[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bez słowa napełnił talerz gęstą duszonąwołowiną i postawił przed Tessą.Posmarował masłem dwakawałki chleba, przekroił je po przekątnej, ułożył trójkąty natalerzyku i podsunął w ślad za potrawką.- Tato, wdepnęłam w gniazdo szerszeni.- Gniazdo szerszeni? Cholera, wolałbym wdepnąć choćby i wdziesięć, zamiast znalezć jednego trupa.- To nie by! trup, tylko kości.Jest pewna różnica.Ojciec niespuszczał z niej wzroku.- Nie ma żadnej.- Jest.Trup.- Zapatrzyła się w talerz z pyszną duszonąwołowiną, szukając właściwego określenia.- Zwieższy.- Do diabła.Wiesz, jak zaostrzyć człowiekowi apetyt -mruknął Davey.Tessa nie zwracała na niego uwagi.- Jak się dowiedziałeś, tato?- Mam swoje zródła.Susanna nie pisnęła słowa.Na pewno nie powiedziałaby oszkielecie.- Powinnam była przenieść się do Kalifornii.Tam nie znasznikogo.- Po co miałabyś mi wyświadczać aż taką przysługę? - Zerwałścierkę z ramienia i zaczął z furią wycierać drewniany blat baru.- Nie, zostań tutaj, potykaj się o trupy i nie informuj mnie o tym.To wspaniale, że nigdzie się nie wyniosłaś.Nawet nie maszpojęcia, jak się cieszę.RS 175Tessa milczała.Nigdy nie myślała o tym, żeby się wynieść zBostonu.Miała przyjaciół w San Francisco, lubiła ichodwiedzać, ale Boston był jej domem.- Jedz - warknął ojciec.- Wyglądasz, jakbyś nie spała odtygodnia.Davey wszedł za bar i nałożył sobie drugą porcję wołowiny.Jak zawsze był nieskazitelnie ubrany, z idealnie przyciętymiwąsami.Nawet jeśli spędził cały dzień w zalanej wodą piwnicy,trudno było po nim cokolwiek poznać.Pewnie wybiera się narandkę, pomyślała Tessa.Ojciec wdowiec, ojciec chrzestnydwukrotny rozwodnik.Nic dziwnego, że miała swojezastrzeżenia wobec mężczyzn.I Thorne.Co za podstępny drań!Davey usiadł z powrotem na swoim stołku i umoczył kawałekchleba w brązowym, gorącym sosie.- Najgorsze, czego się spodziewałam, to węże.- Co powiedziała policja? - zapytał Jim.- Nie uwierzyli mi.- Chcesz, żebym z nimi porozmawiał?- Nie! - Omal nie zachłysnęła się potrawką, którą zupełniebezwiednie zaczęła jeść.Nie była głodna.-Nie, tato, nie trzeba.Nawet gdyby mi uwierzyli, niewiele mogą zrobić.Davey zaczął pohukiwać jak duch.- Tato.- Tessa wpatrywała się w kawałki mięsa, marchewkę iziemniaki pływające w sosie.- Dlaczego nie ożeniłeś się po razdrugi?- Słucham?- Nieważne.Naszła mnie jakaś myśl bez związku.Masz rację,ostatnio nie spałam zbyt dobrze.- Uśmiechnęła się do ojca.-Duszona wołowina.Mniam.Tego mi było trzeba.Jim pokręcił głową, jakby nie był w stanie zrozumieć swojejcórki, i zabrał się za przygotowywanie drinków dla studentów.Zamówili głównie piwo.RS 176Ustawił szklanki na tacy i zaniósł je do stołu.Jakiś chłopakzaczaj narzekać, że zbyt długo czekali, na co Jim wskazał mudrzwi i zaproponował, żeby wsiadł do metra i wrócił do domuna koszt firmy.Nie był dzisiaj w nastroju.Zwykle marudzącymklientom wciskał ścierkę do ręki i proponował najniższą stawkęza pomoc przy obsługiwaniu gości.Kiedy wrócił za bar, Tessa opowiedziała mu, że Dce zniknąłprzed rokiem bez śladu, że Joanna Thorne zginęła zasypanalawiną, a Jedidiah Thorne nie wrócił z morza.Słuchał uważniekażdego jej słowa, wreszcie powiedział:- Mówisz, że nawet jego siostra nie wie, gdzie ten bubek siępodziewa?- Zgadza się.Davey, który zdzierżył kilka długich minut bez wtrącaniaswoich trzech groszy, westchnął.- Rok to dość, żeby robaki obrobiły ciało do kości.Chryste,Tesso, nie mogłaś mnie uprzedzić, zanim tam wszedłem?- Myślałam, że mi się przywidziało.Kiedy nic niezauważyliście, uznałam, że piwnica jest czysta.- Dziękuję ci.Mogłaś przyprawić mnie o atak serca. Hydraulik nie przeżył makabrycznego odkrycia".Bardzo miłe.Powinnaś była powiedzieć:  Tato, Daveyu, zerknijcie w tamtenkąt, bo coś mi się wydaje, że wczoraj w nocy widziałam tamludzki szkielet".Tessa zjadła kilka łyżek duszonej wołowiny.Davey miałrację.- Słusznie mówisz.Przepraszam.- Wiem, że słusznie mówię, tak samo jak wiem, że w nosiemasz przepraszanie.- Sytuacja była trochę niezręczna.- Tesso, niezręczna sytuacja zdarza się, kiedy człowiekowiutknie kawałek mięsa między zębami i nie ma wykałaczki.- W porządku, Davey.Naprawdę rozumiem, co do mniemówisz.RS 177Zmarszczyła czoło.Dostrzegła kątem oka coś w głębi baru.Jakiś ruch, odbicie w lustrze.Obróciła się gwałtownie na stołku.Cholera.W najdalszym, mrocznym kącie pubu siedział AndrewThorne.Tessa najpierw zesztywniała, a potem posłała ojcu wściekłespojrzenie.- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że on tutaj jest?- Kto?- Kto, kto.Andrew Thorne, mój sąsiad.- Jest tutaj? Popatrz tylko.Nie poznałem go.Tessa wciągnęłapowietrze przez nos.Kłamstwo.Ohydne, bezczelne łgarstwo.W dodatku ojciec wcale się niezawstydził, że kłamie w żywe oczy.Wrzucił kilka kostek lodudo szklanki.- Ty mi nie mówisz wszystkiego, więc się nie dziw, że i jaczasami coś przemilczę.- Nie będziemy teraz bawić się w rewanże.Ja ci ufałam, tato!Jim posłał Tessie ojcowskie spojrzenie, ale nie odezwał sięsłowem.- Masz, na co zasłużyłaś - wtrącił Davey, sącząc swoje piwo.Tessa zeskoczyła ze stołka, przecisnęła się koło studentów, zimpetem szurnęła jakieś krzesło, które jej stało na drodze, ipodwinęła rękawy, czując, że ogarnia ją szewska pasja.Przed Andrew stała pusta szklanka po piwie i talerz duszonejwołowiny.Podniósł wzrok, odchylił się na krześle.Niespodziewała się po nim takiego spokoju i pewności na jejwłasnym gruncie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl