[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miałem drewniane ucho, ale Morwenna zupełnie niezle sobie radziła.Jednakpo ślubie zarzuciła całkowicie praktykę.Charles kompletnie nie ma słuchu niepotrafiłby odróżnić Beethovena od hymnu państwowego, a Morwenna jest bardzooddaną żoną; zdanie Charles jest jej zdaniem, powinnaś pójść w ślady swojejszwagierki kochanie. Więc tylko was dwoje potrafi grać na skrzypcach? Zaraz, zaraz.Poczekaj chwilkę! Chyba blizniaczki uczyły się trochę.Tak,Rachela dawała im lekcje.Lowella wdała się we mnie i okazała się utalentowana wtym kierunku mniej więcej tak, jako noga stołowa, ale Hyson& Ona chyba ma do tegosmykałkę. A więc to mogło być grą Hyson lub Racheli? Wydajesz się tym bardzo zainteresowana.Może chcesz zacząć grywać sama?Czyżbyś miała ukryty talent? Wciąż mnie zaskakujesz, Favel.Wielu rzeczy jeszcze otobie nie wiem, chociaż jesteś moją żoną. Ja także wciąż jeszcze cię poznaję. To wspaniale, mamy przed sobą całą resztę życia, by się odkrywać nawzajem.Nieco dalej spotkaliśmy Rachelę i Roc zabrał ją do samochodu. Szukam dziewczynek powiedziała nauczycielka. Poszły łowić krewetki doZatoczki Tregallic.141 Spodziewałem się, że wykorzystałaś tę chwilę wytchnienia rzekł Roc. Naturalnie.Poszłam na długi spacer do Zatoki Gormana.Wypiłam tam herbatę iplanowałam w powrotnej drodze zabrać blizniaczki, ale chyba już dawno są w domu. Favel zdaje się, że słyszała twoją grę dzisiejszego popołudnia.Odwróciłam się i spojrzałam na Rachelę.Wyraz jej twarzy wydał mi się niecopogardliwy, a wyblakłe oczy bardziej złośliwe niż zwykle. Chyba masz genialny słuch, skoro słyszałaś mnie aż z Zatoki Gormana. A więc musiała to być Hyson. Bardzo wątpliwe. Rachela wzruszyła ramionami. Nie sądzę, by Hysonmiała kwalifikacje na skrzypaczkę i byłabym wielce zdumiona, gdyby poświęciłałowienie krabów dla muzyki.Gdy dojechaliśmy do bramy, spotkaliśmy blizniaczki zsiatkami do połowu, a Lowella ponadto trzymała wiaderko pełne zdobyczy. Hyson, czy dziś po południu nie wróciłaś, by pograć w domu na skrzypcach? Spytała Rachela. Po co? Hyson wyglądała na zdumioną. Ciocia Favel sądzi, że słyszała ciebie. Och, to nie mnie Favel słyszała odparła Hyson z namysłem.Odwróciłam się raptownie i byłam pewna, że chciała ukryć przede mną jakporuszyło ją pytanie Racheli.* * * Nie ma w tym nic nadzwyczajnego wyjaśniał mi Roc po prostu jeszczejedna kornwalijska właściwość.Teraz zrozumiesz, dlaczego tutaj jest najbujniejszatrawa, a nasza ziemia jest najbardziej zielona.Wiała mokra, południowozachodnia bryza i powietrze było przesycone wilgocią.Kolejny dzień przyniósł pewne polepszenie pogody, zdarzały się przerwy międzyfalami opadów, ale zaciśnięte chmurami niebo nie wróżyło stałej poprawy.Przy brzegumorze było brudnobrązowe, a nieco dalej miało ponurą barwę szarozieloną.142Roc wyjeżdżał na farmę, a kiedy ja postanowiłam wybrać się do Polhorgan,dokończyć nie rozegraną partię szachów, podrzucił mnie po drodze.Lord Polhorgan ucieszył się bardzo z mojej wizyty, wypiliśmy razem herbatę apotem zasiedliśmy do gry.Gospodarz był górą.Zawsze po zakończeniu lubił analizować rozgrywkę i określał ruch, którydecydował o mojej przegranej.To wprawiało go w dobry humor, co z kolei zawszemnie cieszyło, bo przecież głównym celem moich wizyt było sprawienie muprzyjemności.Kiedy zbierałam się do wyjścia, przyjechał dr Clement.Miałam wyjście strzeżoneprzez kamienne jednorożce, kiedy doktor właśnie wysiadał z samochodu. Już pani wychodzi? Spytał z nutą rozczarowania. Tak.I tak byłam dłużej niż zamierzałam. Mabell nie może się doczekać, żeby panią poznać. Proszę jej przekazać, że cieszę się na myśl o naszym spotkaniu. Powiem jej, żeby do pani zadzwoniła. O, tak.Koniecznie.Panie doktorze, jak poważna jest choroba lorda Polhorgana? O pacjencie w tym stanie nie można powiedzieć nic pewnego.Zagrożenie możewystąpić w każdej chwili. W takim razie dobrze, że zawsze pod ręką jest siostra Grey. W jego przypadku jest to konieczne.Chociaż&Przerwał, a ja odgadłam, że chciał powiedzieć coś niezbyt pochlebnego o AltheiGrey, ale zmienił zdanie. Muszę już uciekać.Do widzenia panu. Do widzenia.Wszedł do budynku, a ja ruszyłam do drogi.Lecz po kilku krokach zmieniłamzamiar i skręciłam, by pójść na skróty.Nie uszłam jednak daleko, kiedy uświadomiłam sobie, że to była nie przemyślanadecyzja.Teraz, po deszczach, dróżka zamieniła się w rozmiękłą masę czerwonegobłota, a podejrzewałam, że ścieżka Przemytników będzie jeszcze gorsza.Przystanęłam143zastanawiając się, czy nie zawrócić, ale powrót oznaczał mozolne brnięcie w błocie,więc jeśli pójdę dalej, niewiele na tym stracę.Buty i tak miałam ubłocone po kostki.Doszłam już prawie do wąskiego skalnego występu, gdy usłyszałam głos Roca: Favel! Ani kroku dalej! Stój tam i nie ruszaj się, aż do ciebie dojdę!Odwróciłam się gwałtownie. Co się stało?Nie odpowiedział, ale podszedł całkiem blisko, objął mnie i tulił do siebie przezkilka sekund.Potem wyjaśnił: Po dużych opadach dalsza droga jest bardzo ryzykowna.Spójrz! Widzisz tepęknięcia w gruncie? Osunęła się część klifu.Niebezpiecznie jest nawet tutaj.Wziął mnie za rękę i prowadził z powrotem śledząc ostrożnie każdy swój krok.Gdy znalezliśmy się na pewnym gruncie zatrzymał się i odetchnął głęboko. Okropnie się bałem o ciebie! W pewnej chwili przeszło mi nagle przez myśl, żemożesz wybrać tę drogę.W wielkim pośpiechu pognałem do Polhorgan, a tamdowiedziałem się, że już wyszłaś.Spójrz za siebie.Widzisz jak zbocze skały sięosypuje? Popatrz na ten stos oderwanych łupków i paproci wyrwanych z korzeniami;tam, mniej więcej w połowie zbocza.Rzuciłam okiem w tym kierunku i przeszył mnie dreszcz. Występ jest absolutnie niepewny ciągnął Roc. Zdumiewa mnie tylko, żenie zastosowałaś się do ostrzeżenia.Chociaż, prawdę mówiąc, sam nie dostrzegłemtablicy. Czy chodzi ci o napis: ścieżka na własne ryzyko ? Sądziłam, że to ostrzeżeniegłównie dla turystów, którzy nie są przyzwyczajeni do poruszania się na klifie. Po obfitym deszczu tamta tablica zastępowana jest inną: Uwaga! Przejścieniebezpieczne! Grozi śmiercią! Nie mogę pojąć, czemu nie wystawiono jej teraz.Zmarszczył brwi, rozejrzał się wydał nagły okrzyk. Dobry Boże! A któż to mógł zrobić?!Ruszył do przodu i podniósł tablicę leżącą w błocie napisem do dołu.Oba ubłoconesłupki, do których przymocowano płytę z ostrzeżeniem najwyrazniej zostały niedawno144wyrwane z ziemi. Nie mogę zrozumieć, jak mogła upaść! Dzięki Bogu, że tu przyszedłem! Byłam ostrożna. Mogło ci się udać przejść, ale& o, Boże, jak pomyślę o ryzyku& !Trzymał mnie mocno w objęciach, wzruszyłam się widząc, że chce mi okazać swojąwielką troskę.Po chwili zatknął tablicę na swoje miejsce i rzekł wciąż jeszczeochrypłym z niepokoju głosem: Tu niedaleko mam samochód.Chodzmy! Pojedziemy do domu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Miałem drewniane ucho, ale Morwenna zupełnie niezle sobie radziła.Jednakpo ślubie zarzuciła całkowicie praktykę.Charles kompletnie nie ma słuchu niepotrafiłby odróżnić Beethovena od hymnu państwowego, a Morwenna jest bardzooddaną żoną; zdanie Charles jest jej zdaniem, powinnaś pójść w ślady swojejszwagierki kochanie. Więc tylko was dwoje potrafi grać na skrzypcach? Zaraz, zaraz.Poczekaj chwilkę! Chyba blizniaczki uczyły się trochę.Tak,Rachela dawała im lekcje.Lowella wdała się we mnie i okazała się utalentowana wtym kierunku mniej więcej tak, jako noga stołowa, ale Hyson& Ona chyba ma do tegosmykałkę. A więc to mogło być grą Hyson lub Racheli? Wydajesz się tym bardzo zainteresowana.Może chcesz zacząć grywać sama?Czyżbyś miała ukryty talent? Wciąż mnie zaskakujesz, Favel.Wielu rzeczy jeszcze otobie nie wiem, chociaż jesteś moją żoną. Ja także wciąż jeszcze cię poznaję. To wspaniale, mamy przed sobą całą resztę życia, by się odkrywać nawzajem.Nieco dalej spotkaliśmy Rachelę i Roc zabrał ją do samochodu. Szukam dziewczynek powiedziała nauczycielka. Poszły łowić krewetki doZatoczki Tregallic.141 Spodziewałem się, że wykorzystałaś tę chwilę wytchnienia rzekł Roc. Naturalnie.Poszłam na długi spacer do Zatoki Gormana.Wypiłam tam herbatę iplanowałam w powrotnej drodze zabrać blizniaczki, ale chyba już dawno są w domu. Favel zdaje się, że słyszała twoją grę dzisiejszego popołudnia.Odwróciłam się i spojrzałam na Rachelę.Wyraz jej twarzy wydał mi się niecopogardliwy, a wyblakłe oczy bardziej złośliwe niż zwykle. Chyba masz genialny słuch, skoro słyszałaś mnie aż z Zatoki Gormana. A więc musiała to być Hyson. Bardzo wątpliwe. Rachela wzruszyła ramionami. Nie sądzę, by Hysonmiała kwalifikacje na skrzypaczkę i byłabym wielce zdumiona, gdyby poświęciłałowienie krabów dla muzyki.Gdy dojechaliśmy do bramy, spotkaliśmy blizniaczki zsiatkami do połowu, a Lowella ponadto trzymała wiaderko pełne zdobyczy. Hyson, czy dziś po południu nie wróciłaś, by pograć w domu na skrzypcach? Spytała Rachela. Po co? Hyson wyglądała na zdumioną. Ciocia Favel sądzi, że słyszała ciebie. Och, to nie mnie Favel słyszała odparła Hyson z namysłem.Odwróciłam się raptownie i byłam pewna, że chciała ukryć przede mną jakporuszyło ją pytanie Racheli.* * * Nie ma w tym nic nadzwyczajnego wyjaśniał mi Roc po prostu jeszczejedna kornwalijska właściwość.Teraz zrozumiesz, dlaczego tutaj jest najbujniejszatrawa, a nasza ziemia jest najbardziej zielona.Wiała mokra, południowozachodnia bryza i powietrze było przesycone wilgocią.Kolejny dzień przyniósł pewne polepszenie pogody, zdarzały się przerwy międzyfalami opadów, ale zaciśnięte chmurami niebo nie wróżyło stałej poprawy.Przy brzegumorze było brudnobrązowe, a nieco dalej miało ponurą barwę szarozieloną.142Roc wyjeżdżał na farmę, a kiedy ja postanowiłam wybrać się do Polhorgan,dokończyć nie rozegraną partię szachów, podrzucił mnie po drodze.Lord Polhorgan ucieszył się bardzo z mojej wizyty, wypiliśmy razem herbatę apotem zasiedliśmy do gry.Gospodarz był górą.Zawsze po zakończeniu lubił analizować rozgrywkę i określał ruch, którydecydował o mojej przegranej.To wprawiało go w dobry humor, co z kolei zawszemnie cieszyło, bo przecież głównym celem moich wizyt było sprawienie muprzyjemności.Kiedy zbierałam się do wyjścia, przyjechał dr Clement.Miałam wyjście strzeżoneprzez kamienne jednorożce, kiedy doktor właśnie wysiadał z samochodu. Już pani wychodzi? Spytał z nutą rozczarowania. Tak.I tak byłam dłużej niż zamierzałam. Mabell nie może się doczekać, żeby panią poznać. Proszę jej przekazać, że cieszę się na myśl o naszym spotkaniu. Powiem jej, żeby do pani zadzwoniła. O, tak.Koniecznie.Panie doktorze, jak poważna jest choroba lorda Polhorgana? O pacjencie w tym stanie nie można powiedzieć nic pewnego.Zagrożenie możewystąpić w każdej chwili. W takim razie dobrze, że zawsze pod ręką jest siostra Grey. W jego przypadku jest to konieczne.Chociaż&Przerwał, a ja odgadłam, że chciał powiedzieć coś niezbyt pochlebnego o AltheiGrey, ale zmienił zdanie. Muszę już uciekać.Do widzenia panu. Do widzenia.Wszedł do budynku, a ja ruszyłam do drogi.Lecz po kilku krokach zmieniłamzamiar i skręciłam, by pójść na skróty.Nie uszłam jednak daleko, kiedy uświadomiłam sobie, że to była nie przemyślanadecyzja.Teraz, po deszczach, dróżka zamieniła się w rozmiękłą masę czerwonegobłota, a podejrzewałam, że ścieżka Przemytników będzie jeszcze gorsza.Przystanęłam143zastanawiając się, czy nie zawrócić, ale powrót oznaczał mozolne brnięcie w błocie,więc jeśli pójdę dalej, niewiele na tym stracę.Buty i tak miałam ubłocone po kostki.Doszłam już prawie do wąskiego skalnego występu, gdy usłyszałam głos Roca: Favel! Ani kroku dalej! Stój tam i nie ruszaj się, aż do ciebie dojdę!Odwróciłam się gwałtownie. Co się stało?Nie odpowiedział, ale podszedł całkiem blisko, objął mnie i tulił do siebie przezkilka sekund.Potem wyjaśnił: Po dużych opadach dalsza droga jest bardzo ryzykowna.Spójrz! Widzisz tepęknięcia w gruncie? Osunęła się część klifu.Niebezpiecznie jest nawet tutaj.Wziął mnie za rękę i prowadził z powrotem śledząc ostrożnie każdy swój krok.Gdy znalezliśmy się na pewnym gruncie zatrzymał się i odetchnął głęboko. Okropnie się bałem o ciebie! W pewnej chwili przeszło mi nagle przez myśl, żemożesz wybrać tę drogę.W wielkim pośpiechu pognałem do Polhorgan, a tamdowiedziałem się, że już wyszłaś.Spójrz za siebie.Widzisz jak zbocze skały sięosypuje? Popatrz na ten stos oderwanych łupków i paproci wyrwanych z korzeniami;tam, mniej więcej w połowie zbocza.Rzuciłam okiem w tym kierunku i przeszył mnie dreszcz. Występ jest absolutnie niepewny ciągnął Roc. Zdumiewa mnie tylko, żenie zastosowałaś się do ostrzeżenia.Chociaż, prawdę mówiąc, sam nie dostrzegłemtablicy. Czy chodzi ci o napis: ścieżka na własne ryzyko ? Sądziłam, że to ostrzeżeniegłównie dla turystów, którzy nie są przyzwyczajeni do poruszania się na klifie. Po obfitym deszczu tamta tablica zastępowana jest inną: Uwaga! Przejścieniebezpieczne! Grozi śmiercią! Nie mogę pojąć, czemu nie wystawiono jej teraz.Zmarszczył brwi, rozejrzał się wydał nagły okrzyk. Dobry Boże! A któż to mógł zrobić?!Ruszył do przodu i podniósł tablicę leżącą w błocie napisem do dołu.Oba ubłoconesłupki, do których przymocowano płytę z ostrzeżeniem najwyrazniej zostały niedawno144wyrwane z ziemi. Nie mogę zrozumieć, jak mogła upaść! Dzięki Bogu, że tu przyszedłem! Byłam ostrożna. Mogło ci się udać przejść, ale& o, Boże, jak pomyślę o ryzyku& !Trzymał mnie mocno w objęciach, wzruszyłam się widząc, że chce mi okazać swojąwielką troskę.Po chwili zatknął tablicę na swoje miejsce i rzekł wciąż jeszczeochrypłym z niepokoju głosem: Tu niedaleko mam samochód.Chodzmy! Pojedziemy do domu [ Pobierz całość w formacie PDF ]