[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niejeden grubo się pomylił. Będę uważać, panie nadinspektorze.Zapadła krępująca cisza, którą ku uldze Joanny przerwał dzwonek te-lefonu.Nadinspektor podniósł słuchawkę, a po chwili podał ją Joannie.To był Mike. Joanno odezwał się przez ściśnięte gardło dzwonili właśnie zsierocińca.Chodzi o Jasona Fogga i Kirsty.Oboje gdzieś przepadli.Niedługo od naszej wizyty nikt już ich nie widział, a pościel na ich łóż-kach leży nienaruszona.Rzadko się zdarzało, by w trakcie śledztwa tak nagle przeszył ją zim-ny dreszcz panicznego strachu.Popatrzyła na Arthura Colclougha. Dwoje dzieci z sierocińca zaginęło.Jego twarz zasępiła się. O rany, Piercy westchnął. O mój Boże.W jednej chwili jej duma zawodowa poszła w kąt. Przejmuje pan śledztwo, nadinspektorze? spytała.Colclough pokręcił głową i posłał jej krótki, zafrapowany uśmiech. Nie odparł. Wyznaczę kilkoro dodatkowych ludzi, ale chcę,żebyś to ty dalej je nadzorowała.Tobie na pewno się uda.Joanna jednak nie była tego taka pewna.Gdy wstała do wyjścia, Col-clough odprowadził ją do drzwi i dotknął jej ramienia. Mam do ciebie zaufanie, Piercy dodał.Gdy Mike podwiózł ją do sierocińca Nasze Gniazdko , na podjezdziestało już kilka wozów policyjnych.Joanna i Mike przecisnęli się międzynimi i weszli schodami do frontowych drzwi.Na górze stał już jakiś151umundurowany policjant.Przywitał się i rzucił Joannie współczującespojrzenie, jakby chciał powiedzieć: wiem, że dostałaś awans i lepiej cipłacą, ale ja i tak wcale ci nie zazdroszczę.Joanna pamięta, jak dawniejsama patrzyła tak na starszych rangą kolegów.Maree i Mark stali ze Scottiem. To chyba przeze mnie szlochała Maree, zalewając się łzami.Wswych czarnych, obcisłych spodniach, czerwonej, workowatej kurtce ibutach na płaskich obcasach przypominała małego, smutnego elfa.Po-ciągnęła nosem. Wczoraj byłam dla nich zbyt surowa.Kazałam impowiedzieć mi wszystko: dokąd uciekał Dean i u kogo przebywał.Znów pociągnęła nosem i nieeleganckim gestem wytarła go w rękaw.Oni na pewno wiedzą dodała. Wiedzieli przez cały czas i nic mi niepowiedzieli. Opadła na sofę. A ja myślałam, że mają do mnie zaufa-nie. To nie była ich tajemnica, tylko Deana wyjaśniła Joanna. Imoże na swój sposób chcieli być wobec niego lojalni. Albo zwyczajnie robili w gacie ze strachu wtrącił Mike szorst-kim tonem. Bo wiedzą, co się przydarzyło Deanowi. Kiedy pani z nimi rozmawiała? Zaraz po tym, jak wyjechaliście odparła Maree. Siedziałam znimi do siódmej czy ósmej, żeby coś z nich wyciągnąć. Wasze metody są do niczego wybuchnął Mike. Czy wy nic nierozumiecie? Na takie dzieci to nie działa.Narażacie się tylko na ichdrwiny.Ta uwaga wyraznie rozwścieczyła Maree. Chyba lepiej niż pan znam Jasona i Kirsty. No i co oni pani powiedzieli? Wymyślali jakieś bzdury na poczekaniu.Zaczęli opowiadać jakieśdziwne historie. Jakie historie? dociekała Joanna chłodnym tonem.Maree spojrzała na nią. E, jakieś głupoty, jak zwykle zresztą rzuciła gniewnie. Takimdzieciom jak te łatwo jest wmówić różne rzeczy.My od razu wiemy, żeto żałosne kłamstwa, ale one wierzą w każde słowo, bo tak bardzo chcąw nie wierzyć.Deanowi też ktoś wmówił, że jest jego krewnym, a on wto uwierzył.Ktokolwiek to był, na pewno go wykorzystywał, a jednocze-śnie obdarzał go pieniędzmi, ubraniami i różnymi drogimi prezentami,152co dla chłopca było dowodem rodzinnych uczuć, których nigdy przed-tem nie zaznał.Stąd ta duma i pewność siebie. Czyżby Leech? zastanawiała się głośno Joanna.Myśl o tym, żektoś mógł w tak okrutny sposób wykorzystywać naiwność dziecka, na-pawała ją wstrętem, od którego robiło jej się niedobrze.Odwróciła się do Marka Riversdale'a, stojącego przy oknie i zapa-trzonego w dal.Miał rozmarzoną minę, jakby był nieobecny myślami. Kiedy widział pan Kirsty i Jasona po raz ostatni? spytała go Jo-anna.Wyrwany z zamyślenia, wzdrygnął się.Spostrzegła, że ręce mu siętrzęsły, a on sam zachwiał się lekko, jakby pod wpływem ciosu zadane-go czyjąś niewidzialną ręką. Około dziesiątej odparł. Najpierw oboje siedzieli tu i oglądalitelewizję, a potem około dziesiątej poszli na górę. I wtedy widział ich pan po raz ostatni?Skinął głową. A kiedy pan się zorientował, że ich nie ma, panie Riversdale?Zamrugał. Dzisiaj rano wyjąkał. Spózniali się na śniadanie, więc zajrza-łem do ich sypialni. Przerwał i zmarszczył nos, by poprawić okulary.Pościel leżała nienaruszona.Widocznie uciekli jeszcze wczoraj wieczo-rem. Riversdale czknął cicho i wtedy Joanna zdała sobie sprawę, żejest pijany.Patrzyli, jak kolebie się na nogach.Jego pucołowata twarz miała spe-szony wyraz.Skulony, chwycił się zasłon.Tymczasem Joanna zwróciła się znowu do Maree O'Rourke. Czy udało się pani cokolwiek z nich wyciągnąć?Maree zmarszczyła czoło, w skupieniu wyciągnęła nieco szyję, poczym podniosła wzrok. Mówili, że jakiś człowiek podawał się za dziadka Deana odpar-ła. Twierdził, że jest ojcem jego prawdziwej matki i że kobieta, którapodawała się za matkę Deana, była jedynie jego przybraną matką.Praw-dziwa matka Deana nie mogła się nim zająć, bo w pracy często wyjeż-dżała.I to panią Tunstall proszono, żeby zaopiekowała się synem, aleona nie dawała sobie rady, więc postanowili oddać małego do domudziecka, gdzie miał go odwiedzać jego domniemany dziadek. Zrobiłaprzepraszającą minę. Przykro mi, ale to tylko stek bzdur, które dowodzą,153jak bardzo naiwny był Dean i jak bardzo pragnął wierzyć, że ma kocha-jącą rodzinę. A może jednak to prawda? rzuciła Joanna. Może rzeczywiścietak było?Wszyscy czworo milczeli.Wreszcie Joanna przerwała ciszę.Przeszłaprzez pokój i natknęła się na Alana Kinga, który dowodził ekipą śledczą. Trzeba przeczesać ten budynek bardzo dokładnie nakazała. Aszczególnie miejsca, w których Jason, Kirsty albo Dean mogli coś ukryć.I nie zapomnijcie przeszukać pokoju i auta Riversdale'a.Jeśli cokolwiekznajdziecie, zapakujcie to do foliowych torebek.I zdejmijcie odciskipalców z najczęściej dotykanych powierzchni. Zerknęła na pochylonąsylwetkę w kącie pokoju. Pobierzcie odciski palców wszystkich, po-cząwszy od niego.Musimy ustalić odciski palców zaginionych dzieci.W drodze powrotnej na komendę Joanna przez cały czas milczała.Tego dnia podczas zebrania panowała atmosfera pełna napięcia.Zniknę-ły przyjazne nastroje, a na twarzach zebranych malował się niepokój.Sytuacja stała się krytyczna zaginęło dwoje kolejnych dzieci.Na funk-cjonariuszach ciążył obowiązek ujęcia sprawcy.Tym razem nie chodziłotu o jakieś martwe, obce dziecko, lecz o dwoje żywych nastolatków, zktórymi policjanci spotkali się i rozmawiali. Zacznijmy od tego, że dzieci zaginęły wczoraj wieczorem.Nie-wykluczone, że oboje wiedzą, kim jest zabójca Deana.Uciekły, by ukryćsię w jakimś bezpiecznym miejscu albo chciały się spotkać z zabójcąswego kolegi.Jedno jest pewne: Dean był wykorzystywany seksualnieprzez jakiegoś mężczyznę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Niejeden grubo się pomylił. Będę uważać, panie nadinspektorze.Zapadła krępująca cisza, którą ku uldze Joanny przerwał dzwonek te-lefonu.Nadinspektor podniósł słuchawkę, a po chwili podał ją Joannie.To był Mike. Joanno odezwał się przez ściśnięte gardło dzwonili właśnie zsierocińca.Chodzi o Jasona Fogga i Kirsty.Oboje gdzieś przepadli.Niedługo od naszej wizyty nikt już ich nie widział, a pościel na ich łóż-kach leży nienaruszona.Rzadko się zdarzało, by w trakcie śledztwa tak nagle przeszył ją zim-ny dreszcz panicznego strachu.Popatrzyła na Arthura Colclougha. Dwoje dzieci z sierocińca zaginęło.Jego twarz zasępiła się. O rany, Piercy westchnął. O mój Boże.W jednej chwili jej duma zawodowa poszła w kąt. Przejmuje pan śledztwo, nadinspektorze? spytała.Colclough pokręcił głową i posłał jej krótki, zafrapowany uśmiech. Nie odparł. Wyznaczę kilkoro dodatkowych ludzi, ale chcę,żebyś to ty dalej je nadzorowała.Tobie na pewno się uda.Joanna jednak nie była tego taka pewna.Gdy wstała do wyjścia, Col-clough odprowadził ją do drzwi i dotknął jej ramienia. Mam do ciebie zaufanie, Piercy dodał.Gdy Mike podwiózł ją do sierocińca Nasze Gniazdko , na podjezdziestało już kilka wozów policyjnych.Joanna i Mike przecisnęli się międzynimi i weszli schodami do frontowych drzwi.Na górze stał już jakiś151umundurowany policjant.Przywitał się i rzucił Joannie współczującespojrzenie, jakby chciał powiedzieć: wiem, że dostałaś awans i lepiej cipłacą, ale ja i tak wcale ci nie zazdroszczę.Joanna pamięta, jak dawniejsama patrzyła tak na starszych rangą kolegów.Maree i Mark stali ze Scottiem. To chyba przeze mnie szlochała Maree, zalewając się łzami.Wswych czarnych, obcisłych spodniach, czerwonej, workowatej kurtce ibutach na płaskich obcasach przypominała małego, smutnego elfa.Po-ciągnęła nosem. Wczoraj byłam dla nich zbyt surowa.Kazałam impowiedzieć mi wszystko: dokąd uciekał Dean i u kogo przebywał.Znów pociągnęła nosem i nieeleganckim gestem wytarła go w rękaw.Oni na pewno wiedzą dodała. Wiedzieli przez cały czas i nic mi niepowiedzieli. Opadła na sofę. A ja myślałam, że mają do mnie zaufa-nie. To nie była ich tajemnica, tylko Deana wyjaśniła Joanna. Imoże na swój sposób chcieli być wobec niego lojalni. Albo zwyczajnie robili w gacie ze strachu wtrącił Mike szorst-kim tonem. Bo wiedzą, co się przydarzyło Deanowi. Kiedy pani z nimi rozmawiała? Zaraz po tym, jak wyjechaliście odparła Maree. Siedziałam znimi do siódmej czy ósmej, żeby coś z nich wyciągnąć. Wasze metody są do niczego wybuchnął Mike. Czy wy nic nierozumiecie? Na takie dzieci to nie działa.Narażacie się tylko na ichdrwiny.Ta uwaga wyraznie rozwścieczyła Maree. Chyba lepiej niż pan znam Jasona i Kirsty. No i co oni pani powiedzieli? Wymyślali jakieś bzdury na poczekaniu.Zaczęli opowiadać jakieśdziwne historie. Jakie historie? dociekała Joanna chłodnym tonem.Maree spojrzała na nią. E, jakieś głupoty, jak zwykle zresztą rzuciła gniewnie. Takimdzieciom jak te łatwo jest wmówić różne rzeczy.My od razu wiemy, żeto żałosne kłamstwa, ale one wierzą w każde słowo, bo tak bardzo chcąw nie wierzyć.Deanowi też ktoś wmówił, że jest jego krewnym, a on wto uwierzył.Ktokolwiek to był, na pewno go wykorzystywał, a jednocze-śnie obdarzał go pieniędzmi, ubraniami i różnymi drogimi prezentami,152co dla chłopca było dowodem rodzinnych uczuć, których nigdy przed-tem nie zaznał.Stąd ta duma i pewność