[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- O czymś zapomnieliście - powiedział.- O czym?- Nie odczytaliście mi praw.Uśmiechnęli się szeroko.Belsey przestał się wycierać.Poło-żył dłonie na kolanach.Prawą owinął chusteczką.- Nie musisz nic mówić - cedził leniwie sierżant - alewszystko, co przemilczysz, może zostać wykorzystane prze-ciwko tobie w sądzie.Wszystko, co powiesz, może zostać po-traktowane jako dowód.Czy to jasne? - Uniósł brew.- Nie powinniście mnie skuć?- Daj spokój, Nick - powiedział Herring.- Załóżcie mi kajdanki.Posterunkowy ruszył w jego stronę.Belsey wyszarpnął ża-rówkę halogenową, rozbił ją o blat i wskoczył na stół, łokciemwaląc posterunkowego w twarz.Chwycił go za włosy i odchyliłmu głowę, przykładając ostrą końcówkę do miękkiej skóry podbrodą.Herring i sierżant znieruchomieli.Belsey jeszcze bardziejodchylił posterunkowemu głowę, żeby napatrzyli się na poszar-paną krawędz żarówki.Policjant zagulgotał.Belsey przyciskałkońcówkę, aż wreszcie przestał się szarpać.Rozniósł się swądprzypalanego ciała.- Odpierdolcie się albo poderżnę mu gardło - zagroził Bel-sey.- Tylko bez głupstw - ostrzegł Herring.Belsey popychał zakładnika w stronę drzwi.Kopnął klamkęi wyszedł na korytarz, nie wypuszczając jeńca.380- Otwórzcie tylne wyjście! - krzyknął, zbliżając się do dy-żurki.Z łokcia kapała mu krew.Wyszedł tylnymi drzwiami naparking przy komendzie.Z impetem puścił posterunkowego, tak że ten runął na zie-mię.Odczepił kluczyki od łańcuszka.Jeden miał na kółku logoMazdy.Na parkingu stała tylko jedna - czarna mazda MX-5.Belsey wskoczył do środka, odpalił i ruszył, rozbijając barierkę.Na Chandos Way spojrzał we wsteczne lusterko i zobaczyłich twarze.Dłoń, którą trzymał kierownicę, cała była we krwi.Czterysta pięćdziesiąt minut.Rozdział pięćdziesiąty siódmyPędził do Hampstead, zatrzymując się tylko przy wodotryskuna Heath Street, żeby opłukać krew.Za dziesięć, piętnaścieminut zostanie rozesłane ostrzeżenie do wszystkich portów, nalotniska i międzynarodowe dworce kolejowe.Granica zaczynasię zamykać.Miał kilka godzin, zanim system zaskoczy.Zanimzdążą przygotować informacje z jego nazwiskiem i zdjęciem,powiadomić wszystkie patrole.Komisariaty jednak dowiedząsię dopiero przy okazji kolejnej odprawy.Liczył na lukę w sys-temie i ją znalazł.Posterunkowy Craig Marshall skinął mu głową.- Nick.- Craig.- Jak leci?- Powolutku.Belsey poszedł prosto na drugie piętro, do magazynu, w któ-rym przechowywano dowody rzeczowe.Dyżur miał posterun-kowy Drakeley, który wpisał go do rejestru.- Wszystko w porządku?- Zwietnie, dziękuję.Belsey wszedł, otworzył sejf.Zabrał dziesięć gramów keta-miny i pistolet Sig-Sauer P220.Wepchnął to do kieszeni mary-narki.Forsy nie znalazł.Naboje do siga były w oddzielnej szaf-ce przy sejfie.Wsypał wszystkie do kieszeni i wyszedł.- Miłego dnia, Nick.- Na razie.382Zajrzał jeszcze do biura wydziału kryminalnego.Puste.Więc to tak, pomyślał.Ciche pożegnanie.Podszedł do biurkaRosena i zadzwonił z jego aparatu do Duzguna.- Tu Jack Steel.Mogę odebrać zamówienie?- Już czeka.Masz pieniądze?- Właśnie załatwiam.Belsey zadzwonił do Emmanuela Gilmana.Po dziesięciusygnałach włączyła się poczta głosowa.- To twój szczęśliwy dzień - nagrał się Belsey.- Mam cośdla ciebie w zamian za siedem stów gotówką.Taka okazja sięnie powtórzy.Zbiegając po schodach, wpadł na uśmiechniętego i jak zwy-kle niezgrabnego Trappinga.- Nick.- Rob.Muszę lecieć.- Ustaliłem sprawcę czwartkowej napaści - pochwalił sięTrapping.- Dobra robota.- Wszystkie papiery dotyczące Halifaksa położyłem u cie-bie na biurku.Patrick Dent przedstawił pięć alibi.Dzwonił pro-kurator.- Trochę mi się spieszy.Trapping ściągnął brwi.- Coś się stało?- Nic, wszystko gra, ale naprawdę muszę lecieć.- Podpiszesz formularze?- Jasne.Belsey wrócił i podpisał świstki.Puścił oko do Trappinga,musnął go po ramieniu.Co chciał powiedzieć? %7łegnaj.Nieprzywiązuj się do myśli, że już zawsze będziesz policjantem!Nie oczekuj zbyt wiele.Zawsze bądz w ruchu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.- O czymś zapomnieliście - powiedział.- O czym?- Nie odczytaliście mi praw.Uśmiechnęli się szeroko.Belsey przestał się wycierać.Poło-żył dłonie na kolanach.Prawą owinął chusteczką.- Nie musisz nic mówić - cedził leniwie sierżant - alewszystko, co przemilczysz, może zostać wykorzystane prze-ciwko tobie w sądzie.Wszystko, co powiesz, może zostać po-traktowane jako dowód.Czy to jasne? - Uniósł brew.- Nie powinniście mnie skuć?- Daj spokój, Nick - powiedział Herring.- Załóżcie mi kajdanki.Posterunkowy ruszył w jego stronę.Belsey wyszarpnął ża-rówkę halogenową, rozbił ją o blat i wskoczył na stół, łokciemwaląc posterunkowego w twarz.Chwycił go za włosy i odchyliłmu głowę, przykładając ostrą końcówkę do miękkiej skóry podbrodą.Herring i sierżant znieruchomieli.Belsey jeszcze bardziejodchylił posterunkowemu głowę, żeby napatrzyli się na poszar-paną krawędz żarówki.Policjant zagulgotał.Belsey przyciskałkońcówkę, aż wreszcie przestał się szarpać.Rozniósł się swądprzypalanego ciała.- Odpierdolcie się albo poderżnę mu gardło - zagroził Bel-sey.- Tylko bez głupstw - ostrzegł Herring.Belsey popychał zakładnika w stronę drzwi.Kopnął klamkęi wyszedł na korytarz, nie wypuszczając jeńca.380- Otwórzcie tylne wyjście! - krzyknął, zbliżając się do dy-żurki.Z łokcia kapała mu krew.Wyszedł tylnymi drzwiami naparking przy komendzie.Z impetem puścił posterunkowego, tak że ten runął na zie-mię.Odczepił kluczyki od łańcuszka.Jeden miał na kółku logoMazdy.Na parkingu stała tylko jedna - czarna mazda MX-5.Belsey wskoczył do środka, odpalił i ruszył, rozbijając barierkę.Na Chandos Way spojrzał we wsteczne lusterko i zobaczyłich twarze.Dłoń, którą trzymał kierownicę, cała była we krwi.Czterysta pięćdziesiąt minut.Rozdział pięćdziesiąty siódmyPędził do Hampstead, zatrzymując się tylko przy wodotryskuna Heath Street, żeby opłukać krew.Za dziesięć, piętnaścieminut zostanie rozesłane ostrzeżenie do wszystkich portów, nalotniska i międzynarodowe dworce kolejowe.Granica zaczynasię zamykać.Miał kilka godzin, zanim system zaskoczy.Zanimzdążą przygotować informacje z jego nazwiskiem i zdjęciem,powiadomić wszystkie patrole.Komisariaty jednak dowiedząsię dopiero przy okazji kolejnej odprawy.Liczył na lukę w sys-temie i ją znalazł.Posterunkowy Craig Marshall skinął mu głową.- Nick.- Craig.- Jak leci?- Powolutku.Belsey poszedł prosto na drugie piętro, do magazynu, w któ-rym przechowywano dowody rzeczowe.Dyżur miał posterun-kowy Drakeley, który wpisał go do rejestru.- Wszystko w porządku?- Zwietnie, dziękuję.Belsey wszedł, otworzył sejf.Zabrał dziesięć gramów keta-miny i pistolet Sig-Sauer P220.Wepchnął to do kieszeni mary-narki.Forsy nie znalazł.Naboje do siga były w oddzielnej szaf-ce przy sejfie.Wsypał wszystkie do kieszeni i wyszedł.- Miłego dnia, Nick.- Na razie.382Zajrzał jeszcze do biura wydziału kryminalnego.Puste.Więc to tak, pomyślał.Ciche pożegnanie.Podszedł do biurkaRosena i zadzwonił z jego aparatu do Duzguna.- Tu Jack Steel.Mogę odebrać zamówienie?- Już czeka.Masz pieniądze?- Właśnie załatwiam.Belsey zadzwonił do Emmanuela Gilmana.Po dziesięciusygnałach włączyła się poczta głosowa.- To twój szczęśliwy dzień - nagrał się Belsey.- Mam cośdla ciebie w zamian za siedem stów gotówką.Taka okazja sięnie powtórzy.Zbiegając po schodach, wpadł na uśmiechniętego i jak zwy-kle niezgrabnego Trappinga.- Nick.- Rob.Muszę lecieć.- Ustaliłem sprawcę czwartkowej napaści - pochwalił sięTrapping.- Dobra robota.- Wszystkie papiery dotyczące Halifaksa położyłem u cie-bie na biurku.Patrick Dent przedstawił pięć alibi.Dzwonił pro-kurator.- Trochę mi się spieszy.Trapping ściągnął brwi.- Coś się stało?- Nic, wszystko gra, ale naprawdę muszę lecieć.- Podpiszesz formularze?- Jasne.Belsey wrócił i podpisał świstki.Puścił oko do Trappinga,musnął go po ramieniu.Co chciał powiedzieć? %7łegnaj.Nieprzywiązuj się do myśli, że już zawsze będziesz policjantem!Nie oczekuj zbyt wiele.Zawsze bądz w ruchu [ Pobierz całość w formacie PDF ]