[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miał świadomość, że powinien przeprosić, ale nie mógłwykrztusić słowa przez ściśnięte gniewem gardło.Wyciągnęła rękę, żeby się chwycić oparcia krzesła.Cieńprzebiegł jej po twarzy, można było odnieść wrażenie, żeskrzywiła się z bólu.Zaraz potem wyprostowała się dumnie ipowiedziała z wyraznym wysiłkiem:- Nasza rozmowa dobiegła końca.Będę wdzięczna, jeśli zarazopuścisz mój dom.W przyszłym tygodniu wybieramy się z ciotkądo Londynu.Gdybyś miał mi coś jeszcze do powiedzenia, możeszto zrobić tam.I możesz mi wierzyć, że z wielką przyjemnościąprzedstawię cię mojemu kuzynowi, prawowitemu hrabiemuPenrose.- Odwróciwszy się, ruszyła w stronę drzwi, nie dając muszansy na odpowiedz.- Nie tak szybko, kuzynko.- Max podszedł i, chwytając Angelinęza nadgarstek, zmusił ją do przystanięcia.- Jeszcze nieskończyliśmy.- Puść mnie natychmiast! - zawołała, nie kryjąc wściekłości.Trzymała głowę odwróconą w stronę drzwi, jakby nie mogłaznieść jego widoku.Max odetchnął głęboko, a potem spokojnie chwycił ją za drugąrękę.Miała drobne, delikatne kości.Nie zamierzał jej robićkrzywdy, ale musiała go wysłuchać.Przez chwilę stali nieruchomo,aż w końcu Max zmusił ją, żeby spojrzała mu w twarz.Nie próbowała się wyrywać.Po prostu stała, uparcie omijającgo wzrokiem.Jej niezwykłe srebrzyste włosy znajdowały się nawysokości jego policzka.- Zatem postanowiłaś wystawić do walki przeciwko mnieswojego francuskiego protegowanego, tak? Jesteś pewna, że torozsądne?38RS- Jestem pewna, że prawowity hrabia Penrose jest dżen-telmenem - odparła, wpatrując się w swoje uwięzione nadgarstki -w przeciwieństwie do ciebie.Max na tyle odzyskał panowanie nad sobą, by się zorientować,że kuzynka umyślnie go prowokuje.Stłumił w sobie pokusę, żebyją natychmiast puścić.- Sprytne - powiedział cicho - ale i nierozważne.Skoro jesteśtaka pewna, że nie jestem dżentelmenem, dlaczego zgodziłaś sięna rozmowę w cztery oczy?Nie odpowiedziała.- Jednak jestem dżentelmenem na tyle, by pamiętać, że jesteśdamą, mimo oszustwa, w które się angażujesz.Proszę cię, jakodamę, żebyś sobie dała z tym spokój dla własnego dobra.Dlaciebie i dla rodziny Rosevale'ów mogą wyniknąć z tego jedyniekłopoty.- Moja pozycja jest niepodważalna.Twoja natomiast trochęniepewna.Będę wdzięczna, jeśli mnie puścisz i wyjdziesz zmojego domu.Nie mamy sobie nic więcej do powiedzenia.Ta kobieta była niemożliwa! Co mu przyszło do głowy, żeby znią rozmawiać? Przecież to strata czasu.- Jesteś głupia! - wybuchnął, gwałtownie puszczając jej ręce.-Twoja rodzina już ma pod dostatkiem wrogów.Nie możesz sobiepozwolić na więcej.A zapewniam cię, że dziś jednego zyskałaś.Podszedł do drzwi i chwycił za klamkę.Już w progu skłonił siękpiąco.- %7łyczę udanego dnia, kuzynko.Możesz być pewna, żepodejmiemy tę rozmowę.Zszedł po schodach do holu, żeby odebrać płaszcz i kapelusz.Ochmistrz czekał na niego z wyrazem lęku na twarzy, jakby sięspodziewał, że Max go uderzy.Zerknąwszy w lustro przy schodach, Max ujrzał mężczyznę ociemnych brwiach ściągniętych w wyrazie wściekłości.Wielkienieba! Więc tak wyglądał! Nic dziwnego, że stary ochmistrz trząsł39RSsię przed nim ze strachu.Max wziął głęboki wdech, żeby ochłonąć.Serce mu waliło, jakprzed atakiem na linię wroga.Ta kobieta musiała być czarownicą,skoro tak na niego działała.Ochmistrz w milczeniu pomógł mu włożyć płaszcz.Następniepodał mu kapelusz i rękawiczki, nie podnosząc głowy, jakby bałsię na niego patrzeć.Max nie zamierzał wdawać się w rozmowę ze służącym.Zabrawszy swoje rzeczy, podziękował szybkim skinieniem iwyszedł.Ramsey czekał na niego z powozem w zapadającymzmroku.- Jedz z powrotem do Speenhamland, Ramsey.Nic tu po nas.-Wskoczył do środka, rzucając kapelusz i rękawiczki w najdalszykąt pojazdu.Powóz ruszył.Co go, u licha, napadło?Patrzył przed siebie niewidzącym wzrokiem.Musiał chybaoszaleć, że dał się tak wyprowadzić z równowagi, i to kobiecie.Gdzie podziały się jego maniery? Wielki Boże, gdyby tak ciotkaMary go słyszała.Ciotka Mary.Tak.W Angelinie było coś, co przywodziło mu namyśl ciotkę Mary.Były do siebie zupełnie niepodobne fizycznie,ale coś w sposobie ich zachowania.Może to właśnie stanowiłoiskrę, od której nastąpił wybuch? Kontrast pomiędzy uczciwościąciotki Mary a otwartą pogardą dla zasad prezentowaną przezAngelinę zbił go z tropu.Dał się ponieść złości.Przez wszystkielata służby w wojsku nie zdarzyło mu się tak zachować wstosunku do kogoś słabszego od siebie, tymczasem przy tejsrebrnowłosej wiedzmie zapomniał o przyzwoitości obowiązującejdżentelmena.Powinien się wstydzić.Nieważne, co zrobiła.Albo co jeszczemoże zrobić.Miał obowiązek wobec siebie.Honor wymagał, żebypostępować jak przystało na dżentelmena.Wiedział, że będzie musiał ją przeprosić.40RSTak, przeprosi ją, ale z pewnością nie dzisiaj.Nie mógłbystanąć przed nią po raz drugi tego dnia.Poza tym była chora.Wyprostował się gwałtownie, nagle poruszony.To mu się niezdawało.Dostrzegł na jej twarzy ból.Naprawdę była chora.A on ją zmusił, żeby się z nim spotkała, by słuchała obrazliwychsłów.Zachował się skandalicznie.Angel odczekała, aż zamkną się drzwi za nieproszonymgościem, i dopiero wtedy, pojękując, usiadła w najbliższym fotelu.Ból był tak dotkliwy, że nie mogła się ruszać.Wystarczyło jej siły tylko na to, by przeklinać w duchu podłegokuzyna.Był gorszy, niż zapowiadała ciotka Charlotte [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Miał świadomość, że powinien przeprosić, ale nie mógłwykrztusić słowa przez ściśnięte gniewem gardło.Wyciągnęła rękę, żeby się chwycić oparcia krzesła.Cieńprzebiegł jej po twarzy, można było odnieść wrażenie, żeskrzywiła się z bólu.Zaraz potem wyprostowała się dumnie ipowiedziała z wyraznym wysiłkiem:- Nasza rozmowa dobiegła końca.Będę wdzięczna, jeśli zarazopuścisz mój dom.W przyszłym tygodniu wybieramy się z ciotkądo Londynu.Gdybyś miał mi coś jeszcze do powiedzenia, możeszto zrobić tam.I możesz mi wierzyć, że z wielką przyjemnościąprzedstawię cię mojemu kuzynowi, prawowitemu hrabiemuPenrose.- Odwróciwszy się, ruszyła w stronę drzwi, nie dając muszansy na odpowiedz.- Nie tak szybko, kuzynko.- Max podszedł i, chwytając Angelinęza nadgarstek, zmusił ją do przystanięcia.- Jeszcze nieskończyliśmy.- Puść mnie natychmiast! - zawołała, nie kryjąc wściekłości.Trzymała głowę odwróconą w stronę drzwi, jakby nie mogłaznieść jego widoku.Max odetchnął głęboko, a potem spokojnie chwycił ją za drugąrękę.Miała drobne, delikatne kości.Nie zamierzał jej robićkrzywdy, ale musiała go wysłuchać.Przez chwilę stali nieruchomo,aż w końcu Max zmusił ją, żeby spojrzała mu w twarz.Nie próbowała się wyrywać.Po prostu stała, uparcie omijającgo wzrokiem.Jej niezwykłe srebrzyste włosy znajdowały się nawysokości jego policzka.- Zatem postanowiłaś wystawić do walki przeciwko mnieswojego francuskiego protegowanego, tak? Jesteś pewna, że torozsądne?38RS- Jestem pewna, że prawowity hrabia Penrose jest dżen-telmenem - odparła, wpatrując się w swoje uwięzione nadgarstki -w przeciwieństwie do ciebie.Max na tyle odzyskał panowanie nad sobą, by się zorientować,że kuzynka umyślnie go prowokuje.Stłumił w sobie pokusę, żebyją natychmiast puścić.- Sprytne - powiedział cicho - ale i nierozważne.Skoro jesteśtaka pewna, że nie jestem dżentelmenem, dlaczego zgodziłaś sięna rozmowę w cztery oczy?Nie odpowiedziała.- Jednak jestem dżentelmenem na tyle, by pamiętać, że jesteśdamą, mimo oszustwa, w które się angażujesz.Proszę cię, jakodamę, żebyś sobie dała z tym spokój dla własnego dobra.Dlaciebie i dla rodziny Rosevale'ów mogą wyniknąć z tego jedyniekłopoty.- Moja pozycja jest niepodważalna.Twoja natomiast trochęniepewna.Będę wdzięczna, jeśli mnie puścisz i wyjdziesz zmojego domu.Nie mamy sobie nic więcej do powiedzenia.Ta kobieta była niemożliwa! Co mu przyszło do głowy, żeby znią rozmawiać? Przecież to strata czasu.- Jesteś głupia! - wybuchnął, gwałtownie puszczając jej ręce.-Twoja rodzina już ma pod dostatkiem wrogów.Nie możesz sobiepozwolić na więcej.A zapewniam cię, że dziś jednego zyskałaś.Podszedł do drzwi i chwycił za klamkę.Już w progu skłonił siękpiąco.- %7łyczę udanego dnia, kuzynko.Możesz być pewna, żepodejmiemy tę rozmowę.Zszedł po schodach do holu, żeby odebrać płaszcz i kapelusz.Ochmistrz czekał na niego z wyrazem lęku na twarzy, jakby sięspodziewał, że Max go uderzy.Zerknąwszy w lustro przy schodach, Max ujrzał mężczyznę ociemnych brwiach ściągniętych w wyrazie wściekłości.Wielkienieba! Więc tak wyglądał! Nic dziwnego, że stary ochmistrz trząsł39RSsię przed nim ze strachu.Max wziął głęboki wdech, żeby ochłonąć.Serce mu waliło, jakprzed atakiem na linię wroga.Ta kobieta musiała być czarownicą,skoro tak na niego działała.Ochmistrz w milczeniu pomógł mu włożyć płaszcz.Następniepodał mu kapelusz i rękawiczki, nie podnosząc głowy, jakby bałsię na niego patrzeć.Max nie zamierzał wdawać się w rozmowę ze służącym.Zabrawszy swoje rzeczy, podziękował szybkim skinieniem iwyszedł.Ramsey czekał na niego z powozem w zapadającymzmroku.- Jedz z powrotem do Speenhamland, Ramsey.Nic tu po nas.-Wskoczył do środka, rzucając kapelusz i rękawiczki w najdalszykąt pojazdu.Powóz ruszył.Co go, u licha, napadło?Patrzył przed siebie niewidzącym wzrokiem.Musiał chybaoszaleć, że dał się tak wyprowadzić z równowagi, i to kobiecie.Gdzie podziały się jego maniery? Wielki Boże, gdyby tak ciotkaMary go słyszała.Ciotka Mary.Tak.W Angelinie było coś, co przywodziło mu namyśl ciotkę Mary.Były do siebie zupełnie niepodobne fizycznie,ale coś w sposobie ich zachowania.Może to właśnie stanowiłoiskrę, od której nastąpił wybuch? Kontrast pomiędzy uczciwościąciotki Mary a otwartą pogardą dla zasad prezentowaną przezAngelinę zbił go z tropu.Dał się ponieść złości.Przez wszystkielata służby w wojsku nie zdarzyło mu się tak zachować wstosunku do kogoś słabszego od siebie, tymczasem przy tejsrebrnowłosej wiedzmie zapomniał o przyzwoitości obowiązującejdżentelmena.Powinien się wstydzić.Nieważne, co zrobiła.Albo co jeszczemoże zrobić.Miał obowiązek wobec siebie.Honor wymagał, żebypostępować jak przystało na dżentelmena.Wiedział, że będzie musiał ją przeprosić.40RSTak, przeprosi ją, ale z pewnością nie dzisiaj.Nie mógłbystanąć przed nią po raz drugi tego dnia.Poza tym była chora.Wyprostował się gwałtownie, nagle poruszony.To mu się niezdawało.Dostrzegł na jej twarzy ból.Naprawdę była chora.A on ją zmusił, żeby się z nim spotkała, by słuchała obrazliwychsłów.Zachował się skandalicznie.Angel odczekała, aż zamkną się drzwi za nieproszonymgościem, i dopiero wtedy, pojękując, usiadła w najbliższym fotelu.Ból był tak dotkliwy, że nie mogła się ruszać.Wystarczyło jej siły tylko na to, by przeklinać w duchu podłegokuzyna.Był gorszy, niż zapowiadała ciotka Charlotte [ Pobierz całość w formacie PDF ]