[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy myślę, że Bailey tak usilnie jejszukała.Kiedy myślę, jak huknęłabym jej drzwiami przed nosem, gdybyrzeczywiście wróciła, jak wrzasnęłabym: Spózniłaś się!" Kiedy myślę, żemoże jednak nigdy nie wróci.I że już nie bardzo umiem w to wierzyć,teraz, kiedy Bailey nie wierzy w to razem ze mną.- Ciotka Gram, Sylvie, też to miała - dodaję, i czuję się jak idiotka.-Wróciła po dwudziestu latach.- Kurde - wzdycha Joe.Nigdy nie widziałam u niego tak zmarszczonegoczoła.- Posłuchaj, nie znam mojej mamy, więc za nią nie tęsknię.- mówię, alemam wrażenie, że próbuję przekonać bardziej siebie niż Joego.- Jestwolnym duchem, nieustraszoną kobietą, która wyruszyła w podróżdookoła świata całkiem sama.Jest tajemnicza.To jest cool.- To jest cool?Boże, gadam jak totalna idiotka.Ale kiedy wszystko się zmieniło? Bokiedyś to było cool, nawet supercool; była naszym Magellanem, naszymMarkiem Polo, jedną z tych narowistych Walkerek, które niespokojny,nieznoszący ograniczeń duch popycha z miejsca na miejsce, od miłoścido miłości, od jednej nieprzewidywalnej chwili do drugiej.Joe uśmiecha się i patrzy na mnie tak ciepło, że zapominam o wszystkiminnym.- To ty jesteś cool - mówi.- Taka wielkoduszna.Zupełnie nie jak tenuparty fiut, który siedzi we mnie.-Wielkoduszna? Biorę go za rękę i jegoreakcja, i moja własna, każą mi się zastanawiać, czy rzeczywiście jestemcool i wielkoduszna, czy tylko kompletnie obłąkana.I co z tym fiutem,który rzekomo w nim siedzi? Kto to jest? Czy to ten Joe, który nieodezwał się więcej do tej skrzypaczki? Jeśli tak, to ja nie chcę poznać tegogościa.Idziemy dalej w milczeniu, oboje bujamy pod niebem naszychumysłów przez jakiś kilometr czy dwa, aż nagle jesteśmy na miejscu iwszystkie myśli o jego wewnętrznym fiucie i mojej tajemniczejnieobecnej matce znikają.- Okej, zamknij oczy - proszę.- Poprowadzę cię.-Sięgam zza jegopleców, zakrywam mu oczy rękami i prowadzę go dalej ścieżką.- Okej,otwórz.Przed nami jest sypialnia.Kompletna sypialnia w środku lasu.- Rany, a gdzie Zpiąca Królewna? - pyta Joe.- To pewnie ja - mówię i z rozbiegu rzucam się na puchowe łóżko.Zupełnie jakbym wskoczyła na chmurę.Joe idzie za mną.- Ty jesteś za bardzo pobudzona jak na Zpiącą Królewnę, już toustaliliśmy.- Staje obok łóżka, rozgląda się.- Niewiarygodne.Jakimcudem to tutaj jest?- Jakieś półtora kilometra stąd, nad rzeką, jest zajazd.W latachsześćdziesiątych była tam komuna i właściciel, Sam, jest starymhippisem.Urządził tę leśną sypialnię dla swoich gości, jeśli wybiorą się tuna spacer, pewnie żeby mogli się pokochać znienacka, ale nigdy niewidziałam, żeby ktoś się tu zapuścił, a przychodzę tu od zawsze.Chociażnie, raz tu kogoś widziałam.Sama, jak zmieniał pościel.W czasie deszczuprzykrywa wszystko plandeką.No więc, ja sobie piszę przy tym biurku,czytam w tym bujanym fotelu, leżę na tym łóżku i marzę.Ale nigdywcześniej nie przyprowadziłam tu chłopaka.Joe uśmiecha się, siada na łóżku obok mnie i zaczyna wodzić palcami pomoim brzuchu.- A o czym tu sobie marzysz? - pyta.- O tym - mówię, kiedy jego dłoń rozpłaszcza się na moim brzuchu, podbluzką.Oddech mi przyspiesza; chcę czuć jego ręce wszędzie.- John Lennon, mogę cię o coś zapytać?- Oo, kiedy ludzie tak mówią, zwykle następuje po tym jakieś strasznepytanie.- Jesteś dziewicą?- No widzisz? Nastąpiło straszne pytanie - mamroczę, śmiertelniezawstydzona.Ten to potrafi zepsuć nastrój.Wywijam się spod jego dłoni.- To aż tak widać?- No, trochę.- Uch.Mam ochotę wczołgać się pod kołdrę.On próbuje sięwycofywać.- Nie, no wiesz, ja uważam, że to fajne, że jesteś.- Z całą pewnością nie jest fajne.- Może dla ciebie, ale nie dla mnie, gdybym.- Gdybyś co? - Mój żołądek zaczyna nagle burczeć.Wywija koziołki.Teraz to on wygląda na zawstydzonego, i dobrze.- No wiesz, gdybyś kiedyś, nie teraz, ale kiedyś, nie chciała już nią być, igdybym ja miał być tym pierwszym, właśnie wtedy jest ta fajna część, nowiesz, dla mnie.- Ma zawstydzoną, słodką minę, ale jego słowa budzą wemnie strach i podniecenie, i przerastają mnie, i czuję, że zaraz wybuchnępłaczem, i wybucham, i chociaż ten jeden raz nawet nie wiem dlaczego.- Och, Lennie, przepraszam, powiedziałem coś złego? Nie płacz, nie mażadnego pośpiechu, całowanie cię, bycie z tobą w jakikolwiek sposób jestniesamowite.- Nie - mówię, teraz już śmiejąc się i płacząc jednocześnie.- Płaczę, bo.no więc, nie wiem, dlaczego płaczę, ale jestem szczęśliwa, nie smutna.-Pociągam go za rękę, więc kładzie się na boku tuż przy mnie, opiera się nałokciu, nasze ciała dotykają się na całej długości.Patrzy mi w oczy takimwzrokiem, że aż drżę.- Samo patrzenie w twoje oczy.- szepcze.- Nigdy nie czułem czegośtakiego.Myślę o Genevieve.Powiedział, że był w niej zakochany.Czy to nieznaczy.- Ja też nie - odpowiadam, i nie mogę powstrzymać łez, które znów płyną.- Nie płacz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Kiedy myślę, że Bailey tak usilnie jejszukała.Kiedy myślę, jak huknęłabym jej drzwiami przed nosem, gdybyrzeczywiście wróciła, jak wrzasnęłabym: Spózniłaś się!" Kiedy myślę, żemoże jednak nigdy nie wróci.I że już nie bardzo umiem w to wierzyć,teraz, kiedy Bailey nie wierzy w to razem ze mną.- Ciotka Gram, Sylvie, też to miała - dodaję, i czuję się jak idiotka.-Wróciła po dwudziestu latach.- Kurde - wzdycha Joe.Nigdy nie widziałam u niego tak zmarszczonegoczoła.- Posłuchaj, nie znam mojej mamy, więc za nią nie tęsknię.- mówię, alemam wrażenie, że próbuję przekonać bardziej siebie niż Joego.- Jestwolnym duchem, nieustraszoną kobietą, która wyruszyła w podróżdookoła świata całkiem sama.Jest tajemnicza.To jest cool.- To jest cool?Boże, gadam jak totalna idiotka.Ale kiedy wszystko się zmieniło? Bokiedyś to było cool, nawet supercool; była naszym Magellanem, naszymMarkiem Polo, jedną z tych narowistych Walkerek, które niespokojny,nieznoszący ograniczeń duch popycha z miejsca na miejsce, od miłoścido miłości, od jednej nieprzewidywalnej chwili do drugiej.Joe uśmiecha się i patrzy na mnie tak ciepło, że zapominam o wszystkiminnym.- To ty jesteś cool - mówi.- Taka wielkoduszna.Zupełnie nie jak tenuparty fiut, który siedzi we mnie.-Wielkoduszna? Biorę go za rękę i jegoreakcja, i moja własna, każą mi się zastanawiać, czy rzeczywiście jestemcool i wielkoduszna, czy tylko kompletnie obłąkana.I co z tym fiutem,który rzekomo w nim siedzi? Kto to jest? Czy to ten Joe, który nieodezwał się więcej do tej skrzypaczki? Jeśli tak, to ja nie chcę poznać tegogościa.Idziemy dalej w milczeniu, oboje bujamy pod niebem naszychumysłów przez jakiś kilometr czy dwa, aż nagle jesteśmy na miejscu iwszystkie myśli o jego wewnętrznym fiucie i mojej tajemniczejnieobecnej matce znikają.- Okej, zamknij oczy - proszę.- Poprowadzę cię.-Sięgam zza jegopleców, zakrywam mu oczy rękami i prowadzę go dalej ścieżką.- Okej,otwórz.Przed nami jest sypialnia.Kompletna sypialnia w środku lasu.- Rany, a gdzie Zpiąca Królewna? - pyta Joe.- To pewnie ja - mówię i z rozbiegu rzucam się na puchowe łóżko.Zupełnie jakbym wskoczyła na chmurę.Joe idzie za mną.- Ty jesteś za bardzo pobudzona jak na Zpiącą Królewnę, już toustaliliśmy.- Staje obok łóżka, rozgląda się.- Niewiarygodne.Jakimcudem to tutaj jest?- Jakieś półtora kilometra stąd, nad rzeką, jest zajazd.W latachsześćdziesiątych była tam komuna i właściciel, Sam, jest starymhippisem.Urządził tę leśną sypialnię dla swoich gości, jeśli wybiorą się tuna spacer, pewnie żeby mogli się pokochać znienacka, ale nigdy niewidziałam, żeby ktoś się tu zapuścił, a przychodzę tu od zawsze.Chociażnie, raz tu kogoś widziałam.Sama, jak zmieniał pościel.W czasie deszczuprzykrywa wszystko plandeką.No więc, ja sobie piszę przy tym biurku,czytam w tym bujanym fotelu, leżę na tym łóżku i marzę.Ale nigdywcześniej nie przyprowadziłam tu chłopaka.Joe uśmiecha się, siada na łóżku obok mnie i zaczyna wodzić palcami pomoim brzuchu.- A o czym tu sobie marzysz? - pyta.- O tym - mówię, kiedy jego dłoń rozpłaszcza się na moim brzuchu, podbluzką.Oddech mi przyspiesza; chcę czuć jego ręce wszędzie.- John Lennon, mogę cię o coś zapytać?- Oo, kiedy ludzie tak mówią, zwykle następuje po tym jakieś strasznepytanie.- Jesteś dziewicą?- No widzisz? Nastąpiło straszne pytanie - mamroczę, śmiertelniezawstydzona.Ten to potrafi zepsuć nastrój.Wywijam się spod jego dłoni.- To aż tak widać?- No, trochę.- Uch.Mam ochotę wczołgać się pod kołdrę.On próbuje sięwycofywać.- Nie, no wiesz, ja uważam, że to fajne, że jesteś.- Z całą pewnością nie jest fajne.- Może dla ciebie, ale nie dla mnie, gdybym.- Gdybyś co? - Mój żołądek zaczyna nagle burczeć.Wywija koziołki.Teraz to on wygląda na zawstydzonego, i dobrze.- No wiesz, gdybyś kiedyś, nie teraz, ale kiedyś, nie chciała już nią być, igdybym ja miał być tym pierwszym, właśnie wtedy jest ta fajna część, nowiesz, dla mnie.- Ma zawstydzoną, słodką minę, ale jego słowa budzą wemnie strach i podniecenie, i przerastają mnie, i czuję, że zaraz wybuchnępłaczem, i wybucham, i chociaż ten jeden raz nawet nie wiem dlaczego.- Och, Lennie, przepraszam, powiedziałem coś złego? Nie płacz, nie mażadnego pośpiechu, całowanie cię, bycie z tobą w jakikolwiek sposób jestniesamowite.- Nie - mówię, teraz już śmiejąc się i płacząc jednocześnie.- Płaczę, bo.no więc, nie wiem, dlaczego płaczę, ale jestem szczęśliwa, nie smutna.-Pociągam go za rękę, więc kładzie się na boku tuż przy mnie, opiera się nałokciu, nasze ciała dotykają się na całej długości.Patrzy mi w oczy takimwzrokiem, że aż drżę.- Samo patrzenie w twoje oczy.- szepcze.- Nigdy nie czułem czegośtakiego.Myślę o Genevieve.Powiedział, że był w niej zakochany.Czy to nieznaczy.- Ja też nie - odpowiadam, i nie mogę powstrzymać łez, które znów płyną.- Nie płacz [ Pobierz całość w formacie PDF ]