[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To whisky, myślała Kristin.Leżała w ciemnym pokoju i czuła się okropnie.Kiedy zamykała oczy, natychmiast zaczynało się kręcić jej w głowie.Zastanawiałasię, jaki zły duch podkusił ją, żeby tak szybko wypićtyle mocnej whisky.Sama siebie upokorzyła i nie pozostawało jej nic innego, jak znieść to z godnościąi w milczeniu.Ale w jakiś sposób wcale nie czuła się winna.Z dołudobiegały ją przytłumione głosy i przez chwilę zastanawiała się, czy Samson i Delilah zasiedli ostateczniedo stołu z Cole'em i jej siostrą.Tak, Cole Slater był niezwykłym człowiekiem.Naprawdę niezwykłym.W głowie wirowały jej wszystkie karuzele świata.Powinna właściwie czuć wyrzuty sumienia, że tak sięupiła, ale w głębi serca była z tego zadowolona.Alkohol bowiem zagłuszył na chwilę cały ból.Nie pamiętałachwil, kiedy umierał ojciec, nie pamiętała, że Matthewzdradził Południe i zaciągnął się do wojska Unii.Wypadły jej nawet z pamięci chwile spędzone z Cole'em Slaterem.Nie pamiętała gorzkich nauk, jakie dałojej życie.Nie wiedziała, co znaczy lęk, co znaczy pogońza czymś ulotnym, nieuchwytnym, co majaczy wyłącznie gdzieś na obrzeżach świadomości.W zadziwiający sposób dzięki whisky osiągnęła całkowity spokój umysłu.Zamknęła oczy i zapadła w sen.Kiedy się przebu-110dziła, pokój zalewało światło księżyca, a ona ciągleczuła błogi spokój.Był z nią w sypialni.Przyszedł bezszelestnie, bezszelestnie zamknął zasobą drzwi.Stał przy nich nieruchomo, ręce wsunął dokieszeni i obserwował śpiącą.Padający mu na twarzblask księżyca podkreślał surowość jego rysów, a jed-nocześnie w widmowym świetle jego oblicze było zdu-miewająco piękne.Stał tak bardzo długo.Na zewnątrzzerwał się wiatr i szeptał cicho w załomach domu.Kri-stin oczyma wyobrazni ujrzała toczone wiatrem kulezielska, tańczące swój słodki taniec Zachodu.Podmu-chy miotały nimi na wszystkie strony, podobnie jak niąmiotał los.Czuła, że sama jest taką kulą - nie znała ce-lu, nie rozumiała sensu.Nie.Cole Slater był wspaniałym mężczyzną - smukłymjak kuguar i drapieżnym jak orzeł.Stał bez ruchu przydrzwiach, ręce trzymał w kieszeniach i słuchał szme-rów wiatru za oknem.Poruszył się.Rozpiął mankiety koszuli, zdjął butyi ściągnął skarpetki.Podszedł boso do łóżka i odłożyłna bok pas z rewolwerem.Popatrzył na Kristin.- Nie śpisz?Skinęła głową i uśmiechnęła się.- Przepraszam za dzisiejszy wieczór.Wyraznie niebyłam w formie.Nie chcę.nie chcę robić więcej takichawantur.Rozpiął koszulę i usiadł na łóżku.Nie spuszczałwzroku z dziewczyny.Wyciągnął rękę i dotknął jej po-liczka.- Ja też nie chcę.Kristin, przeszłaś wiele, ale zacho-wywałaś się znakomicie.Ktoś inny na twoim miejscupoddałby się już dawno.Głos miał łagodny niczym szum wiatru, a spoczywające na jej policzku palce były czułe.Nic nie odpo-wiedziała ale cały czas patrzyła mu w oczy i wydawałosię jej, że delikatny wiatr wypełnia jej ciało, przenikaduszę.Czuła w skroniach pulsowanie krwi, aż do bólubyła świadoma samej siebie i obecności mężczyzny.Tak, na pewno jeszcze spała.Tak, na pewno był to sen;czar, który spłynął wraz z blaskiem księżyca.Bujaław chmurach własnej wyobrazni.A jednak działo się tak naprawdę.Naprawdę.Po-chylił się i złożył na jej wargach delikatny pocałunek.W pierwszej chwili był on niczym strumień łagodnegoświatła.Cole smakował jej usta, drażnił je końcem języka.Pózniej wszedł językiem głębiej, a ona zarzuciłamu ręce na szyję; jego muskularny tors przylegał do jejpiersi.Czuła jego zaborcze i czułe zarazem dłonie naswoim ciele.Palce mężczyzny wędrowały po jej twarzy, pózniej zbłądziły na szyję, na ramiona i do miejsca,gdzie pod koronkowum stanikiem rozkosznie kryły siępiersi.Kiedy chciwe usta Cole'a zaczęły pieścić przezcienki materiał sutki, Kristin głośno westchnęła.Wtedyuniósł głowę i ich usta ponownie się spotkały.Kristin załkała bezgłośnym szlochem.Wstał i zdjął z siebie resztę ubrania.Padł na niegopromień księżyca.Mężczyzna prezentował się imponująco: był wysoki, i chociaż smukły, to potężnie zbudowany.W sinawym świetle miesiąca jego skóra lśniłamiedzianym blaskiem.Zafascynowana dziewczynapatrzyła nań wstrzymując oddech.Jeśli nawet był tosen, dziękowała losowi, że zesłał jej właśnie taki.Pragnęła Cole'a.Pragnęła duszą i ciałem, pragnęła go każdą cząstką swej istoty.Nie porafiła już dłużej tego się wypierać.Czas przestał dla niej istnieć.Leżała skąpana w po-112tokach księżycowego światła, a jedyną rzeczywistościąbył ten mężczyzna i pożądanie wyzierające z jegowzroku.Jego oddech stał się gwałtownym wiatrem,miotała nim burza pożądania i zmysłów.Już nie pieściłjej delikatnie.Ssał gwałtownie jej sutki i Kristin myśla-ła, że umrze z rozkoszy Nie dotykał wstydliwie i delikatnie jej ud, ale szalał między nimi, sięgając językiemjądra jej kobiecości.Jego dotyk wydarł z piersi dziew-czyny głośny krzyk.Cole uklęknął obok Kristin, spoj-rzał na nią zamglonym wzrokiem, od którego zakręciłosię jej w głowie, a następnie oplótł jej smukłymi noga-mi swoje biodra.Pochylił głowę i Kristin chciała coś po-wiedzieć, powstrzymać go, ale nie była w stanie wy-mówić słowa.Pod wpływem tak intymnego i palącego dotyku od-chyliła głowę i żeby nie krzyczeć, aż do krwi zagryzławargi.Straciła jednak kontrolę nad sobą i z jej ust dobyłsię głośny jęk.Szarpnęła ciałem, ścisnęła konwulsyjnieuda i usłyszała jego cichy, dzwięczny śmiech.Chciałauderzyć Cole'a, chciała od niego uciec, ale on był jużna niej, był już w niej, rozpalając białe, oślepiające og-nie.I znów się to stało, wszystko zaczynało się od po-czątku.Objął drapieżnie dłońmi jej pośladki i wprawiłKristin w oszałamiający, poruszający jej każdy nerwrytm.Otoczyła ich jakaś szaleńcza, wirująca mgła.Dziew-czyna zamknęła oczy i wtuliła twarz w jego tors, sma-kując językiem słony pot Cole'a.W mężczyznie nie było już nic czułego.Tylko teoszalałe, pełne żądzy, drapieżne, gorączkowe ruchy,Kristin bała się, że zatraci się w Cole'u bez reszty.Tuliłasię do niego wychodząc mu radośnie naprzeciw.Po-nownie przyszła ekstaza i tak samo jak wtedy wbiłamu paznokcie w plecy i długo drżała pod nim konwul-113syjnie.Przez jego ciało również przechodziły dreszcze;ogarnął ich wspólny żar spełnienia.Kiedy opuściło gopierwsze uniesienie, przesunął się w bok i zaczął łagodnie gładzić wzburzone włosy Kristin.Nie wyrzekli ani jednego słowa.Ani jednego!Wiatr za oknem ucichł.Serce wciąż waliło jej w oszalałym tempie.Musiał todoskonale wyczuwać, kiedy trzymał ją w objęciach.Było to wspaniałe uczucie: zapadać w sen z plecamiwtulonymi w tors Cole'a, podczas gdy jego czułe palcespoczywały tuż pod jej pełnymi, wrażliwymi piersiami.Nie dbała o to, czy jest dzień, czy noc, czy świeciksiężyc, czy nie.A księżyc cały czas zalewał ich swymsrebrzystym blaskiem.Tak, to zapewne był sen.Ale nie chciała wiedzieć tegona pewno.Zamknęła oczy; już nie wirowało jej w