[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozważałyśmy to.Mogła schować dowódrzeczowy, żeby nie rzucać na niego podejrzenia o zbrodnię, alternatywą jest chęćzostawienia klejnotu dla siebie, ale przyjmujemy pierwszy pogląd.Z grzeczności.- Jedna Angielka, dwie Francuzki, reszta już same Polki - wyliczyła Marta na palcach.-Popatrzcie, wszystkie kobiety jednakowe, narodowość obojętna.Też bym się nieobraziła, mieć coś takiego dla siebie, i zdaje się, że też bym się wygłupiła dla faceta.Antosia, mam wrażenie, podwójnie, raz dla byłego, raz dla przyszłego.- Uczuciowa była.- westchnęła rzewnie Elżusia.- I co zrobicie teraz? - spytał Jurek rzeczowo.- Dowcip polega na tym, że nie wiemy.Prababcia Karolina wymyśliła, że skoro on jestpodwójny, a my jesteśmy blizniaczki, powinnyśmy go znalezć i posiadać.Może jakośwykorzystać.Szczegółowych instrukcji nie udzieliła, bo sama nie była pewna, czy on wogóle jeszcze istnieje.Mamy cichą nadzieję, że nam coś doradzicie.Przez prawie stopięćdziesiąt lat rodzina Kacperskich była czystym błogosławieństwem dla Przyleskich iNoirmontów.- Przez sto trzydzieści trzy - uściśliła Krystyna.- Dzięki Noirmontom Kacperscy z nędzy wyszli - przypomniał Jędruś surowo.- Do dziśnam jeszcze zostało Florianowe złoto, a że oni wszyscy - wskazał brodą swoich synów icórkę - nie głupie i nie chciwe, to zwykła łaska boska.Słuszne jest, żeby i wam cośzostało.Sprzedać to możecie, ale czy ja wiem.***Jako następny w charakterze eksperta i doradcy, wystąpił Paweł.Zanim jeszcze ruszyłyśmy z powrotem do Warszawy, uzgodniłyśmy sprawę.Zpropozycją wyskoczyła Krystyna, oceniająca naszych przyszłych przytomnie i bezzłudzeń.- Idiotyzmem było przyjechać dwoma samochodami - rzekła gniewnie, wchodząc domojego pokoju, gotowa już do drogi.- W jednym mogłybyśmy teraz naradzać się doupojenia.Nie będziemy przecież jechać równo, wrzeszcząc do siebie przez otwarteokna.- Szczególnie że deszcz pada - zgodziłam się i usiadłam na łóżku.- No? Masz jakiśpomysł?Usiadła naprzeciwko mnie, na fotelu.- Mam.Trzeba to zwalić na łeb właściwemu chłopu.Andrzej odpada, niepraktycznyżyciowo, twój Paweł lepszy.Proponuję, żeby naradzić się z nim od razu, dzisiajwieczorem.- Ale Andrzeja musimy dokooptować, bo inaczej się obrazi.- Myślisz.?- Jestem pewna.W każdym razie powinien.Przy okazji załatwisz kwestię tego bogategogacha, którego doisz dla jego dobra.124- Bardzo dobrze, to ma swój sens.Gdzie się spotkamy?- U mnie chyba, nie? Do niego mogłaby się wedrzeć ta suka, Iza, u babci za dużorodziny, będą przeszkadzać.Chyba że u ciebie?- Nie, wolę u ciebie.Ty potem będziesz zmywać, a nie ja.Bierz go wobec tego i zaraz poprzyjezdzie zaczniemy po sobie dzwonić.Z westchnieniem wzięłam od niej grubą wełnianą skarpetkę, wybraną jako eleganckieetui na klejnot.Miałam nadzieję, że wreszcie ona popilnuje skarbu, a ja zyskam trochęświętego spokoju.Okazało się, że nic z tego, znów pada na mnie.Nosem mi już wy-chodziły przemyślne schowki i wyszukane podstępy, włożyłam zatem skarpetkę wraz zzawartością najzwyczajniej w świecie do torby.No i na Krystynę już w pobliżu Poddębic dokonano napadu.Pojechała pierwsza, ja zaś zostałam daleko z tyłu, bo między nią a mną wywaliła się naszosę cała kopiasto załadowana przyczepa siana w bryłach geometrycznych i musiałamodczekać, aż trochę tego uprzątnęli.Napadu na nią wcale nie oglądałam.Zatrzymała ją drogówka w postaci dwóch policjantów.Grzecznie kazali zjechać w bocznądrogę przy zagajniku i nie symulując już niczego, wyciągnęli spluwy.Na myśl, że właśnieprzekazała drogocenność w moje ręce, Krystyna dostała ataku straszliwego śmiechu i dokońca zbożnej akcji nie zdołała się uspokoić.Nawet rewizja osobista nie popsuła jejhumoru.Przeszukali ją oraz cały samochód, ani słowem nie zdradzając celu poszukiwań,wściekli nieziemsko, po czym znikli, nie robiąc jej w rezultacie żadnej krzywdy.Przeszukiwanie pojazdu trochę trwało i właśnie w tym czasie przejechałam spokojnie ibez żadnych złych przeczuć, a Kryśka w zagajniku wyła z radości i łzy jej z oczu ciekły.Od śmiechu rozbolały ją żebra, ale nie narzekała zbytnio na tę dolegliwość.Pózniej, przez czysty przypadek, dowiedziałyśmy się, jak to wyglądało od drugiej strony.Prawdziwa drogówka w liczbie trzech funkcjonariuszy stała całkiem gdzie indziej.Wszyscy trzej nagle złapali się za szyję, zdziwili się, skąd osy o tej porze roku, zle sięwyrazili o insektach i film im się urwał.Równocześnie zapadli w sen błogi i głęboki, pojakimś czasie zaś ocknęli się wśród krzewów, pozbawieni mundurów, za to, ku własnemubezgranicznemu zdumieniu, a także uldze, nie pozbawieni broni.Medycznie zostałostwierdzone, iż uśpiono ich nabojami na grubego zwierza.Zciśle biorąc, brak odzieżyzauważyło dwóch, trzeci miał na sobie komplet i w pierwszym momencie padły na niegoróżne głupie podejrzenia, na szczęście jednak taki rozmiar zidiocenia, żeby obrabowaćkolegów, a samemu się wyróżnić, dla mniej więcej normalnych ludzi jest nieosiągalny,odczepiono się zatem od niego bardzo szybko.Ich pojazd został odnaleziony prawierównocześnie przez inny komplet Służby Ruchu.Wydarzenie było tak dziwne, wstydliwe i kompromitujące, że postarano się czym prędzejje zatuszować.Szkód żadnych władza nie poniosła.I nawet kataru w tych zaroślach nie dostali, zapewne dzięki temu, że deszcz przestałpadać już wcześniej.Kryśka, w szampańskim humorze, opowiedziała o niezwykłej napaści od razu, tegosamego wieczoru.Udało się jej złapać telefonicznie Andrzeja, ja zaś dopadłam Pawła,przyszli obaj, przyjrzeli się sobie wzajemnie i rozpogodzili się wyraznie i zgodnie.Ustawiłam na stole wszystko, co miałam w domu, wino, piwo, koniak i niezleprzymrożonego szampana.Po czym, na środku, wśród licznych szkieł, bez słowa125położyłam diament.Zmiłuj się Panie, jakaż to była, swoją drogą, przyjemność! Położyć na stole coś, co niema prawa istnieć na świecie, co wygląda tak, że trudno oczy oderwać, co w ogóle nie maceny, co z miejsca ustawia nas obie na poziomie, przerastającym wszelkie możliwepieniądze! Pozwolić im to oglądać.Powiedzieć niedbale: Ach, to nasze rodzinne, spadekpo przodkach.Cokolwiek by ten mój ukochany głupek wymyślił, moja interesowność odpadnie mu wprzedbiegach.Razem z parszywą Izunią.Myśl o Izuni, która na widok Wielkiego Diamentu z całą pewnością dostałaby małpiegorozumu, wprawiła mnie w euforię.Krystynie Izunią nie była potrzebna, euforii dostarczyłjej rabunek.- Spluwę to ja miałam w odwłoku, sama rozumiesz - powiedziała do mnie, zupodobaniem przyglądając się dekoracji stołu.- Ale trzymali mnie, a ze śmiechuosłabłam, więc do tego trzymania wystarczył jeden.Nie wyrywałam się zresztą.Gdybygo znalezli, zabraliby sobie i cześć pieśni ludowej.Paweł może nawet wcale nie stanąćna wysokości zadania, mój pogląd na niego odwalił swoją robotę, nie mam większychwymagań.Paweł przecknął się z zapatrzenia.- To jest diament - rzekł ostrożnie.- Trochę się na tym znam.O giełdzie diamentowejmam odrobinę pojęcia.Panienki.Popatrzył na nas nieco podejrzliwie.Tym razem różniłyśmy się od siebie, przezornieuzgodniłyśmy kwestię stroju, poza tym Krystyna wciąż jeszcze nie mogła opanowaćnagłych chichotów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Rozważałyśmy to.Mogła schować dowódrzeczowy, żeby nie rzucać na niego podejrzenia o zbrodnię, alternatywą jest chęćzostawienia klejnotu dla siebie, ale przyjmujemy pierwszy pogląd.Z grzeczności.- Jedna Angielka, dwie Francuzki, reszta już same Polki - wyliczyła Marta na palcach.-Popatrzcie, wszystkie kobiety jednakowe, narodowość obojętna.Też bym się nieobraziła, mieć coś takiego dla siebie, i zdaje się, że też bym się wygłupiła dla faceta.Antosia, mam wrażenie, podwójnie, raz dla byłego, raz dla przyszłego.- Uczuciowa była.- westchnęła rzewnie Elżusia.- I co zrobicie teraz? - spytał Jurek rzeczowo.- Dowcip polega na tym, że nie wiemy.Prababcia Karolina wymyśliła, że skoro on jestpodwójny, a my jesteśmy blizniaczki, powinnyśmy go znalezć i posiadać.Może jakośwykorzystać.Szczegółowych instrukcji nie udzieliła, bo sama nie była pewna, czy on wogóle jeszcze istnieje.Mamy cichą nadzieję, że nam coś doradzicie.Przez prawie stopięćdziesiąt lat rodzina Kacperskich była czystym błogosławieństwem dla Przyleskich iNoirmontów.- Przez sto trzydzieści trzy - uściśliła Krystyna.- Dzięki Noirmontom Kacperscy z nędzy wyszli - przypomniał Jędruś surowo.- Do dziśnam jeszcze zostało Florianowe złoto, a że oni wszyscy - wskazał brodą swoich synów icórkę - nie głupie i nie chciwe, to zwykła łaska boska.Słuszne jest, żeby i wam cośzostało.Sprzedać to możecie, ale czy ja wiem.***Jako następny w charakterze eksperta i doradcy, wystąpił Paweł.Zanim jeszcze ruszyłyśmy z powrotem do Warszawy, uzgodniłyśmy sprawę.Zpropozycją wyskoczyła Krystyna, oceniająca naszych przyszłych przytomnie i bezzłudzeń.- Idiotyzmem było przyjechać dwoma samochodami - rzekła gniewnie, wchodząc domojego pokoju, gotowa już do drogi.- W jednym mogłybyśmy teraz naradzać się doupojenia.Nie będziemy przecież jechać równo, wrzeszcząc do siebie przez otwarteokna.- Szczególnie że deszcz pada - zgodziłam się i usiadłam na łóżku.- No? Masz jakiśpomysł?Usiadła naprzeciwko mnie, na fotelu.- Mam.Trzeba to zwalić na łeb właściwemu chłopu.Andrzej odpada, niepraktycznyżyciowo, twój Paweł lepszy.Proponuję, żeby naradzić się z nim od razu, dzisiajwieczorem.- Ale Andrzeja musimy dokooptować, bo inaczej się obrazi.- Myślisz.?- Jestem pewna.W każdym razie powinien.Przy okazji załatwisz kwestię tego bogategogacha, którego doisz dla jego dobra.124- Bardzo dobrze, to ma swój sens.Gdzie się spotkamy?- U mnie chyba, nie? Do niego mogłaby się wedrzeć ta suka, Iza, u babci za dużorodziny, będą przeszkadzać.Chyba że u ciebie?- Nie, wolę u ciebie.Ty potem będziesz zmywać, a nie ja.Bierz go wobec tego i zaraz poprzyjezdzie zaczniemy po sobie dzwonić.Z westchnieniem wzięłam od niej grubą wełnianą skarpetkę, wybraną jako eleganckieetui na klejnot.Miałam nadzieję, że wreszcie ona popilnuje skarbu, a ja zyskam trochęświętego spokoju.Okazało się, że nic z tego, znów pada na mnie.Nosem mi już wy-chodziły przemyślne schowki i wyszukane podstępy, włożyłam zatem skarpetkę wraz zzawartością najzwyczajniej w świecie do torby.No i na Krystynę już w pobliżu Poddębic dokonano napadu.Pojechała pierwsza, ja zaś zostałam daleko z tyłu, bo między nią a mną wywaliła się naszosę cała kopiasto załadowana przyczepa siana w bryłach geometrycznych i musiałamodczekać, aż trochę tego uprzątnęli.Napadu na nią wcale nie oglądałam.Zatrzymała ją drogówka w postaci dwóch policjantów.Grzecznie kazali zjechać w bocznądrogę przy zagajniku i nie symulując już niczego, wyciągnęli spluwy.Na myśl, że właśnieprzekazała drogocenność w moje ręce, Krystyna dostała ataku straszliwego śmiechu i dokońca zbożnej akcji nie zdołała się uspokoić.Nawet rewizja osobista nie popsuła jejhumoru.Przeszukali ją oraz cały samochód, ani słowem nie zdradzając celu poszukiwań,wściekli nieziemsko, po czym znikli, nie robiąc jej w rezultacie żadnej krzywdy.Przeszukiwanie pojazdu trochę trwało i właśnie w tym czasie przejechałam spokojnie ibez żadnych złych przeczuć, a Kryśka w zagajniku wyła z radości i łzy jej z oczu ciekły.Od śmiechu rozbolały ją żebra, ale nie narzekała zbytnio na tę dolegliwość.Pózniej, przez czysty przypadek, dowiedziałyśmy się, jak to wyglądało od drugiej strony.Prawdziwa drogówka w liczbie trzech funkcjonariuszy stała całkiem gdzie indziej.Wszyscy trzej nagle złapali się za szyję, zdziwili się, skąd osy o tej porze roku, zle sięwyrazili o insektach i film im się urwał.Równocześnie zapadli w sen błogi i głęboki, pojakimś czasie zaś ocknęli się wśród krzewów, pozbawieni mundurów, za to, ku własnemubezgranicznemu zdumieniu, a także uldze, nie pozbawieni broni.Medycznie zostałostwierdzone, iż uśpiono ich nabojami na grubego zwierza.Zciśle biorąc, brak odzieżyzauważyło dwóch, trzeci miał na sobie komplet i w pierwszym momencie padły na niegoróżne głupie podejrzenia, na szczęście jednak taki rozmiar zidiocenia, żeby obrabowaćkolegów, a samemu się wyróżnić, dla mniej więcej normalnych ludzi jest nieosiągalny,odczepiono się zatem od niego bardzo szybko.Ich pojazd został odnaleziony prawierównocześnie przez inny komplet Służby Ruchu.Wydarzenie było tak dziwne, wstydliwe i kompromitujące, że postarano się czym prędzejje zatuszować.Szkód żadnych władza nie poniosła.I nawet kataru w tych zaroślach nie dostali, zapewne dzięki temu, że deszcz przestałpadać już wcześniej.Kryśka, w szampańskim humorze, opowiedziała o niezwykłej napaści od razu, tegosamego wieczoru.Udało się jej złapać telefonicznie Andrzeja, ja zaś dopadłam Pawła,przyszli obaj, przyjrzeli się sobie wzajemnie i rozpogodzili się wyraznie i zgodnie.Ustawiłam na stole wszystko, co miałam w domu, wino, piwo, koniak i niezleprzymrożonego szampana.Po czym, na środku, wśród licznych szkieł, bez słowa125położyłam diament.Zmiłuj się Panie, jakaż to była, swoją drogą, przyjemność! Położyć na stole coś, co niema prawa istnieć na świecie, co wygląda tak, że trudno oczy oderwać, co w ogóle nie maceny, co z miejsca ustawia nas obie na poziomie, przerastającym wszelkie możliwepieniądze! Pozwolić im to oglądać.Powiedzieć niedbale: Ach, to nasze rodzinne, spadekpo przodkach.Cokolwiek by ten mój ukochany głupek wymyślił, moja interesowność odpadnie mu wprzedbiegach.Razem z parszywą Izunią.Myśl o Izuni, która na widok Wielkiego Diamentu z całą pewnością dostałaby małpiegorozumu, wprawiła mnie w euforię.Krystynie Izunią nie była potrzebna, euforii dostarczyłjej rabunek.- Spluwę to ja miałam w odwłoku, sama rozumiesz - powiedziała do mnie, zupodobaniem przyglądając się dekoracji stołu.- Ale trzymali mnie, a ze śmiechuosłabłam, więc do tego trzymania wystarczył jeden.Nie wyrywałam się zresztą.Gdybygo znalezli, zabraliby sobie i cześć pieśni ludowej.Paweł może nawet wcale nie stanąćna wysokości zadania, mój pogląd na niego odwalił swoją robotę, nie mam większychwymagań.Paweł przecknął się z zapatrzenia.- To jest diament - rzekł ostrożnie.- Trochę się na tym znam.O giełdzie diamentowejmam odrobinę pojęcia.Panienki.Popatrzył na nas nieco podejrzliwie.Tym razem różniłyśmy się od siebie, przezornieuzgodniłyśmy kwestię stroju, poza tym Krystyna wciąż jeszcze nie mogła opanowaćnagłych chichotów [ Pobierz całość w formacie PDF ]