[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Z nikim innym nie rozmawiam o tych sprawach,bądz spokojny.Pomyślałam jednak, że z tobą mogę się podzielić swoimimyślami.Zresztą zamierzałam poruszyć temat biskupa Oksfordu. Biskup Oksfordu może zgnić w piekle! wybuchnął Robert. Niewolno ci tak do mnie mówić! Tak się nie godzi! Jesteś do szpiku prote-stantką, Amy, tak jak ja.RL Urodziłam się katoliczką, tak jak ty przypomniała mu i potemtak jak ty przedzierzgnęłam się w protestantkę za panowania króla Edwar-da.Kiedy nastała królowa Maria, znów stałam się katoliczką wierną Rzy-mowi.Zmieniałam barwy i oblicze zupełnie jak ty, jak wy, Dudleyowie.Twój ojciec na chwilę przed śmiercią wyrzekł się wiary protestanckiej, na-zywając ją herezją i wielkim błędem.Obwiniał ją o wszystkie nieszczęścia,jakie spotkały ten kraj, czyż nie tak? Może zaprzeczysz, że takie były jegoostatnie słowa? My wszyscy byliśmy wtedy papistami.A teraz znowu żą-dasz ode mnie, abym była protestantką jak ty, jak ona.Otóż moja odpo-wiedz brzmi: nie!Nareszcie Robert ją przejrzał. Ach, więc o to ci chodzi! Jesteś najzwyczajniej w świecie o nią za-zdrosna!Ręka Amy powędrowała do pasa, przy którym wisiały koraliki różańca. Nie jestem! zaprzeczyła żywo. Zlubowałam, że uwolnię się oduczucia zazdrości, i nie mam zamiaru zazdrościć żadnej niewieście na zie-mi, a już na pewno nie jej!Uspokojony Robert wzruszył ramionamHekceważąco. Odkąd cię pamiętam, była z ciebie zazdrośnica rzucił. Toprzekleństwo twoje i moje.Amy pokręciła głową z wielką stanowczością. Nie ciąży na mnie żadne przekleństwo rzekła. Nigdy więcej w życiu nie będę o ciebie zazdrosna.Dudley jakby jejnie słyszał. Tak, to zazdrość przywiodła cię do tych niebezpiecznych rozważań.Zasłaniasz się teologią i sprawami religii, aby ukryć zwykłą niewieściązawiść. Bynajmniej, milordzie odrzekła z godnością. Przysięgłam, żewykorzenię ze swej duszy wszelką małostkowość. Och, na Boga! uśmiechnął się kącikiem ust. Miej odwagęprzyznać, że zżera cię nienawiść do niej.RLUbodła piętą swoją klacz, tak że wysforowała się nieco do przodu, i ob-róciwszy się w siodle, popatrzyła prosto w twarz Robertowi.Nie miał wyj-ścia, jak odwzajemnić jej spojrzenie. A dlaczegóż to miałabym jej nienawidzić? jawnie rzuciła mu wy-zwanie.Robert spuścił wzrok i jął wiercić się w siodle.Wierzchowiec jak-by wyczuł jego podenerwowanie, zaczął parskać i pokazywać zęby wsku-tek nagłego ściągnięcia wodzy. No więc, Robercie? Czy twoim zdaniemmam powody, by pałać nienawiścią do najjaśniejszej pani? Z pewnością doszły cię słuchy na temat królowej i mnie. Owszem.Nie ma chyba w Anglii człowieka, który by o tym nie sły-szał. Coś takiego po prostu musiało wywołać twoją zawiść. Nie, gdybyś wszystkiemu zaprzeczył. %7łono, ty naprawdę sądzisz, że Elżbieta i ja mogliśmy zostać kochan-kami?! spróbował zamienić wszystko w żart.Amy nie roześmiała się, nie uśmiechnęła się nawet. Nie będę tak sądzić, jeżeli usłyszę od ciebie, że to nieprawda.Zdołała zapanować nad swoim głosem, jednakże jej ręka obejmująca kora-liki różańca zadrżała.Schwyciła się ich niczym liny mającej uratować jejżycie.Czuła się w istocie jak tonąca, tyle że nie w rzece ani w jeziorze,lecz w odmętach coraz bardziej niebezpiecznej konwersacji. Czy to oznacza, że dałaś wiarę plotkarzom utrzymującym, że Elżbie-tę i mnie połączyły zdrożne stosunki cielesne i że ja planuję pozbycie sięciebie za pomocą trucizny? pokręcił głową z niedowierzaniem.W dalszym ciągu nie reagowała na jego natrząsania. Wystarczy, że zapewnisz mnie, iż to tylko plotki, a odtąd moje uszybędą na nie zamknięte.Bez względu na to jak barwne i pasjonujące by by-ły. Otóż wiedz, że to, co rozpowiadają moi wrogowie, nie tylko jest or-dynarne, ale i całkowicie mija się z prawdą oznajmił bezczelnie i do-prawdy bardzo byś mnie rozczarowała, gdybyś w cokolwiek z tego uwie-rzyła.RL Nie wierzę plotkom.Wierzę tobie.I przysłuchuję ci się bardzo uważ-nie.Czy zatem przysięgniesz teraz na swój honor, że nie darzysz królowejmiłością i że myśl o rozwodzie nawet nie postała w twojej głowie? Jak możesz mnie o coś takiego w ogóle pytać? Pytam, ponieważ chcę wiedzieć.Czy zamierzasz rozwieść się zemną, Robercie? A czy jest nadzieja, że kiedykolwiek zgodziłabyś się na rozwód? odpowiedział pytaniem, nie kryjąc ciekawości.Amy pobladła nagłe.Na moment popuściła wodze i trwała w siodle bezruchu, patrząc w twarz Roberta, doszukując się w niej prawdziwej odpo-wiedzi na swoje pytanie, po czym wzięła rzemienie w garść, zamknęłarozwarte lekko usta, dzgnęła bok klaczy ostrogą i pokłusowała w dół trak-tem, kierując się w stronę domostwa Hayesów.Dudley pogalopował za nią, wołając: Amy!Nie zatrzymała się ani nawet nie odwróciła.Robert zdał sobie sprawę,że jeszcze nigdy nie zdarzyło się, aby nie zareagowała na jego wołanie.Ilekroć zakrzyknął czy choćby wypowiedział jej imię, natychmiast się od-zywała, a jeśli tylko coś ważnego jej nie powstrzymywało, przybiegała odrazu.Najczęściej zaś po prostu tkwiła u jego boku, nawet gdy o to nie pro-sił.Doprawdy dziwnie się czuł, widząc, jak drobna postać Amy Robsartoddala się od niego, ani myśląc zawracać i wyglądając jak biała dama nakoniu strasząca w okolicy. Amy.Udawała, że go nie słyszy, i jechała dalej przed siebie, nie rozglądającsię na boki i tym bardziej nie oglądając się do tylu, by zobaczyć, czy podą-ża jej śladem.W milczeniu przemierzyła całą drogę powrotną, po czymwjechawszy na dziedziniec, rzuciła wodze stajennemu, przy jego pomocyzeskoczyła z siodła i nadal milcząc, weszła do domu.Robert zawahał się na chwilę, lecz zamiast zająć się swoim ogierem,jak normalnie by uczynił, także przekazał swojego wierzchowca pod opie-kę stajennego i szybkim krokiem ruszył za żoną.Dogonił ją dopiero na pię-trze, u wejścia do ich komnat.Ponownie przystanął w niepewności; nieRLmiał pojęcia, jak powinien się zachować, jak poradzić sobie z tą nową,jeszcze bardziej mu obcą Amy.Widząc, że znika za drzwiami, odczekałchwilę, żeby sprawdzić, czy przekręci klucz w zamku, odgradzając się odniego.Gdyby to zrobiła, gdyby zabarykadowała się w ich komnacie, czuł-by się w prawie wyłamać drzwi i wedrzeć się do środka, może nawet stłucją za karę na kwaśne jabłko.Jednakże Amy pozostawiła zamek otwarty,zamknęła tylko skrzydło, łagodnie naciskając klamkę.Postanowił wejść zanią.Zastał ją siedzącą w jej ulubionym krześle ustawionym przy oknie,gdzie spędziła długie godziny, wypatrując jego przyjazdu. Amy. powiedział łagodnie.Zwróciła się ku niemu. Robercie, skończmy z tą szaradą.Muszę znać prawdę.Czuję sięchora od plotek i kłamstw.Czy chcesz się ze mną rozwieść?Przemawiała doń tak spokojnie, że w jego sercu zbudziła się nadzieja. Amy, do czego zmierzasz? spytał. Pragnę się dowiedzieć, czy twoim zamiarem jest uwolnić się odprzysięgi małżeńskiej oświadczyła. Być może przestałeś uważaćmnie za odpowiednią partię dla siebie, odkąd stałeś się ważną personą nadworze królewskim [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
. Z nikim innym nie rozmawiam o tych sprawach,bądz spokojny.Pomyślałam jednak, że z tobą mogę się podzielić swoimimyślami.Zresztą zamierzałam poruszyć temat biskupa Oksfordu. Biskup Oksfordu może zgnić w piekle! wybuchnął Robert. Niewolno ci tak do mnie mówić! Tak się nie godzi! Jesteś do szpiku prote-stantką, Amy, tak jak ja.RL Urodziłam się katoliczką, tak jak ty przypomniała mu i potemtak jak ty przedzierzgnęłam się w protestantkę za panowania króla Edwar-da.Kiedy nastała królowa Maria, znów stałam się katoliczką wierną Rzy-mowi.Zmieniałam barwy i oblicze zupełnie jak ty, jak wy, Dudleyowie.Twój ojciec na chwilę przed śmiercią wyrzekł się wiary protestanckiej, na-zywając ją herezją i wielkim błędem.Obwiniał ją o wszystkie nieszczęścia,jakie spotkały ten kraj, czyż nie tak? Może zaprzeczysz, że takie były jegoostatnie słowa? My wszyscy byliśmy wtedy papistami.A teraz znowu żą-dasz ode mnie, abym była protestantką jak ty, jak ona.Otóż moja odpo-wiedz brzmi: nie!Nareszcie Robert ją przejrzał. Ach, więc o to ci chodzi! Jesteś najzwyczajniej w świecie o nią za-zdrosna!Ręka Amy powędrowała do pasa, przy którym wisiały koraliki różańca. Nie jestem! zaprzeczyła żywo. Zlubowałam, że uwolnię się oduczucia zazdrości, i nie mam zamiaru zazdrościć żadnej niewieście na zie-mi, a już na pewno nie jej!Uspokojony Robert wzruszył ramionamHekceważąco. Odkąd cię pamiętam, była z ciebie zazdrośnica rzucił. Toprzekleństwo twoje i moje.Amy pokręciła głową z wielką stanowczością. Nie ciąży na mnie żadne przekleństwo rzekła. Nigdy więcej w życiu nie będę o ciebie zazdrosna.Dudley jakby jejnie słyszał. Tak, to zazdrość przywiodła cię do tych niebezpiecznych rozważań.Zasłaniasz się teologią i sprawami religii, aby ukryć zwykłą niewieściązawiść. Bynajmniej, milordzie odrzekła z godnością. Przysięgłam, żewykorzenię ze swej duszy wszelką małostkowość. Och, na Boga! uśmiechnął się kącikiem ust. Miej odwagęprzyznać, że zżera cię nienawiść do niej.RLUbodła piętą swoją klacz, tak że wysforowała się nieco do przodu, i ob-róciwszy się w siodle, popatrzyła prosto w twarz Robertowi.Nie miał wyj-ścia, jak odwzajemnić jej spojrzenie. A dlaczegóż to miałabym jej nienawidzić? jawnie rzuciła mu wy-zwanie.Robert spuścił wzrok i jął wiercić się w siodle.Wierzchowiec jak-by wyczuł jego podenerwowanie, zaczął parskać i pokazywać zęby wsku-tek nagłego ściągnięcia wodzy. No więc, Robercie? Czy twoim zdaniemmam powody, by pałać nienawiścią do najjaśniejszej pani? Z pewnością doszły cię słuchy na temat królowej i mnie. Owszem.Nie ma chyba w Anglii człowieka, który by o tym nie sły-szał. Coś takiego po prostu musiało wywołać twoją zawiść. Nie, gdybyś wszystkiemu zaprzeczył. %7łono, ty naprawdę sądzisz, że Elżbieta i ja mogliśmy zostać kochan-kami?! spróbował zamienić wszystko w żart.Amy nie roześmiała się, nie uśmiechnęła się nawet. Nie będę tak sądzić, jeżeli usłyszę od ciebie, że to nieprawda.Zdołała zapanować nad swoim głosem, jednakże jej ręka obejmująca kora-liki różańca zadrżała.Schwyciła się ich niczym liny mającej uratować jejżycie.Czuła się w istocie jak tonąca, tyle że nie w rzece ani w jeziorze,lecz w odmętach coraz bardziej niebezpiecznej konwersacji. Czy to oznacza, że dałaś wiarę plotkarzom utrzymującym, że Elżbie-tę i mnie połączyły zdrożne stosunki cielesne i że ja planuję pozbycie sięciebie za pomocą trucizny? pokręcił głową z niedowierzaniem.W dalszym ciągu nie reagowała na jego natrząsania. Wystarczy, że zapewnisz mnie, iż to tylko plotki, a odtąd moje uszybędą na nie zamknięte.Bez względu na to jak barwne i pasjonujące by by-ły. Otóż wiedz, że to, co rozpowiadają moi wrogowie, nie tylko jest or-dynarne, ale i całkowicie mija się z prawdą oznajmił bezczelnie i do-prawdy bardzo byś mnie rozczarowała, gdybyś w cokolwiek z tego uwie-rzyła.RL Nie wierzę plotkom.Wierzę tobie.I przysłuchuję ci się bardzo uważ-nie.Czy zatem przysięgniesz teraz na swój honor, że nie darzysz królowejmiłością i że myśl o rozwodzie nawet nie postała w twojej głowie? Jak możesz mnie o coś takiego w ogóle pytać? Pytam, ponieważ chcę wiedzieć.Czy zamierzasz rozwieść się zemną, Robercie? A czy jest nadzieja, że kiedykolwiek zgodziłabyś się na rozwód? odpowiedział pytaniem, nie kryjąc ciekawości.Amy pobladła nagłe.Na moment popuściła wodze i trwała w siodle bezruchu, patrząc w twarz Roberta, doszukując się w niej prawdziwej odpo-wiedzi na swoje pytanie, po czym wzięła rzemienie w garść, zamknęłarozwarte lekko usta, dzgnęła bok klaczy ostrogą i pokłusowała w dół trak-tem, kierując się w stronę domostwa Hayesów.Dudley pogalopował za nią, wołając: Amy!Nie zatrzymała się ani nawet nie odwróciła.Robert zdał sobie sprawę,że jeszcze nigdy nie zdarzyło się, aby nie zareagowała na jego wołanie.Ilekroć zakrzyknął czy choćby wypowiedział jej imię, natychmiast się od-zywała, a jeśli tylko coś ważnego jej nie powstrzymywało, przybiegała odrazu.Najczęściej zaś po prostu tkwiła u jego boku, nawet gdy o to nie pro-sił.Doprawdy dziwnie się czuł, widząc, jak drobna postać Amy Robsartoddala się od niego, ani myśląc zawracać i wyglądając jak biała dama nakoniu strasząca w okolicy. Amy.Udawała, że go nie słyszy, i jechała dalej przed siebie, nie rozglądającsię na boki i tym bardziej nie oglądając się do tylu, by zobaczyć, czy podą-ża jej śladem.W milczeniu przemierzyła całą drogę powrotną, po czymwjechawszy na dziedziniec, rzuciła wodze stajennemu, przy jego pomocyzeskoczyła z siodła i nadal milcząc, weszła do domu.Robert zawahał się na chwilę, lecz zamiast zająć się swoim ogierem,jak normalnie by uczynił, także przekazał swojego wierzchowca pod opie-kę stajennego i szybkim krokiem ruszył za żoną.Dogonił ją dopiero na pię-trze, u wejścia do ich komnat.Ponownie przystanął w niepewności; nieRLmiał pojęcia, jak powinien się zachować, jak poradzić sobie z tą nową,jeszcze bardziej mu obcą Amy.Widząc, że znika za drzwiami, odczekałchwilę, żeby sprawdzić, czy przekręci klucz w zamku, odgradzając się odniego.Gdyby to zrobiła, gdyby zabarykadowała się w ich komnacie, czuł-by się w prawie wyłamać drzwi i wedrzeć się do środka, może nawet stłucją za karę na kwaśne jabłko.Jednakże Amy pozostawiła zamek otwarty,zamknęła tylko skrzydło, łagodnie naciskając klamkę.Postanowił wejść zanią.Zastał ją siedzącą w jej ulubionym krześle ustawionym przy oknie,gdzie spędziła długie godziny, wypatrując jego przyjazdu. Amy. powiedział łagodnie.Zwróciła się ku niemu. Robercie, skończmy z tą szaradą.Muszę znać prawdę.Czuję sięchora od plotek i kłamstw.Czy chcesz się ze mną rozwieść?Przemawiała doń tak spokojnie, że w jego sercu zbudziła się nadzieja. Amy, do czego zmierzasz? spytał. Pragnę się dowiedzieć, czy twoim zamiarem jest uwolnić się odprzysięgi małżeńskiej oświadczyła. Być może przestałeś uważaćmnie za odpowiednią partię dla siebie, odkąd stałeś się ważną personą nadworze królewskim [ Pobierz całość w formacie PDF ]