[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podejrzewałam, że i Gucio zeswej strony wzbudził właściwe poglądy inadzieje.- A tyś przypadkiem swoim kumplom parusłów nie powiedział? - spytałamzgryzliwie. - O kopercie i o Melbie ani jednego! -zaprzysiągł się Gucio.- A tak ogólnie, tooni już zaczęli wiedzieć więcej niż ja!- No to co się dziwisz!- Ja się wcale nie dziwię, ja tylkomyślę.Popatrz, a skarpetek nie miał.%7łebym ja doszedł, jak oni to zrobili, żebysię tak ład-259nie nawzajem wykończyć, już nawet nie będęnarzekał, takie zwłoki, to nawetprzyjemność popatrzeć, ale niech janakicham na siebie, ty wiesz, że ciąglenie mogę rozebrać, jak to się stało.Leśniczy nie, nie przyczynił się, on nie ztakich, sam by tam leżał mordą w wodzie, ate wszystkie dzieci za sierotki byzostały.Jak Boga kocham, musiał byćjeszcze jeden, sam on się nie wlókłprzecież pod te jodełki i nie rozdzieliłsię na sztuki, ja leciałem i hałasrobiłem, było widać z daleka.- Opamiętaj się, Guciu - przerwałamsurowo.- Nikogo więcej nie było izapamiętaj to sobie na całe życie.Na mojeoko ten, co go nie było, miał majcher iposzedł z rozpędu.Szału dostał, czemu sięwcale nie dziwię.- Szczur też miał majcher.Toteż właśnie.Gucio rozmyślał krótką chwilę.- A.! l on tak sam siebie w toharakiri.?- Ręka mu się zwinęła.Co cię obchodzi?Ty prowadzisz dochodzenie? Nikt inny niema wątpliwości, a ty je masz?!- Nie.Już nie.Chociaż, powiem ciprawdę, trochę żałuję, że nie zdążyłemwcześniej, bym się choćby z jednym flekiemprzyłożył, za Józia.Tyle pociechy, żeowszem, dzięki nam chyba trochę takwyszło.- Co masz na myśli?- A zaraz ci powiem.Już sięzastanowiłem, jak tak do ciebie mówię, tomi samo do głowy przychodzi.Bo niby co,nie za nami trafili? Ty w duchy wierzysz,sama mówiłaś, że każde słowopodsłuchiwali, to uszy mają, a oczu nie?%7łe nikt za nami nie jechał, to i co ztego, na każdym rogu mogli czatować zprzyrządem w ręku, taki tam był jeden podrodze, co po słupołazach łaził, niewidziałaś? Z góry to on miał niezły widok,a czy ja wiem, może na nas? Te swołoczeświętej pamięci nie wiem z czego trafili,a gliny za nami.Tak uważam. - Chyba dobrze uważasz.Na ich miejscuteż bym tak zrobiła, jedyny sposób.- A w ogóle to oni tak prywatnie sobiejechali, na wycieczkę.Odgórnego polecenianie było, tyle zgadłem, możliwe, że dopie-260ro teraz będzie, jak już te główne gnidy,świeć Panie nad ich duszą, ten światopuściły.No i popatrz, całkiem nie byłowiadomo, co z tym orzechem zrobić, aniśledztwo, ani sprawa, żeby człowiek niemiał tych tam.hamulców moralnych.Niema siły, pluskwy trzeba dusić gołymirękami, aż mnie dziwi, że nikt wcześniejtego nie zrobił, tylko dopiero musiał ten,co go wcale nie było.No, jeszcze Melba ipękaty, daj im Boże zdrowie.Ty wiesz, zeja teraz oddycham świeżym powietrzem?- Oddychaj sobie, pękaty, przypominamci, tylko się przewrócił, a o Melbie możebyśmy zapomnieli, co?Gucio zaciągnął się papierosem, wypuściłwielki kłąb świeżego powietrza i spojrzałna mnie ze zdumieniem.- A co ja mam do zapominania? Raz w życiują widziałem i czy ona co do mniepowiedziała? Słowa jednego od niej niesłyszałem! A propos, nie zdążyłem cipowiedzieć, ze jeszcze wczoraj złapałemtego kumpla z prosektorium, od razuwiedzieli, dlaczego to pisarskie narzędzietakie dobre.Ten długopis, co sterczał.- O Jezu.No?