ciepło.Wiała delikatna bryza i wzgórzaponiżej Baen-Tar tętniły życiem, mieniły się kolorami.Na zboczach wytyczono szeroki prostokątboiska.Jego powierzchni nie dało się nazwać równą, niemniej jednak stoki opadały dośćłagodnie.Bramki wyznaczono parami słupków, po jednej na każdym krańcu pola.Pośrodkugalopowały konie, zygzakując i klucząc w pościgu za piłką.Wzrok Damona przyciągnęłytrybuny  piękne ciesielskie arcydzieło, wzniesione w ciągu zaledwie sześciu dni przezrzemieślników goeren-yai.Zgadywał, że rzędy ław są w stanie pomieścić nawet sześciusetwidzów.Sektory przeznaczone dla szacownych gości z poszczególnych prowincji oznaczonoskrawkami kolorowych tkanin [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl