[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyobrażałam sobie, co musiał przeżyć, gdy Belinda wyzna-ła mu prawdę.Belinda jak zwykle wpadła do mego pokoju na pogawędkę.- Wszystko świetnie się układa - doniosła.- Bobby jest cudowny,a Henry zachowuje się prawie jak dżentelmen.Nigdy bym go o tonie podejrzewała.- Co w praktyce oznacza, że Henry robi wszystko pod twoje dyk-tando - stwierdziłam.- Ta sama dawna Lucie! - powiedziała Belinda i pokazała mikoniuszek języka.- Kosztuje mnie to trochę pracy.Dlaczego ludzie takbardzo lubią zwlekać z decyzjami? Ja tego nie rozumiem.Ale najważ-niejsze, że wszystko ma się odbyć bez zbędnego zamieszania.Mamynadzieję, iż o całej sprawie dowiedzą się tylko te osoby, które bez-względnie muszą w niej uczestniczyć.Niedługo zostanę żoną Bob-by'ego zgodnie z wszelkimi wymogami prawa.Nigdy nie zapomnimy,co dla nas zrobiłaś!- Nie zrobiłam nic szczególnego.Poza tym to było jedyne rozsądnewyjście.- Miałaś zbawienny wpływ na Henry'ego.Wyraża się o tobie z du-żym szacunkiem.Przyznał nawet, co prawda niechętnie, że mój powrótdo Australii nie miałby sensu.A poza tym.dziecko.- Myślisz, że dziecko stanowiło decydujący argument? Belinda po-klepała się po brzuchu.- Drogie maleństwo! - roześmiała się.- Będzie z niego zuch!Jeszcze się nie urodziło, a popatrz tylko, ile już zdziałało!264Kolejny raz zdumiała mnie u Belindy rzadka umiejętność przerzuca-nia odpowiedzialności na innych i ta jej wiara, że los musi nagiąć się dojej życzeń.Co dziwniejsze, w jakiś niezrozumiały sposób, tak się zaw-sze w końcu działo.- Przeczytałam w gazetach, że Joel Greenham wraca do domu - po-wiedziała niespodziewanie Belinda i popatrzyła na mnie badawczo.-Zdaje się, byliście po słowie?- %7łe też akurat ty o tym pamiętasz! - odpowiedziałam z nutką sarka-zmu w głosie.- Pewnie, że pamiętam! Mieliście się pobrać.A teraz on wraca! -Belinda obserwowała mnie błyszczącymi z podniecenia oczyma.- Sie-dział w niewoli, ale już wraca.- Podobno.- Nie udawaj, że cię to nie obchodzi!- Niczego nie udaję.I obchodzi mnie jego los.Przecież Joelauznano za zmarłego.To wspaniale, że żyje i że.wraca do Anglii.Belinda przyjęła do wiadomości moją odpowiedz, ale czułam, że wduchu rozważa ewentualne konsekwencje wypływające z powrotu Jo-ela.Prawdę mówiąc, ja też bezustannie o tym myślałam.Od kiedy prze-czytałam notatkę, moje myśli cały czas krążyły wokół Joela.Bardzopragnęłam się z nim zobaczyć, a jednocześnie bałam się tego spotkania.Minął kolejny dzień.Celeste, której życie upływało w samotności,cieszyła się z możliwości goszczenia nas.Belinda, przekonana, że jejproblemy wkrótce znajdą pomyślny finał, zachowywała kamienny spo-kój.Bobby wydawał się trochę zmieszany, ale widać było, że nadal jestzakochany po uszy, a myśl o mającym narodzić się dziecku napełniałago dumą i podnieceniem.W skrytości ducha zazdrościłam Belindzie jej podejścia do życia.Bgz przerwy przerzucałam gazety szukając świeżych wiadomości.Niestety, niczego nowego nie znalazłam.Belinda oświadczyła, że musi wykorzystać pobyt w Londynie na za-kupy.265- Muszę coś kupić dla dziecka.Nie poszłabyś ze mną, Lucie? - za-proponowała.Udałyśmy się do miasta.Belinda, przy okazji zakupów dla dziecka,nakupiła również mnóstwo rzeczy dla siebie.Kiedy wróciłyśmy do do-mu, Celeste wydała mi się jakaś podniecona.Gdy znalazłyśmy się same, szepnęła:- Był Joel.Bardzo się zdenerwował.- Chciał się ze mną widzieć?- Tak.Rodzice powiedzieli mu, że wyszłaś za mąż, ale chciał usły-szeć o tym od ciebie osobiście.Gdy mu oznajmiłam, że akurat jesteś wLondynie, zadawał mnóstwo pytań.Przybyło mu kilka lat.- Wszyscy się starzejemy.To, co przeżył, musiało zostawić ślad.- Joel wie, co stało się z twoim ojcem.Powiedział, że musi się z to-bą zobaczyć.- Celeste patrzyła na mnie z niepokojem.- Przypuszczałam, że Joel zechce się ze mną skontaktować - powie-działam.- Zostawił dla ciebie wiadomość.- Wiadomość?! Gdzie ona jest?- Mam ją tutaj.- Celeste sięgnęła do kieszeni sukni i z ociąganiemwyjęła kopertę.Schwyciłam ją pośpiesznie.Chciałam bez świadków przeczytać list Joela.Poszłam do sypialni iusiadłszy na łóżku, rozcięłam kopertę. Droga Lucie!Pragnę się z Tobą spotkać.Rodzice powiedzieli mi, że wyszłaś zamąż.Starali się wszystko wyjaśnić.Tak trudno mi w to uwierzyć! Mu-szę się z Tobą jak najszybciej widzieć.Czy moglibyśmy spotkać sięjutro? Czekam przy Okrągłym Stawie w Ogrodach Kensingtońskich odziesiątej trzydzieści.Proszę, przyjdz.Będę czekał.Joel".Oczywiście, że pójdę.Muszę go zobaczyć i wytłumaczyć się z tego,co zrobiłam.266Dzień wlókł się bez końca.Byłam wdzięczna losowi, że Belinda,pochłonięta własnymi sprawami, nie zauważyła mojego podłego nastro-ju.W nocy nie mogłam zasnąć.Z niepokojem czekałam na spotkanie zJoelem.Nic dziwnego, że wybrał Okrągły Staw w Ogrodach Kensing-tońskich.W dzieciństwie często się tam spotykaliśmy.Dzień był słoneczny.Kilkoro dzieci puszczało po stawie łódeczkipod czujnym okiem niań.308Spostrzegłam Joela.Zauważył mnie i ruszył szybkim krokiem w mo-ją stronę.Objął mnie i przez chwilę nie wypuszczał z ramion.Potemodsunął się i spojrzał mi w oczy.W jego spojrzeniu zobaczyłam cier-pienie nie mniejsze niż moje własne.Przytrzymał mnie za łokieć, nie odrywając wzroku od mojej twarzy.- Lucie.- zaczął.- Och, Joelu! - wyrzuciłam z siebie - nie wierzyłam, że cię jeszczekiedyś zobaczę!Zdałam sobie sprawę, jak wielki błąd popełniłam.Kochałam tylkoJoela.Nigdy już nie będę szczęśliwa.- Jak mogłaś? - wyszeptał.- Muszę ci to wytłumaczyć.- Chodzmy stąd.Poszukajmy jakiegoś spokojnego miejsca, gdziemoglibyśmy porozmawiać.Wziął mnie pod rękę i poprowadził obsadzoną kwiatami alejką doławki pod kępą drzew.- Lucie, dlaczego? - zapytał Joel, gdy usiedliśmy.- Powiedzieli mi, że nie żyjesz.To było nie do zniesienia.Krótkoprzedtem zginął ojciec.- Wiem, co się stało z twoim ojcem.Powiedzieli ci, że nie żyję? Codokładnie mówili?- %7łe po wyjściu z hotelu zostałeś napadnięty przez złodziei i wszelkisłuch o tobie zaginął.A potem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Wyobrażałam sobie, co musiał przeżyć, gdy Belinda wyzna-ła mu prawdę.Belinda jak zwykle wpadła do mego pokoju na pogawędkę.- Wszystko świetnie się układa - doniosła.- Bobby jest cudowny,a Henry zachowuje się prawie jak dżentelmen.Nigdy bym go o tonie podejrzewała.- Co w praktyce oznacza, że Henry robi wszystko pod twoje dyk-tando - stwierdziłam.- Ta sama dawna Lucie! - powiedziała Belinda i pokazała mikoniuszek języka.- Kosztuje mnie to trochę pracy.Dlaczego ludzie takbardzo lubią zwlekać z decyzjami? Ja tego nie rozumiem.Ale najważ-niejsze, że wszystko ma się odbyć bez zbędnego zamieszania.Mamynadzieję, iż o całej sprawie dowiedzą się tylko te osoby, które bez-względnie muszą w niej uczestniczyć.Niedługo zostanę żoną Bob-by'ego zgodnie z wszelkimi wymogami prawa.Nigdy nie zapomnimy,co dla nas zrobiłaś!- Nie zrobiłam nic szczególnego.Poza tym to było jedyne rozsądnewyjście.- Miałaś zbawienny wpływ na Henry'ego.Wyraża się o tobie z du-żym szacunkiem.Przyznał nawet, co prawda niechętnie, że mój powrótdo Australii nie miałby sensu.A poza tym.dziecko.- Myślisz, że dziecko stanowiło decydujący argument? Belinda po-klepała się po brzuchu.- Drogie maleństwo! - roześmiała się.- Będzie z niego zuch!Jeszcze się nie urodziło, a popatrz tylko, ile już zdziałało!264Kolejny raz zdumiała mnie u Belindy rzadka umiejętność przerzuca-nia odpowiedzialności na innych i ta jej wiara, że los musi nagiąć się dojej życzeń.Co dziwniejsze, w jakiś niezrozumiały sposób, tak się zaw-sze w końcu działo.- Przeczytałam w gazetach, że Joel Greenham wraca do domu - po-wiedziała niespodziewanie Belinda i popatrzyła na mnie badawczo.-Zdaje się, byliście po słowie?- %7łe też akurat ty o tym pamiętasz! - odpowiedziałam z nutką sarka-zmu w głosie.- Pewnie, że pamiętam! Mieliście się pobrać.A teraz on wraca! -Belinda obserwowała mnie błyszczącymi z podniecenia oczyma.- Sie-dział w niewoli, ale już wraca.- Podobno.- Nie udawaj, że cię to nie obchodzi!- Niczego nie udaję.I obchodzi mnie jego los.Przecież Joelauznano za zmarłego.To wspaniale, że żyje i że.wraca do Anglii.Belinda przyjęła do wiadomości moją odpowiedz, ale czułam, że wduchu rozważa ewentualne konsekwencje wypływające z powrotu Jo-ela.Prawdę mówiąc, ja też bezustannie o tym myślałam.Od kiedy prze-czytałam notatkę, moje myśli cały czas krążyły wokół Joela.Bardzopragnęłam się z nim zobaczyć, a jednocześnie bałam się tego spotkania.Minął kolejny dzień.Celeste, której życie upływało w samotności,cieszyła się z możliwości goszczenia nas.Belinda, przekonana, że jejproblemy wkrótce znajdą pomyślny finał, zachowywała kamienny spo-kój.Bobby wydawał się trochę zmieszany, ale widać było, że nadal jestzakochany po uszy, a myśl o mającym narodzić się dziecku napełniałago dumą i podnieceniem.W skrytości ducha zazdrościłam Belindzie jej podejścia do życia.Bgz przerwy przerzucałam gazety szukając świeżych wiadomości.Niestety, niczego nowego nie znalazłam.Belinda oświadczyła, że musi wykorzystać pobyt w Londynie na za-kupy.265- Muszę coś kupić dla dziecka.Nie poszłabyś ze mną, Lucie? - za-proponowała.Udałyśmy się do miasta.Belinda, przy okazji zakupów dla dziecka,nakupiła również mnóstwo rzeczy dla siebie.Kiedy wróciłyśmy do do-mu, Celeste wydała mi się jakaś podniecona.Gdy znalazłyśmy się same, szepnęła:- Był Joel.Bardzo się zdenerwował.- Chciał się ze mną widzieć?- Tak.Rodzice powiedzieli mu, że wyszłaś za mąż, ale chciał usły-szeć o tym od ciebie osobiście.Gdy mu oznajmiłam, że akurat jesteś wLondynie, zadawał mnóstwo pytań.Przybyło mu kilka lat.- Wszyscy się starzejemy.To, co przeżył, musiało zostawić ślad.- Joel wie, co stało się z twoim ojcem.Powiedział, że musi się z to-bą zobaczyć.- Celeste patrzyła na mnie z niepokojem.- Przypuszczałam, że Joel zechce się ze mną skontaktować - powie-działam.- Zostawił dla ciebie wiadomość.- Wiadomość?! Gdzie ona jest?- Mam ją tutaj.- Celeste sięgnęła do kieszeni sukni i z ociąganiemwyjęła kopertę.Schwyciłam ją pośpiesznie.Chciałam bez świadków przeczytać list Joela.Poszłam do sypialni iusiadłszy na łóżku, rozcięłam kopertę. Droga Lucie!Pragnę się z Tobą spotkać.Rodzice powiedzieli mi, że wyszłaś zamąż.Starali się wszystko wyjaśnić.Tak trudno mi w to uwierzyć! Mu-szę się z Tobą jak najszybciej widzieć.Czy moglibyśmy spotkać sięjutro? Czekam przy Okrągłym Stawie w Ogrodach Kensingtońskich odziesiątej trzydzieści.Proszę, przyjdz.Będę czekał.Joel".Oczywiście, że pójdę.Muszę go zobaczyć i wytłumaczyć się z tego,co zrobiłam.266Dzień wlókł się bez końca.Byłam wdzięczna losowi, że Belinda,pochłonięta własnymi sprawami, nie zauważyła mojego podłego nastro-ju.W nocy nie mogłam zasnąć.Z niepokojem czekałam na spotkanie zJoelem.Nic dziwnego, że wybrał Okrągły Staw w Ogrodach Kensing-tońskich.W dzieciństwie często się tam spotykaliśmy.Dzień był słoneczny.Kilkoro dzieci puszczało po stawie łódeczkipod czujnym okiem niań.308Spostrzegłam Joela.Zauważył mnie i ruszył szybkim krokiem w mo-ją stronę.Objął mnie i przez chwilę nie wypuszczał z ramion.Potemodsunął się i spojrzał mi w oczy.W jego spojrzeniu zobaczyłam cier-pienie nie mniejsze niż moje własne.Przytrzymał mnie za łokieć, nie odrywając wzroku od mojej twarzy.- Lucie.- zaczął.- Och, Joelu! - wyrzuciłam z siebie - nie wierzyłam, że cię jeszczekiedyś zobaczę!Zdałam sobie sprawę, jak wielki błąd popełniłam.Kochałam tylkoJoela.Nigdy już nie będę szczęśliwa.- Jak mogłaś? - wyszeptał.- Muszę ci to wytłumaczyć.- Chodzmy stąd.Poszukajmy jakiegoś spokojnego miejsca, gdziemoglibyśmy porozmawiać.Wziął mnie pod rękę i poprowadził obsadzoną kwiatami alejką doławki pod kępą drzew.- Lucie, dlaczego? - zapytał Joel, gdy usiedliśmy.- Powiedzieli mi, że nie żyjesz.To było nie do zniesienia.Krótkoprzedtem zginął ojciec.- Wiem, co się stało z twoim ojcem.Powiedzieli ci, że nie żyję? Codokładnie mówili?- %7łe po wyjściu z hotelu zostałeś napadnięty przez złodziei i wszelkisłuch o tobie zaginął.A potem [ Pobierz całość w formacie PDF ]