- Do mózgu mu doleciał.Coś tamuszkodził, naukowo powiedzieli mi co, alenie pamiętam.Jeszcze by go mogliodratować, jakby zaraz poszedł na stół,ale tak się przyjemnie złożyło, że dopogotowia nikt nie dzwonił.Nieboszczykteż nie, bo przytomność stracił.Czystyprzypadek, ale tu był remis, jeden dojednego, a na tym jeziornym molo mniesię widzi, że wręcz przeciwnie.Jeden dotrzech.?Trzech na trzech.Ile razy mam cipowtarzać, że oni tak sami, posprzeczalisię między sobą.Gucio znów mi sięprzyjrzał, tym razem podejrzliwie.Ty coś zwłóczyłaś, jak przyleciałaś, byłocałkiem po musztardzie.- No dobrze, powiem ci - zdecydowałamsię nagle.- Może i był tam czwarty, ależadna ludzka siła nie wyrwie ze mnie, ktoto był, z daleka patrzyłam i mogłam nierozpoznać.Chciałam powiedzieć odwrotnie,z daleka patrzyłam i nie mogłam rozpoznać. Wyskoczył z lasu, broń sieczną krótką wręku trzymał, pierwsze-261go załatwił Szczura.noga mu się pewnieopsnęła, przewrócił się i taki mu rozmachprzypadkiem wyszedł.Kumpel zamszowegoleśniczego trzymał i nawet go od siebieodepchnąć nie zdążył, a towarzysz Suszkocałkiem zbaraniał.Robię ci grzeczność wtej chwili, a więcej nigdy powyższe słowaz moich ust nie wyjdą.Gucio relacji wysłuchał w upojeniu imilczał chwilę, widocznie porządkując wumyśle uzyskany obraz.- Rozumiem.No chyba, że rozumiem!Znaczy było tak, przekomarzali się,przekomarzali.Pomościk się zarwał.- %7łe się zarwał, widzieli wszyscy.- Spróchniały był.Trzasnął im podnogami, no i oni tego.Do właściciela poodszkodowanie.A, nie, prawda,właściciel też tam leżał.No tak,rozumiem, ma to być, znaczy, na wiekiwieków tajemnica, kurza jej mordadziobata?- Ma być.- Dobra, niech będzie.Popatrz, zginąłwe własnym jeziorze całkiem przeznieszczęśliwy przypadek i w dodatku przezniedbalstwo, było ten pomościk zreperowaćwcześniej.Znów będzie umorzone! Jednowiem na pewno, pierwszy raz wreszcie toumorzone śledztwo takie mi się pięknewydaje, że się urżnę z radości, jak dzikaświnia w kukurydzy.Nazajutrz po emocjonujących wydarzeniach wrozszalałym popłochu zadzwoniła MariolaKubas.- Ja wiem.- powiedziała, jąkając siętrochę.- Pani ten adres niepotrzebny.Ja miałam telefon.Czy ja bym się mogłaz panią koniecznie zobaczyć.Przy obecności Gucia nie upierała sięwcale.Ujrzałam się na progu jednej ztajemnic i skwapliwie wyraziłam zgodę.Jako miejsce spotkania zaproponowałamieszkanie Marianny Gołkow-skiej, czymzaintrygowała mnie dodatkowo.Od pierwszych słów wyszło na jaw, iżMarianna Gołkowska jest rodzoną ciotkąMarioli Kubas.Nie miała najlepszegozdania o siostrzenicy i w mieszkaniuwisiała atmosfera potępienia.262Przyznałam się do łgarstwa w kwestiipoezji, co spotkało się ze zrozumieniem izgoła nawet aprobatą, bo kamuflaż stanowiło znakomity.W zamian dowiedziałamsię, kto otrzymał adres leśniczego.Mianowicie Bożydar.Wstrząsnęło to mną całkiem niezle, bo mimowszystko o przynależność do tej całejmafii nie posądzałam go nigdy, niemniejstanowił jedyną szczelinę, jaką informacjamogła się przedostać w niepożądanymkierunku.Kaśka-narkomanka siedziała podkuratelą, dokładnie odizolowana od świata,pomijając już taką drobnostkę, że wcaletego adresu nie znała.Nikomu innemuMariola go nie wyjawiła, a listy wysyłałazawsze z Warszawy, wrzucając do skrzynkina Poczcie Głównej i nie pisząc nakopercie nazwiska nadawcy.Dzieckozawiozła osobiście jeszcze w zeszłym roku,wykorzystując do tego celu aktualnegowówczas amanta zagranicznej przyjaciółki,autentycznego Francuza, któremu byłowszystko jedno, jaką drogą opuści naszkraj.Francuski język znała słabo, alewmówiła w niego, iż jest to synekleśniczego, właśnie odebrany ze szpitala [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl