[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przestań - mitygowałam ją zniesmaczona.- I tak przewróciło mu się w głowie.- Chętnie sama bym sprawdziła, czy ma się czym pochwalić.- Fuj.- Przewróciłam oczami.Zaproponowałam spotkanie w restauracji U Rossich, bo chciałam się odprężyć i nieprzejmować tym, że ktoś nieoczekiwanie zrobi mi zdjęcie.Przywykłam już do tego, że nieustannie towarzyszy mi ochroniarz, ale w restauracji U Rossich rodzina dodatkowouważała, żeby nikt nie zakłócał mi prywatności.Tak czy inaczej, przestałam być osobąanonimową, rodzina też biznesowo na tym zyskała, ale taki rozgłos miał swoją cenę.Lynn wiedziała, co jest grane, dlatego spytała współczująco:- Naprawdę jest tak kiepsko?- Da się wytrzymać, przecież nie jestem celebrytką, mam swoją pracę i tak dalej.Alew pobliżu i tak zawsze kręci się paru fotografów.- Cholerni natręci.Wzruszyłam ramionami.Przywykłam już do tego, a w chwilach irytacjiprzypominałam sobie, że Jax złamał swoje i moje serce, żeby uchronić mnie przed rozgłosem.W ciągu ostatnich tygodni przekonałam się o jednym, to znaczy że Jax naprawdę potrafi mnieuszczęśliwić.Nigdy jeszcze w całym moim życiu nie było mi lepiej.- Po prostu muszę się pilnować i tyle - odparłam.Lynn odwróciła się na barowym stołku i spojrzała na mnie, radośnie wymachującnogami.W długiej kwiecistej sukience i dżinsowej marynarce, z milionem bransoleteki naszyjników, stanowiła uosobienie stylu boho.- A tak w ogóle to jaki jest Jackson? - zapytała.- To znaczy na co dzień.Podczaswywiadów wydaje się taki.poważny.- To prawda, ale potrafi też być rozrywkowy, a do tego codziennie mnie rozśmiesza.- Wystarczy spojrzeć na twój uśmiech.- Mrugnęła do mnie.- Niemal wynagradza jegokonserwatywne poglądy.Znowu przewróciłam oczami, nie chcąc wdawać się w dyskusję o liberalnychpoglądach Lynn.Wolałam zostawić to tacie.- To nie znaczy, że Jax nie bywa uparty, nieracjonalny, frustrujący.- Facet i tyle - wpadła mi w słowo.- Nic dodać, nic ująć.- No więc.Skoro już mówimy o polityce.- Nie mówimy - oświadczyłam stanowczo.- Ja mówiłam.- Lynn uśmiechnęła się szeroko.- Udało ci się już urządzić wielkirodzinny spęd?- Jeszcze nie.- Postukałam stopą o mosiężną rurę pełniącą funkcję podnóżka.-Stawiam na pózne śniadanie w sobotę.Tylko o tej porze jest szansa na to, by zebraćwszystkich razem.- Boże, będziesz musiała szczegółowo o tym opowiedzieć.Jaka szkoda, że mnie tam nie będzie.Już sobie wyobrażam to śniadanko.Wiedziała, co mówi, przecież familie Rossich i Rutledge ów pod wieloma względamiróżniły się od siebie jak ogień i woda.Ugryzłam crostini, a potem wyjęłam smartfona, który akurat zawibrował,i uśmiechnęłam się na widok SMS-a od Jaxa: Przynieś lasagne.Lynn też spojrzała na wyświetlacz.- A mówią, że nie ma już romantycznych facetów - skomentowała z westchnieniem.Telefon znowu zawibrował: Mam lody, które chcę z ciebie zlizywać.Lynn wybuchnęła śmiechem, a ja jej zawtórowałam.- Potrzebny mi chłopak.- Jej spojrzenie powędrowało do Vincenta, który właśniemieszał drinka w shakerze.- Albo facet na jedną noc.- Co słychać w pracy? - zapytałam szybko, żeby oderwać jej uwagę od pożeraczababskich serc.- Mnóstwo roboty.- Zaczęła się bawić długimi naszyjnikami.- Sprzedaż internetowaostro się rozwinęła.Jeśli czynsz i podatki dalej będą szły w górę, być może zamknę sklepi skupię się na działalności online.- Naprawdę? Ale przecież kochasz swój sklep! - Wiedziałam, jak ciężko pracowała,żeby go otworzyć, i jak bardzo pragnęła udowodnić, że jej ręcznie wyrabiana biżuteriai ceramika to nie tylko nic niewarte hobby.Wzruszyła ramionami, ale widziałam, że to ją przygnębia.- Przynajmniej będę mogła sama decydować o tym, kiedy pracuję, i znajdę więcejczasu na nowe projekty - odparła.- Do tego mogę przecież jezdzić na zjazdy i pokazy.Ktowie, czy tak nie będzie lepiej.Ucieszyłam się, że myśli pozytywnie, i dodałam:- Mogę wykorzystać więcej twoich wizytówek.W zeszłym tygodniu włożyłam naprzyjęcie ametystowe kolczyki, które dla mnie zrobiłaś.Nawet nie wiesz, ile zgarnęłamkomplementów.- Poważnie? - Od razu poweselała.- To świetnie.Dziękuję.Dałam znać Vincentowi, żeby ponownie napełnił nasze szklanki piwem, a w tymczasie Lynn z gigantycznej torby wyciągnęła wizytówki.- A co u ciebie w pracy? - zapytała, kiedy mi je wręczyła.- Dobrze. - Nadal ją uwielbiasz?- Tak, owszem.- Uśmiechnęłam się do Vincenta, gdy postawił przed nami dwie noweszklanki i zabrał puste.- Czego mi nie mówisz?Popatrzyłam na Lynn zmrużonymi oczami.Była zdecydowanie zbyt spostrzegawcza.- Wszystko ci mówię - szłam w zaparte.- I Lei nie ma absolutnie nic przeciwko twojemu związkowi z Jacksonem? - nieustępowała.Z westchnieniem wzięłam następne crostini i odparłam:- Nie rozmawiamy o tym.I dobrze, bo to moja szefowa, nie kumpela, jednak.- Myślisz, że ma z tym problem?- Powiedziałabym, że całkiem niezle to przyjęła, biorąc pod uwagę, że mieszkamz mężczyzną, który robi interesy z jej nielojalnym ekspartnerem.Mimo to nadal powierza mipoufne informacje.Tyle że teraz jest między nami coś, czego wcześniej nie było.- Co bardzomnie przygnębiało.- Zamierzasz coś z tym zrobić?- A niby co mogę? - Przełknęłam kęs crostini i popiłam piwem.- Pewnie czeka, bochce sprawdzić, co z tego wyjdzie.Minie trochę czasu i może poczuje się z tym lepiej.Lynn z powątpiewaniem zmarszczyła nos, podumała chwilę i spytała:- Rozmawiałaś o tym z Jacksonem?- Nie mogę.To urodzony naprawiacz, a wiesz, jak jest z tymi entuzjastami.Zarazwyrwie się przed orkiestrę, żeby wszystko załagodzić, i jeszcze bardziej skomplikujesytuację.- Oho, właśnie twój kochaś bardzo zyskał w moich oczach.Każda dziewczyna chce,żeby jej najlepsza przyjaciółka związała się z facetem, który jak rycerz w lśniącej zbroiprzybędzie jej z odsieczą.- Puściła oczko.- I zliże z niej lody.Ze śmiechem odwróciłam głowę i rozejrzałam się po zatłoczonej restauracji.Klienciczekali w foyer, podczas gdy personel sprawnie przygotowywał stoliki.Rodziny siedziałyrazem z parami i większymi grupami, a popularna gwiazda telewizji cieszyła się iluzjąanonimowości przy ulubionym stoliku.Nagle zauważyłam błysk fotograficznego fleszai spojrzałam na stolik, przy którym odbywało się urodzinowe przyjęcie.Z głośnikówdobiegała włoska piosenka o miłości i stracie.Znów poczułam zadowolenie, jak zawsze, gdybyłam w restauracji U Rossich.- Czyżby nastał ten dzień, kiedy piekło zamarzło? - zapytała Lynn nieoczekiwanie. - Co takiego? - Zamrugałam ze zdumieniem, nie mając pojęcia, o co jej chodzi.Wskazała brodą wejście, a ja zerknęłam w tamtym kierunku i szeroko otworzyłamoczy.Mój ojciec stał obok Teda Rutledge a, który obejmował go ramieniem.Ted ubrany byłw elegancki garnitur i krawat, ojciec zaś jak zawsze miał na sobie biały kitel szefa kuchnii czerwony fartuch z logo U Rossich [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl