[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wobec tego zechciej Å‚askawie zapamiÄ™tać, \e nazywasz siÄ™tutaj madame Brammer!- Dobrze - odpowiedziaÅ‚a potulnie.Nie chciaÅ‚a bowiemrozgniewać Paula, jedynego Å‚Ä…cznika z otaczajÄ…cÄ… rzeczywistoÅ›ciÄ…. Jak\e trafiÅ‚aby na powrót do domu, gdyby zniknÄ…Å‚ i pozostawiÅ‚ jÄ… samÄ…i bezradnÄ… w tej niesamowicie piÄ™knej pró\ni.- Na pewno bÄ™dÄ™ pamiÄ™tać - powtórzyÅ‚a gorliwie.- Mam nadziejÄ™ - wymruczaÅ‚, po czym uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ idelikatnie pogÅ‚adziÅ‚ jÄ… po twarzy.Reporterzy dopadli ich nazajutrz, gdy popijali apéritif na tarasieu Ruhla.Marianna obudziÅ‚a siÄ™ pózno tego rana, niespokojna iprzygnÄ™biona.Wiatr ustaÅ‚, morze zaÅ› byÅ‚o spokojne i ciche.WÅ‚aÅ›nie po raz pierwszy tego dnia ucieszyÅ‚ jÄ… widok tÅ‚umówprzesuwajÄ…cych siÄ™ obok tarasu Ruhla oraz wdziÄ™czna parada powozówi limuzyn na szerokiej wstÄ™dze obramowanej palmami promenadyciÄ…gnÄ…cej siÄ™ wzdÅ‚u\ Å‚ukowato poÅ‚o\onej zatoki hen, daleko, a\ powyglÄ…dajÄ…cy na chmurÄ™ mglisty zarys półwyspu.Wówczas to wÅ‚aÅ›niejakiÅ› niski mÄ™\czyzna o twarzy foksteriera zatrzymaÅ‚ siÄ™ przy ich stole izagadnÄ…Å‚ MariannÄ™ w pÅ‚ynnej wiedeÅ„skiej niemczyznie.- DzieÅ„ dobry, pani Dorfrichter.SÅ‚yszaÅ‚em, \e pani jest tutaj, inie mogÅ‚em przepuÅ›cić okazji, aby siÄ™ z paniÄ… nie przywitać.Z tonu jego słów mo\na by wnosić, \e sÄ… znajomymi, aleMarianna nie mogÅ‚a sobie przypomnieć, czy go kiedykolwiek przedtemwidziaÅ‚a.- DzieÅ„ dobry - odrzekÅ‚a i domyÅ›liÅ‚a siÄ™ widzÄ…c nieprzyjaznÄ…minÄ™ Goldschmiedta, \e znowu zrobiÅ‚a coÅ› niestosownego. - Mylisz siÄ™, mÅ‚odzieÅ„cze - warknÄ…Å‚ doktor na nieznajomego.-To nie jest pani Dorfrichter.Wtedy to przypomniaÅ‚a sobie jego zalecenie.- Myli siÄ™ pan - dodaÅ‚a silÄ…c siÄ™ równie\ na stanowczość.-Jestem madame.- ale nie mogÅ‚a sobie za nic przypomnieć nazwiska.MÅ‚odzieniec uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ zÅ‚oÅ›liwie.- Jest pani na pewno madame Dorfrichter.A pan jest jejadwokatem, doktorem Goldschmiedtem.Czy mogÄ™ siÄ™ przedstawić?Reinhard Lothar, do usÅ‚ug.- WydobyÅ‚ legitymacjÄ™ prasowÄ…, którapotwierdziÅ‚a jego to\samość przedstawiciela prasy bulwarowej.- Do diabÅ‚a, niech siÄ™ pan wynosi - zasyczaÅ‚ Goldschmiedt - bozawoÅ‚am kelnera, który pana stÄ…d usunie.Zamiast odejść, mÅ‚odzieniec przysunÄ…Å‚ sobie krzesÅ‚o i usiadÅ‚.- Dobrze pan wie, \e lepiej ze mnÄ… nie zaczynać, skoro pana tuodnalazÅ‚em.ChciaÅ‚bym porozmawiać teraz z paniÄ… Dorfrichter, bo wprzeciwnym razie i tak przeka\Ä™ telegraficznie wiadomoÅ›ci do Wiednia,fantazjujÄ…c, ile siÄ™ da.Czy pani miÅ‚o spÄ™dza tu czas? - zwróciÅ‚ siÄ™ doMarianny.- Bardzo.- Zerknęła w stronÄ™ Goldschmiedta, jakby szukajÄ…cpomocy, ale twarz doktora przypominaÅ‚a maskÄ™, tak byÅ‚a nieruchoma iobojÄ™tna.- Doktor Goldschmiedt, jak wiadomo, bardzo siÄ™ troszczy oklientów - ciÄ…gnÄ…Å‚ reporter.- Czy mÄ…\ wie, \e spÄ™dza pani z doktoremwakacje? - Ja nie.- zaczęła Marianna, ale Goldschmiedt podniósÅ‚ siÄ™nagle i rzuciÅ‚ parÄ™ banknotów na stolik,- Chodzmy - powiedziaÅ‚ do Marianny.Reporter zagrodziÅ‚ imdrogÄ™:- ChwileczkÄ™, proszÄ™ pana.Nie mo\na przerywać damie wpółsÅ‚owa.Co pani chciaÅ‚a mi powiedzieć?- Å›e ja nie mam mÄ™\a - wyszeptaÅ‚a przera\ona.GoldschmiedtchwyciÅ‚ jÄ… za rÄ™kÄ™ i zaczÄ…Å‚ odciÄ…gać.Reporter nie odstÄ™powaÅ‚ ich ani nakrok.- Ale ma go pani! Z caÅ‚Ä… pewnoÅ›ciÄ…! PÅ‚awi siÄ™ tu pani w sÅ‚oÅ„cuRiwiery, a on gnije w Wiedniu, w ponurej celi.SÅ‚owa te wbiÅ‚y siÄ™ w jej Å›wiadomość z ostroÅ›ciÄ… włóczni.WyrwaÅ‚a siÄ™ Goldschmiedtowi i stanęła twarzÄ… w twarz przedreporterem.- SkÄ…d\e znowu! Jego cela jest jasna i ma du\e okno.Tak mówiÅ‚kapitan Kunze doktorowi Goldschmiedtowi.On nie.ChciaÅ‚a powiedzieć, \e kapitan Kunze nie kÅ‚amie, bo jest przedewszystkim oficerem, ale Goldschmiedt jeszcze raz Å›cisnÄ…Å‚ jej ramiÄ™ iburknÄ…Å‚ niegrzecznie: - Trzymaj jÄ™zyk za zÄ™bami!Auto czekaÅ‚o na nich od strony ulicy Alberta I, szofer ju\siedziaÅ‚ przy kierownicy, a lokaj obserwowaÅ‚ taras u Ruhla, czekajÄ…c naznak dany przez doktora Goldschmiedta.Kiedy Marianna z doktorempojawili siÄ™ na chodniku, z nie odstÄ™pujÄ…cym ich ani na krokreporterem, auto podje\d\aÅ‚o wÅ‚aÅ›nie do naro\nika.Lokaj otworzyÅ‚drzwi i pomógÅ‚ im wsiąść. - Do licha, ruszać natychmiast! - wykrzyknÄ…Å‚ Goldschmiedt.Szofer natychmiast ruszyÅ‚.Lokaj stojÄ…cy na stopniu przywarÅ‚ doklamki.Przez moment wydawaÅ‚o siÄ™, \e reporter być mo\e doÅ‚Ä…czy siÄ™do niego, ale mÅ‚odzieniec najwyrazniej rozmyÅ›liÅ‚ siÄ™ i pozostaÅ‚ nachodniku, uÅ›miechajÄ…c siÄ™ gÅ‚upio, kiedy odje\d\ali.- DokÄ…d, proszÄ™ pana? - spytaÅ‚ szofer, który nie Å›miaÅ‚ zatrzymaćsiÄ™, by wpuÅ›cić lokaja do Å›rodka.- Prosto przed siebie! - wykrzyknÄ…Å‚ Goldschmiedt i odwróciÅ‚ siÄ™do Marianny.- CzyÅ› ty zwariowaÅ‚a? Czy naprawdÄ™ musiaÅ‚aÅ› rozmawiaćz tym draniem?Marianna dr\Ä…c caÅ‚a kuliÅ‚a siÄ™ daleko w rogu, nie spuszczajÄ…coczu z lokaja.- On spadnie - szepnęła.- Nie martw siÄ™ o niego! Co, u diabÅ‚a, skÅ‚oniÅ‚o ciÄ™, abyrozmawiać o celi!PopatrzyÅ‚a na niego pustymi oczyma.- O jakiej celi?- Twego mÄ™\a!- Jakiego mÄ™\a?- Co siÄ™ z tobÄ… dzieje? Nie jesteÅ› czasem chora? - spytaÅ‚zaniepokojony Goldschmiedt i zaczÄ…Å‚ walić w szybÄ™ oddzielajÄ…cÄ… ich odszofera.- Stać.Podjechać do krawÄ™\nika [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl