[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podniosła ze stołu wizytówkę i podała ją sir Arthurowi.— Międzynarodowa Agencja Detektywistyczna… — przeczytał sir Arthur na głos i gwałtownie wciągnął powietrze.— A więc tym naprawdę jesteście! To dlatego Marriot przyprowadził mnie tu dziś rano.To była pułapka…Podszedł do okna.— Ładny tu macie widok — powiedział.— Na cały Londyn.— Inspektorze Marriot! — wykrzyknął Tommy.Inspektor w mgnieniu oka stanął w drzwiach pokoju.Na ustach sir Arthura pojawił się rozbawiony uśmiech.— Tak podejrzewałem — powiedział.— Obawiam się jednak, inspektorze, że mnie pan nie dostanie.Wolę swoje wyjście z sytuacji.Oparł dłonie na parapecie i rzucił się przez okno.Tuppence pisnęła i zasłoniła rękami uszy, żeby zagłuszyć dźwięk, który już brzmiał w jej wyobraźni — uderzenie ciała o bruk pod oknem.Inspektor Marriot zaklął.— Powinniśmy byli pamiętać o oknie — powiedział.— Chociaż sprawa mogła być trudna do udowodnienia.Zejdę na dół i… zajmę się wszystkim.— Biedny człowiek — powiedział Tommy powoli.— Jeśli kochał swoją żonę…Inspektor jednak przerwał mu pogardliwym prychnięciem.— Kochał ją? Powiedzmy.Wychodził ze skóry, żeby zdobyć gdzieś pieniądze.Lady Merivale miała prywatny majątek, który po jej śmierci przechodził na niego.Gdyby zostawiła męża dla młodego Hale’a, sir Arthur nigdy by nie zobaczył ani pensa z tych pieniędzy.— A więc o to mu chodziło?— Oczywiście.Od samego początku czułem, że sir Arthur to nieprzyjemny typ, a kapitan Hale jest porządnym człowiekiem.My w Yardzie dobrze się orientujemy w takich sprawach, tylko czasem trudno pogodzić to z faktami.Muszę już iść.Na pana miejscu, panie Beresford, dałbym żonie szklaneczkę brandy.To wszystko było dla niej przygnębiające.— Ogrodnicy — powiedziała cicho Tuppence, gdy drzwi zamknęły się za niewzruszonym inspektorem — rzeźnicy, rybacy, detektywi.Miałam rację, prawda? On wiedział.Tommy,: zajęty przy barku, podszedł do niej z dużą szklanką.— Wypij to.— Co to jest? Brandy?— Nie, to duży koktajl, odpowiedni dla triumfującego McCarty’ego.Tak, Marriot zawsze ma rację — tak to już jest.Śmiały impas, który kończy partię i robra.Tuppence skinęła głową.— Tylko, że impasował w niewłaściwą stronę.— I tak oto król schodzi ze sceny — powiedział Jtommy.Rozdział dziewiątyZaginiona damaBrzęczyk na biurku pana Blunta — Międzynarodowa Agencja Detektywistyczna, Theodore Blunt, menadżer — zaterkotał ostrzegawczo.Tommy i Tuppence podbiegli do swoich otworków w ścianie, przez które mogli obserwować, co się dzieje w sąsiednim pomieszczeniu.Rezydował tam Albert, którego zadaniem było przetrzymywanie ewentualnych klientów za pomocą rozmaitych środków, bliskich teatralnym.— Zaraz sprawdzę, proszę pana — mówił właśnie.— Obawiam się jednak, że pan Blunt jest w tej chwili bardzo zajęty.Rozmawia właśnie przez telefon ze Scotland Yardem.— Poczekam — odpowiedział przybysz.— Nie mam przy sobie wizytówki, ale moje nazwisko brzmi Gabriel Stavansson.Mężczyzna był wspaniałym okazem gatunku ludzkiego.Mierzył ponad sześć stóp wzrostu.Najego ogorzałej twarzy niezwykły kontrast stanowiły intensywnie błękitne oczy.Tommy szybko podjął decyzję.Włożył kapelusz, podniósł ze stołu rękawiczki, otworzył drzwi i zatrzymał się w progu.— Ten dżentelmen chciałby się z panem zobaczyć, panie Blunt — oznajmił Albert.Tommy lekko zmarszczył brwi i wyjął zegarek.— Powinienem być u księcia za kwadrans jedenasta — powiedział, spoglądając uważnie na klienta.— Mogę panu poświęcić kilka minut.Zechce pan wejść.Mężczyzna posłusznie poszedł za nim do gabinetu, gdzie siedziała Tuppence z notatnikiem i ołówkiem.— To moja zaufana sekretarka, panna Robinson — powiedział Tommy.— A teraz zechce pan wyjaśnić, co pana tu sprowadza.Poza tym, że jest to pilna sprawa, że przyjechał pan tu taksówką i że ostatnio przebywał pan w Arktyce, czy też może na Antarktydzie, nie wiem nic.Gość wpatrywał się w niego ze zdumieniem.— Ależ to niesłychane — zawołał.— Myślałem, że detektywi potrafią robić takie rzeczy tylko w książkach! Ten chłopiec nawet nie podał panu mojego nazwiska!Tommy westchnął lekceważąco.— Trata tata, to wszystko było bardzo łatwe.Promienie słońca za kręgiem arktycznym działają na skórę w bardzo szczególny sposób — promieniowanie aktyniczne posiada swoiste właściwości.Mam zamiar wkrótce napisać niewielką monografię na ten temat.Ale to nie należy do rzeczy.Co pana do mnie sprowadza, i to tak zdenerwowanego?— Zacznę od tego, panie Blunt, że moje nazwisko brzmi Gabriel Stavansson…— Ach, oczywiście! — zawołał Tommy.— Słynny badacz.Zdaje się, że ostatnio wrócił pan z okolic bieguna północnego?— Przybyłem do Anglii trzy dni temu.Wróciłem z przyjacielem, który pływał po północnych wodach swoim jachtem.Gdyby nie to, przypłynąłbym dwa tygodnie później.Muszę panu powiedzieć, panie Blunt, że dwa lata temu, przed wyruszeniem na tę ekspedycję, miałem szczęście zaręczyć się z panią Maurice Leigh Gordon…Tommy przerwał mu.— Panieńskie nazwisko pani Leigh Gordon brzmiało…?— Szacowna Hermione Crane, druga córka lorda Lanchester — dokończyła gładko Tuppence.Tommy spojrzał na nią z uznaniem, a Gabriel Stavansson skinął głową.— Zgadza się.Jak mówiłem, Hermione i ja zaręczyliśmy się.Zaproponowałem jej, oczywiście, że zrezygnuję z tej ekspedycji, ale nawet nie chciała o tym słyszeć — niech ją Bóg błogosławi! Jest właśnie taką kobietą, jaką powinna być żona podróżnika.Moją pierwszą myślą po przypłynięciu do Anglii było zobaczyć się z Hermione.Wysłałem telegram z Southampton i przyjechałem tu pierwszym pociągiem.Wiedziałem, że Hermione mieszka obecnie na Pont Street ze swoją ciotką, lady Susan Clonray, i udałem się prosto tam.Ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu okazało się, że Hermione wyjechała do Northumberland w odwiedziny do przyjaciół.Lady Susan, ochłonąwszy z pierwszego zdumienia na mój widok, była dla mnie bardzo miła.Jak wspominałem, nie spodziewano się mnie jeszcze przez dwa tygodnie.Lady Susan powiedziała, że Hermy wróci za kilka dni.Zapytałem o jej obecny adres, ale staruszka tylko mamrotała coś niewyraźnie i wykręcała się od odpowiedzi, a w końcu wydusiła z siebie, że Hermy miała zamiar odwiedzić kilkoro znajomych i nie była pewna, w jakiej kolejności.Muszę panu wyznać, panie Blunt, że nigdy nie potrafiłem się za dobrze dogadać z lady Susan.To jedna z tych tłustych kobiet z podwójnym podbródkiem.Nie znoszę grubych kobiet, nigdy nie mogłem ich ścierpieć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Podniosła ze stołu wizytówkę i podała ją sir Arthurowi.— Międzynarodowa Agencja Detektywistyczna… — przeczytał sir Arthur na głos i gwałtownie wciągnął powietrze.— A więc tym naprawdę jesteście! To dlatego Marriot przyprowadził mnie tu dziś rano.To była pułapka…Podszedł do okna.— Ładny tu macie widok — powiedział.— Na cały Londyn.— Inspektorze Marriot! — wykrzyknął Tommy.Inspektor w mgnieniu oka stanął w drzwiach pokoju.Na ustach sir Arthura pojawił się rozbawiony uśmiech.— Tak podejrzewałem — powiedział.— Obawiam się jednak, inspektorze, że mnie pan nie dostanie.Wolę swoje wyjście z sytuacji.Oparł dłonie na parapecie i rzucił się przez okno.Tuppence pisnęła i zasłoniła rękami uszy, żeby zagłuszyć dźwięk, który już brzmiał w jej wyobraźni — uderzenie ciała o bruk pod oknem.Inspektor Marriot zaklął.— Powinniśmy byli pamiętać o oknie — powiedział.— Chociaż sprawa mogła być trudna do udowodnienia.Zejdę na dół i… zajmę się wszystkim.— Biedny człowiek — powiedział Tommy powoli.— Jeśli kochał swoją żonę…Inspektor jednak przerwał mu pogardliwym prychnięciem.— Kochał ją? Powiedzmy.Wychodził ze skóry, żeby zdobyć gdzieś pieniądze.Lady Merivale miała prywatny majątek, który po jej śmierci przechodził na niego.Gdyby zostawiła męża dla młodego Hale’a, sir Arthur nigdy by nie zobaczył ani pensa z tych pieniędzy.— A więc o to mu chodziło?— Oczywiście.Od samego początku czułem, że sir Arthur to nieprzyjemny typ, a kapitan Hale jest porządnym człowiekiem.My w Yardzie dobrze się orientujemy w takich sprawach, tylko czasem trudno pogodzić to z faktami.Muszę już iść.Na pana miejscu, panie Beresford, dałbym żonie szklaneczkę brandy.To wszystko było dla niej przygnębiające.— Ogrodnicy — powiedziała cicho Tuppence, gdy drzwi zamknęły się za niewzruszonym inspektorem — rzeźnicy, rybacy, detektywi.Miałam rację, prawda? On wiedział.Tommy,: zajęty przy barku, podszedł do niej z dużą szklanką.— Wypij to.— Co to jest? Brandy?— Nie, to duży koktajl, odpowiedni dla triumfującego McCarty’ego.Tak, Marriot zawsze ma rację — tak to już jest.Śmiały impas, który kończy partię i robra.Tuppence skinęła głową.— Tylko, że impasował w niewłaściwą stronę.— I tak oto król schodzi ze sceny — powiedział Jtommy.Rozdział dziewiątyZaginiona damaBrzęczyk na biurku pana Blunta — Międzynarodowa Agencja Detektywistyczna, Theodore Blunt, menadżer — zaterkotał ostrzegawczo.Tommy i Tuppence podbiegli do swoich otworków w ścianie, przez które mogli obserwować, co się dzieje w sąsiednim pomieszczeniu.Rezydował tam Albert, którego zadaniem było przetrzymywanie ewentualnych klientów za pomocą rozmaitych środków, bliskich teatralnym.— Zaraz sprawdzę, proszę pana — mówił właśnie.— Obawiam się jednak, że pan Blunt jest w tej chwili bardzo zajęty.Rozmawia właśnie przez telefon ze Scotland Yardem.— Poczekam — odpowiedział przybysz.— Nie mam przy sobie wizytówki, ale moje nazwisko brzmi Gabriel Stavansson.Mężczyzna był wspaniałym okazem gatunku ludzkiego.Mierzył ponad sześć stóp wzrostu.Najego ogorzałej twarzy niezwykły kontrast stanowiły intensywnie błękitne oczy.Tommy szybko podjął decyzję.Włożył kapelusz, podniósł ze stołu rękawiczki, otworzył drzwi i zatrzymał się w progu.— Ten dżentelmen chciałby się z panem zobaczyć, panie Blunt — oznajmił Albert.Tommy lekko zmarszczył brwi i wyjął zegarek.— Powinienem być u księcia za kwadrans jedenasta — powiedział, spoglądając uważnie na klienta.— Mogę panu poświęcić kilka minut.Zechce pan wejść.Mężczyzna posłusznie poszedł za nim do gabinetu, gdzie siedziała Tuppence z notatnikiem i ołówkiem.— To moja zaufana sekretarka, panna Robinson — powiedział Tommy.— A teraz zechce pan wyjaśnić, co pana tu sprowadza.Poza tym, że jest to pilna sprawa, że przyjechał pan tu taksówką i że ostatnio przebywał pan w Arktyce, czy też może na Antarktydzie, nie wiem nic.Gość wpatrywał się w niego ze zdumieniem.— Ależ to niesłychane — zawołał.— Myślałem, że detektywi potrafią robić takie rzeczy tylko w książkach! Ten chłopiec nawet nie podał panu mojego nazwiska!Tommy westchnął lekceważąco.— Trata tata, to wszystko było bardzo łatwe.Promienie słońca za kręgiem arktycznym działają na skórę w bardzo szczególny sposób — promieniowanie aktyniczne posiada swoiste właściwości.Mam zamiar wkrótce napisać niewielką monografię na ten temat.Ale to nie należy do rzeczy.Co pana do mnie sprowadza, i to tak zdenerwowanego?— Zacznę od tego, panie Blunt, że moje nazwisko brzmi Gabriel Stavansson…— Ach, oczywiście! — zawołał Tommy.— Słynny badacz.Zdaje się, że ostatnio wrócił pan z okolic bieguna północnego?— Przybyłem do Anglii trzy dni temu.Wróciłem z przyjacielem, który pływał po północnych wodach swoim jachtem.Gdyby nie to, przypłynąłbym dwa tygodnie później.Muszę panu powiedzieć, panie Blunt, że dwa lata temu, przed wyruszeniem na tę ekspedycję, miałem szczęście zaręczyć się z panią Maurice Leigh Gordon…Tommy przerwał mu.— Panieńskie nazwisko pani Leigh Gordon brzmiało…?— Szacowna Hermione Crane, druga córka lorda Lanchester — dokończyła gładko Tuppence.Tommy spojrzał na nią z uznaniem, a Gabriel Stavansson skinął głową.— Zgadza się.Jak mówiłem, Hermione i ja zaręczyliśmy się.Zaproponowałem jej, oczywiście, że zrezygnuję z tej ekspedycji, ale nawet nie chciała o tym słyszeć — niech ją Bóg błogosławi! Jest właśnie taką kobietą, jaką powinna być żona podróżnika.Moją pierwszą myślą po przypłynięciu do Anglii było zobaczyć się z Hermione.Wysłałem telegram z Southampton i przyjechałem tu pierwszym pociągiem.Wiedziałem, że Hermione mieszka obecnie na Pont Street ze swoją ciotką, lady Susan Clonray, i udałem się prosto tam.Ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu okazało się, że Hermione wyjechała do Northumberland w odwiedziny do przyjaciół.Lady Susan, ochłonąwszy z pierwszego zdumienia na mój widok, była dla mnie bardzo miła.Jak wspominałem, nie spodziewano się mnie jeszcze przez dwa tygodnie.Lady Susan powiedziała, że Hermy wróci za kilka dni.Zapytałem o jej obecny adres, ale staruszka tylko mamrotała coś niewyraźnie i wykręcała się od odpowiedzi, a w końcu wydusiła z siebie, że Hermy miała zamiar odwiedzić kilkoro znajomych i nie była pewna, w jakiej kolejności.Muszę panu wyznać, panie Blunt, że nigdy nie potrafiłem się za dobrze dogadać z lady Susan.To jedna z tych tłustych kobiet z podwójnym podbródkiem.Nie znoszę grubych kobiet, nigdy nie mogłem ich ścierpieć [ Pobierz całość w formacie PDF ]