[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Alice! rozległo się nawoływanie Lizzie. Alice, czy wszystko wporządku? Gdzie jesteś?Miles słyszał ten głos, ale jego świadomość nie zarejestrowała go, zbytbył pochłonięty uczuciami, których doznawał w ramionach Alice.Dopieroodgłos kroków na kamiennych płytach podłogi przywrócił go dorzeczywistości.Puścił Alice, a ona zachwiała się i upadłaby, gdyby jej niepodtrzymał.Jedno spojrzenie na jej twarz powiedziało mu, że jest wciążoszołomiona.Włosy miała potargane, zrenice rozszerzone i pociemniałe.Przyłożyła palce do ust w geście zdziwienia, na którego widok poczułniezwykły jak na niego przypływ czułości.Miles czuł się zaniepokojony i nie rozumiał zródła tego doznania.Zjednej strony przeklinał intruza, który uniemożliwił mu uwiedzenie Alice.Bezwątpienia właśnie to by się za moment zdarzyło.Wykorzystałby jej ochocząodpowiedz na jego namiętność i tym samym zmusił do zawarcia małżeństwa133RSnatychmiast wyprowadzając w pole prawników i obchodząc warunkitestamentu.Z drugiej strony, w głębi ducha był zadowolony, że to się niezdarzyło, ale wolał nie zgłębiać powodów swojego zadowolenia. Alice!Za chwilę Lizzie ich przyłapie.Miles poprawił pelerynę Alice, nasunąłkaptur na jej głowę i pocałował ją przelotnie w usta. Lady Elizabeth zaraz tu wejdzie powiedział cicho i ku swej uldzezobaczył, że zamrugała rzęsami, a jej twarz straciła zdziwiony iroznamiętniony wyraz, który upodabniał ją dc śpiącej księżniczki z bajki.Odwróciła się w tym samym momencie w którym Lizzie z rozmachemotworzyła drzwi gabinetu.Miles stanął za biurkiem, aby ukryć widome oznakipodniecenia.Nie postawi Alice w niezręcznej sytuacji, okazując wszem iwobec jak jej pożąda. Tutaj jesteś! wykrzyknęła Lizzie. A już myśleliśmy, że lord Vickeryuprowadził cię żeby schrupać z kosteczkami.Mnie jednej starczyło odwagi,aby pospieszyć ci na odsiecz, Cieszę się, że widzę cię całą i nietkniętą pod-kreśliła, patrząc na Milesa bez cienia sympatii. Wszystko w porządku, Lizzie, nie ma powodów do niepokoju.LordzieVickery lekkie drżenie jej głosu było niemal niedosłyszalne pozwoli pan,że się pożegnam. Odwiedzę panią jutro, panno Lister.Zawsze na pani usługi. Czy tak? spytała z błyskiem w oku. Może być pani tego najzupełniej pewna. Chodz, Alice! Lizzie złapała ją za ramię. Pokażę ci, co kupiłam.Prześliczne nocniki z chińskiej porcelany.Wyszły obie do holu, Lizzie cały czas mówiła jak nakręcona.Alice nieobejrzała się.Miles łowił uchem odgłos jej kroków, potem ucichły.Poruszył134RSsię niespokojnie, jakby chciał się otrząsnąć z wrażenia, że wydarzyło się cośniezwyczajnego między nim a Alice.Nie było to tylko pożądanie.Kiedywyciągnęła ręce, by go objąć, zrodziła się między nimi więz głębsza niżjakakolwiek dotąd.Nie życzył sobie tak intensywnych doznań, nie zamierzałsię przywiązać do Alice.Chciał ją wziąć do łóżka i chciał jej pieniędzy.Byłznudzony i w podłym nastroju z powodu wyprzedaży, do tego zły na ojca zajego rozrzutność.Alice pragnęła go pocieszyć i powinien doznać czystofizycznej ulgi.Wciąż był podniecony na myśl o niej.Powinien ją uwieść, tu, natym biurku, skompromitować i wytrącić argumenty prawnikom, tak że niepozostałoby im nic innego, jak wycofać się, zapomnieć o kodycylu ladyMembury i posłać po księdza.Alice stanęła jak żywa przed jego oczami, ale nie rozłożona w rozpustnejpozie na biurku, uległa i poniżona, tylko pieszcząca go dłońmi po torsie ibarkach, ofiarująca pocieszenie w nieszczęściu, które go spotkało.Miles,czując się poruszony do głębi, zaklął ordynarnie.Skłonność do niej stanowczozaciemniała mu umysł.To było jedyne sensowne wytłumaczenie jego rozterek.Niech szlag trafi te trzy miesiące.Do diabła z idiotycznym zapisem ladyMembury.Będzie miał i Alice, i jej pieniądze.Pożądają się nawzajem, onaulegnie.Już on się o to postara.Następnym razem porzuci pozę dżentelmena.Zamknie drzwi na klucz, żeby zapobiec niepożądanym wtargnięciom, iuwiedzie Alice.Bez zbędnych sentymentów i bez litości, jak na rasowegołajdaka przystało.135RSRozdział jedenastyNastępnego ranka zaczął padać śnieg.Odchyliwszy ciężkie zasłony,Alice spojrzała na niebo.Przypominało wielką białą gęś, z której piersiopadały, wirując i kłębiąc się, sterty puchu.Marigold zapukała do drzwi iweszła do środka, niosąc tacę z filiżanką gorącej czekolady i talerzykiem ztostami.Alice odwróciła się do niej, opuszczając z powrotem zasłony. Proszę wrócić do łóżka powiedziała zaniepokojonym tonempokojówka. Przeziębi się pani, stojąc przy oknie w koszuli.Postawiła tacę na nocnym stoliku i uklękła przed kominkiem, żebyrozpalić ogień.Alice przyglądała się jej, wspominając dłużące się zimowe dni,kiedy wstawała przed świtem, aby przystąpić do codziennych obowiązków.Zaczynała od rozbicia tafli lodu w wiadrach stojących w kuchni.Dopierowtedy mogła zagrzać wodę, a potem wędrowała z piętra na piętro, taszczącciężką skrzynkę z rozmaitymi utensyliami, czyściła paleniska, rozpalała ogień,wykonywała setki żmudnych czynności.Matka uważała, że Alice jest nazbytpobłażliwa dla służby Marigold i Delii, kucharza, lokaja, Jima i woznicy Jeda ale ona znała ich ciężki los i robiła wszystko, żeby im ulżyć.Byli najlepiejopłacanymi służącymi w Yorkshire, ich pokoiki ogrzewano; mieli prawo dokilku wolnych dni, żeby móc odwiedzić rodziny; kiedy chorowali, wzywałalekarza. Dama nie powinna niczego robić, to jej prawo i obowiązek pouczałapani Lister, kiedy Alice chciała zobaczyć, co się dzieje w kuchni lub spiżarni. Stałyśmy się bezużyteczne, odkąd jesteśmy bogate broniła się Alice inie chcąc sprzeciwiać się matce otwarcie, wymykała się do kuchni, abypomagać w przygotowywaniu marynowanych gruszek.136RS Mama pewnie nie wychyli nosa ze swojego pokoju, gdy zobaczy, że takśnieży zwróciła się do Marigold.Pokojówka wstała z kolan i ocierając dłonie z sadzy, powiedziała zuśmiechem: Pani Lister wypiła już poranną herbatę, odczytała przyszłość z liści, ateraz siedzi w saloniku, pochłonięta lekturą Węgierskich braci" pani Porter.Jej powieści są bardzo zajmujące, tak mi powiedziała.Alice westchnęła nie dlatego, żeby ubolewała nad gustem matki, aledlatego że żadne plany, jakie mogłaby powziąć na dziś, nie znajdą uznania wjej oczach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
. Alice! rozległo się nawoływanie Lizzie. Alice, czy wszystko wporządku? Gdzie jesteś?Miles słyszał ten głos, ale jego świadomość nie zarejestrowała go, zbytbył pochłonięty uczuciami, których doznawał w ramionach Alice.Dopieroodgłos kroków na kamiennych płytach podłogi przywrócił go dorzeczywistości.Puścił Alice, a ona zachwiała się i upadłaby, gdyby jej niepodtrzymał.Jedno spojrzenie na jej twarz powiedziało mu, że jest wciążoszołomiona.Włosy miała potargane, zrenice rozszerzone i pociemniałe.Przyłożyła palce do ust w geście zdziwienia, na którego widok poczułniezwykły jak na niego przypływ czułości.Miles czuł się zaniepokojony i nie rozumiał zródła tego doznania.Zjednej strony przeklinał intruza, który uniemożliwił mu uwiedzenie Alice.Bezwątpienia właśnie to by się za moment zdarzyło.Wykorzystałby jej ochocząodpowiedz na jego namiętność i tym samym zmusił do zawarcia małżeństwa133RSnatychmiast wyprowadzając w pole prawników i obchodząc warunkitestamentu.Z drugiej strony, w głębi ducha był zadowolony, że to się niezdarzyło, ale wolał nie zgłębiać powodów swojego zadowolenia. Alice!Za chwilę Lizzie ich przyłapie.Miles poprawił pelerynę Alice, nasunąłkaptur na jej głowę i pocałował ją przelotnie w usta. Lady Elizabeth zaraz tu wejdzie powiedział cicho i ku swej uldzezobaczył, że zamrugała rzęsami, a jej twarz straciła zdziwiony iroznamiętniony wyraz, który upodabniał ją dc śpiącej księżniczki z bajki.Odwróciła się w tym samym momencie w którym Lizzie z rozmachemotworzyła drzwi gabinetu.Miles stanął za biurkiem, aby ukryć widome oznakipodniecenia.Nie postawi Alice w niezręcznej sytuacji, okazując wszem iwobec jak jej pożąda. Tutaj jesteś! wykrzyknęła Lizzie. A już myśleliśmy, że lord Vickeryuprowadził cię żeby schrupać z kosteczkami.Mnie jednej starczyło odwagi,aby pospieszyć ci na odsiecz, Cieszę się, że widzę cię całą i nietkniętą pod-kreśliła, patrząc na Milesa bez cienia sympatii. Wszystko w porządku, Lizzie, nie ma powodów do niepokoju.LordzieVickery lekkie drżenie jej głosu było niemal niedosłyszalne pozwoli pan,że się pożegnam. Odwiedzę panią jutro, panno Lister.Zawsze na pani usługi. Czy tak? spytała z błyskiem w oku. Może być pani tego najzupełniej pewna. Chodz, Alice! Lizzie złapała ją za ramię. Pokażę ci, co kupiłam.Prześliczne nocniki z chińskiej porcelany.Wyszły obie do holu, Lizzie cały czas mówiła jak nakręcona.Alice nieobejrzała się.Miles łowił uchem odgłos jej kroków, potem ucichły.Poruszył134RSsię niespokojnie, jakby chciał się otrząsnąć z wrażenia, że wydarzyło się cośniezwyczajnego między nim a Alice.Nie było to tylko pożądanie.Kiedywyciągnęła ręce, by go objąć, zrodziła się między nimi więz głębsza niżjakakolwiek dotąd.Nie życzył sobie tak intensywnych doznań, nie zamierzałsię przywiązać do Alice.Chciał ją wziąć do łóżka i chciał jej pieniędzy.Byłznudzony i w podłym nastroju z powodu wyprzedaży, do tego zły na ojca zajego rozrzutność.Alice pragnęła go pocieszyć i powinien doznać czystofizycznej ulgi.Wciąż był podniecony na myśl o niej.Powinien ją uwieść, tu, natym biurku, skompromitować i wytrącić argumenty prawnikom, tak że niepozostałoby im nic innego, jak wycofać się, zapomnieć o kodycylu ladyMembury i posłać po księdza.Alice stanęła jak żywa przed jego oczami, ale nie rozłożona w rozpustnejpozie na biurku, uległa i poniżona, tylko pieszcząca go dłońmi po torsie ibarkach, ofiarująca pocieszenie w nieszczęściu, które go spotkało.Miles,czując się poruszony do głębi, zaklął ordynarnie.Skłonność do niej stanowczozaciemniała mu umysł.To było jedyne sensowne wytłumaczenie jego rozterek.Niech szlag trafi te trzy miesiące.Do diabła z idiotycznym zapisem ladyMembury.Będzie miał i Alice, i jej pieniądze.Pożądają się nawzajem, onaulegnie.Już on się o to postara.Następnym razem porzuci pozę dżentelmena.Zamknie drzwi na klucz, żeby zapobiec niepożądanym wtargnięciom, iuwiedzie Alice.Bez zbędnych sentymentów i bez litości, jak na rasowegołajdaka przystało.135RSRozdział jedenastyNastępnego ranka zaczął padać śnieg.Odchyliwszy ciężkie zasłony,Alice spojrzała na niebo.Przypominało wielką białą gęś, z której piersiopadały, wirując i kłębiąc się, sterty puchu.Marigold zapukała do drzwi iweszła do środka, niosąc tacę z filiżanką gorącej czekolady i talerzykiem ztostami.Alice odwróciła się do niej, opuszczając z powrotem zasłony. Proszę wrócić do łóżka powiedziała zaniepokojonym tonempokojówka. Przeziębi się pani, stojąc przy oknie w koszuli.Postawiła tacę na nocnym stoliku i uklękła przed kominkiem, żebyrozpalić ogień.Alice przyglądała się jej, wspominając dłużące się zimowe dni,kiedy wstawała przed świtem, aby przystąpić do codziennych obowiązków.Zaczynała od rozbicia tafli lodu w wiadrach stojących w kuchni.Dopierowtedy mogła zagrzać wodę, a potem wędrowała z piętra na piętro, taszczącciężką skrzynkę z rozmaitymi utensyliami, czyściła paleniska, rozpalała ogień,wykonywała setki żmudnych czynności.Matka uważała, że Alice jest nazbytpobłażliwa dla służby Marigold i Delii, kucharza, lokaja, Jima i woznicy Jeda ale ona znała ich ciężki los i robiła wszystko, żeby im ulżyć.Byli najlepiejopłacanymi służącymi w Yorkshire, ich pokoiki ogrzewano; mieli prawo dokilku wolnych dni, żeby móc odwiedzić rodziny; kiedy chorowali, wzywałalekarza. Dama nie powinna niczego robić, to jej prawo i obowiązek pouczałapani Lister, kiedy Alice chciała zobaczyć, co się dzieje w kuchni lub spiżarni. Stałyśmy się bezużyteczne, odkąd jesteśmy bogate broniła się Alice inie chcąc sprzeciwiać się matce otwarcie, wymykała się do kuchni, abypomagać w przygotowywaniu marynowanych gruszek.136RS Mama pewnie nie wychyli nosa ze swojego pokoju, gdy zobaczy, że takśnieży zwróciła się do Marigold.Pokojówka wstała z kolan i ocierając dłonie z sadzy, powiedziała zuśmiechem: Pani Lister wypiła już poranną herbatę, odczytała przyszłość z liści, ateraz siedzi w saloniku, pochłonięta lekturą Węgierskich braci" pani Porter.Jej powieści są bardzo zajmujące, tak mi powiedziała.Alice westchnęła nie dlatego, żeby ubolewała nad gustem matki, aledlatego że żadne plany, jakie mogłaby powziąć na dziś, nie znajdą uznania wjej oczach [ Pobierz całość w formacie PDF ]