[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Georgia! Zupełnie o niej zapomniałem!Podbiegł do telefonu.Nakręcił numer galerii, gdzie pracuje.Jak zwykle, musiałczekać ładnych kilka minut, zanim ją poprosili.Z chłodnego głosu wywnioskował odrazu, że wszystko przepadło. Georgia, tu Rufus.Georgia, cos dziwnego się ze mną dzieje.Mówił szybko, żeby zdążyła się wzruszyć, zanim rzuci nieodwołalnie:  Rufus?Nie znam. Niestety, przerwała mu natychmiast. Kto mówi? Rufus Thorp.Nie próbuj mi wmówić, że nigdy o mnie nie słyszałaś.Trzasnęła odkładana słuchawka i Rufus został sam.Tak, to koniec.Stracił Georgię.Wypił kieliszek kakaowego likieru, a potemchwycił notes i systematycznie, po kolei, dzwonił do wszystkich znajomych.Anijeden go nie poznał.Poczuł się straszliwie samotny.Sprawa przybierała zbyt wielkie rozmiary, bymógł jeszcze wierzyć, że to żart.Ale w takim razie co? Z nikim się nie pokłócił, niebrał udziału w żadnej aferze, nie podpisał żadnego oszczerczego tekstu.Co muzarzucają? Czy ma udowodnić, że jest niewinny?Ale komu?Widok nędznego mieszkania wydal mu się nagle nieznośny.Włożył palto iwyszedł.Na dworze kupił gazetę i przeczytał ją od deski do deski.Nie znalazł żadnejwzmianki o jakimś imienniku, który by zdobył złą sławę.Niski człowieczek wyrwał gazetę z rąk Rufusa. Cześć, właśnie do ciebie idę!Rufus chwycił go za klapy ortalionu. Zjeżdżaj pan  syknął  bo jak nie, to panu łeb rozwalę!Człowieczek zarechotał. Jak sobie życzysz.Jeżeli nie chcesz, żebym ci oddał tysiąc franków, które mipożyczyłeś. Nic mi pan nie jest winien. Chwileczkę, zastanów się.Nie pożyczałeś nikomu tysiąca franków w zeszłymtygodniu? Tak, rzeczywiście.Ale nie panu! Dawidowi! No właśnie.Widzisz.Masz.Człowiek wetknął Rufusowi do kieszeni banknot. Z takim wrednym charakterem szykujesz sobie samotną starość.41 Roland Topor Cztery róże dla Lucienne Jestem w złym humorze  tłumaczył się Rufus, podejmując grę. Wstąpmydo mnie na jednego. Dobra.Kiedy tylko weszli do mieszkania, Rufus chwycił nieznajomego za gardło. Kim pan jest? Czy to Dawid pana przysłał? Czego pan chce? Co ci się stało? Jesteś nienormalny. charczał nieszczęśnik  pamiętaszchyba Justina Picon?Człowieczek tak się szarpał, że w końcu udało mu się wyrwać.Rufus wyrżął go pięścią w nos.Trysnęła krew. No, jazda, bydlaku! Gadaj, co to za machlojki! Gadaj, bo jak nie, to.Justin Picon rzucił się do drzwi.Rufus celnym kopniakiem w brzuch rozciągnąłgo na podłodze. Rufus  błagał człowieczek, leżąc na linoleum  nie bij mnie! Oddałem citysiąc franków, to czego jeszcze chcesz?Nieudolna obrona otrzezwiła Rufusa momentalnie.Nienawiść odpłynęła, zostałtylko bezdenny smutek.Rufus otworzył drzwi. Zjeżdżaj, ale powiedz innym, żeby mnie przestali prześladować.Straciłemochotę do żartów.Justin Picon uciekł.Biegł, przeskakując po cztery stopnie, aż potworny rumor dalznać Rufusowi, że zle stąpnął i dalej już się turla.Rufus się nie uśmiechnął.Zamknąłdrzwi.Położył się, ale oczy miał nadal otwarte. Czego ode mnie chcą? Za jaką zbrodnię usiłują mnie ukarać? Niski człowieczekani przez chwilę nie wypadł z roli.Kto go wyuczył? Któryś z moich przyjaciół? Skądtyle nienawiści do mnie? A jeśli to wszystko uknuła Georgia? I nikt się za mną nieujął? A może zwariowałem?Po namyśle odrzucił to przypuszczenie.O tym, że tak nie jest, świadczyłyprzecież posiadane przez niego listy i zdjęcia.Aatwo by mu przyszło wprowadzićprześladowców w zakłopotanie.A więc iść na policję?Potrząsnął głową.Policja nic nie pomoże.Prawo nie zabrania przecież kłamać. Najlepiej żyć jak gdyby nigdy nic! Starych przyjaciół nie zauważać, dooszustów odwracać się plecami.Pracować.W ciągu następnych dni ścisłe stosował przyjętą taktykę.Napisał spory kawałpowieści, ukończył kilka opowiadań.Z domu wychodził jak najrzadziej, bo naulicach nadal zaczepiali go nieznajomi, witali jak starego kumpla, a nawet zapraszalido domu.Dawali mu wizytówki, które Rufus machinalnie chował w przegródceportfela.W noworoczny wieczór samotność wygnała go z mieszkania.Dawniej spędzał tęnoc z przyjaciółmi.Teraz byli daleko.Ani jeden się nie odezwał.Wstąpił do kilku barów, ale oczywiście nikogo nie spotkał.Wrócił domieszkania i w ubraniu położył się na łóżku.Strumienie łez gorących jak lawa ciekłymu po policzkach.42 Roland Topor Cztery róże dla Lucienne Ja, który zawsze byłem otoczony rojem przyjaciół, teraz jestem sam.A przecieżnikomu nie wadziłem! Zmiano się z moich dowcipów.Jadłem przyzwoicie,interesowałem się innymi, pocieszałem ich, kiedy mieli chandrę, nie popełniałemgaf.Co się stało? Czyżbym, ni stąd, ni zowąd, wyczerpał ich cierpliwość?Nagle zrozumiał. Ależ tak! Oczywiście! Byłem przyjacielem doskonałym, za dobrym.Ideałemnajdroższego przyjaciela.Byłem więc cenny.Miałem wartość handlową.Iprzyjaciele mnie sprzedali! Udając, że mnie nie znają, dopełniają po prostuwarunków kontraktu.Natomiast nieszczęśliwi nabywcy ścigają mnie, by skorzystaćz narowistego nabytku.Ja zaś, jeśli nie przestanę się opierać, nie będę miał anistarych przyjaciół, ani nowych.Pozostanę na zawsze samotny.Czemu traktuję ichbrutalnie i po chamsku? Jedni są zapewne warci drugich.Czyż mam prawowybrzydzać? Przecież i tak od ludzi niewiele wymagam.Byle kto może mi służyć zaprzyjaciela.Nie musi mieć specjalnych uzdolnień.Zerwał się, pogrzebał w portfelu i wyciągnął na chybił trafił wizytówkę.Widniał na niej numer telefonu. Czy to mieszkanie pana Urs? Owszem, jak najbardziej. Tu Rufus Thorp.Czekał z bijącym sercem.Cisza nie trwała długo. Och, Rufusie! Nie poznałem cię.Właśnie na ciebie czekamy.Nie chceszchyba powiedzieć, że nie przyjdziesz? Nie, nie  odparł Rufus, nagle odprężony. Właśnie dzwonię, żebyuprzedzić, że się trochę spóznię. Nic nie szkodzi! Pośpiesz się! Zabawa jest na całego! Dobra.Zaraz będę.Podszedł do lustra i przyczesał włosy.Chwycił butelkę kakaowego likieru. Dla tych nie powinienem być za dobry, jeśli chcę ich mieć dłuższy czaspomyślał, zatrzaskując drzwi.43 Roland Topor Cztery róże dla LucienneOPOWIEZ WIGILIJNAMały Henio, przyczajony za fotelem w bawialni, czekał z bijącym sercem.Byłaza trzy dwunasta.Niedługo będzie mógł zaskoczyć Zwiętego Mikołaja i wydrzeć mu,prośbą i błaganiem, wagon pocztowy do elektrycznej kolejki.Ledwo przebrzmiałodwunaste uderzenie zegara, już kawałeczki sadzy zaczęły wpadać do bucików,ustawionych przez Henia w kominku.Potem zjawił się Zwięty Mikołaj we własnejosobie, ubrany w piękny, czerwony strój powalany sadzą. Och!  zapiał falsetem  cały się zabludziłem!Spostrzegł Henia i klasnął w dłonie. Ach, jaki ślicny chlopcyk!  zaseplenil [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl