[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kolejny podmuch wiatru przyniósł znajomy za-pach.Wstał i dla oczukażdego przypadkowego obserwatora nagle znikł.Na wschód Bloor szła znajoma postać z postawionym dla ochrony przedzimnem kołnierzem.skulona, ze zmrużonymi oczami.Ignorując czerwone światło na Queen's ParkRoad, Henry przemknął przez skrzyżowanie, ścigając się ze srebrną chmurkąswojego oddechu.- Dzień dobry, Tony.- Chryste, człowieku.! - Tony instynktownie chciał się uchylić, Henry go jednak przytrzymał.-Nie rób tak!- Przepraszam.Pózna pora jak na spacery.- Nie, wczesna.Pózna dla ciebie.- Zatrzymali się przy krawężniku i Tonyodwrócił się, żeby spojrzeć Henry'emu w twarz.- Polujesz?- Niezupełnie.Czekam na ciąg niemożliwych zbiegów okoliczności, dziękiktórym będę mógł się zabawić w bohatera.- Pomysł Wiktorii?Henry uśmiechnął się.- Skąd wiesz?- %7łartujesz? - zachichotał Tony.- Masz jej imię wypisane na czole wielkimiliterami.Musisz na nią uważać, Henry.Daj jej szansę.jakiemukolwiek glinieczy eks-glinie - uściślił - daj szansę, a zacznie kontrolować twoje życie.- Moje życie? - Henry pozwolił, by maska ucywilizowanej bestii uchyliła sięodrobinę.Tony oblizał wargi, lecz nie odsunął się.- Tak - rzekł chrapliwie.- Twoje też.Henry przez chwilę bawił się z Głodem, pozwą-lając mu rosnąć, kiedydotykał policzka Tony'ego, po czym uciszył go, uznawszy że nie ma ochotyjeść.- Powinieneś się przespać - powiedział, zagłuszając swoimi słowami dzikiebicie serca Tony'ego.-Jak na jedną noc miałeś dość wrażeń.- Co.?- Czuję na tobie jego zapach.- Usłyszał, jak krew napływa Tony'emu dogłowy, wywołując rumieniec na gładkich policzkach.- Nie przejmuj się -pocieszył go z uśmiechem.- Nikt inny tego nie wyczuje.- Nie był taki jak ty.- Mam nadzieję.- Chodzi mi o to, że nie był.to nie było.to znaczy było, ale.chodzi mi oto.- Wiem, o co ci chodzi.- Jego uśmiech był obietnicą, której pozwolił trwać,póki Tony nie zrozumiał.- Odprowadziłbym cię do domu, ale mam za-danie do wypełnienia.- Jasne.- Tony westchnął, poprawił spodnie w kroku i ruszył w swoją stronę.Po kilku krokach zawołał: - Hej, Henry! Jeśli chodzi o te szalone pomysłyWiktorii.Zwykle okazuje się, że wcale nie są aż takie szalone.*-.po sygnale zostaw wiadomość. - Vicki? Tu Celluci.Jest czwarta po południu w środę.Jeden z mundurowychwłaśnie powiedział mi, że widział cię, jak zaglądałaś dziś rano do studzienekkanalizacyjnych w pobliżu muzeum.Co ty tam, kurde, robiłaś? Cholera,szukasz mumii, a nieżółwia ninja! A jeśli coś znalazłaś, cokolwiek, i nie powiedziałaś mi od razu,skopię ci dupę jak stąd do gwiazdki.*Dom i ogród wyglądały znajomo, zupełnie jak wspomnienie z dzieciństwa,którego nie da się umiejscowić w czasie ani w przestrzeni.Zachowując bez-pieczny dystans, przeszła na tył.Jeszcze nim się tam znalazła, wiedziała, żeprzy drzwiach kuchennych będą rosły malwy, że patio będzie wyłożonenierównymi szarymi płytami, a róże będą właśnie w pełnym rozkwicie.Byłosłonecznie i ciepło, trawnik pachniał, jakby go właśnie skoszono - w rzeczysamej koło garażu stała stara kosiarka do trawy, którą w każdy poniedziałekkosiła ich malutki trawniczekprzy domu Kingston.Przy tylnych schodkach leżała rękawka do bejs-boluodziedziczona po starszym kuzynk.Sznurowanie, które sama naprawiała,odznaczało się od zuży-tej skóry bardziej niż w rzeczywistości.Jej dżinsowakurtka z frędzlami, ostatnia rzecz, jaką kupił jej oj-ciec, nim odszedł, wisiałana sznurze do suszenia.Ogród zdawał się ciągnąć w nieskończoność.Zaczęła po nim myszkować,najpierw powoli, potem idąc coraz szybciej, nagle świadoma, że coś podążaza nią.Okrążyła dom, biegiem przebyła ścieżkę, wpadła na ganek izatrzymała się gwałtownie z ręką na klamce.- Nie.to chciało, żeby weszła do środka.Klamka zaczęła się przekręcać, a wraz z nią jej dłoń.Widziała swoje odbicie wszybie w drzwiach.Musiało to być jej odbicie, choć przez chwilę miaławrażenie, że patrzy na siebie wyglądającą przez szybę z wnętrza domu.Cokolwiek podążało za nią przez ogród, weszło na ganek.Czuła, jak staredeski uginają się pod czyimś ciężarem, w szybie zobaczyła odbicie świecącychczerwonych oczu.- Nie!Oderwała palce od klamki i czując, jak strach ją niemal paraliżuje, zmusiła się,żeby się odwrócić [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl