[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Martinez spojrzała na Lydię.- Zakładali, że pani i prawdopodobnie także pan London możecie zostać aresztowani za morderstwoGreeleya, a w najgorszym razie pochłonie was oczyszczanie się z zarzutów.- Wtedy chcieli już tylko zyskać na czasie, by wydobyć resztę onirytu i wyjechać z Kadencji - stwierdziłEmmett.- Gdy ich plan nie wypalił, jeszcze raz spróbowali się dowiedzieć, ile wiemy, więc wciągnęli w całą aferęmojego byłego współpracownika - wyjaśniła Lydia.- A potem usiłowali zamordować Emmetta.- Potrzebowali jeszcze tylko paru dni - powiedział cicho.Tego wieczoru o szóstej ktoś głośno zapukał do drzwi Lydii.Nie było to charakterystyczne pukanieZane'a, więc postanowiła je zignorować.Nalała sobie kieliszek wina i sięgnęła po wieczko słoika z precelkami.Znów rozległo się pukanie.Zlekceważyła je.- Przy takim tempie, w jakim je pożerasz - powiedziała, podając Futrzakowi precelka - powinnam chybawykupić akcje w firmie, która je produkuje.Futrzak zamruczał radośnie na jej ramieniu i, jak zwykle chciwie, zaczął chrupać precelka.- Na zdrowie, mały.- Lydia wyciągnęła rękę i go pogłaskała.- Zasługujesz na nie.Nie wiem, co bym bezciebie zrobiła.322Wzięła do ręki kieliszek i ruszyła w stronę balkonu.Po chwili zatrzymała się i zaczęła nasłuchiwać.Chyba nikt już nie pukał.Wmówiła sobie, że czuje ulgę, lecz gdzieś głęboko w duszy wiedziała, żeokłamuje samą siebie.Był ciepły wieczór.Otworzyła przesuwane drzwi balkonu, usadowiła się w jednym z leżaków, i wtedyusłyszała, jak ktoś otwiera zamknięte na klucz drzwi salonu za jej plecami.Futrzak dalej chrupał precelki, pogrążony w błogim zadowoleniu.Lydia nie obejrzała się przez ramię.Domyśliła się, kto wszedł do jej mieszkania.- Nie wiem, co tu się, u diabła, dzieje, ale jeśli sądzisz, że pozwolę ci udawać, że przestałem istnieć, togrubo się mylisz - burknął Emmett, wychodząc na balkon.- Wierz mi, wiem, że istniejesz.- Pociągnęła łyk wina, z nadzieją, że to ją uspokoi.- Raczej trudno cię niezauważyć, London.- Podobno.- Usiadł na drugim leżaku.- Zechcesz mi powiedzieć, co jest nie tak?- Nic nie jest nie tak.- Chodzi o to, że wróciłaś pod ziemię? Czy to sprawiło, że napłynęły złe wspomnienia? Lydio, jeślimusisz porozmawiać z psychiatrą, znam dobrego w Rezonansie.To przyjaciel rodziny.- Przyjaciel rodziny.- Tak mocno walnęła kieliszkiem w stolik, że wino się wychlapało.- Czyli psychiatrazwiązany z Gildią, tak?- Cóż, tak.Leczy pararezonerów energii dysonansu pracujących dla Gildii w Rezonansie, ale to nieznaczy, że nie potrafiłby sobie poradzić z pararezonerką energii efemerycznej.To fachura.326- A jakże - syknęła.- Nie wątpię, że jest świetny.Ale tak się składa, że nie potrzebuję psychiatry.- Na pewno? Zachowujesz się bardzo dziwnie, odkąd wyszliśmy z katakumb.Może tak szybki powrótpod ziemię, po twoich przeżyciach pół roku temu, nie był dla ciebie dobry?Wycelowała w niego palcem.- Nie zaczynaj.Jeśli mi oświadczysz, że wreszcie dołączyłeś do ludzi, którzy myślą, że się nie nadaję napara-rezonerkę, przysięgam, że zrzucę cię z tego balkonu.- Wiem, że nie straciłaś swoich zdolności - odparł spokojnie.- Dowiodłaś tego, radząc sobie z pułapkamiw tunelach.Ale możesz mieć problemy innego rodzaju.- Aha.- Znów podniosła kieliszek.- A jakże, mogę mieć problemy innego rodzaju.Już chyba się o nią nie martwił.Raczej jej nie ufał.- Czegoś nie rozumiem.- Ty? Skądże znowu.- Pociągnęła kolejny łyk wina.-Ty czegoś nie rozumiesz.Przecież jesteś szefemGildii!- Byłym szefem Gildii.I mówiłem ci: wolę określenie dyrektor wykonawczy".Skrzywiła się.- O, przepraszam.Jesteś byłym dyrektorem wykonawczym Gildii w Rezonansie! Jakże coś mogłobyumknąć twojemu wszechwidzącemu spojrzeniu?- Lydio, przyszedłem, bo się niepokoję.Przez ostatnie dwa dni nie zachowujesz się normalnie.- Nic mi nie jest - rzuciła bardzo spokojnie.- Tak? To dlaczego nie odbierasz moich telefonów? Nie otwierasz drzwi, chociaż wiesz, że stoję tam, natym cholernym korytarzu? Nie ruszę się stąd, póki nie usłyszę odpowiedzi.324Spojrzała na niego.Wrzała z gniewu; dławił ją i szukał ujścia.- Chcesz usłyszeć odpowiedz? Dobra.Mój jedyny problem polega na tym, że jestem wściekła.- Wściekła? - Zawahał się.- Na mnie?- Nie.Na siebie.Trochę się rozluznił.- Dlaczego?- Bo ci zaufałam.- Co to ma, u diabła, znaczyć? Co takiego zrobiłem, że przestałaś mi ufać?- Zacznijmy od tego, że sprowadziłeś tu tych dwóch facetów z Gildii w Rezonansie i postawiłeś ich nawarcie przed schroniskiem.- Chodzi ci o Harry'ego i Raya? Wiem, nie wyszło tak, jak planowałem.To przez tę pułapkę, którą Vickerszastawiła przy drzwiach.Ale wydawało mi się, że postępuję rozsądnie.Nie wiedzieliśmy, czy ktoś zGildii w Kadencji nie jest zaangażowany w prace wykopaliskowe, więc ze względu na ryzyko niechciałem zwracać się do kogoś z miejscowych.- Nie rozumiesz? Czemu mi nie powiedziałeś, że sprowadziłeś dwóch łowców spoza miasta?Wzruszył ramionami.- Z tych samych powodów, dla których nie wspomniałem o tym detektyw Martinez.Ponieważ nieuzgodniłem tego z Mercerem Wyattem.Nie chciałem, by ktoś wiedział, że bez jego zgody sprowadziłemłowców.Polityka Gildii bywa czasami skomplikowana.- Polityka Gildii! - Miała ochotę krzyczeć ze złości.-A więc o to chodziło, tak? Polityka Gildii byławażniejsza niż lojalność wobec partnera?328Zdenerwował się.- Jesteś wkurzona tylko dlatego, że ci nie wspomniałem, że sprowadziłem pomoc spoza miasta?- Jestem, wkurzona, bo wciąż się zastanawiam, o ilu jeszcze rzeczach nie raczyłeś mi wspomnieć, bopolityka Gildii jest najważniejsza!- Lydio.- Mieliśmy być partnerami, co? Partnerzy są sobie równi.Partnerzy się o wszystkim informują.- Informowałem cię, do cholery.- Okłamywałeś mnie od samego początku, London.Najpierw mnie namierzyłeś, bo myślałeś, żeukradłam twój durny sekretarzyk.Potem mnie wynająłeś, żebym pomogła ci go odnalezć, ale nieraczyłeś wspomnieć o tym, że nie tylko jesteś łowcą duchów, ale i szefem Gildii.- Byłym szefem Gildii.- Raz w Gildii, na zawsze w Gildii.Nagle ogarnął go lodowaty gniew.- Raz wśród splataczy, na zawsze wśród splataczy.Nie tylko ja nie wyłożyłem od razu wszystkich kartna stół.- O czym ty mówisz?- W całej tej sprawie kierowały tobą dwa cele.Chciałaś dopilnować, żeby zabójca Chestera Brady'egozostał złapany, i udowodnić sobie i wszystkim wokół, że możesz wrócić do katakumb.Byłem ci do tegopotrzebny.Wykorzystałaś mnie.Dławiła się z wściekłości.- To ty do mnie przyszedłeś, nie pamiętasz? Twierdziłeś, że chcesz mnie wynająć, ale przez cały czas my-ślałeś, że ukradłam tę twoją głupią rodzinną pamiątkę.A potem bezczelnie mnie uwiodłeś!326Zanim uświadomiła sobie, co się dzieje, jego ręce zacisnęły się na jej ramionach.Podniósł ją z leżaka,jakby nic nie ważyła.Kątem oka dostrzegła drobne wyładowania energii.Iskierki.Futrzak dyskretnie stoczył się z jej ramienia i zniknął w mieszkaniu.- To jakieś nieporozumienie - powiedział Emmett niebezpiecznie cicho.- Mógłbym przysiąc, że to ty mnieuwiodłaś.- Jak śmiesz sugerować, że.-.że wykorzystałaś seks, żeby mną manipulować?- Nieprawda, i dobrze o tym wiesz.- Tak? To dlaczego mnie uwiodłaś?- Nie uwiodłam cię!- No to jak byś to nazwała?- Uprawialiśmy seks, okej? To się czasami zdarza dwojgu ludziom, którzy.- urwała, bo nagle zabrakłojej tchu.- Dwojgu ludzi, którzy czują do siebie pociąg? To próbowałaś powiedzieć?Chwyciła się jedynego sposobu, by zachować twarz w sytuacji coraz bardziej niebezpiecznej.- Tak.Tak.To był tylko seks [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Martinez spojrzała na Lydię.- Zakładali, że pani i prawdopodobnie także pan London możecie zostać aresztowani za morderstwoGreeleya, a w najgorszym razie pochłonie was oczyszczanie się z zarzutów.- Wtedy chcieli już tylko zyskać na czasie, by wydobyć resztę onirytu i wyjechać z Kadencji - stwierdziłEmmett.- Gdy ich plan nie wypalił, jeszcze raz spróbowali się dowiedzieć, ile wiemy, więc wciągnęli w całą aferęmojego byłego współpracownika - wyjaśniła Lydia.- A potem usiłowali zamordować Emmetta.- Potrzebowali jeszcze tylko paru dni - powiedział cicho.Tego wieczoru o szóstej ktoś głośno zapukał do drzwi Lydii.Nie było to charakterystyczne pukanieZane'a, więc postanowiła je zignorować.Nalała sobie kieliszek wina i sięgnęła po wieczko słoika z precelkami.Znów rozległo się pukanie.Zlekceważyła je.- Przy takim tempie, w jakim je pożerasz - powiedziała, podając Futrzakowi precelka - powinnam chybawykupić akcje w firmie, która je produkuje.Futrzak zamruczał radośnie na jej ramieniu i, jak zwykle chciwie, zaczął chrupać precelka.- Na zdrowie, mały.- Lydia wyciągnęła rękę i go pogłaskała.- Zasługujesz na nie.Nie wiem, co bym bezciebie zrobiła.322Wzięła do ręki kieliszek i ruszyła w stronę balkonu.Po chwili zatrzymała się i zaczęła nasłuchiwać.Chyba nikt już nie pukał.Wmówiła sobie, że czuje ulgę, lecz gdzieś głęboko w duszy wiedziała, żeokłamuje samą siebie.Był ciepły wieczór.Otworzyła przesuwane drzwi balkonu, usadowiła się w jednym z leżaków, i wtedyusłyszała, jak ktoś otwiera zamknięte na klucz drzwi salonu za jej plecami.Futrzak dalej chrupał precelki, pogrążony w błogim zadowoleniu.Lydia nie obejrzała się przez ramię.Domyśliła się, kto wszedł do jej mieszkania.- Nie wiem, co tu się, u diabła, dzieje, ale jeśli sądzisz, że pozwolę ci udawać, że przestałem istnieć, togrubo się mylisz - burknął Emmett, wychodząc na balkon.- Wierz mi, wiem, że istniejesz.- Pociągnęła łyk wina, z nadzieją, że to ją uspokoi.- Raczej trudno cię niezauważyć, London.- Podobno.- Usiadł na drugim leżaku.- Zechcesz mi powiedzieć, co jest nie tak?- Nic nie jest nie tak.- Chodzi o to, że wróciłaś pod ziemię? Czy to sprawiło, że napłynęły złe wspomnienia? Lydio, jeślimusisz porozmawiać z psychiatrą, znam dobrego w Rezonansie.To przyjaciel rodziny.- Przyjaciel rodziny.- Tak mocno walnęła kieliszkiem w stolik, że wino się wychlapało.- Czyli psychiatrazwiązany z Gildią, tak?- Cóż, tak.Leczy pararezonerów energii dysonansu pracujących dla Gildii w Rezonansie, ale to nieznaczy, że nie potrafiłby sobie poradzić z pararezonerką energii efemerycznej.To fachura.326- A jakże - syknęła.- Nie wątpię, że jest świetny.Ale tak się składa, że nie potrzebuję psychiatry.- Na pewno? Zachowujesz się bardzo dziwnie, odkąd wyszliśmy z katakumb.Może tak szybki powrótpod ziemię, po twoich przeżyciach pół roku temu, nie był dla ciebie dobry?Wycelowała w niego palcem.- Nie zaczynaj.Jeśli mi oświadczysz, że wreszcie dołączyłeś do ludzi, którzy myślą, że się nie nadaję napara-rezonerkę, przysięgam, że zrzucę cię z tego balkonu.- Wiem, że nie straciłaś swoich zdolności - odparł spokojnie.- Dowiodłaś tego, radząc sobie z pułapkamiw tunelach.Ale możesz mieć problemy innego rodzaju.- Aha.- Znów podniosła kieliszek.- A jakże, mogę mieć problemy innego rodzaju.Już chyba się o nią nie martwił.Raczej jej nie ufał.- Czegoś nie rozumiem.- Ty? Skądże znowu.- Pociągnęła kolejny łyk wina.-Ty czegoś nie rozumiesz.Przecież jesteś szefemGildii!- Byłym szefem Gildii.I mówiłem ci: wolę określenie dyrektor wykonawczy".Skrzywiła się.- O, przepraszam.Jesteś byłym dyrektorem wykonawczym Gildii w Rezonansie! Jakże coś mogłobyumknąć twojemu wszechwidzącemu spojrzeniu?- Lydio, przyszedłem, bo się niepokoję.Przez ostatnie dwa dni nie zachowujesz się normalnie.- Nic mi nie jest - rzuciła bardzo spokojnie.- Tak? To dlaczego nie odbierasz moich telefonów? Nie otwierasz drzwi, chociaż wiesz, że stoję tam, natym cholernym korytarzu? Nie ruszę się stąd, póki nie usłyszę odpowiedzi.324Spojrzała na niego.Wrzała z gniewu; dławił ją i szukał ujścia.- Chcesz usłyszeć odpowiedz? Dobra.Mój jedyny problem polega na tym, że jestem wściekła.- Wściekła? - Zawahał się.- Na mnie?- Nie.Na siebie.Trochę się rozluznił.- Dlaczego?- Bo ci zaufałam.- Co to ma, u diabła, znaczyć? Co takiego zrobiłem, że przestałaś mi ufać?- Zacznijmy od tego, że sprowadziłeś tu tych dwóch facetów z Gildii w Rezonansie i postawiłeś ich nawarcie przed schroniskiem.- Chodzi ci o Harry'ego i Raya? Wiem, nie wyszło tak, jak planowałem.To przez tę pułapkę, którą Vickerszastawiła przy drzwiach.Ale wydawało mi się, że postępuję rozsądnie.Nie wiedzieliśmy, czy ktoś zGildii w Kadencji nie jest zaangażowany w prace wykopaliskowe, więc ze względu na ryzyko niechciałem zwracać się do kogoś z miejscowych.- Nie rozumiesz? Czemu mi nie powiedziałeś, że sprowadziłeś dwóch łowców spoza miasta?Wzruszył ramionami.- Z tych samych powodów, dla których nie wspomniałem o tym detektyw Martinez.Ponieważ nieuzgodniłem tego z Mercerem Wyattem.Nie chciałem, by ktoś wiedział, że bez jego zgody sprowadziłemłowców.Polityka Gildii bywa czasami skomplikowana.- Polityka Gildii! - Miała ochotę krzyczeć ze złości.-A więc o to chodziło, tak? Polityka Gildii byławażniejsza niż lojalność wobec partnera?328Zdenerwował się.- Jesteś wkurzona tylko dlatego, że ci nie wspomniałem, że sprowadziłem pomoc spoza miasta?- Jestem, wkurzona, bo wciąż się zastanawiam, o ilu jeszcze rzeczach nie raczyłeś mi wspomnieć, bopolityka Gildii jest najważniejsza!- Lydio.- Mieliśmy być partnerami, co? Partnerzy są sobie równi.Partnerzy się o wszystkim informują.- Informowałem cię, do cholery.- Okłamywałeś mnie od samego początku, London.Najpierw mnie namierzyłeś, bo myślałeś, żeukradłam twój durny sekretarzyk.Potem mnie wynająłeś, żebym pomogła ci go odnalezć, ale nieraczyłeś wspomnieć o tym, że nie tylko jesteś łowcą duchów, ale i szefem Gildii.- Byłym szefem Gildii.- Raz w Gildii, na zawsze w Gildii.Nagle ogarnął go lodowaty gniew.- Raz wśród splataczy, na zawsze wśród splataczy.Nie tylko ja nie wyłożyłem od razu wszystkich kartna stół.- O czym ty mówisz?- W całej tej sprawie kierowały tobą dwa cele.Chciałaś dopilnować, żeby zabójca Chestera Brady'egozostał złapany, i udowodnić sobie i wszystkim wokół, że możesz wrócić do katakumb.Byłem ci do tegopotrzebny.Wykorzystałaś mnie.Dławiła się z wściekłości.- To ty do mnie przyszedłeś, nie pamiętasz? Twierdziłeś, że chcesz mnie wynająć, ale przez cały czas my-ślałeś, że ukradłam tę twoją głupią rodzinną pamiątkę.A potem bezczelnie mnie uwiodłeś!326Zanim uświadomiła sobie, co się dzieje, jego ręce zacisnęły się na jej ramionach.Podniósł ją z leżaka,jakby nic nie ważyła.Kątem oka dostrzegła drobne wyładowania energii.Iskierki.Futrzak dyskretnie stoczył się z jej ramienia i zniknął w mieszkaniu.- To jakieś nieporozumienie - powiedział Emmett niebezpiecznie cicho.- Mógłbym przysiąc, że to ty mnieuwiodłaś.- Jak śmiesz sugerować, że.-.że wykorzystałaś seks, żeby mną manipulować?- Nieprawda, i dobrze o tym wiesz.- Tak? To dlaczego mnie uwiodłaś?- Nie uwiodłam cię!- No to jak byś to nazwała?- Uprawialiśmy seks, okej? To się czasami zdarza dwojgu ludziom, którzy.- urwała, bo nagle zabrakłojej tchu.- Dwojgu ludzi, którzy czują do siebie pociąg? To próbowałaś powiedzieć?Chwyciła się jedynego sposobu, by zachować twarz w sytuacji coraz bardziej niebezpiecznej.- Tak.Tak.To był tylko seks [ Pobierz całość w formacie PDF ]