[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Powiedz mi, Mohanie, co się stało.Szli w milczeniu obok siebie.Mohan zataczał się nieporadnie, ale powoliodzyskiwał siły.Radża szedł ciężkim krokiem, wspierając się na lascezakończonej cyzelowaną srebrną gałką, rytmicznie stukał nią przy tym ogładkie kamienne płyty posadzki.Przeszli do jednego z wytworniewyposażonych pomieszczeń, usiedli w fotelach wykonanych zgodnie zzachodnią modą, a gdy odeszły służące, które podały im napojeorzezwiające i zapaliły lampy, żeby rozjaśnić mrok deszczowegopóznego popołudnia, Mohan Tadżid zaczął opowiadać sucho i rzeczowo.Radża słuchał w milczeniu, nie ruszając się, nie przerywając ani razu,nawet nie spoglądając na syna.Gdy Mohan skończył, zwilżył wyschnięte gardło filiżanką czaju.Radżawciąż jeszcze milczał, wpatrywał się w jakiś punkt w obrębie trójkątamiędzy dywanem, końcem laski i swymi haftowanymi kapciami.Wkońcu chrząknął i zabrał głos:-Rani nigdy mi nie wybaczyła, że przez te wszystkie lata kazałem wasścigać.Nigdy tego nie powiedziała, była zbyt po-słuszną małżonką, ale dawała mi to odczuć każdego dnia, nawet wtedy,gdy leżała już na łożu śmierci.Mohan Tadżid patrzył tępo przed siebie.A więc Kamala, jego matka, nieżyła.Przeraziło go to, że tak mało dotknęła go ta wiadomość, jakbyzużył całą swą rozpacz, cały ból, do których był zdolny.Nastąpiła długapauza, podczas której radża niespokojnie wodził laską po wzorach iszlaczkach dywanu.-Zawsze żyłem i postępowałem zgodnie z tym, co nakazywały mi wiara izwyczaje przodków - rzekł w końcu starzec cichym, ochrypłym głosem.-Wiem -odpowiedział Mohan Tadżid.Znał swojego ojca i wiedział, że jego słowa były próbą usprawiedliwieniasię, prośbą o wybaczenie, choć Dheeraj Czand był zbyt dumny, żebysformułować to wprost.Radża pokiwał w zamyśleniu głową.Spojrzawszy na syna, zapytał:-Zostaniecie tutaj?-Nie wiem, gdzie mielibyśmy pójść -odpowiedział Mohan Tadżid zwysiłkiem, skubiąc bandaż na ramieniu.Ojciec znowu pokiwał głową i wstał.-Zawsze jest dobrze wrócić do korzeni.Skierował się do drzwi.Mohan, patrząc na tego starego człowieka, poczułskurcz w sercu.Radża robił wrażenie bardzo zmęczonego, jakbyzłamanego, chociaż starał się trzymać prosto.W drodze do drzwiodwrócił się jeszcze raz.-Jak ma na imię chłopiec?Mohan się zawahał.W końcu podał indyjskie imię lana:-Radżiw.Stary Czand uśmiechnął się na dzwięk tego imienia.-Dobre imię dla wojownika -rzekł, potakując głową.Gdy drzwi się zanim cicho zamknęły, Mohan Tadżid opadłciężko na fotel.Czuł zmęczenie.Zastanawiał się, czy dobrze zrobił,przybywając tu z łanem, ale wiedział, że nie miał innego wyboru.17Brytyjczycy, walcząc rozpaczliwie całymi miesiącami o utrzymanie Indiipod władaniem Korony, co rusz spotykali oddziały z innych częściimperium, żołnierzy stacjonujących w Birmie, a także tych z Persji, Chin iMauritiusa, rudobrodych Szkotów z Highland noszących kilty; jesieniąpułki z Malty i Afryki Południowej; wreszcie pułk huzarów, któryzaokrętował się w Southampton, a w listopadzie dotarł do Bombaju.Wewrześniu po ponad dwóch miesiącach oblężenia padło Delhi.Anglicyuczcili swoje zwycięstwo plądrowaniem, mordami i egzekucjami.Strategia Dheeraja Czanda, polegająca na umiejętnym unikaniu macekbrytyjskiego imperium, opłaciła się, zwłaszcza w związku z odległympołożeniem jego księstwa.Fale wojny dobiły do Dżajpuru, ale w stepach ina pustyniach Radżputany nadal panował spokój.Szczególnie SurjaMahal był jedną z niewielu wysp pokoju, którą omijała zawierucha,mająca swoje epicentrum w dolinie Gangesu i której porywy dało sięodczuć aż po granice tego rozległego kraju.We wrześniu łan powrócił ostatecznie do królestwa żywych.Przybocznilekarze radży, a przede wszystkim Amdżad Das, zrobili wszystko, co byłow ich mocy, i osiągnęli sukces.Chociaż ramię i bark chłopca z powodudługich tygodni unieruchomienia były chude i blade, to rany zagoiły siędobrze; w przyszłości miał władać ręką tak, jakby nigdy nie był w niąranny.Blizny miały mu jednak pozostać na całe życie -zarówno na barku,jak i na policzku.Jakby Brahmapo raz drugi darował mi siostrzeńca -pomyślał Mohanw dniu, kiedy wszedł do pokoju chorego, a łan spojrzał na niego rześkimspojrzeniem.- Gdzie jesteśmy? - zapytał chłopiec na wstępie.-W pałacu Surja Mahal -odpowiedział Mohan.Wziął krzesło i przysiadłsię do łóżka.-W sercu Radżputany.Tutaj się urodziliśmy.tu sięurodziłem i wychowałem.- Gdzie jest moja matka?Pytanie lana było krótkie i precyzyjne, pozbawione wahania, jakbychłopiec domyślał się odpowiedzi.Była to chwila, której Mohan Tadżid, czuwając przy posłaniu lana, całyczas się obawiał.Opuścił wzrok i poczuł, jak oczy chłopca dosłownie sięw niego wwiercają.-Nie żyje - wykrztusił Mohan cicho.-Twoja siostra.też.Gdy podniósłwzrok, zobaczył, że łan wpatruje się w głąbpomieszczenia.Oczy chłopca, niemające w sobie nic dziecięcego, byłytwarde jak polerowany onyks.-Jak one.umarły?-Doszło do.eksplozji [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.-Powiedz mi, Mohanie, co się stało.Szli w milczeniu obok siebie.Mohan zataczał się nieporadnie, ale powoliodzyskiwał siły.Radża szedł ciężkim krokiem, wspierając się na lascezakończonej cyzelowaną srebrną gałką, rytmicznie stukał nią przy tym ogładkie kamienne płyty posadzki.Przeszli do jednego z wytworniewyposażonych pomieszczeń, usiedli w fotelach wykonanych zgodnie zzachodnią modą, a gdy odeszły służące, które podały im napojeorzezwiające i zapaliły lampy, żeby rozjaśnić mrok deszczowegopóznego popołudnia, Mohan Tadżid zaczął opowiadać sucho i rzeczowo.Radża słuchał w milczeniu, nie ruszając się, nie przerywając ani razu,nawet nie spoglądając na syna.Gdy Mohan skończył, zwilżył wyschnięte gardło filiżanką czaju.Radżawciąż jeszcze milczał, wpatrywał się w jakiś punkt w obrębie trójkątamiędzy dywanem, końcem laski i swymi haftowanymi kapciami.Wkońcu chrząknął i zabrał głos:-Rani nigdy mi nie wybaczyła, że przez te wszystkie lata kazałem wasścigać.Nigdy tego nie powiedziała, była zbyt po-słuszną małżonką, ale dawała mi to odczuć każdego dnia, nawet wtedy,gdy leżała już na łożu śmierci.Mohan Tadżid patrzył tępo przed siebie.A więc Kamala, jego matka, nieżyła.Przeraziło go to, że tak mało dotknęła go ta wiadomość, jakbyzużył całą swą rozpacz, cały ból, do których był zdolny.Nastąpiła długapauza, podczas której radża niespokojnie wodził laską po wzorach iszlaczkach dywanu.-Zawsze żyłem i postępowałem zgodnie z tym, co nakazywały mi wiara izwyczaje przodków - rzekł w końcu starzec cichym, ochrypłym głosem.-Wiem -odpowiedział Mohan Tadżid.Znał swojego ojca i wiedział, że jego słowa były próbą usprawiedliwieniasię, prośbą o wybaczenie, choć Dheeraj Czand był zbyt dumny, żebysformułować to wprost.Radża pokiwał w zamyśleniu głową.Spojrzawszy na syna, zapytał:-Zostaniecie tutaj?-Nie wiem, gdzie mielibyśmy pójść -odpowiedział Mohan Tadżid zwysiłkiem, skubiąc bandaż na ramieniu.Ojciec znowu pokiwał głową i wstał.-Zawsze jest dobrze wrócić do korzeni.Skierował się do drzwi.Mohan, patrząc na tego starego człowieka, poczułskurcz w sercu.Radża robił wrażenie bardzo zmęczonego, jakbyzłamanego, chociaż starał się trzymać prosto.W drodze do drzwiodwrócił się jeszcze raz.-Jak ma na imię chłopiec?Mohan się zawahał.W końcu podał indyjskie imię lana:-Radżiw.Stary Czand uśmiechnął się na dzwięk tego imienia.-Dobre imię dla wojownika -rzekł, potakując głową.Gdy drzwi się zanim cicho zamknęły, Mohan Tadżid opadłciężko na fotel.Czuł zmęczenie.Zastanawiał się, czy dobrze zrobił,przybywając tu z łanem, ale wiedział, że nie miał innego wyboru.17Brytyjczycy, walcząc rozpaczliwie całymi miesiącami o utrzymanie Indiipod władaniem Korony, co rusz spotykali oddziały z innych częściimperium, żołnierzy stacjonujących w Birmie, a także tych z Persji, Chin iMauritiusa, rudobrodych Szkotów z Highland noszących kilty; jesieniąpułki z Malty i Afryki Południowej; wreszcie pułk huzarów, któryzaokrętował się w Southampton, a w listopadzie dotarł do Bombaju.Wewrześniu po ponad dwóch miesiącach oblężenia padło Delhi.Anglicyuczcili swoje zwycięstwo plądrowaniem, mordami i egzekucjami.Strategia Dheeraja Czanda, polegająca na umiejętnym unikaniu macekbrytyjskiego imperium, opłaciła się, zwłaszcza w związku z odległympołożeniem jego księstwa.Fale wojny dobiły do Dżajpuru, ale w stepach ina pustyniach Radżputany nadal panował spokój.Szczególnie SurjaMahal był jedną z niewielu wysp pokoju, którą omijała zawierucha,mająca swoje epicentrum w dolinie Gangesu i której porywy dało sięodczuć aż po granice tego rozległego kraju.We wrześniu łan powrócił ostatecznie do królestwa żywych.Przybocznilekarze radży, a przede wszystkim Amdżad Das, zrobili wszystko, co byłow ich mocy, i osiągnęli sukces.Chociaż ramię i bark chłopca z powodudługich tygodni unieruchomienia były chude i blade, to rany zagoiły siędobrze; w przyszłości miał władać ręką tak, jakby nigdy nie był w niąranny.Blizny miały mu jednak pozostać na całe życie -zarówno na barku,jak i na policzku.Jakby Brahmapo raz drugi darował mi siostrzeńca -pomyślał Mohanw dniu, kiedy wszedł do pokoju chorego, a łan spojrzał na niego rześkimspojrzeniem.- Gdzie jesteśmy? - zapytał chłopiec na wstępie.-W pałacu Surja Mahal -odpowiedział Mohan.Wziął krzesło i przysiadłsię do łóżka.-W sercu Radżputany.Tutaj się urodziliśmy.tu sięurodziłem i wychowałem.- Gdzie jest moja matka?Pytanie lana było krótkie i precyzyjne, pozbawione wahania, jakbychłopiec domyślał się odpowiedzi.Była to chwila, której Mohan Tadżid, czuwając przy posłaniu lana, całyczas się obawiał.Opuścił wzrok i poczuł, jak oczy chłopca dosłownie sięw niego wwiercają.-Nie żyje - wykrztusił Mohan cicho.-Twoja siostra.też.Gdy podniósłwzrok, zobaczył, że łan wpatruje się w głąbpomieszczenia.Oczy chłopca, niemające w sobie nic dziecięcego, byłytwarde jak polerowany onyks.-Jak one.umarły?-Doszło do.eksplozji [ Pobierz całość w formacie PDF ]