[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znalezli sięw komorze o wysokości i kształcie tunelu kolejowego; mocne lampy da-wały du\o światła.Byli teraz kilkaset metrów bli\ej jądra Ziemi, więctemperatura wzrosła, choć nie radykalnie.W najgłębszych kopalniachpowietrze było tłoczone przez potę\ne chłodnice, \eby temperatura wwyrobiskach nie przekraczała trzydziestu pięciu stopni Celsjusza.Tunel zastawiony był ogromnymi kompresorami do napędu świdrów,mechanicznymi zgarniaczami, kruszarkami i innymi urządzeniami za-projektowanymi tak, by móc pracować w ciasnej przestrzeni pod zie-mią.Na końcu komory znajdowało się wejście do głównego chodnika.Pod sufitem wisiała długa wstęga \arówek, które niknęły w oddali.- Jak długi jest ten korytarz? - zapytał Mercer.- Czterysta metrów - odpowiedział Red, przechodząc nad zwojemprzewodów ciśnieniowych i zasilających.Niektóre miały grubość nad-garstka.- Naziemni, którzy pokazali nam, gdzie mamy drą\yć, chcieli,\eby główny szyb znalazł się jakieś pięćset metrów od głównej komory.- A co ze zbiornikiem pod szybem?- Szyb schodzi jeszcze na ponad sto metrów.To oznaczało, \e mo\na zmieścić w nim około trzech tysięcy me-trów sześciennych wody.- Po co a\ tyle?- To był pomysł mądrali z góry.Uwa\ają, \e zbli\amy się do pod-ziemnego jeziora.Jak się przebijemy, chcą zatrzymać tyle wody, ile tyl-ko się uda.To jakiś projekt irygacyjny, prawda, panie Lasko?- Dokładnie tak, Red.- Ira spojrzał znacząco na Mercera.Red naj-wyrazniej nie znał szczegółów dotyczących swojej pracy.Po chwili cała trójka opuściła rozświetloną komorę przy szybie i,włączywszy latarki, ruszyła drą\onym chodnikiem.Korytarz miałwysokość trzech metrów i szerokość pięciu.Mercer domyślił się, \etakich wymiarów wymagały pojemniki z odpadami radioaktywnymi.Skała miała jednolity szary kolor.Po chwili marszu Ira zainteresował się brudnymi kału\ami na pod-łodze.- Wodę wykorzystuje się do chłodzenia i oczyszczania głowic świdrów.To normalne, nie ma czym się denerwować - wyjaśnił Mercer,52a potem dodał: - Martwić się trzeba dopiero wtedy, kiedy kału\e sączyste.Zanim woda dotrze na tę głębokość, wszystkie zanieczyszcze-nia zostaną zatrzymane przez kolejne warstwy skały, więc czysta wodaoznacza przeciek.Trzysta metrów dalej dotarli do miejsca, w którym zapadło się skle-pienie.Skałę i ciała usunięto, więc po tragedii nie zostało śladu.Tylkosufit na kilku metrach był tu dwa razy wy\szy.Miejsce, z którego ode-rwał się nawis, było gładkie i czyste, jakby dokładnie ten fragment odmilionów lat czekał na swoje przeznaczenie.Mercer spojrzał na Reda.- Mówiłem - mruknął Teksańczyk.- W \yciu czegoś takiego niewidziałem.Główki prętów stabilizujących sklepienie połyskiwały srebrno.Ruszyli dalej.Cię\kie belki stropowe wsparte na drewnianychstemplach były rozmieszczone co sześć metrów.W kopalniach nadalstosuje się drewniane pale, bo na długo zanim pękną, słychać głośnetrzeszczenie włókien wewnątrz, a robotnicy zyskują czas, \eby wzmoc-nić podparcia albo uciec z zagro\onej strefy.Im bli\ej byli czoła wyrobiska, tym więcej mijali urządzeń, sprzętu,belek i skruszonej skały.Napotkali kilka niewielkich ładowarek i ko-lejkę wagoników do wywozu urobku.Od strony głównego szybu stałpodczepiony ciągnik elektryczny, a całość wyglądała niczym podziemnaodmiana gigantycznej stonogi.Niedaleko zobaczyli jeszcze dziwniejsząmaszynę - czterogłowicowy świder, umieszczony na samobie\nympodwoziu wyposa\onym w gąsienice, dzięki czemu mo\na było gobardzo precyzyjnie ustawiać w czasie pracy.Cztery świdry były wiel-kości cię\kich karabinów maszynowych i wyglądały podobnie niebez-piecznie.Górnicy na czole wyrobiska pracowali parami, wykorzystującmniejsze świdry do wiercenia otworów w skale.Narzędzia wa\ące pokilkadziesiąt kilogramów wyrzucały z siebie mieszaninę wody z kawał-kami rozkruszonej skały.Zwiatło załamywało się na drobinkach wodyw powietrzu i tworzyło tęczę, nadając temu miejscu pod ziemią nierze-czywistą atmosferę.Technika kopalniana przeszła długą drogę od czasów, kiedy górnicygołymi rękoma drą\yli otwory, które następnie wypełniali dynamitem,a potem modlili się o odrobinę szczęścia.Zaawansowane rozwiązania53pozwalały drą\yć skalę z precyzją chirurga.Za pomocą świdrów wier-cono otwory w centrum spiralnego wzoru, a potem górnicy nawiercalimniejsze otwory, o których rozmieszczeniu i głębokości decydował szefzmiany.Wybuch w centrum robił wyrwę w ścianie.Kolejne eksplozje,opóznione o ułamki sekund, następowały coraz dalej od tego punktu,poszerzając wyłom.Otwór powiększał się spiralnie jak rozkwitającykwiat, dając górnikom kontrolę nad ilością usuwanego przez wybuchmateriału.Red zostawił Mercera i Irę, a sam podszedł do szefa zmiany i klep-nął go w ramię.Przy pracujących świdrach nie było mo\liwości, by samich zauwa\ył.Jeszcze zanim mę\czyzna się odwrócił, Mercer wiedział, \e to Don-ny Randall - ponadprzeciętny wzrost i szerokie bary nie pozostawiały\adnych wątpliwości.Nawet głowę miał tak wielką, \e hełm wyglądałna niej jak miska.Spotkali się kiedyś w Botswanie, na imprezie po\egnalnej dla jed-nego z szefów podziemnych zespołów w kopalni Orapa, który prze-chodził na emeryturę.Donny te\ znalazł się na liście gości, lecz tylkodlatego, \e jego zespół wygrał w poprzednim miesiącu konkurs nanajwiększą ilość wydobytej rudy.Nie trzeba dodawać, w jaki sposóbRandall zmusił swoich ludzi do zwycięstwa - kiedy on bawił się naprzyjęciu, jeden z jego pracowników le\ał w szpitalu, gdzie usuniętomu pękniętą śledzionę, a drugi uczył się jeść bez siekaczy: obra\eniaobydwu powstały po spotkaniu z pałką szefa.O tym i o niektórych wcześniejszych wybrykach Donny'ego Mercerdowiedział się dopiero pózniej, lecz ju\ wtedy, w Botswanie, wyczuwałw nim brutalność, głupotę i bezwzględność.Na imprezie byli jednymiAmerykanami, więc Randall usiłował nawiązać z nim rozmowę, ale przy-szedł tak pijany, \e nie potrafił wymówić jednego zrozumiałego słowa.Tamte wydarzenia były jednymi z niewielu, przy których Mercerazawodziła pamięć i był za to wdzięczny [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Znalezli sięw komorze o wysokości i kształcie tunelu kolejowego; mocne lampy da-wały du\o światła.Byli teraz kilkaset metrów bli\ej jądra Ziemi, więctemperatura wzrosła, choć nie radykalnie.W najgłębszych kopalniachpowietrze było tłoczone przez potę\ne chłodnice, \eby temperatura wwyrobiskach nie przekraczała trzydziestu pięciu stopni Celsjusza.Tunel zastawiony był ogromnymi kompresorami do napędu świdrów,mechanicznymi zgarniaczami, kruszarkami i innymi urządzeniami za-projektowanymi tak, by móc pracować w ciasnej przestrzeni pod zie-mią.Na końcu komory znajdowało się wejście do głównego chodnika.Pod sufitem wisiała długa wstęga \arówek, które niknęły w oddali.- Jak długi jest ten korytarz? - zapytał Mercer.- Czterysta metrów - odpowiedział Red, przechodząc nad zwojemprzewodów ciśnieniowych i zasilających.Niektóre miały grubość nad-garstka.- Naziemni, którzy pokazali nam, gdzie mamy drą\yć, chcieli,\eby główny szyb znalazł się jakieś pięćset metrów od głównej komory.- A co ze zbiornikiem pod szybem?- Szyb schodzi jeszcze na ponad sto metrów.To oznaczało, \e mo\na zmieścić w nim około trzech tysięcy me-trów sześciennych wody.- Po co a\ tyle?- To był pomysł mądrali z góry.Uwa\ają, \e zbli\amy się do pod-ziemnego jeziora.Jak się przebijemy, chcą zatrzymać tyle wody, ile tyl-ko się uda.To jakiś projekt irygacyjny, prawda, panie Lasko?- Dokładnie tak, Red.- Ira spojrzał znacząco na Mercera.Red naj-wyrazniej nie znał szczegółów dotyczących swojej pracy.Po chwili cała trójka opuściła rozświetloną komorę przy szybie i,włączywszy latarki, ruszyła drą\onym chodnikiem.Korytarz miałwysokość trzech metrów i szerokość pięciu.Mercer domyślił się, \etakich wymiarów wymagały pojemniki z odpadami radioaktywnymi.Skała miała jednolity szary kolor.Po chwili marszu Ira zainteresował się brudnymi kału\ami na pod-łodze.- Wodę wykorzystuje się do chłodzenia i oczyszczania głowic świdrów.To normalne, nie ma czym się denerwować - wyjaśnił Mercer,52a potem dodał: - Martwić się trzeba dopiero wtedy, kiedy kału\e sączyste.Zanim woda dotrze na tę głębokość, wszystkie zanieczyszcze-nia zostaną zatrzymane przez kolejne warstwy skały, więc czysta wodaoznacza przeciek.Trzysta metrów dalej dotarli do miejsca, w którym zapadło się skle-pienie.Skałę i ciała usunięto, więc po tragedii nie zostało śladu.Tylkosufit na kilku metrach był tu dwa razy wy\szy.Miejsce, z którego ode-rwał się nawis, było gładkie i czyste, jakby dokładnie ten fragment odmilionów lat czekał na swoje przeznaczenie.Mercer spojrzał na Reda.- Mówiłem - mruknął Teksańczyk.- W \yciu czegoś takiego niewidziałem.Główki prętów stabilizujących sklepienie połyskiwały srebrno.Ruszyli dalej.Cię\kie belki stropowe wsparte na drewnianychstemplach były rozmieszczone co sześć metrów.W kopalniach nadalstosuje się drewniane pale, bo na długo zanim pękną, słychać głośnetrzeszczenie włókien wewnątrz, a robotnicy zyskują czas, \eby wzmoc-nić podparcia albo uciec z zagro\onej strefy.Im bli\ej byli czoła wyrobiska, tym więcej mijali urządzeń, sprzętu,belek i skruszonej skały.Napotkali kilka niewielkich ładowarek i ko-lejkę wagoników do wywozu urobku.Od strony głównego szybu stałpodczepiony ciągnik elektryczny, a całość wyglądała niczym podziemnaodmiana gigantycznej stonogi.Niedaleko zobaczyli jeszcze dziwniejsząmaszynę - czterogłowicowy świder, umieszczony na samobie\nympodwoziu wyposa\onym w gąsienice, dzięki czemu mo\na było gobardzo precyzyjnie ustawiać w czasie pracy.Cztery świdry były wiel-kości cię\kich karabinów maszynowych i wyglądały podobnie niebez-piecznie.Górnicy na czole wyrobiska pracowali parami, wykorzystującmniejsze świdry do wiercenia otworów w skale.Narzędzia wa\ące pokilkadziesiąt kilogramów wyrzucały z siebie mieszaninę wody z kawał-kami rozkruszonej skały.Zwiatło załamywało się na drobinkach wodyw powietrzu i tworzyło tęczę, nadając temu miejscu pod ziemią nierze-czywistą atmosferę.Technika kopalniana przeszła długą drogę od czasów, kiedy górnicygołymi rękoma drą\yli otwory, które następnie wypełniali dynamitem,a potem modlili się o odrobinę szczęścia.Zaawansowane rozwiązania53pozwalały drą\yć skalę z precyzją chirurga.Za pomocą świdrów wier-cono otwory w centrum spiralnego wzoru, a potem górnicy nawiercalimniejsze otwory, o których rozmieszczeniu i głębokości decydował szefzmiany.Wybuch w centrum robił wyrwę w ścianie.Kolejne eksplozje,opóznione o ułamki sekund, następowały coraz dalej od tego punktu,poszerzając wyłom.Otwór powiększał się spiralnie jak rozkwitającykwiat, dając górnikom kontrolę nad ilością usuwanego przez wybuchmateriału.Red zostawił Mercera i Irę, a sam podszedł do szefa zmiany i klep-nął go w ramię.Przy pracujących świdrach nie było mo\liwości, by samich zauwa\ył.Jeszcze zanim mę\czyzna się odwrócił, Mercer wiedział, \e to Don-ny Randall - ponadprzeciętny wzrost i szerokie bary nie pozostawiały\adnych wątpliwości.Nawet głowę miał tak wielką, \e hełm wyglądałna niej jak miska.Spotkali się kiedyś w Botswanie, na imprezie po\egnalnej dla jed-nego z szefów podziemnych zespołów w kopalni Orapa, który prze-chodził na emeryturę.Donny te\ znalazł się na liście gości, lecz tylkodlatego, \e jego zespół wygrał w poprzednim miesiącu konkurs nanajwiększą ilość wydobytej rudy.Nie trzeba dodawać, w jaki sposóbRandall zmusił swoich ludzi do zwycięstwa - kiedy on bawił się naprzyjęciu, jeden z jego pracowników le\ał w szpitalu, gdzie usuniętomu pękniętą śledzionę, a drugi uczył się jeść bez siekaczy: obra\eniaobydwu powstały po spotkaniu z pałką szefa.O tym i o niektórych wcześniejszych wybrykach Donny'ego Mercerdowiedział się dopiero pózniej, lecz ju\ wtedy, w Botswanie, wyczuwałw nim brutalność, głupotę i bezwzględność.Na imprezie byli jednymiAmerykanami, więc Randall usiłował nawiązać z nim rozmowę, ale przy-szedł tak pijany, \e nie potrafił wymówić jednego zrozumiałego słowa.Tamte wydarzenia były jednymi z niewielu, przy których Mercerazawodziła pamięć i był za to wdzięczny [ Pobierz całość w formacie PDF ]