[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Heavymetalowe rytmy Anthraksu przywołały go z przeszłości.Aksamit i klejnoty rozpłynęły się, za-stąpione przez czarną skórę, pastele i plastik.Te-raz pusta radość skrywała już tylko nudę.Zdaniem Henry'ego, była to zmiana na lepsze. Powinienem być na ulicy", pomyślał, zmierzając w stronę baru i łowiąc uchem rozmowy o nie-dawnych zabójstwach i istotach, którym je przypisano. Tutaj nie znajdę dziecka." Ale nie żerowałood wtorku, więc może już przetrwało gorączkę krwi i osiągnęło kolejny etap przemiany. Alerodzic." Jego dłonie zacisnęły się w pięści, prawa - boleśnie naciągając bandaż i ukryte pod nimoparzenia. Rodzica trzeba znalezć".A szukać mógł i tutaj.Dwa razy zdarzyło się, że w mieszkaniuAleksa wyczuł innego drapieżnika.Wtedy odpuszczał.Zapach krwi tak wielu ludzi sprawiał, żetropienie byłoby stratą czasu.Jeśli kogoś tej nocy wyczuje, nie uzna tego czasu za zmarnowany.W pewnej chwili zauważył, że gdy przechodzi przez tłum, ludzie usuwają mu się z drogi, i natych-miast postarał się zmienić wyraz twarzy.Zebrani tu mężczyzni i kobiety, umalowani i obwieszenidrogimi ozdobami, nadal byli na tyle bliscy prymitywizm istotom, by rozpoznać krążącego wśród nichłowcę. To już trzeci raz: strażnik, słońce, teraz to.Sam się wystawisz na kołki, jeśli nie będziesz ostrożniej -szy, głupcze!" Co się z nim działo?- Hej, Henry, kopę lat! - Alex, właściciel poddasza, objął Fitzroya długim, nagim ramieniem, wcisnąłmu w dłoń otwartą butelkę wody i zręcznie wymanewrował go z okolic baru.- Facet, mam tu kogoś,kto musi się z tobą zobaczyć.- Ktoś musi się ze mną zobaczyć? - Henry pozwolił, by nim sterowano.Większość ludzi tak sięwłaśnie zachowywała w obecności Aleksa.Opór kosztował zbyt wiele wysiłku.- Kto?Alex wyszczerzył zęby z wysokości swoich dwóch metrów i mrugnął.- Pary z gęby nie puszczę.Co z twoją ręką?Henry zerknął na bandaż.Nawet w przyciemnionym świetle odcinał się mocno od czarnej skórymankietu.- Oparzyłem się.- Facet, oparzenia to paskudna sprawa.Gotowałeś coś?-Można tak powiedzieć.- Wargi lekko mu drgnęły, choć powtarzał sobie stanowczo, że to wca-le nie jest śmieszne.- Co cię tak bawi?- Długo by opowiadać.Ale może ty mi coś wyjaśnisz?- Pytaj, facet, to ci odpowiem.- Po co ci ten fałszywy jamajski akcent?- Fałszywy? - głos Aleksa przebił się przez muzykę.Jakieś sześć osób musiało się uchylić, gdy za-machał wolną ręką.- Fałszywy? Facet, w tym nie ma nic fałszywego.Wracam do korzeni.- Alex, pochodzisz z Halifaksu.- Zakład, że mam dłuższe korzenie niż ty.- Popchnął go naprzód i rezygnując z akcentu, oznajmił: -Proszę bardzo, krewetka.Zgodnie z zamówieniem.Kobieta siedząca na schodach do zamkniętej części mieszkania wstała.Była o wiele niższa niżmierzący metr siedemdziesiąt Henry.Wzrost, luzne dżinsy i za duża bluza zupełnie nie pasowały dokrótko ściętych platynowych włosów i wyrazu jej twarzy.Uwalniając się z uścisku Aleksa, Henry wykonał idealny szesnastowieczny ukłon dworski - choć niktw pokoju nie zdołałby go rozpoznać.- Isabelle - powiedział uroczyście.Prychnęła, złapała go za klapy płaszcza i przycisnęła jego usta do swoich.Henry ochoczo oddał pocałunek, umiejętnie odsuwając jej język od ostrych końców swoich zębów.Wcześniej nie był pewien, czy tej nocy będzie się pożywiał.Teraz już tak.- Jeśli wy dwoje macie zamiar zajmować się czymś tak gwałtownie heteroseksualnym w moim domu,to ja sobie idę.- Wyginając ostentacyjnie biodra, Alex zanurzył się w tłumie.- Znowu zmieni osobowość, zanim dojdzie do drzwi - stwierdził Henry, siadając na schodku.Ich udadotykały się.Czuł, jak jego głód rośnie.- Aiex ma więcej masek niż ktokolwiek, kogo znam - zgodziła się Isabelle, sięgając po swoją butelkę zpiwem i zerkając na plakietkę.Henry przesunął palcem po łuku jej brwi Niemal całkiem je wybielono, żeby pasowały do włosów.- Wszyscy nosimy maski.Brew Isabelle uniosła się pod jego palcem. -Jakie to głębokie.I wszyscy zdejmujemy je o północy?- Nie.- Nie mógł zapanować nad melancholią w swoim głosie, kiedy zrozumiał, co go ostatnio takrozpraszało [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl