[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy się zorientowałaś?- Już w czasie drogi, ale miałam nadzieję, że się mylę.Na dziedzińcu przekonali mnieostatecznie.Skrzywił się, patrząc na mnie z rosnącym obrzydzeniem.- Tak podejrzewałem, że z tym niemieckim robisz jakiś szwindel, ale moi podwładnito idioci.A tak między nami… jakiego języka naprawdę nie rozumiesz?- Duńskiego - odparłam z satysfakcją.- Jedną z nielicznych pewnych rzeczy jest to, żenie nauczę się go nigdy w życiu.A teraz zawiadamiam cię, moje słodkie kochanie, że jak minie dasz jeść, to pluję na tę całą konwersację i odmawiam wszystkiego.Cholera mnie bierzena ciebie i na siebie.Nic ze mnie nie wydoisz, bo jestem zniechęcona do egzystencji.Możeszmnie zabić zaraz i nie zawracaj mi głowy.Wrogi upór widocznie buchał ze mnie ogniście, bo przyjrzał mi się, uśmiechnął się zdrwiącym zadowoleniem i przycisnął jakiś guzik.Rozległ się cichy brzęczek.- Obiad dla pani - powiedział w przestrzeń i po chwili ze ściany wyjechał stół,zastawiony posiłkiem.Byłam głodna i wściekła, z ponurą furią wpatrywałam się w pełneżarcia talerze, a on przyglądał mi się z błyskiem ironicznego zaciekawienia w oku.Wmomencie kiedy sięgnęłam po nakrycia, nagle odsunął stół ode mnie.Zastygłam w bezruchu i spojrzałam na niego.- O, przepraszam - powiedział z nieopisanie złośliwą uprzejmością i przysunął stół napowrót.Opanowałam się, ujęłam widelec i w tym momencie stół znów odjechał.Zabawa w odbieranie kości głodnemu psu była dla mnie przez całe życienajwstrętniejszą rzeczą ze wszystkich, jakie potrafi wymyślić małpia złośliwość.Mojadoprowadzona do ostateczności dusza doszła do głosu.Z zimną furią, z pełną świadomościątego co robię, przestałam panować nad sobą.Przed widelcem, który miałam w ręku, udało mu się uchylić, ale na nic więcejzareagować nie zdążył.Za daleko ode mnie siedział, żebym mogła wszystkie półmiskirozbijać mu bezpośrednio na głowie, poleciała więc tylko w jego stronę ich zawartość.Bezsłowa, ale za to z imponującym rozmachem demolowałam wszystko, cokolwiek miałam wzasięgu ręki, w miarę możności celując w przeciwnika.Przytomnie nie usiłował mniepowstrzymać, zdając sobie widocznie sprawę z tego, że równie dobrze mógłby powstrzymaćrozpędzoną lokomotywę.Posługiwał się tylko tacą w charakterze tarczy, ale nawet nie wstał zfotela i w ogóle całe to dantejskie piekło zniósł zdumiewająco spokojnie.Na zakończeniedolałam sobie do szklanki wody z syfonu, po czym uniosłam syfon i z całej siły trzasnęłamnim w marmurową donicę z kaktusami.Efekt tego epilogu zadowolił mnie ostatecznie,usiadłam na powrót na fotelu, wypiłam nieco wody, a resztą znienacka chlusnęłam na niego.- Twoje zdrowie - powiedziałam mściwie.Z kamiennym spokojem wyciągnął z kieszeni chusteczkę, wytarł twarz, strząsnął zmarynarki szczątki różnych artykułów spożywczych i przycisnął guzik.- Drugi obiad dla pani - powiedział w przestrzeń.- I niech tu ktoś posprząta.Odwrócił się do mnie i dodał:- Właśnie czegoś takiego się po tobie spodziewałem.To ładnie z twojej strony, że niezawiodłaś moich oczekiwań.- Nawzajem - odparłam wzgardliwie i przez dziesięć minut siedzieliśmy w milczeniu,obserwując wysiłki dwóch usuwających pobojowisko facetów.Stół z obiadem wjechałponownie i przystąpiłam do spożywania produktów, całkowicie zdecydowana zabić go,gdyby się jeszcze z czymś wygłupił.Nadal milczał, patrząc mi w zęby, co mnie okropnie drażniło, pod koniec zaśpowiedział:- Nie żałuj sobie.Możliwe, że to ostatni obiad w twoim życiu.A w każdym razie takiobiad…Wzruszyłam ramionami, nie zniżając się do udzielania odpowiedzi i zastanawiając się,co to bydlę wymyśliło.Jadowita substancja skapywała z jego słów i aż dziw brał, że nieprzepalała dywanu na podłodze.Niechęć, przepełniająca cały mój organizm, zaczynała sięprzekształcać w nienawiść.I pomyśleć, że miałam przed sobą przystojnego blondyna! Tawróżka była chyba nienormalna…Kawa została dostarczona tą samą bezosobową metodą i na nowo podjęliśmypogawędkę.Po likwidacji pierwszego obiadu i zaspokojeniu głodu wpadłam w nieco lepszyhumor.Zażądałam wyjaśnień, jakim sposobem na mnie trafili.Opowiedział mi to bardzochętnie i bez żadnych oporów, widocznie myśl, że dostał mnie w ręce, również wprawiła gow lepszy humor.- Ja sam nie przypuszczałem, że cię diabli wynieśli na ocean - ciągnął, opisawszypoprzednio, co działo się w rezydencji po moim zniknięciu.- Domyślałem się, że ta twojaniechęć do wody była symulowana, ale nie byłem pewien.Dopiero ten statek, któryusiłowałaś przedziurawić…Słusznie uważałam ową przeszkodę na prostej, morskiej drodze za odrażającą kobyłę!Między innymi płynął tam jakiś idiota dziennikarz, który, zachwycony sensacją, podyktowałprzez radio do swej redakcji atrakcyjny artykuł o szarży jachtu „Stella di Mare” na Boguducha winien pasażerski statek.Nazajutrz zamieścili nawet zdjęcia, na których machałamręką z rufy, przy czym dodatkową sensację stanowił brak jakiejkolwiek flagi na moimmaszcie.Do faceta, który wziął trzysta dolarów za ropę, dotarli w dwa dni po mnie.Następnego dnia odnaleźli mnie już za Wyspami Kanaryjskimi.- Nie miało sensu zatrzymywać cię na wodzie, mogłabyś się utopić, a to byłobyprzedwczesne - kontynuował z gryzącą uprzejmością.- Zresztą, nie ma na świecie jednostki,która mogłaby dogonić ten jacht.Czekaliśmy na ciebie wzdłuż wybrzeża, gdzieś przecieżmusiałaś wylądować.Patrolowaliśmy helikopterem ląd i morze.Zniszczylibyśmy ci jachttylko w wypadku, gdybyś płynęła do Kopenhagi, ale to było mało prawdopodobne, bomiałabyś trudności w kanale La Manche [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Kiedy się zorientowałaś?- Już w czasie drogi, ale miałam nadzieję, że się mylę.Na dziedzińcu przekonali mnieostatecznie.Skrzywił się, patrząc na mnie z rosnącym obrzydzeniem.- Tak podejrzewałem, że z tym niemieckim robisz jakiś szwindel, ale moi podwładnito idioci.A tak między nami… jakiego języka naprawdę nie rozumiesz?- Duńskiego - odparłam z satysfakcją.- Jedną z nielicznych pewnych rzeczy jest to, żenie nauczę się go nigdy w życiu.A teraz zawiadamiam cię, moje słodkie kochanie, że jak minie dasz jeść, to pluję na tę całą konwersację i odmawiam wszystkiego.Cholera mnie bierzena ciebie i na siebie.Nic ze mnie nie wydoisz, bo jestem zniechęcona do egzystencji.Możeszmnie zabić zaraz i nie zawracaj mi głowy.Wrogi upór widocznie buchał ze mnie ogniście, bo przyjrzał mi się, uśmiechnął się zdrwiącym zadowoleniem i przycisnął jakiś guzik.Rozległ się cichy brzęczek.- Obiad dla pani - powiedział w przestrzeń i po chwili ze ściany wyjechał stół,zastawiony posiłkiem.Byłam głodna i wściekła, z ponurą furią wpatrywałam się w pełneżarcia talerze, a on przyglądał mi się z błyskiem ironicznego zaciekawienia w oku.Wmomencie kiedy sięgnęłam po nakrycia, nagle odsunął stół ode mnie.Zastygłam w bezruchu i spojrzałam na niego.- O, przepraszam - powiedział z nieopisanie złośliwą uprzejmością i przysunął stół napowrót.Opanowałam się, ujęłam widelec i w tym momencie stół znów odjechał.Zabawa w odbieranie kości głodnemu psu była dla mnie przez całe życienajwstrętniejszą rzeczą ze wszystkich, jakie potrafi wymyślić małpia złośliwość.Mojadoprowadzona do ostateczności dusza doszła do głosu.Z zimną furią, z pełną świadomościątego co robię, przestałam panować nad sobą.Przed widelcem, który miałam w ręku, udało mu się uchylić, ale na nic więcejzareagować nie zdążył.Za daleko ode mnie siedział, żebym mogła wszystkie półmiskirozbijać mu bezpośrednio na głowie, poleciała więc tylko w jego stronę ich zawartość.Bezsłowa, ale za to z imponującym rozmachem demolowałam wszystko, cokolwiek miałam wzasięgu ręki, w miarę możności celując w przeciwnika.Przytomnie nie usiłował mniepowstrzymać, zdając sobie widocznie sprawę z tego, że równie dobrze mógłby powstrzymaćrozpędzoną lokomotywę.Posługiwał się tylko tacą w charakterze tarczy, ale nawet nie wstał zfotela i w ogóle całe to dantejskie piekło zniósł zdumiewająco spokojnie.Na zakończeniedolałam sobie do szklanki wody z syfonu, po czym uniosłam syfon i z całej siły trzasnęłamnim w marmurową donicę z kaktusami.Efekt tego epilogu zadowolił mnie ostatecznie,usiadłam na powrót na fotelu, wypiłam nieco wody, a resztą znienacka chlusnęłam na niego.- Twoje zdrowie - powiedziałam mściwie.Z kamiennym spokojem wyciągnął z kieszeni chusteczkę, wytarł twarz, strząsnął zmarynarki szczątki różnych artykułów spożywczych i przycisnął guzik.- Drugi obiad dla pani - powiedział w przestrzeń.- I niech tu ktoś posprząta.Odwrócił się do mnie i dodał:- Właśnie czegoś takiego się po tobie spodziewałem.To ładnie z twojej strony, że niezawiodłaś moich oczekiwań.- Nawzajem - odparłam wzgardliwie i przez dziesięć minut siedzieliśmy w milczeniu,obserwując wysiłki dwóch usuwających pobojowisko facetów.Stół z obiadem wjechałponownie i przystąpiłam do spożywania produktów, całkowicie zdecydowana zabić go,gdyby się jeszcze z czymś wygłupił.Nadal milczał, patrząc mi w zęby, co mnie okropnie drażniło, pod koniec zaśpowiedział:- Nie żałuj sobie.Możliwe, że to ostatni obiad w twoim życiu.A w każdym razie takiobiad…Wzruszyłam ramionami, nie zniżając się do udzielania odpowiedzi i zastanawiając się,co to bydlę wymyśliło.Jadowita substancja skapywała z jego słów i aż dziw brał, że nieprzepalała dywanu na podłodze.Niechęć, przepełniająca cały mój organizm, zaczynała sięprzekształcać w nienawiść.I pomyśleć, że miałam przed sobą przystojnego blondyna! Tawróżka była chyba nienormalna…Kawa została dostarczona tą samą bezosobową metodą i na nowo podjęliśmypogawędkę.Po likwidacji pierwszego obiadu i zaspokojeniu głodu wpadłam w nieco lepszyhumor.Zażądałam wyjaśnień, jakim sposobem na mnie trafili.Opowiedział mi to bardzochętnie i bez żadnych oporów, widocznie myśl, że dostał mnie w ręce, również wprawiła gow lepszy humor.- Ja sam nie przypuszczałem, że cię diabli wynieśli na ocean - ciągnął, opisawszypoprzednio, co działo się w rezydencji po moim zniknięciu.- Domyślałem się, że ta twojaniechęć do wody była symulowana, ale nie byłem pewien.Dopiero ten statek, któryusiłowałaś przedziurawić…Słusznie uważałam ową przeszkodę na prostej, morskiej drodze za odrażającą kobyłę!Między innymi płynął tam jakiś idiota dziennikarz, który, zachwycony sensacją, podyktowałprzez radio do swej redakcji atrakcyjny artykuł o szarży jachtu „Stella di Mare” na Boguducha winien pasażerski statek.Nazajutrz zamieścili nawet zdjęcia, na których machałamręką z rufy, przy czym dodatkową sensację stanowił brak jakiejkolwiek flagi na moimmaszcie.Do faceta, który wziął trzysta dolarów za ropę, dotarli w dwa dni po mnie.Następnego dnia odnaleźli mnie już za Wyspami Kanaryjskimi.- Nie miało sensu zatrzymywać cię na wodzie, mogłabyś się utopić, a to byłobyprzedwczesne - kontynuował z gryzącą uprzejmością.- Zresztą, nie ma na świecie jednostki,która mogłaby dogonić ten jacht.Czekaliśmy na ciebie wzdłuż wybrzeża, gdzieś przecieżmusiałaś wylądować.Patrolowaliśmy helikopterem ląd i morze.Zniszczylibyśmy ci jachttylko w wypadku, gdybyś płynęła do Kopenhagi, ale to było mało prawdopodobne, bomiałabyś trudności w kanale La Manche [ Pobierz całość w formacie PDF ]