głowie.Zasnęła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.To whisky, myślała Kristin.Leżała w ciemnym pokoju i czuła się okropnie.Kiedy zamykała oczy, natychmiast zaczynało się kręcić jej w głowie.Zastanawiałasię, jaki zły duch podkusił ją, żeby tak szybko wypićtyle mocnej whisky.Sama siebie upokorzyła i nie pozostawało jej nic innego, jak znieść to z godnościąi w milczeniu.Ale w jakiś sposób wcale nie czuła się winna.Z dołudobiegały ją przytłumione głosy i przez chwilę zastanawiała się, czy Samson i Delilah zasiedli ostateczniedo stołu z Cole'em i jej siostrą.Tak, Cole Slater był niezwykłym człowiekiem.Naprawdę niezwykłym.W głowie wirowały jej wszystkie karuzele świata.Powinna właściwie czuć wyrzuty sumienia, że tak sięupiła, ale w głębi serca była z tego zadowolona.Alkohol bowiem zagłuszył na chwilę cały ból.Nie pamiętałachwil, kiedy umierał ojciec, nie pamiętała, że Matthewzdradził Południe i zaciągnął się do wojska Unii.Wypadły jej nawet z pamięci chwile spędzone z Cole'em Slaterem.Nie pamiętała gorzkich nauk, jakie dałojej życie.Nie wiedziała, co znaczy lęk, co znaczy pogońza czymś ulotnym, nieuchwytnym, co majaczy wyłącznie gdzieś na obrzeżach świadomości.W zadziwiający sposób dzięki whisky osiągnęła całkowity spokój umysłu.Zamknęła oczy i zapadła w sen.Kiedy się przebu-110dziła, pokój zalewało światło księżyca, a ona ciągleczuła błogi spokój.Był z nią w sypialni.Przyszedł bezszelestnie, bezszelestnie zamknął zasobą drzwi.Stał przy nich nieruchomo, ręce wsunął dokieszeni i obserwował śpiącą.Padający mu na twarzblask księżyca podkreślał surowość jego rysów, a jed-nocześnie w widmowym świetle jego oblicze było zdu-miewająco piękne.Stał tak bardzo długo.Na zewnątrzzerwał się wiatr i szeptał cicho w załomach domu.Kri-stin oczyma wyobrazni ujrzała toczone wiatrem kulezielska, tańczące swój słodki taniec Zachodu.Podmu-chy miotały nimi na wszystkie strony, podobnie jak niąmiotał los.Czuła, że sama jest taką kulą - nie znała ce-lu, nie rozumiała sensu.Nie.Cole Slater był wspaniałym mężczyzną - smukłymjak kuguar i drapieżnym jak orzeł.Stał bez ruchu przydrzwiach, ręce trzymał w kieszeniach i słuchał szme-rów wiatru za oknem.Poruszył się.Rozpiął mankiety koszuli, zdjął butyi ściągnął skarpetki.Podszedł boso do łóżka i odłożyłna bok pas z rewolwerem.Popatrzył na Kristin.- Nie śpisz?Skinęła głową i uśmiechnęła się.- Przepraszam za dzisiejszy wieczór.Wyraznie niebyłam w formie.Nie chcę.nie chcę robić więcej takichawantur.Rozpiął koszulę i usiadł na łóżku.Nie spuszczałwzroku z dziewczyny.Wyciągnął rękę i dotknął jej po-liczka.- Ja też nie chcę.Kristin, przeszłaś wiele, ale zacho-wywałaś się znakomicie.Ktoś inny na twoim miejscupoddałby się już dawno.Głos miał łagodny niczym szum wiatru, a spoczywające na jej policzku palce były czułe.Nic nie odpo-wiedziała ale cały czas patrzyła mu w oczy i wydawałosię jej, że delikatny wiatr wypełnia jej ciało, przenikaduszę.Czuła w skroniach pulsowanie krwi, aż do bólubyła świadoma samej siebie i obecności mężczyzny.Tak, na pewno jeszcze spała.Tak, na pewno był to sen;czar, który spłynął wraz z blaskiem księżyca.Bujaław chmurach własnej wyobrazni.A jednak działo się tak naprawdę.Naprawdę.Po-chylił się i złożył na jej wargach delikatny pocałunek.W pierwszej chwili był on niczym strumień łagodnegoświatła.Cole smakował jej usta, drażnił je końcem języka.Pózniej wszedł językiem głębiej, a ona zarzuciłamu ręce na szyję; jego muskularny tors przylegał do jejpiersi.Czuła jego zaborcze i czułe zarazem dłonie naswoim ciele.Palce mężczyzny wędrowały po jej twarzy, pózniej zbłądziły na szyję, na ramiona i do miejsca,gdzie pod koronkowum stanikiem rozkosznie kryły siępiersi.Kiedy chciwe usta Cole'a zaczęły pieścić przezcienki materiał sutki, Kristin głośno westchnęła.Wtedyuniósł głowę i ich usta ponownie się spotkały.Kristin załkała bezgłośnym szlochem.Wstał i zdjął z siebie resztę ubrania.Padł na niegopromień księżyca.Mężczyzna prezentował się imponująco: był wysoki, i chociaż smukły, to potężnie zbudowany.W sinawym świetle miesiąca jego skóra lśniłamiedzianym blaskiem.Zafascynowana dziewczynapatrzyła nań wstrzymując oddech.Jeśli nawet był tosen, dziękowała losowi, że zesłał jej właśnie taki.Pragnęła Cole'a.Pragnęła duszą i ciałem, pragnęła go każdą cząstką swej istoty.Nie porafiła już dłużej tego się wypierać.Czas przestał dla niej istnieć.Leżała skąpana w po-112tokach księżycowego światła, a jedyną rzeczywistościąbył ten mężczyzna i pożądanie wyzierające z jegowzroku.Jego oddech stał się gwałtownym wiatrem,miotała nim burza pożądania i zmysłów.Już nie pieściłjej delikatnie.Ssał gwałtownie jej sutki i Kristin myśla-ła, że umrze z rozkoszy Nie dotykał wstydliwie i delikatnie jej ud, ale szalał między nimi, sięgając językiemjądra jej kobiecości.Jego dotyk wydarł z piersi dziew-czyny głośny krzyk.Cole uklęknął obok Kristin, spoj-rzał na nią zamglonym wzrokiem, od którego zakręciłosię jej w głowie, a następnie oplótł jej smukłymi noga-mi swoje biodra.Pochylił głowę i Kristin chciała coś po-wiedzieć, powstrzymać go, ale nie była w stanie wy-mówić słowa.Pod wpływem tak intymnego i palącego dotyku od-chyliła głowę i żeby nie krzyczeć, aż do krwi zagryzławargi.Straciła jednak kontrolę nad sobą i z jej ust dobyłsię głośny jęk.Szarpnęła ciałem, ścisnęła konwulsyjnieuda i usłyszała jego cichy, dzwięczny śmiech.Chciałauderzyć Cole'a, chciała od niego uciec, ale on był jużna niej, był już w niej, rozpalając białe, oślepiające og-nie.I znów się to stało, wszystko zaczynało się od po-czątku.Objął drapieżnie dłońmi jej pośladki i wprawiłKristin w oszałamiający, poruszający jej każdy nerwrytm.Otoczyła ich jakaś szaleńcza, wirująca mgła.Dziew-czyna zamknęła oczy i wtuliła twarz w jego tors, sma-kując językiem słony pot Cole'a.W mężczyznie nie było już nic czułego.Tylko teoszalałe, pełne żądzy, drapieżne, gorączkowe ruchy,Kristin bała się, że zatraci się w Cole'u bez reszty.Tuliłasię do niego wychodząc mu radośnie naprzeciw.Po-nownie przyszła ekstaza i tak samo jak wtedy wbiłamu paznokcie w plecy i długo drżała pod nim konwul-113syjnie.Przez jego ciało również przechodziły dreszcze;ogarnął ich wspólny żar spełnienia.Kiedy opuściło gopierwsze uniesienie, przesunął się w bok i zaczął łagodnie gładzić wzburzone włosy Kristin.Nie wyrzekli ani jednego słowa.Ani jednego!Wiatr za oknem ucichł.Serce wciąż waliło jej w oszalałym tempie.Musiał todoskonale wyczuwać, kiedy trzymał ją w objęciach.Było to wspaniałe uczucie: zapadać w sen z plecamiwtulonymi w tors Cole'a, podczas gdy jego czułe palcespoczywały tuż pod jej pełnymi, wrażliwymi piersiami.Nie dbała o to, czy jest dzień, czy noc, czy świeciksiężyc, czy nie.A księżyc cały czas zalewał ich swymsrebrzystym blaskiem.Tak, to zapewne był sen.Ale nie chciała wiedzieć tegona pewno.Zamknęła oczy; już nie wirowało jej w głowie.Zasnęła [ Pobierz całość w formacie PDF ]