[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nieco dalej zaparkowała biała furgonetka z niebieskim światłem nadachu.Tęgi mężczyzna w granatowym policyjnym mundurze opierał się o jejburtę i palił papierosa.Dwaj inni, w długich szatach i turbanach, siedzieli ztyłu, z karabinami przerzuconymi przez ramię. Salam alejkum powiedział żołnierz, podchodząc do nich.Policjant rzucił papierosa na ziemię, zdeptał go, spojrzał im w oczy iprzywitał uściskiem dłoni.Z Lund na końcu.Nie powiedział ani słowa, tylko zdjął karabin z pleców i poprowadziłich na środek terenu.Dwóch jego ludzi zamykało pochód.Strange trzymał teczkę.Trudno było połączyć jej zawartość zezrujnowanym domem, który pokazał im policjant.Dym po atakusamobójczym pokrył czernią front budynku.Przez wybite okna wdzierały siępodmuchy ostrego zimowego wiatru.Większość mebli zniknęła.Zostałotylko kilka połamanych krzeseł i niewielki stół w pokoju dziennym.Strange ruszył po schodach na górę. Zgodnie z ustaleniami dochodzenia, ludzie Rabena zabrali rodzinę nagórę.Trzy pomieszczenia, tylko jedno sensownej wielkości.I znowuzniszczone meble.Brudny kocioł, na podłodze potłuczone szkło i łuskipocisków.Lund podniosła jeden.Strange podszedł do niej i popatrzył. Kaliber 5.56 stwierdził. Od M-95 duńskiej armii.To tutaj.Weszła do niewielkiego sąsiedniego pomieszczenia.Otworzyła starąskrzynię.Próbowała przetrząsnąć potrzaskane drzwi i szafki.Wyglądało tujak po przejściu zabójczego huraganu.Wrócili na dół.Wielki kominek pokryty sadzą i wilgotny.Krzywykuchenny stół. Tu żołnierze spali na zmianę powiedział Strange, przeglądającnotatki.Jeden materac.Podniosła go, obejrzała.%7ładnych śladów krwi.Obok znajdowała się sień.Za drzwiami zdjętymi z zawiasów. Tu zabito rodzinę? spytała Lund. Zgodnie z twierdzeniami Rabena. Strange kiwnął głową.Powiedział, że ciała przeniesiono jedno pomieszczenie dalej.Wyjął latarkę, otworzył kolejne rachityczne drzwi.Dostrzegli pustepomieszczenie. Nie ośmielili się stąd wyjść?Strange pokręcił głową. Skoro tam byli talibowie, to nie.Jak mogli wyjść? Ale tu nic nie ma! Tylko parę łusek.%7ładnej krwi.%7ładnego śladu pojedzeniu.Można by. to się wydawało niedorzeczne można by pomyśleć,że tu nikt nie mieszkał. Odchyliła postrzępioną brudną zasłonę i wyjrzała nasmętny spalony krajobraz. I że nikt tu nie umarł.Kierowca zaczynał się niepokoić. Skończyliśmy? spytał. Mamy mnóstwo czasu odparła Lund. Chcę porozmawiać zpolicjantem.Może pan tłumaczyć?Wrócili do największego pomieszczenia.Policjant siedział na krześle,dwaj mężczyzni, z którymi przyjechał, stanęli nad nim niczym strażnicy.Wszyscy palili.Ten w granatowym mundurze był najwyrazniej znudzony, ana pewno opryskliwy. Kto tu mieszkał? spytała Lund.Zaczekała na przetłumaczenie. Pięcioosobowa rodzina.Niektórzy uważali, że ojciec rodziny jestbaronem narkotykowym, który dawał pieniądze talibom przekazał w końcużołnierz. Czy on uważa, że tę rodzinę zabili duńscy żołnierze?Policjant ziewnął, wstał, otrzepał brudną czapkę i sięgnął po karabin.Powiedział coś powoli. Nie przetłumaczył żołnierz. Mówi, że po rodzinie nie ma śladu.Lund nie odrywała oczu od Afgańczyka. Zatem tak po prostu zniknęli? To się zdarza odparł żołnierz. Niech pani nie naciska.Na podłodze coś leżało.Wyglądało jak drewniana rakietka, z rączką.Lund podniosła ten przedmiot. Co to jest?Policjant wykonał gest, jakby jadł, i coś powiedział. To na chleb przetłumaczył żołnierz. Rodzina prowadziłapiekarnię. I sprzedawała narkotyki talibom? spytała Lund. Tak bywa. Gdzie piec?Długi potok pasztuńskiego. Mówi, że wszystko zostało zniszczone. W takim razie niech pokaże, gdzie stał piec. Lund szepnął Strange. Co? Nie jesteśmy tu mile widziani.Musimy się zbierać.Za domem znajdowało się podwórko.A za nim kilka niskichbudynków. Jeszcze nie skończyłam powiedziała.*Buch siedział przy biurku, patrzył, jak wynoszą kartony, i słuchałPlougha narzekającego na konfrontację w kaplicy w Ryvangen. Thomas narzekał.Teraz już zawsze mówili sobie po imieniu. Cochciałeś zyskać? Rossing nie jest głupcem powiedział Buch. Wie, że następnymrazem Grue Eriksen może jego wziąć na cel.Dałem mu szansę.Nieskorzystał.Podzwoniłem trochę po adwokatach, by pogadać, jakie mamywyjścia.Chcę, żebyś z nimi usiadł. Mamy teraz większe problemy na głowie! krzyknął Plough. Na przykład? Dochodzenie Lund w Afganistanie. Co z nim? Buch potrząsnął głową. Skoro ona przejechała takikawał drogi. Opuściła strefę wojskową bez pozwolenia. Więc wyślij jej pozwolenie. Nie masz pojęcia, jak to się załatwia.Afganistan to operacja NATO.Obowiązują przepisy międzynarodowe.Myśmy je złamali.DowództwoOperacyjne jest wściekłe.Brytyjczycy się wkurzyli. A kiedy oni się nie wkurzają?Do drzwi energicznie zapukała Karina.Ostatnio nie ubierała się już takoficjalnie, jakby jej dni też były policzone.Miała na sobie czerwoną bluzkę iobcisłe dżinsy. Na zewnątrz czeka minister obrony powiedziała zdumiona. Chcesię z tobą spotkać na osobności.Mam.?Buch klasnął w dłonie i w jednej chwili zerwał się z krzesła.Rossingwszedł i zaczekał, aż Karina i Plough wyjdą. Jeśli przyszedł pan w sprawie jakichś trywialnych pozwoleń dlapolicji w Helmand, to niech pan sobie daruje powiedział Buch. Nie odparł Rossing z krzywym uśmiechem. Odpuściłem już sobiezgadywanie, co pan jeszcze wymyśli. Czym więc mogę panu służyć?Rossing siadł przy oknie.Wyglądał inaczej.Być może na pokonanego. Zawsze byłem lojalny wobec Grue Eriksena.Jakżeby inaczej? Gratulacje.Przymknięte oczy Rossinga otaksowały go powoli. Czasami oznaczało to kompromis.W kwestiach polityki.Zasad.Takajest polityka. Ja bym powiedział, że taki jest kompromis. Sprawuje pan urząd od tygodnia i poucza mnie pan? Rossingpowiedział to bardziej ze smutkiem niż z gniewem, zauważył Buch ku swemuzaskoczeniu. To nie jest łatwe.Nie jest proste.Kiedy usłyszeliśmy teopowieści o zabitych cywilach.Wyjrzał za okno. Wiele się działo.Potrzebowaliśmy większych funduszy.Więcejżołnierzy. Minister obrony wyglądał na zmęczonego, wręcz zmordowanego. Jedna decyzja zawsze pociąga za sobą następną.Pan przewrócił kostkidomina.Jedna gdzieś się przewraca, a za nią cały rząd.Premier i japostanowiliśmy odłożyć na pózniej śledztwo w sprawie ręki.Nie miałempojęcia, do czego to doprowadzi.Rossing pochylił się do przodu i spojrzał Buchowi w oczy. Gdybym miał chociaż cień pojęcia.Biedny Monberg.Te wszystkiemorderstwa.Buch siadł obok niego i czekał. Może powinno mi się zapalić czerwone światełko szeptał Rossing.Nie jestem dumny. Jakie światełko? Lekarze, którzy oglądali tę rękę, dostrzegli jakieś niespójności.Namsię to wydawało nieprzekonujące.Wywiad wojskowy przekazał nam, żewśród ofiar nie było żadnych cywilów. Rossing.Jest pan ministrem obrony [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Nieco dalej zaparkowała biała furgonetka z niebieskim światłem nadachu.Tęgi mężczyzna w granatowym policyjnym mundurze opierał się o jejburtę i palił papierosa.Dwaj inni, w długich szatach i turbanach, siedzieli ztyłu, z karabinami przerzuconymi przez ramię. Salam alejkum powiedział żołnierz, podchodząc do nich.Policjant rzucił papierosa na ziemię, zdeptał go, spojrzał im w oczy iprzywitał uściskiem dłoni.Z Lund na końcu.Nie powiedział ani słowa, tylko zdjął karabin z pleców i poprowadziłich na środek terenu.Dwóch jego ludzi zamykało pochód.Strange trzymał teczkę.Trudno było połączyć jej zawartość zezrujnowanym domem, który pokazał im policjant.Dym po atakusamobójczym pokrył czernią front budynku.Przez wybite okna wdzierały siępodmuchy ostrego zimowego wiatru.Większość mebli zniknęła.Zostałotylko kilka połamanych krzeseł i niewielki stół w pokoju dziennym.Strange ruszył po schodach na górę. Zgodnie z ustaleniami dochodzenia, ludzie Rabena zabrali rodzinę nagórę.Trzy pomieszczenia, tylko jedno sensownej wielkości.I znowuzniszczone meble.Brudny kocioł, na podłodze potłuczone szkło i łuskipocisków.Lund podniosła jeden.Strange podszedł do niej i popatrzył. Kaliber 5.56 stwierdził. Od M-95 duńskiej armii.To tutaj.Weszła do niewielkiego sąsiedniego pomieszczenia.Otworzyła starąskrzynię.Próbowała przetrząsnąć potrzaskane drzwi i szafki.Wyglądało tujak po przejściu zabójczego huraganu.Wrócili na dół.Wielki kominek pokryty sadzą i wilgotny.Krzywykuchenny stół. Tu żołnierze spali na zmianę powiedział Strange, przeglądającnotatki.Jeden materac.Podniosła go, obejrzała.%7ładnych śladów krwi.Obok znajdowała się sień.Za drzwiami zdjętymi z zawiasów. Tu zabito rodzinę? spytała Lund. Zgodnie z twierdzeniami Rabena. Strange kiwnął głową.Powiedział, że ciała przeniesiono jedno pomieszczenie dalej.Wyjął latarkę, otworzył kolejne rachityczne drzwi.Dostrzegli pustepomieszczenie. Nie ośmielili się stąd wyjść?Strange pokręcił głową. Skoro tam byli talibowie, to nie.Jak mogli wyjść? Ale tu nic nie ma! Tylko parę łusek.%7ładnej krwi.%7ładnego śladu pojedzeniu.Można by. to się wydawało niedorzeczne można by pomyśleć,że tu nikt nie mieszkał. Odchyliła postrzępioną brudną zasłonę i wyjrzała nasmętny spalony krajobraz. I że nikt tu nie umarł.Kierowca zaczynał się niepokoić. Skończyliśmy? spytał. Mamy mnóstwo czasu odparła Lund. Chcę porozmawiać zpolicjantem.Może pan tłumaczyć?Wrócili do największego pomieszczenia.Policjant siedział na krześle,dwaj mężczyzni, z którymi przyjechał, stanęli nad nim niczym strażnicy.Wszyscy palili.Ten w granatowym mundurze był najwyrazniej znudzony, ana pewno opryskliwy. Kto tu mieszkał? spytała Lund.Zaczekała na przetłumaczenie. Pięcioosobowa rodzina.Niektórzy uważali, że ojciec rodziny jestbaronem narkotykowym, który dawał pieniądze talibom przekazał w końcużołnierz. Czy on uważa, że tę rodzinę zabili duńscy żołnierze?Policjant ziewnął, wstał, otrzepał brudną czapkę i sięgnął po karabin.Powiedział coś powoli. Nie przetłumaczył żołnierz. Mówi, że po rodzinie nie ma śladu.Lund nie odrywała oczu od Afgańczyka. Zatem tak po prostu zniknęli? To się zdarza odparł żołnierz. Niech pani nie naciska.Na podłodze coś leżało.Wyglądało jak drewniana rakietka, z rączką.Lund podniosła ten przedmiot. Co to jest?Policjant wykonał gest, jakby jadł, i coś powiedział. To na chleb przetłumaczył żołnierz. Rodzina prowadziłapiekarnię. I sprzedawała narkotyki talibom? spytała Lund. Tak bywa. Gdzie piec?Długi potok pasztuńskiego. Mówi, że wszystko zostało zniszczone. W takim razie niech pokaże, gdzie stał piec. Lund szepnął Strange. Co? Nie jesteśmy tu mile widziani.Musimy się zbierać.Za domem znajdowało się podwórko.A za nim kilka niskichbudynków. Jeszcze nie skończyłam powiedziała.*Buch siedział przy biurku, patrzył, jak wynoszą kartony, i słuchałPlougha narzekającego na konfrontację w kaplicy w Ryvangen. Thomas narzekał.Teraz już zawsze mówili sobie po imieniu. Cochciałeś zyskać? Rossing nie jest głupcem powiedział Buch. Wie, że następnymrazem Grue Eriksen może jego wziąć na cel.Dałem mu szansę.Nieskorzystał.Podzwoniłem trochę po adwokatach, by pogadać, jakie mamywyjścia.Chcę, żebyś z nimi usiadł. Mamy teraz większe problemy na głowie! krzyknął Plough. Na przykład? Dochodzenie Lund w Afganistanie. Co z nim? Buch potrząsnął głową. Skoro ona przejechała takikawał drogi. Opuściła strefę wojskową bez pozwolenia. Więc wyślij jej pozwolenie. Nie masz pojęcia, jak to się załatwia.Afganistan to operacja NATO.Obowiązują przepisy międzynarodowe.Myśmy je złamali.DowództwoOperacyjne jest wściekłe.Brytyjczycy się wkurzyli. A kiedy oni się nie wkurzają?Do drzwi energicznie zapukała Karina.Ostatnio nie ubierała się już takoficjalnie, jakby jej dni też były policzone.Miała na sobie czerwoną bluzkę iobcisłe dżinsy. Na zewnątrz czeka minister obrony powiedziała zdumiona. Chcesię z tobą spotkać na osobności.Mam.?Buch klasnął w dłonie i w jednej chwili zerwał się z krzesła.Rossingwszedł i zaczekał, aż Karina i Plough wyjdą. Jeśli przyszedł pan w sprawie jakichś trywialnych pozwoleń dlapolicji w Helmand, to niech pan sobie daruje powiedział Buch. Nie odparł Rossing z krzywym uśmiechem. Odpuściłem już sobiezgadywanie, co pan jeszcze wymyśli. Czym więc mogę panu służyć?Rossing siadł przy oknie.Wyglądał inaczej.Być może na pokonanego. Zawsze byłem lojalny wobec Grue Eriksena.Jakżeby inaczej? Gratulacje.Przymknięte oczy Rossinga otaksowały go powoli. Czasami oznaczało to kompromis.W kwestiach polityki.Zasad.Takajest polityka. Ja bym powiedział, że taki jest kompromis. Sprawuje pan urząd od tygodnia i poucza mnie pan? Rossingpowiedział to bardziej ze smutkiem niż z gniewem, zauważył Buch ku swemuzaskoczeniu. To nie jest łatwe.Nie jest proste.Kiedy usłyszeliśmy teopowieści o zabitych cywilach.Wyjrzał za okno. Wiele się działo.Potrzebowaliśmy większych funduszy.Więcejżołnierzy. Minister obrony wyglądał na zmęczonego, wręcz zmordowanego. Jedna decyzja zawsze pociąga za sobą następną.Pan przewrócił kostkidomina.Jedna gdzieś się przewraca, a za nią cały rząd.Premier i japostanowiliśmy odłożyć na pózniej śledztwo w sprawie ręki.Nie miałempojęcia, do czego to doprowadzi.Rossing pochylił się do przodu i spojrzał Buchowi w oczy. Gdybym miał chociaż cień pojęcia.Biedny Monberg.Te wszystkiemorderstwa.Buch siadł obok niego i czekał. Może powinno mi się zapalić czerwone światełko szeptał Rossing.Nie jestem dumny. Jakie światełko? Lekarze, którzy oglądali tę rękę, dostrzegli jakieś niespójności.Namsię to wydawało nieprzekonujące.Wywiad wojskowy przekazał nam, żewśród ofiar nie było żadnych cywilów. Rossing.Jest pan ministrem obrony [ Pobierz całość w formacie PDF ]