[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Byliśmy ostatnio z wizytą u znajomych, którzy dopierospodziewają się dziecka.W ich domu obowiązują niena‑ganne maniery i czułam niewypowiedziany wyrzut zdu‑mionych spojrzeń, ilekroć wstawałam od kawy i ciastka,aby rzucić się na podłogę do zmieniania pieluszki.Onidalej prowadzili kulturalną konwersację przy porcelanie(wiosenny temat: uczulenia), a ja odruchowo poklepywa‑łam Fallon po gołej pupie.A potem ze wstydem złapałamsię na braku podzielności uwagi, bo gdy M.zbliżał się dopuenty swej długiej historii o alergii na trawy, wyrwałomi się:– Zaraz, zaraz, to na co jesteś uczulony?Dłoń z filiżanką zatrzymała się na chwilę w powietrzu.– Na trawy – odparł uprzejmie.– A, racja, na trawy.Fallon, czy to nie pora na obiadek?42Gdy rozmawialiśmy o tym potem z J., dobrze wiedział, o co chodzi:– Zbyt często mi się to zdarza.Zaczynam coś mówići w pewnej chwili młoda matka dekoncentruje się, bo musicoś zrobić przy dziecku.Ja to doskonale rozumiem, bo mamdużo młodszego rodzeństwa.Sęk w tym, że niemowlę przy‑ciąga jej uwagę tak bardzo, że ona potem zazwyczaj niewraca do porzuconego wątku.Zaczyna jakiś inny albow ogóle znika z uwagą na dłużej.To ja już potem też niewracam, bo mi głupio.I czuję się z tym nagle zostawiony.Niedosyt, ciągle niedosyt.Że to lepsze niż przesyt, marnapociecha.Przesyt towarzyski jest tak fajny!Dynastia inaczej.Ale są inne uciechyRejestruję drobne przyjemności.Na przykład przyjemność łazienkowa.Wykąpać się pod prysznicem i nie musieć jednocześnie kukać,śpiewać ani stroić min do przyglądającej się córki.Przyjemność profesjonalna.Gdy ma się do wykonania pracę zawodową, móc wykonywaćją w godzinach od dziewiątej do siedemnastej, a nie od dwudzie-stej do nie wiadomo której.Przyjemność psychiczna.Chwilę ciszy móc przyjąć ze spokojem, a nie z paniczną myślą:czy ona właśnie nie wkłada palców do kontaktu albo nie próbujeodebrać sobie życia w inny sposób?Równie intrygujące wydają się nowe, niepojęte fenomeny.Jak to się dzieje, że ze stosu przedmiotów, sprzętów, tubeki zabawek ona zawsze wyciągnie bezbłędnie zakazany owoc? Jakinieomylny instynkt jej to podpowiada? (Czy to jest ten słynnytanathos?)Słowniczek rewolucji: zdziecinnienie1 – Pięknie – mawiamy teraz w rezydencji Carringtonów, gdy którykolwiek z domowników beknie.W ten sposób pozytywnie motywowaliśmy Fallon, żebyodbiło się jej po jedzeniu.Podziałało, nie powiem.Pozy‑tywna motywacja weszła nam jednak w nawyk.I to do tegostopnia, że Blejk musi się pilnować na plantacji.Bo gdy ondemonstruje piękne bekanie, wspólnicy o dziwo nie chwalą,tylko pokpiwają.Nieoczekiwany aspekt ciągłego przebywania z niemow‑lęciem: dziecinnieje się.Zawsze z pewną dozą pobłażaniapatrzyłam na dorosłych, którzy na widok dziecka podnosilibezwiednie głos o oktawę i nieświadomie (choć nie mamco do tego pewności) zaczynali zdrabniać, ciuciać i tiutiu‑tiuciać.Zupełnie, jakby niemowlę było debilem.A tu proszę.Choć staram się mówić do Fallon jak do nor‑malnej osoby, zdarzają się kompromitacje.Rozmawiałamjakiś czas temu z przyjaciółką.Zakasłała.– Achu, achu – skwitowałam machinalnie.– Mówisz do mnie jak do dziecka – zauważyła, sama bę‑dąc notabene jedną nogą (a raczej brzuchem) w klanie.Czy i dzieci nie infantylizujemy ponad miarę? Nibyczemu „achu, achu” miałoby w mózgu niemowlęcia lepiej44oddawać czynność kasłania niż słowo „kaszel”? Wiem, ono‑matopeja.Ale może coś jeszcze? Może matka bezwiedniedostraja słownik i reakcje do poziomu, jak się wydaje, do‑stępnego dla dziecka?– Uważaj – powiedział mi ostatnio wspólnik Blejka, gdywraz z Fallon robiłam mu „pa, pa”.– W pewnym momencierobi się klik w głowie i zaczynasz zwracać się w ten sposóbdo wszystkich.Nie.Co to, to nie!2 Dobrze.Teraz nabieram tchu dla odwagi i przyznaję: tak, rewolucja objęła również życie muzyczne w naszym domu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Byliśmy ostatnio z wizytą u znajomych, którzy dopierospodziewają się dziecka.W ich domu obowiązują niena‑ganne maniery i czułam niewypowiedziany wyrzut zdu‑mionych spojrzeń, ilekroć wstawałam od kawy i ciastka,aby rzucić się na podłogę do zmieniania pieluszki.Onidalej prowadzili kulturalną konwersację przy porcelanie(wiosenny temat: uczulenia), a ja odruchowo poklepywa‑łam Fallon po gołej pupie.A potem ze wstydem złapałamsię na braku podzielności uwagi, bo gdy M.zbliżał się dopuenty swej długiej historii o alergii na trawy, wyrwałomi się:– Zaraz, zaraz, to na co jesteś uczulony?Dłoń z filiżanką zatrzymała się na chwilę w powietrzu.– Na trawy – odparł uprzejmie.– A, racja, na trawy.Fallon, czy to nie pora na obiadek?42Gdy rozmawialiśmy o tym potem z J., dobrze wiedział, o co chodzi:– Zbyt często mi się to zdarza.Zaczynam coś mówići w pewnej chwili młoda matka dekoncentruje się, bo musicoś zrobić przy dziecku.Ja to doskonale rozumiem, bo mamdużo młodszego rodzeństwa.Sęk w tym, że niemowlę przy‑ciąga jej uwagę tak bardzo, że ona potem zazwyczaj niewraca do porzuconego wątku.Zaczyna jakiś inny albow ogóle znika z uwagą na dłużej.To ja już potem też niewracam, bo mi głupio.I czuję się z tym nagle zostawiony.Niedosyt, ciągle niedosyt.Że to lepsze niż przesyt, marnapociecha.Przesyt towarzyski jest tak fajny!Dynastia inaczej.Ale są inne uciechyRejestruję drobne przyjemności.Na przykład przyjemność łazienkowa.Wykąpać się pod prysznicem i nie musieć jednocześnie kukać,śpiewać ani stroić min do przyglądającej się córki.Przyjemność profesjonalna.Gdy ma się do wykonania pracę zawodową, móc wykonywaćją w godzinach od dziewiątej do siedemnastej, a nie od dwudzie-stej do nie wiadomo której.Przyjemność psychiczna.Chwilę ciszy móc przyjąć ze spokojem, a nie z paniczną myślą:czy ona właśnie nie wkłada palców do kontaktu albo nie próbujeodebrać sobie życia w inny sposób?Równie intrygujące wydają się nowe, niepojęte fenomeny.Jak to się dzieje, że ze stosu przedmiotów, sprzętów, tubeki zabawek ona zawsze wyciągnie bezbłędnie zakazany owoc? Jakinieomylny instynkt jej to podpowiada? (Czy to jest ten słynnytanathos?)Słowniczek rewolucji: zdziecinnienie1 – Pięknie – mawiamy teraz w rezydencji Carringtonów, gdy którykolwiek z domowników beknie.W ten sposób pozytywnie motywowaliśmy Fallon, żebyodbiło się jej po jedzeniu.Podziałało, nie powiem.Pozy‑tywna motywacja weszła nam jednak w nawyk.I to do tegostopnia, że Blejk musi się pilnować na plantacji.Bo gdy ondemonstruje piękne bekanie, wspólnicy o dziwo nie chwalą,tylko pokpiwają.Nieoczekiwany aspekt ciągłego przebywania z niemow‑lęciem: dziecinnieje się.Zawsze z pewną dozą pobłażaniapatrzyłam na dorosłych, którzy na widok dziecka podnosilibezwiednie głos o oktawę i nieświadomie (choć nie mamco do tego pewności) zaczynali zdrabniać, ciuciać i tiutiu‑tiuciać.Zupełnie, jakby niemowlę było debilem.A tu proszę.Choć staram się mówić do Fallon jak do nor‑malnej osoby, zdarzają się kompromitacje.Rozmawiałamjakiś czas temu z przyjaciółką.Zakasłała.– Achu, achu – skwitowałam machinalnie.– Mówisz do mnie jak do dziecka – zauważyła, sama bę‑dąc notabene jedną nogą (a raczej brzuchem) w klanie.Czy i dzieci nie infantylizujemy ponad miarę? Nibyczemu „achu, achu” miałoby w mózgu niemowlęcia lepiej44oddawać czynność kasłania niż słowo „kaszel”? Wiem, ono‑matopeja.Ale może coś jeszcze? Może matka bezwiedniedostraja słownik i reakcje do poziomu, jak się wydaje, do‑stępnego dla dziecka?– Uważaj – powiedział mi ostatnio wspólnik Blejka, gdywraz z Fallon robiłam mu „pa, pa”.– W pewnym momencierobi się klik w głowie i zaczynasz zwracać się w ten sposóbdo wszystkich.Nie.Co to, to nie!2 Dobrze.Teraz nabieram tchu dla odwagi i przyznaję: tak, rewolucja objęła również życie muzyczne w naszym domu [ Pobierz całość w formacie PDF ]