[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak sięwłaśnie zaczyna.- Może macie rację ogólnie.Ale nie znacie Kuby.- Na pewno nie tak jak ty, jego wychowawczyni - powiedziała Piontek z dziwnąintonacją.- Ale lepiej znamy życie.- Pani profesorka po prostu wciąż wierzy w ludzi - włączył się znowu młodszyinspektor Borejko.- Podziwiam i zazdroszczę.W Sejmie będzie to cecha na wagę złota.Niestety, dla nas, psów, przewidziano w teatrze życia inną rolę.Naszą wiarę w ludzi zabijakażdy dzień.Bo fakty, pani profesorko, wyglądają tak, że dwie trzecie złodziei samochodów,wywodzących się z tak zwanych dobrych domów, zaczyna od rodziny.Nierzadko pierwsząbrykę zwijają własnemu tacie.Albo wystawiają go swoim kolesiom.Nasz młody kolegazaczął od pana redaktora, który był dla niego jak ojciec.Czyli mieścimy się w statystycznejnormie.- Ale.- zaczął Aadny.- Niech pan nie opowiada kolejny raz swojej wersji, redaktorze.Znamy ją na pamięć icenimy pana mistrzostwo w układaniu fabuł.- To może pan inspektor powie swoją?- Bardzo proszę.Nie chcę być okrutny, więc oceniam pół na pół szansę, że naszdzieciak niedługo znów będzie potrzebował, żebyśmy przymknęli oko na jakiś wyskok.- Do czego zmierzacie? - spytała Barska.- Przysługa za przysługę.Pamiętaj, że poręczyłaś za dzieciaka - powiedziała Piontek,wydmuchując dym w stronę sufitu.- Jak możesz - obruszyła się Barska.- Przyjaznimy się od studiów.- Właśnie dlatego mogę iść z tobą na układy.Cholera.Ty też mnie zrozum.Niedługobędziesz domagać się w Sejmie, żeby policja była bardziej skuteczna.W jaki sposób, jeślinawet ty nie chcesz pomóc!- Chcę.Tylko nie wciągajmy w to dzieci.- Pani profesorko kochana! Siedemdziesiąt procent dilerów narkotykowych to są, wrozumieniu prawa, dzieci.- Borejko po raz kolejny posłużył się statystyką.- To kto jewciąga?- Zróbmy inaczej - powiedziała Piontek.- Obiecuję, że nie będzie musiał zeznawać.Wogóle nie musi z nami rozmawiać.Niech przekaże przez ciebie, co naprawdę wie.- Jezu!- Dobrze, nie męczmy już naszej przyszłej pani posłanki w ten piękny dzień wiosenny- odezwał się pojednawczo Borejko.- Przecież chcemy mieć panią po naszej stronie.- Musicie mnie najpierw przekonać, że to jest właściwa strona, a do tej pory niezbytwam to wychodzi.- W głosie Barskiej pojawiły się kłótliwe nutki.Zbliżała się godzinaumówionego telefonu, a jej rozmówcy najwyrazniej nie mieli jeszcze ochoty się zbierać.- Właśnie przyniosłem pani argumenty.- Borejko podał jej tekturową teczkę, pełnąpapierów.- Znajdzie tu pani mój skromny artykuł w sprawie zaostrzenia ustawyantynarkotykowej oraz analizę rozwoju rynku w ostatnich latach.Plus perspektywa.Nawiasem mówiąc, dość przerażająca.- Rzeczywiście jest tak zle? - spytała, myśląc najwyrazniej o czym innym.- To dopiero początek.Wszystko przed nami.Jesteśmy świadkami przełomu.Polska zkraju tranzytowego zmienia się w rynek.O ten rynek będzie się długo krew lała.Natarcieidzie z czterech stron - Borejko odruchowo zaczął rysować na serwetce.- Z Turcji i BliskiegoWschodu heroina.Z Afganistanu i byłych republik wielkiego Kraju Rad także hera, a oprócztego mocny hasz.Z Holandii konopie nowej generacji.Wreszcie z zachodniej półkulikokaina.No i nie zapominajmy, że w produkcji amfetaminy sami jesteśmy światową potęgą.Popisy kompetencji młodszego inspektora akurat w tej chwili były ostatnią rzeczą,jaka by ją interesowała.- Dziękuję panu, inspektorze.- Wzięła teczkę i znów spojrzała na zegarek, tym razemz jawną ostentacją.- No, trzeba wracać do obowiązków - domyślił się Borejko.Poderwała się pierwsza,żeby Aadnemu nie przyszło do głowy zostać z nią, na co miał wyrazną ochotę.Jegospojrzenia, kiedy zobaczył ją w letniej sukience w kwiaty, odsłaniającej ramiona, były zpoczątku zdumione, a potem coraz bardziej łakome.- Mam tu jeszcze coś do załatwienia.Zapłacicie za moją kawę? - Wysypała drobne ztorebki.- Czuj się zaproszona - powiedziała Piontek.- W życiu! Nie skorumpujecie mnie marną kawą.Oddaliła się pośpiesznie, żebytelefon nie zadzwonił przy nich.A tymczasem godzina minęła, a on wciąż nie dzwonił.Miałanadzieję, że jej niedawni rozmówcy nie przyłapią jej na ławce.Obserwowała zza drzewa, jakwszyscy troje przeszli po pasach przy Bagateli i poszli prosto Karmelicką.Dopiero wtedyzdecydowała się usiąść.Odruchowo otworzyła teczkę Borejki, ale zaraz zamknęła ją zpowrotem.W tej chwili nie miała głowy do ważkich problemów społecznych.Popołudniowesłońce rozleniwiało ją.Lekko, tak żeby nie rzucało się to w oczy, rozszerzyła kolana.Wsunęła dłoń pod teczkę i dotknęła się.Potem trochę mocniej.I jeszcze raz.Wtedy telefon wreszcie zadzwonił.Nie wyjmując dłoni spod teczki, sięgnęła dotorebki lewą ręką.- Przepraszam, ale tu, w Rynku, są kolejki do automatów - usłyszała zdenerwowanygłos Kuby Mazurka.- Nie gniewam się - powiedziała łagodnie, poruszając palcami.- i tak musiałamnajpierw kogoś spławić.- Kogo?Aż się uśmiechnęła, tyle podejrzliwości pojawiło się nagle w jego głosie.- Nieważne.Paru starych nudziarzy.- To co mam teraz robić?- Zaprosić mnie do kina.- Słucham?- Zdziwiony? A gdybym była Ewą Góral, też byś się dziwił?- Proszę o niej nie wspominać.- Dobrze, jak chcesz.W takim razie ja cię zapraszam.Zdaje się, że w Hucie grająjeszcze Dzieciaki , a ja wciąż nie widziałam tego dzieła, które narobiło tyle zamieszania.Chciałabym, żebyś właśnie ty mi je pokazał.No co, nie chcesz?- Oczywiście.Przepraszam, z przyjemnością - plątał się.- Znajdziesz mnie na Plantach - powiedziała i wyłączyła telefon, co jedną ręką niebyło całkiem łatwe.Zobaczyła go z daleka, jak się zbliżał; szczupły, długowłosy, w koszulce znadrukowanym portretem Kurta Cobaina, z chłopięcą niepewnością w ruchach.Zdążyłajeszcze kilka razy poruszyć mocniej palcami, zanim stanął przed nią.Wtedy po prostu wyjęładłoń spod teczki z owocami intelektualnego wysiłku młodszego inspektora Borejki iwyciągnęła ją do Kuby.Jego uścisk był suchy i mocny.Zaskakująco mocny jak na takieszczupłe ciało i tak niepewnego siebie chłopaka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.- Tak sięwłaśnie zaczyna.- Może macie rację ogólnie.Ale nie znacie Kuby.- Na pewno nie tak jak ty, jego wychowawczyni - powiedziała Piontek z dziwnąintonacją.- Ale lepiej znamy życie.- Pani profesorka po prostu wciąż wierzy w ludzi - włączył się znowu młodszyinspektor Borejko.- Podziwiam i zazdroszczę.W Sejmie będzie to cecha na wagę złota.Niestety, dla nas, psów, przewidziano w teatrze życia inną rolę.Naszą wiarę w ludzi zabijakażdy dzień.Bo fakty, pani profesorko, wyglądają tak, że dwie trzecie złodziei samochodów,wywodzących się z tak zwanych dobrych domów, zaczyna od rodziny.Nierzadko pierwsząbrykę zwijają własnemu tacie.Albo wystawiają go swoim kolesiom.Nasz młody kolegazaczął od pana redaktora, który był dla niego jak ojciec.Czyli mieścimy się w statystycznejnormie.- Ale.- zaczął Aadny.- Niech pan nie opowiada kolejny raz swojej wersji, redaktorze.Znamy ją na pamięć icenimy pana mistrzostwo w układaniu fabuł.- To może pan inspektor powie swoją?- Bardzo proszę.Nie chcę być okrutny, więc oceniam pół na pół szansę, że naszdzieciak niedługo znów będzie potrzebował, żebyśmy przymknęli oko na jakiś wyskok.- Do czego zmierzacie? - spytała Barska.- Przysługa za przysługę.Pamiętaj, że poręczyłaś za dzieciaka - powiedziała Piontek,wydmuchując dym w stronę sufitu.- Jak możesz - obruszyła się Barska.- Przyjaznimy się od studiów.- Właśnie dlatego mogę iść z tobą na układy.Cholera.Ty też mnie zrozum.Niedługobędziesz domagać się w Sejmie, żeby policja była bardziej skuteczna.W jaki sposób, jeślinawet ty nie chcesz pomóc!- Chcę.Tylko nie wciągajmy w to dzieci.- Pani profesorko kochana! Siedemdziesiąt procent dilerów narkotykowych to są, wrozumieniu prawa, dzieci.- Borejko po raz kolejny posłużył się statystyką.- To kto jewciąga?- Zróbmy inaczej - powiedziała Piontek.- Obiecuję, że nie będzie musiał zeznawać.Wogóle nie musi z nami rozmawiać.Niech przekaże przez ciebie, co naprawdę wie.- Jezu!- Dobrze, nie męczmy już naszej przyszłej pani posłanki w ten piękny dzień wiosenny- odezwał się pojednawczo Borejko.- Przecież chcemy mieć panią po naszej stronie.- Musicie mnie najpierw przekonać, że to jest właściwa strona, a do tej pory niezbytwam to wychodzi.- W głosie Barskiej pojawiły się kłótliwe nutki.Zbliżała się godzinaumówionego telefonu, a jej rozmówcy najwyrazniej nie mieli jeszcze ochoty się zbierać.- Właśnie przyniosłem pani argumenty.- Borejko podał jej tekturową teczkę, pełnąpapierów.- Znajdzie tu pani mój skromny artykuł w sprawie zaostrzenia ustawyantynarkotykowej oraz analizę rozwoju rynku w ostatnich latach.Plus perspektywa.Nawiasem mówiąc, dość przerażająca.- Rzeczywiście jest tak zle? - spytała, myśląc najwyrazniej o czym innym.- To dopiero początek.Wszystko przed nami.Jesteśmy świadkami przełomu.Polska zkraju tranzytowego zmienia się w rynek.O ten rynek będzie się długo krew lała.Natarcieidzie z czterech stron - Borejko odruchowo zaczął rysować na serwetce.- Z Turcji i BliskiegoWschodu heroina.Z Afganistanu i byłych republik wielkiego Kraju Rad także hera, a oprócztego mocny hasz.Z Holandii konopie nowej generacji.Wreszcie z zachodniej półkulikokaina.No i nie zapominajmy, że w produkcji amfetaminy sami jesteśmy światową potęgą.Popisy kompetencji młodszego inspektora akurat w tej chwili były ostatnią rzeczą,jaka by ją interesowała.- Dziękuję panu, inspektorze.- Wzięła teczkę i znów spojrzała na zegarek, tym razemz jawną ostentacją.- No, trzeba wracać do obowiązków - domyślił się Borejko.Poderwała się pierwsza,żeby Aadnemu nie przyszło do głowy zostać z nią, na co miał wyrazną ochotę.Jegospojrzenia, kiedy zobaczył ją w letniej sukience w kwiaty, odsłaniającej ramiona, były zpoczątku zdumione, a potem coraz bardziej łakome.- Mam tu jeszcze coś do załatwienia.Zapłacicie za moją kawę? - Wysypała drobne ztorebki.- Czuj się zaproszona - powiedziała Piontek.- W życiu! Nie skorumpujecie mnie marną kawą.Oddaliła się pośpiesznie, żebytelefon nie zadzwonił przy nich.A tymczasem godzina minęła, a on wciąż nie dzwonił.Miałanadzieję, że jej niedawni rozmówcy nie przyłapią jej na ławce.Obserwowała zza drzewa, jakwszyscy troje przeszli po pasach przy Bagateli i poszli prosto Karmelicką.Dopiero wtedyzdecydowała się usiąść.Odruchowo otworzyła teczkę Borejki, ale zaraz zamknęła ją zpowrotem.W tej chwili nie miała głowy do ważkich problemów społecznych.Popołudniowesłońce rozleniwiało ją.Lekko, tak żeby nie rzucało się to w oczy, rozszerzyła kolana.Wsunęła dłoń pod teczkę i dotknęła się.Potem trochę mocniej.I jeszcze raz.Wtedy telefon wreszcie zadzwonił.Nie wyjmując dłoni spod teczki, sięgnęła dotorebki lewą ręką.- Przepraszam, ale tu, w Rynku, są kolejki do automatów - usłyszała zdenerwowanygłos Kuby Mazurka.- Nie gniewam się - powiedziała łagodnie, poruszając palcami.- i tak musiałamnajpierw kogoś spławić.- Kogo?Aż się uśmiechnęła, tyle podejrzliwości pojawiło się nagle w jego głosie.- Nieważne.Paru starych nudziarzy.- To co mam teraz robić?- Zaprosić mnie do kina.- Słucham?- Zdziwiony? A gdybym była Ewą Góral, też byś się dziwił?- Proszę o niej nie wspominać.- Dobrze, jak chcesz.W takim razie ja cię zapraszam.Zdaje się, że w Hucie grająjeszcze Dzieciaki , a ja wciąż nie widziałam tego dzieła, które narobiło tyle zamieszania.Chciałabym, żebyś właśnie ty mi je pokazał.No co, nie chcesz?- Oczywiście.Przepraszam, z przyjemnością - plątał się.- Znajdziesz mnie na Plantach - powiedziała i wyłączyła telefon, co jedną ręką niebyło całkiem łatwe.Zobaczyła go z daleka, jak się zbliżał; szczupły, długowłosy, w koszulce znadrukowanym portretem Kurta Cobaina, z chłopięcą niepewnością w ruchach.Zdążyłajeszcze kilka razy poruszyć mocniej palcami, zanim stanął przed nią.Wtedy po prostu wyjęładłoń spod teczki z owocami intelektualnego wysiłku młodszego inspektora Borejki iwyciągnęła ją do Kuby.Jego uścisk był suchy i mocny.Zaskakująco mocny jak na takieszczupłe ciało i tak niepewnego siebie chłopaka [ Pobierz całość w formacie PDF ]