[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie słyszałam, o czym mówią.Okno było otwarte, lecz wokół mnie wciążwyrastała szklana ściana.Przez szkło widziałam, jak mój syn uczy się chodzić trzymając za rękę inną kobietę.Zachowywałam skrajną obojętność.Miałam powiedzieć temu poczciwemu człowiekowi, temu staremuprzyjacielowi, że będzie musiał naprawdę iść do przytułku i umrzeć w ubóstwie i smutku i że moja decyzja jestnieodwołalna i nieubłagana niczym żarna.On i wszyscy głodni, zrozpaczeni ubodzy ludzie z Acre muszązostać starci na proch, tak aby ten mały chłopiec, dopiero uczący się chodzić, mógł w chwale jezdzić po swojejziemi.RLT Panienko Beatrice, pamięta pani żniwa przed trzema laty? spytał nagle Bill Green. Pamięta pa-ni, jak pani odpoczywała na naszym podwórzu, kiedy przygotowywaliśmy wieczerzę? Jak przez godzinę sie-działa pani na słońcu, słuchając obracającego się koła młyńskiego i gruchania naszych gołębi? A czy pamiętapani, jak rozśpiewane wozy nadjechały gościńcem i wprowadziła je pani do stodoły, a młody przystojny dzie-dzic wjechał na stercie snopów?Ogarnęła mnie nostalgia i uśmiechnęłam się.Bezwiednie kiwnęłam głową. Tak odezwałam się tkliwie. Oczywiście, że pamiętam.Cóż to było za lato dla nas wszystkich!Co za żniwa mieliśmy! Wtedy kochała pani ziemię, a cała wioska Acre oddałaby życie za jeden pani uśmiech oznajmiłBill Green. W owym roku, a także rok wcześniej, była pani boginią Wideacre, panienko Beatrice.Od tamtejpory jak gdyby ktoś rzucił na panią urok.Wszystko idzie zle.yle.Bardzo zle.Skinęłam głową.Moje ręce spoczywały na dokumentach dowodzących, że wszystko idzie zle.Nadciągała ruina.Powoli i nieubłaganie niczym zbliżający się Mściciel.Czułam niemal woń dymu w letnimpowietrzu.W przeciągu czterech dni wierzyciele mieli przedłożyć swe weksle.Oni wiedzieli i ja wiedziałam.Wideacre była u kresu wytrzymałości.Wyczuwali nadciągającą ruinę, ta jak koń czuje w powietrzu burzę.I takjak ja czułam dym. Niech pani wszystko naprawi! wyszeptał tęsknie Bill Green rozwlekłym akcentem hrabstwaSussex. Niech pani tylko coś zrobi, a wszystko będzie dobrze, panienko Beatrice! Proszę wrócić do nas, doziemi i wszystko naprawić!Patrzyłam pustym wzrokiem, marząc o powrocie do ziemi, do dawnych dobrych czasów.Twarz jednakzachowała surowy wyraz niczym zimny, nieczuły kamień młyński. Za pózno stwierdziłam oschle. Zboże zostało sprzedane.Już otrzymałam zapłatę.Zawartoumowę i nic nie mogę zrobić.Tak się dzisiaj gospodaruje, młynarzu Green.Rzeczywiście możesz stanąć wobliczu ruiny.Jeśli jednak nie będę prowadzić farmy tak jak inni właściciele ziemscy, mnie także spotka ruina.Ja nie mam wpływu na to, jak się dzisiaj gospodaruje.Muszę sama dostosować się do przyjętych metod.Potrząsnął głową jak oszołomiony przez przeciwnika zapaśnik. Panienko Beatrice! odezwał się. To zupełnie niepodobne do pani.Nie przemawia panienkaswoim głosem! Zawsze broniła pani tradycji.Tradycja znaczyła wspólną pracę pana i robotników, którymuczciwie płacono, którzy mieli trochę własnej ziemi, dzień wolny i zachowywali swoją godność!Pokiwałam głową. Tak, opowiadałam się za tradycją.Ale świat się zmienia i ja też się muszę zmienić. Tak to jest z wyższymi sferami! zakrzyknął gorzko. Nigdy ci nie powiedzą: Tak, tak,zrobiłem to i to, bo chcę więcej pieniędzy i dostanę je nawet kosztem biedoty".Ludzie z wyższych sfer zawszemówią: Taki jest świat".Ale o tym, jaki ma być świat, decydują właśnie wyższe sfery i ludzie tacy jak pani,panienko Beatrice! A wy wszyscy, właściciele ziemscy, dziedzice, panowie, robicie ze światem, co wam siępodoba, i mówicie potem: Nic na to nie poradzę, taki jest świat".Jak gdybyście to nie wy zdecydowali, jakipowinien być świat.Skinęłam głową, bo przecież miał rację.RLT No cóż, Billu Green, postępuj po swojemu stwierdziłam zimno. Wybrałam drogę, która daWideacre bogactwo.Mój syn i panienka Julia będą spadkobiercami posiadłości.A jeśli stanie się to kosztemtwego młyna czy nawet kosztem życia całej wsi Acre, niech i tak będzie. Niech tak będzie wymamrotał, jak gdyby nie rozumiejąc.Sięgnął po omacku po kapelusz,odświętny kapelusz, i założył go.Piana na piwie opadła i napój wyglądał nieświeżo. Do widzenia, panienko Beatrice powiedział jak przez sen, smutny sen. Do widzenia, młynarzu Green zaszczyciłam go tytułem, którego już nie będzie długo nosił.Wyszedł z mojego gabinetu jak żywy nieboszczyk.Bezgłośnie, bez słowa, z niedowierzaniem.Czekała na niego jabłkowita klacz.Podniósł się ciężko na siodło, poruszając się wciąż jak we śnie.Patrzyłam, jak przejeżdża pod moim oknem.John zawołał coś do niego, wchodząc z Celią przez furtkę doogrodu różanego.Młynarz Green odruchowo uchylił kapelusza, słysząc głos kogoś z wyższych sfer, wątpięjednak, czy słyszał albo widział cokolwiek.Koń wolnym kłusem szedł po podjezdzie; krępy jezdziec obwisł nasiodle [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Nie słyszałam, o czym mówią.Okno było otwarte, lecz wokół mnie wciążwyrastała szklana ściana.Przez szkło widziałam, jak mój syn uczy się chodzić trzymając za rękę inną kobietę.Zachowywałam skrajną obojętność.Miałam powiedzieć temu poczciwemu człowiekowi, temu staremuprzyjacielowi, że będzie musiał naprawdę iść do przytułku i umrzeć w ubóstwie i smutku i że moja decyzja jestnieodwołalna i nieubłagana niczym żarna.On i wszyscy głodni, zrozpaczeni ubodzy ludzie z Acre muszązostać starci na proch, tak aby ten mały chłopiec, dopiero uczący się chodzić, mógł w chwale jezdzić po swojejziemi.RLT Panienko Beatrice, pamięta pani żniwa przed trzema laty? spytał nagle Bill Green. Pamięta pa-ni, jak pani odpoczywała na naszym podwórzu, kiedy przygotowywaliśmy wieczerzę? Jak przez godzinę sie-działa pani na słońcu, słuchając obracającego się koła młyńskiego i gruchania naszych gołębi? A czy pamiętapani, jak rozśpiewane wozy nadjechały gościńcem i wprowadziła je pani do stodoły, a młody przystojny dzie-dzic wjechał na stercie snopów?Ogarnęła mnie nostalgia i uśmiechnęłam się.Bezwiednie kiwnęłam głową. Tak odezwałam się tkliwie. Oczywiście, że pamiętam.Cóż to było za lato dla nas wszystkich!Co za żniwa mieliśmy! Wtedy kochała pani ziemię, a cała wioska Acre oddałaby życie za jeden pani uśmiech oznajmiłBill Green. W owym roku, a także rok wcześniej, była pani boginią Wideacre, panienko Beatrice.Od tamtejpory jak gdyby ktoś rzucił na panią urok.Wszystko idzie zle.yle.Bardzo zle.Skinęłam głową.Moje ręce spoczywały na dokumentach dowodzących, że wszystko idzie zle.Nadciągała ruina.Powoli i nieubłaganie niczym zbliżający się Mściciel.Czułam niemal woń dymu w letnimpowietrzu.W przeciągu czterech dni wierzyciele mieli przedłożyć swe weksle.Oni wiedzieli i ja wiedziałam.Wideacre była u kresu wytrzymałości.Wyczuwali nadciągającą ruinę, ta jak koń czuje w powietrzu burzę.I takjak ja czułam dym. Niech pani wszystko naprawi! wyszeptał tęsknie Bill Green rozwlekłym akcentem hrabstwaSussex. Niech pani tylko coś zrobi, a wszystko będzie dobrze, panienko Beatrice! Proszę wrócić do nas, doziemi i wszystko naprawić!Patrzyłam pustym wzrokiem, marząc o powrocie do ziemi, do dawnych dobrych czasów.Twarz jednakzachowała surowy wyraz niczym zimny, nieczuły kamień młyński. Za pózno stwierdziłam oschle. Zboże zostało sprzedane.Już otrzymałam zapłatę.Zawartoumowę i nic nie mogę zrobić.Tak się dzisiaj gospodaruje, młynarzu Green.Rzeczywiście możesz stanąć wobliczu ruiny.Jeśli jednak nie będę prowadzić farmy tak jak inni właściciele ziemscy, mnie także spotka ruina.Ja nie mam wpływu na to, jak się dzisiaj gospodaruje.Muszę sama dostosować się do przyjętych metod.Potrząsnął głową jak oszołomiony przez przeciwnika zapaśnik. Panienko Beatrice! odezwał się. To zupełnie niepodobne do pani.Nie przemawia panienkaswoim głosem! Zawsze broniła pani tradycji.Tradycja znaczyła wspólną pracę pana i robotników, którymuczciwie płacono, którzy mieli trochę własnej ziemi, dzień wolny i zachowywali swoją godność!Pokiwałam głową. Tak, opowiadałam się za tradycją.Ale świat się zmienia i ja też się muszę zmienić. Tak to jest z wyższymi sferami! zakrzyknął gorzko. Nigdy ci nie powiedzą: Tak, tak,zrobiłem to i to, bo chcę więcej pieniędzy i dostanę je nawet kosztem biedoty".Ludzie z wyższych sfer zawszemówią: Taki jest świat".Ale o tym, jaki ma być świat, decydują właśnie wyższe sfery i ludzie tacy jak pani,panienko Beatrice! A wy wszyscy, właściciele ziemscy, dziedzice, panowie, robicie ze światem, co wam siępodoba, i mówicie potem: Nic na to nie poradzę, taki jest świat".Jak gdybyście to nie wy zdecydowali, jakipowinien być świat.Skinęłam głową, bo przecież miał rację.RLT No cóż, Billu Green, postępuj po swojemu stwierdziłam zimno. Wybrałam drogę, która daWideacre bogactwo.Mój syn i panienka Julia będą spadkobiercami posiadłości.A jeśli stanie się to kosztemtwego młyna czy nawet kosztem życia całej wsi Acre, niech i tak będzie. Niech tak będzie wymamrotał, jak gdyby nie rozumiejąc.Sięgnął po omacku po kapelusz,odświętny kapelusz, i założył go.Piana na piwie opadła i napój wyglądał nieświeżo. Do widzenia, panienko Beatrice powiedział jak przez sen, smutny sen. Do widzenia, młynarzu Green zaszczyciłam go tytułem, którego już nie będzie długo nosił.Wyszedł z mojego gabinetu jak żywy nieboszczyk.Bezgłośnie, bez słowa, z niedowierzaniem.Czekała na niego jabłkowita klacz.Podniósł się ciężko na siodło, poruszając się wciąż jak we śnie.Patrzyłam, jak przejeżdża pod moim oknem.John zawołał coś do niego, wchodząc z Celią przez furtkę doogrodu różanego.Młynarz Green odruchowo uchylił kapelusza, słysząc głos kogoś z wyższych sfer, wątpięjednak, czy słyszał albo widział cokolwiek.Koń wolnym kłusem szedł po podjezdzie; krępy jezdziec obwisł nasiodle [ Pobierz całość w formacie PDF ]