siebie. Czyżby Leech? zastanawiała się głośno Joanna.Myśl o tym, żektoś mógł w tak okrutny sposób wykorzystywać naiwność dziecka, na-pawała ją wstrętem, od którego robiło jej się niedobrze.Odwróciła się do Marka Riversdale'a, stojącego przy oknie i zapa-trzonego w dal.Miał rozmarzoną minę, jakby był nieobecny myślami. Kiedy widział pan Kirsty i Jasona po raz ostatni? spytała go Jo-anna.Wyrwany z zamyślenia, wzdrygnął się.Spostrzegła, że ręce mu siętrzęsły, a on sam zachwiał się lekko, jakby pod wpływem ciosu zadane-go czyjąś niewidzialną ręką. Około dziesiątej odparł. Najpierw oboje siedzieli tu i oglądalitelewizję, a potem około dziesiątej poszli na górę. I wtedy widział ich pan po raz ostatni?Skinął głową. A kiedy pan się zorientował, że ich nie ma, panie Riversdale?Zamrugał. Dzisiaj rano wyjąkał. Spózniali się na śniadanie, więc zajrza-łem do ich sypialni. Przerwał i zmarszczył nos, by poprawić okulary.Pościel leżała nienaruszona.Widocznie uciekli jeszcze wczoraj wieczo-rem. Riversdale czknął cicho i wtedy Joanna zdała sobie sprawę, żejest pijany.Patrzyli, jak kolebie się na nogach.Jego pucołowata twarz miała spe-szony wyraz.Skulony, chwycił się zasłon.Tymczasem Joanna zwróciła się znowu do Maree O'Rourke. Czy udało się pani cokolwiek z nich wyciągnąć?Maree zmarszczyła czoło, w skupieniu wyciągnęła nieco szyję, poczym podniosła wzrok. Mówili, że jakiś człowiek podawał się za dziadka Deana odpar-ła. Twierdził, że jest ojcem jego prawdziwej matki i że kobieta, którapodawała się za matkę Deana, była jedynie jego przybraną matką.Praw-dziwa matka Deana nie mogła się nim zająć, bo w pracy często wyjeż-dżała.I to panią Tunstall proszono, żeby zaopiekowała się synem, aleona nie dawała sobie rady, więc postanowili oddać małego do domudziecka, gdzie miał go odwiedzać jego domniemany dziadek. Zrobiłaprzepraszającą minę. Przykro mi, ale to tylko stek bzdur, które dowodzą,153jak bardzo naiwny był Dean i jak bardzo pragnął wierzyć, że ma kocha-jącą rodzinę. A może jednak to prawda? rzuciła Joanna. Może rzeczywiścietak było?Wszyscy czworo milczeli.Wreszcie Joanna przerwała ciszę.Przeszłaprzez pokój i natknęła się na Alana Kinga, który dowodził ekipą śledczą. Trzeba przeczesać ten budynek bardzo dokładnie nakazała. Aszczególnie miejsca, w których Jason, Kirsty albo Dean mogli coś ukryć.I nie zapomnijcie przeszukać pokoju i auta Riversdale'a.Jeśli cokolwiekznajdziecie, zapakujcie to do foliowych torebek.I zdejmijcie odciskipalców z najczęściej dotykanych powierzchni. Zerknęła na pochylonąsylwetkę w kącie pokoju. Pobierzcie odciski palców wszystkich, po-cząwszy od niego.Musimy ustalić odciski palców zaginionych dzieci.W drodze powrotnej na komendę Joanna przez cały czas milczała.Tego dnia podczas zebrania panowała atmosfera pełna napięcia.Zniknę-ły przyjazne nastroje, a na twarzach zebranych malował się niepokój.Sytuacja stała się krytyczna zaginęło dwoje kolejnych dzieci.Na funk-cjonariuszach ciążył obowiązek ujęcia sprawcy.Tym razem nie chodziłotu o jakieś martwe, obce dziecko, lecz o dwoje żywych nastolatków, zktórymi policjanci spotkali się i rozmawiali. Zacznijmy od tego, że dzieci zaginęły wczoraj wieczorem.Nie-wykluczone, że oboje wiedzą, kim jest zabójca Deana.Uciekły, by ukryćsię w jakimś bezpiecznym miejscu albo chciały się spotkać z zabójcąswego kolegi.Jedno jest pewne: Dean był wykorzystywany seksualnieprzez jakiegoś mężczyznę [ Pobierz całość w formacie PDF ]