[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lord Havering dostrzegł w tej bogatej wdowie osobę, która dumę stawia wyżejniż ubóstwo i która bez względu na złe traktowanie będzie zachowywała pozory.I nie pomylił się.LadyHavering spełniła swój obowiązek, dbała o dzieci lorda z pierwszego małżeństwa i nie potrzebowaławynajmować niańki.Prowadziła dom na tyle sprawnie, na ile może kobieta bez pieniędzy i bez szczególnejmiłości do ziemi.Nie skarżyła się na częste wypady lorda do Londynu ani na sprowadzanie przez niegopijanych kompanów, którzy snuli się po posiadłości, strzelali do bażantów i jezdzili na przełaj przez zboże. Widzę, że mama pozwala ci samej jezdzić konno zagadnęła szorstko lady Havering.Spojrzałamna szary strój do konnej jazdy. Tak odrzekłam. Powinnam zostać w domu, ale chciałam zobaczyć Celię i nie sądzę, żeby ktośmnie zauważył. Cieszysz się swobodą w głosie lady nie było nagany. Ale zawsze na wiele ci pozwalano.Zamoich młodych lat młoda dama nie mogła oddalić się ani na krok od domu, nawet w towarzystwie stajennegoczy własnego brata.Tak więc w dworze Haveringów wiedziano o moich przejażdżkach z Harrym.Uśmiechnęłam sięgrzecznie i nic nie odpowiedziałam. Będziesz musiała powściągnąć tę swobodę, kiedy zaczniesz bywać wśród ludzi.Jeśli pojedziesz doLondynu, nie zaczniesz przecież hasać po mieście na którymś z koni myśliwskich Harry'ego. Nie uśmiechnęłam się. O ile jednak wiem, mama nie zamierza mnie zabrać do Londynu. Ale my moglibyśmy cię wziąć zaproponowała wspaniałomyślnie. W przyszłym roku zimąotworzymy dom Haveringów dla Celii i Harry'ego, ty zaś mogłabyś do nich dołączyć i być przedstawiona nadworze królewskim.Porozmawiam o tym z twoją mamą.Znów uśmiechnęłam się i podziękowałam.Obietnica stworzenia okazji, bym złożyła pokłon królowi o, to za mało, by wyrwać mnie z Wideacre, a poza tym jeszcze do tego daleko.Miewałam przebłyski próżności, lecz nigdy nie traciłam głowy do tego stopnia, żeby woleć salonyLondynu niż rodzinny dom.Szmer podziwu, jaki usłyszałam wchodząc do sali zgromadzeń w Chichester, byłdla mnie największym pochlebstwem i nie pragnęłam więcej. Nadchodzą szokujące wieści o buntach głodowych w hrabstwie Kent zagaiła lady Havering. Nic nie słyszałam zachowałam czujność. Co tam się dzieje? Dostałam list od przyjaciółki z Tunbridge Wells.Wybuchł tam bunt, doszło nawet do podpaleń.Rozważano sprowadzenie gwardii, a sędziowie pokoju aresztowali kilku najaktywniejszych awanturników. To się powtarza co jakiś czas stwierdziłam. Zbiory nie zapowiadają się w tym roku najlepiej.Ceny zboża już idą w górę.Biedacy głodują, a paru złoczyńców podburza tłum, aż jakiś właściciel ziemskiocknie się wreszcie i sprzeda zboże taniej.Dzieje się tak niemal zawsze w latach nieurodzaju. O, teraz wygląda to o wiele poważniej.Zawsze można się spodziewać zuchwalstwa robotnikówrolnych, ale teraz wydaje się, że to zorganizowane powstanie! Najgorsze, co mogło nas spotkać! Poczekaj,znajdę ten list.RLTSzukała w kieszeni, a ja przygotowywałam się do skrzekom starej damy przerażonej na śmierćdoniesieniem o odległych wydarzeniach.Kiedy jednak zaczęła czytać, poczułam narastający strach. Droga.hm, hm, o tutaj.Mam nadzieję, że w twoim hrabstwie panuje spokój, my bowiem żyjemywydarzeniami, które się rozegrały niecałe dwadzieścia mil od Tunbridge Wells.Winię tu sędziów, że wprzeszłości wykazywali się opieszałością w wymierzaniu kary niezadowolonym, tak że motłoch nabrałprzekonania o swojej sile.Niejaki pan Wooler, uczciwy, solidny kupiec, zawarł kontrakt na dostarczenie zboża sąsiada doLondynu, zamiast sprzedać je na miejscowym rynku, jak to zwyczajowo przyjęto.Aby zwróciły mu sięponiesione nakłady, ustalił, że także wielu innych posiadaczy ziemskich z sąsiedztwa wyśle swoje zboże doLondynu wozami Woolera.Całkiem sensowne i intratne ustalenie.Kiwnęłam głową.Rozumiałam to świetnie.Pan Wooler stworzył z sąsiadami grupę zabezpieczającąkorzystną cenę zboża.Wysyłali plony z całej okolicy do Londynu z pominięciem lokalnego rynku.Pan Wooleruzyskałby niezły dochód.Jego sąsiedzi również.Natomiast dzierżawcy i pracownicy nie mieliby na rynkuzboża zebranego na okolicznych polach.Musieliby szukać innego rynku dalej, co windowałoby cenę zboża doniebotycznej wysokości ku uciesze właścicieli ziemskich, pana Woolera i całego nieuczciwego świata.Ci,których nie byłoby stać na nowe ceny, musieliby się obejść bez zboża.Ci zaś, którzy nie mogli przejść na dietęziemniaczaną lub na garnuszek dobroczynności, głodowaliby.Lady Havering czytała dalej. Pan Wooler przewidział, że mogą wystąpić problemy w związku z nastrojami we wsi i powziął krokiw celu zapewnienia bezpieczeństwa swoim wozom jadącym do Londynu: pięciu osiłków na koniach, z broniąpalną i pałkami.Pan Wooler wydał mi się przewrażliwiony.Tylko on jednak był w stanie przewidzieć, ile rodzin umrzez głodu w wyniku jego paskarskich praktyk i do jakiej wściekłości zostaną doprowadzeni rodzice płaczących zgłodu dzieci. Nastawił się na kłopoty, lecz nie na to, co nastąpiło ciągnęła lady Havering.Celia wśliznęła się do pokoju i usiadła, słuchając. Kiedy wozy dojechały do szczególnie niebezpiecznego odcinka drogi do Londynu, wąskiegoodcinka wijącego się w lesie, pan Wooler usłyszał cichy przeciągły gwizd.Ku swojej zgrozie ujrzał okołotrzydziestu ludzi powstających z ziemi, uzbrojonych w widły i pałki.Drogę blokowało zwalone drzewo.KiedyWooler się obejrzał, dostrzegł padające drzewo odcinające mu trasę ucieczki.Jakiś mrożący krew w żyłachgłos kazał ludziom Woolera rzucić broń, zejść z koni i wrócić do wsi.Słuchałam w napięciu.Cała ta historia nie dotyczyła ani nas, ani naszej ziemi.Ja nigdy, przenigdy niezawarłabym takiego kontraktu z kupcami w Londynie.Papa gardził podobnymi praktykami.Pszenicy zWideacre nigdy nie sprzedawaliśmy, dopóki rosła na polu.Zawsze trafiała na rynek lokalny, gdzie biedotamogła ją tanio kupować, kupcy zaś uczestniczyli w uczciwym przetargu.Poczułam jednak dreszcz niepokoju,bo każdy atak na posiadłość ziemską spędza sen z powiek innych właścicieli, opisany zaś atak nie przypominałw niczym podobnych akcji, o których słyszałam.Nigdy nie zapomniałam (i chyba nikt z naszej sfery niezapomina), że żyjemy w dostatku, ubieramy się w jedwabie, śpimy w czystej pościeli i mieszkamy w ciepłychRLTpięknych domach, a dokoła nas większość ludzi żyje w głodzie i brudzie.W promieniu dwustu mil znalazłybysię może jeszcze ze trzy rodziny równie bogate jak nasza.Setki, tysiące biedaków pracowały na naszezawołanie.Mój strach nie był więc bezpodstawny.Biedota mogła przypuścić zorganizowany atak na każdąposiadłość.A jednocześnie wzbierał we mnie podziw dla ludzi, którzy ważyli się stawić czoło sprytnemuWoolerowi i nie wypuścić zboża, które wyrosło w ich hrabstwie i które powinni kupić za uczciwą cenę.Wystąpili przeciwko prawu, a gdyby ich złapano, powieszono by [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Lord Havering dostrzegł w tej bogatej wdowie osobę, która dumę stawia wyżejniż ubóstwo i która bez względu na złe traktowanie będzie zachowywała pozory.I nie pomylił się.LadyHavering spełniła swój obowiązek, dbała o dzieci lorda z pierwszego małżeństwa i nie potrzebowaławynajmować niańki.Prowadziła dom na tyle sprawnie, na ile może kobieta bez pieniędzy i bez szczególnejmiłości do ziemi.Nie skarżyła się na częste wypady lorda do Londynu ani na sprowadzanie przez niegopijanych kompanów, którzy snuli się po posiadłości, strzelali do bażantów i jezdzili na przełaj przez zboże. Widzę, że mama pozwala ci samej jezdzić konno zagadnęła szorstko lady Havering.Spojrzałamna szary strój do konnej jazdy. Tak odrzekłam. Powinnam zostać w domu, ale chciałam zobaczyć Celię i nie sądzę, żeby ktośmnie zauważył. Cieszysz się swobodą w głosie lady nie było nagany. Ale zawsze na wiele ci pozwalano.Zamoich młodych lat młoda dama nie mogła oddalić się ani na krok od domu, nawet w towarzystwie stajennegoczy własnego brata.Tak więc w dworze Haveringów wiedziano o moich przejażdżkach z Harrym.Uśmiechnęłam sięgrzecznie i nic nie odpowiedziałam. Będziesz musiała powściągnąć tę swobodę, kiedy zaczniesz bywać wśród ludzi.Jeśli pojedziesz doLondynu, nie zaczniesz przecież hasać po mieście na którymś z koni myśliwskich Harry'ego. Nie uśmiechnęłam się. O ile jednak wiem, mama nie zamierza mnie zabrać do Londynu. Ale my moglibyśmy cię wziąć zaproponowała wspaniałomyślnie. W przyszłym roku zimąotworzymy dom Haveringów dla Celii i Harry'ego, ty zaś mogłabyś do nich dołączyć i być przedstawiona nadworze królewskim.Porozmawiam o tym z twoją mamą.Znów uśmiechnęłam się i podziękowałam.Obietnica stworzenia okazji, bym złożyła pokłon królowi o, to za mało, by wyrwać mnie z Wideacre, a poza tym jeszcze do tego daleko.Miewałam przebłyski próżności, lecz nigdy nie traciłam głowy do tego stopnia, żeby woleć salonyLondynu niż rodzinny dom.Szmer podziwu, jaki usłyszałam wchodząc do sali zgromadzeń w Chichester, byłdla mnie największym pochlebstwem i nie pragnęłam więcej. Nadchodzą szokujące wieści o buntach głodowych w hrabstwie Kent zagaiła lady Havering. Nic nie słyszałam zachowałam czujność. Co tam się dzieje? Dostałam list od przyjaciółki z Tunbridge Wells.Wybuchł tam bunt, doszło nawet do podpaleń.Rozważano sprowadzenie gwardii, a sędziowie pokoju aresztowali kilku najaktywniejszych awanturników. To się powtarza co jakiś czas stwierdziłam. Zbiory nie zapowiadają się w tym roku najlepiej.Ceny zboża już idą w górę.Biedacy głodują, a paru złoczyńców podburza tłum, aż jakiś właściciel ziemskiocknie się wreszcie i sprzeda zboże taniej.Dzieje się tak niemal zawsze w latach nieurodzaju. O, teraz wygląda to o wiele poważniej.Zawsze można się spodziewać zuchwalstwa robotnikówrolnych, ale teraz wydaje się, że to zorganizowane powstanie! Najgorsze, co mogło nas spotkać! Poczekaj,znajdę ten list.RLTSzukała w kieszeni, a ja przygotowywałam się do skrzekom starej damy przerażonej na śmierćdoniesieniem o odległych wydarzeniach.Kiedy jednak zaczęła czytać, poczułam narastający strach. Droga.hm, hm, o tutaj.Mam nadzieję, że w twoim hrabstwie panuje spokój, my bowiem żyjemywydarzeniami, które się rozegrały niecałe dwadzieścia mil od Tunbridge Wells.Winię tu sędziów, że wprzeszłości wykazywali się opieszałością w wymierzaniu kary niezadowolonym, tak że motłoch nabrałprzekonania o swojej sile.Niejaki pan Wooler, uczciwy, solidny kupiec, zawarł kontrakt na dostarczenie zboża sąsiada doLondynu, zamiast sprzedać je na miejscowym rynku, jak to zwyczajowo przyjęto.Aby zwróciły mu sięponiesione nakłady, ustalił, że także wielu innych posiadaczy ziemskich z sąsiedztwa wyśle swoje zboże doLondynu wozami Woolera.Całkiem sensowne i intratne ustalenie.Kiwnęłam głową.Rozumiałam to świetnie.Pan Wooler stworzył z sąsiadami grupę zabezpieczającąkorzystną cenę zboża.Wysyłali plony z całej okolicy do Londynu z pominięciem lokalnego rynku.Pan Wooleruzyskałby niezły dochód.Jego sąsiedzi również.Natomiast dzierżawcy i pracownicy nie mieliby na rynkuzboża zebranego na okolicznych polach.Musieliby szukać innego rynku dalej, co windowałoby cenę zboża doniebotycznej wysokości ku uciesze właścicieli ziemskich, pana Woolera i całego nieuczciwego świata.Ci,których nie byłoby stać na nowe ceny, musieliby się obejść bez zboża.Ci zaś, którzy nie mogli przejść na dietęziemniaczaną lub na garnuszek dobroczynności, głodowaliby.Lady Havering czytała dalej. Pan Wooler przewidział, że mogą wystąpić problemy w związku z nastrojami we wsi i powziął krokiw celu zapewnienia bezpieczeństwa swoim wozom jadącym do Londynu: pięciu osiłków na koniach, z broniąpalną i pałkami.Pan Wooler wydał mi się przewrażliwiony.Tylko on jednak był w stanie przewidzieć, ile rodzin umrzez głodu w wyniku jego paskarskich praktyk i do jakiej wściekłości zostaną doprowadzeni rodzice płaczących zgłodu dzieci. Nastawił się na kłopoty, lecz nie na to, co nastąpiło ciągnęła lady Havering.Celia wśliznęła się do pokoju i usiadła, słuchając. Kiedy wozy dojechały do szczególnie niebezpiecznego odcinka drogi do Londynu, wąskiegoodcinka wijącego się w lesie, pan Wooler usłyszał cichy przeciągły gwizd.Ku swojej zgrozie ujrzał okołotrzydziestu ludzi powstających z ziemi, uzbrojonych w widły i pałki.Drogę blokowało zwalone drzewo.KiedyWooler się obejrzał, dostrzegł padające drzewo odcinające mu trasę ucieczki.Jakiś mrożący krew w żyłachgłos kazał ludziom Woolera rzucić broń, zejść z koni i wrócić do wsi.Słuchałam w napięciu.Cała ta historia nie dotyczyła ani nas, ani naszej ziemi.Ja nigdy, przenigdy niezawarłabym takiego kontraktu z kupcami w Londynie.Papa gardził podobnymi praktykami.Pszenicy zWideacre nigdy nie sprzedawaliśmy, dopóki rosła na polu.Zawsze trafiała na rynek lokalny, gdzie biedotamogła ją tanio kupować, kupcy zaś uczestniczyli w uczciwym przetargu.Poczułam jednak dreszcz niepokoju,bo każdy atak na posiadłość ziemską spędza sen z powiek innych właścicieli, opisany zaś atak nie przypominałw niczym podobnych akcji, o których słyszałam.Nigdy nie zapomniałam (i chyba nikt z naszej sfery niezapomina), że żyjemy w dostatku, ubieramy się w jedwabie, śpimy w czystej pościeli i mieszkamy w ciepłychRLTpięknych domach, a dokoła nas większość ludzi żyje w głodzie i brudzie.W promieniu dwustu mil znalazłybysię może jeszcze ze trzy rodziny równie bogate jak nasza.Setki, tysiące biedaków pracowały na naszezawołanie.Mój strach nie był więc bezpodstawny.Biedota mogła przypuścić zorganizowany atak na każdąposiadłość.A jednocześnie wzbierał we mnie podziw dla ludzi, którzy ważyli się stawić czoło sprytnemuWoolerowi i nie wypuścić zboża, które wyrosło w ich hrabstwie i które powinni kupić za uczciwą cenę.Wystąpili przeciwko prawu, a gdyby ich złapano, powieszono by [ Pobierz całość w formacie PDF ]