[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.401 Dobra dziewczynka.Spojrzała na ostre kolce, oddychając z trudem. Jak& W ten sposób. Pochylił się, grzebiąc u podnóżasiatki.Po chwili wyprostował się, trzymając kawałek dywanu.Wspiął się na ogrodzenie i przerzucił go przez drut kolczasty. Postaraj się nie oprzeć na nim całym ciężarem ciała. Dobrze. Zmusiła się, by wspiąć się na siatkę,zwalczając wszechogarniające zmęczenie.To wymagałokoncentracji.Nogi jej drżały.Johnson podtrzymał ją, gdyokrakiem przechodziła nad zakrywającym drut dywanem.Zachwiała się, poczuła, jak ostre kolce napierają na grubymateriał.Nowe, głośniejsze syreny dołączyły do już wyjących. Ogłoszono pełny alarm powiedział krótko. Lepiejsię pospieszmy. Co ty nie powiesz. Loup przełożyła ostrożnie drugąnogę nad ogrodzeniem.Przywarła do siatki, łapiąc oddech,utrzymując część ciężaru ciała na rękach.Johnson oparł się naniej, by utrzymać równowagę, przechodząc nad drutem.Dlaczego zdecydowałeś się to zrobić?Szarpnięciem ściągnął dywan, chrząknął, rozmasowującnadwyrężone ramię. Ponieważ nigdy nie powinienem znalezć się na ringu ztwoim bratem.To nie było właściwe.Po tych słowach nie było już czasu na dalszą rozmowę.Zaprowadził ją do ukrytego w gąszczu krzaków dżipa. Tutaj. Rozsznurował brezentową płachtęzakrywającą przestrzeń ładunkową, i wrzucił dywan do środka. Wskakuj.Schowaj się i zachowaj całkowitą ciszę.Loup spojrzała mu w oczy. Jak masz na imię? Prawdziwe imię. John. John Johnson?402Kąciki jego ust uniosły się lekko. Rząd nie jest zbyt kreatywny. Wyciągnął z plecakabutelkę taniej whisky, pociągnął z niej łyk, potem rozlał niecoalkoholu na swoją bluzę. Właz do środka i ani piśnij.Wczołgała się w przestrzeń bagażową i zwinęła wkłębek.Naciągnął brezent i zasznurował go ponownie.Po chwili silnik zakaszlał, budząc się do życia.Dżip podskakiwał i kołysał się na wybojach, drogamusiała być wyzwaniem dla kierowcy, zwłaszcza biorąc poduwagę fakt, że Johnson nie włączył świateł.Loup skuliła się,obejmując kolana ramionami.W końcu wyjechali na równąnawierzchnię.Johnson włączył reflektory i przyspieszył.Raz najakiś czas mijały ich światła innych pojazdów.Skuliła sięjeszcze ciaśniej pod brezentową plandeką.Pomyślała o nocy nacmentarzu, po pogrzebie Tommy ego, gdy leżała na ziemizwinięta w kłębek wokół jądra bólu.O Pilar łagodzącej jej cierpienie.%7łałowała, że musiała zostawić szlafrok.Potem był już tylko równy warkot silnika, wywołanejego pracą wibracje podłogi i ciężki smród spalin diesla.Zastanawiała się, co mogłoby oznaczyć znalezienie się w dwarazy gorszych kłopotach, jeśli zostaną złapani.Może chodziło obicie.Co z tego.Zdrada byłaby gorsza.Jeśli Ron Johnson John Johnson prowadził jakąś grę, mającą na celu namieszać jej w głowie,zamierzała zrobić wszystko, co w jej mocy, by za to zapłacił.Czym innym było zostać okłamaną przez pieprzonego chcę-być twoim-przyjacielem Dereka, czym innym zdradzoną przezkogoś takiego jak ona sama.Dżip zwolnił i skręcił.Pogłos pracy silnika brzmiał terazinaczej.Nie znajdowali się już na otwartej przestrzeni.Do uszuLoup docierały stłumione głosy i dzwięki muzyki.Miasteczko.Przejeżdżali przez miasteczko.403Ktoś krzyknął, by się zatrzymali.Dżip zwolnił i stanął,silnik pracował na luzie.Słyszała zbliżające się kroki.Zwiatło latarki omiotło wnętrze pojazdu.Loupprzycisnęła kolana do piersi, upewniając się, że żadna część jejciała nie wystaje i nie rzuca cienia.Starała się nie oddychać.Miała wrażenie, że jej serce wali nienaturalnie głośno. Dokąd się wybierasz, żołnierzu? zapytał żandarmgłębokim głosem. Mam randkę z dziewczyną, sir. Johnson wymawiałsłowa pewnie, choć lekko bełkotliwie. Pijesz i prowadzisz? Nie, sir! Uh-huh.Podaj no to. Usłyszała stłumiony pluskprzelewającego się w butelce płynu. Ruszaj.Baw się, pókimożesz.Zostań w kontakcie radiowym.W tym momencie bazajest zamknięta, ale w każdej chwili mogą wezwać wszystkich zpowrotem, by pomogli w polowaniu.Mamy jakiegoś ważnegouciekiniera.Johnson westchnął. Tak jest!Dżip ruszył, najpierw prosto, potem skręcił kilka razy.Loup wypuściła powietrze.Jeśli była to jakaś sztuczka, odegraliją bez pudła.Zatrzymali się.Silnik pracował na luzie.Dobiegł jąodgłos kroków, zgrzyt otwieranej bramy, odgłos powracającychkroków.Dżip podjechał do przodu, po czym stanął.Silnikucichł.Kolejny zgrzyt, znów kroki.Spięła się, ostrożna iniepewna.Johnson rozsznurował plandekę i odsunął płótno.Loup rozprostowała się błyskawicznie, gotowa nawszystko. Rany! Cofnął się, białe zęby błysnęły w uśmiechu,zielone oczy zalśniły. Wszystko w porządku.Udało nam się. Gdzie jesteśmy?404 Zobaczysz.Wygramoliła się na zewnątrz.John Johnson grzebał wswoim plecaku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.401 Dobra dziewczynka.Spojrzała na ostre kolce, oddychając z trudem. Jak& W ten sposób. Pochylił się, grzebiąc u podnóżasiatki.Po chwili wyprostował się, trzymając kawałek dywanu.Wspiął się na ogrodzenie i przerzucił go przez drut kolczasty. Postaraj się nie oprzeć na nim całym ciężarem ciała. Dobrze. Zmusiła się, by wspiąć się na siatkę,zwalczając wszechogarniające zmęczenie.To wymagałokoncentracji.Nogi jej drżały.Johnson podtrzymał ją, gdyokrakiem przechodziła nad zakrywającym drut dywanem.Zachwiała się, poczuła, jak ostre kolce napierają na grubymateriał.Nowe, głośniejsze syreny dołączyły do już wyjących. Ogłoszono pełny alarm powiedział krótko. Lepiejsię pospieszmy. Co ty nie powiesz. Loup przełożyła ostrożnie drugąnogę nad ogrodzeniem.Przywarła do siatki, łapiąc oddech,utrzymując część ciężaru ciała na rękach.Johnson oparł się naniej, by utrzymać równowagę, przechodząc nad drutem.Dlaczego zdecydowałeś się to zrobić?Szarpnięciem ściągnął dywan, chrząknął, rozmasowującnadwyrężone ramię. Ponieważ nigdy nie powinienem znalezć się na ringu ztwoim bratem.To nie było właściwe.Po tych słowach nie było już czasu na dalszą rozmowę.Zaprowadził ją do ukrytego w gąszczu krzaków dżipa. Tutaj. Rozsznurował brezentową płachtęzakrywającą przestrzeń ładunkową, i wrzucił dywan do środka. Wskakuj.Schowaj się i zachowaj całkowitą ciszę.Loup spojrzała mu w oczy. Jak masz na imię? Prawdziwe imię. John. John Johnson?402Kąciki jego ust uniosły się lekko. Rząd nie jest zbyt kreatywny. Wyciągnął z plecakabutelkę taniej whisky, pociągnął z niej łyk, potem rozlał niecoalkoholu na swoją bluzę. Właz do środka i ani piśnij.Wczołgała się w przestrzeń bagażową i zwinęła wkłębek.Naciągnął brezent i zasznurował go ponownie.Po chwili silnik zakaszlał, budząc się do życia.Dżip podskakiwał i kołysał się na wybojach, drogamusiała być wyzwaniem dla kierowcy, zwłaszcza biorąc poduwagę fakt, że Johnson nie włączył świateł.Loup skuliła się,obejmując kolana ramionami.W końcu wyjechali na równąnawierzchnię.Johnson włączył reflektory i przyspieszył.Raz najakiś czas mijały ich światła innych pojazdów.Skuliła sięjeszcze ciaśniej pod brezentową plandeką.Pomyślała o nocy nacmentarzu, po pogrzebie Tommy ego, gdy leżała na ziemizwinięta w kłębek wokół jądra bólu.O Pilar łagodzącej jej cierpienie.%7łałowała, że musiała zostawić szlafrok.Potem był już tylko równy warkot silnika, wywołanejego pracą wibracje podłogi i ciężki smród spalin diesla.Zastanawiała się, co mogłoby oznaczyć znalezienie się w dwarazy gorszych kłopotach, jeśli zostaną złapani.Może chodziło obicie.Co z tego.Zdrada byłaby gorsza.Jeśli Ron Johnson John Johnson prowadził jakąś grę, mającą na celu namieszać jej w głowie,zamierzała zrobić wszystko, co w jej mocy, by za to zapłacił.Czym innym było zostać okłamaną przez pieprzonego chcę-być twoim-przyjacielem Dereka, czym innym zdradzoną przezkogoś takiego jak ona sama.Dżip zwolnił i skręcił.Pogłos pracy silnika brzmiał terazinaczej.Nie znajdowali się już na otwartej przestrzeni.Do uszuLoup docierały stłumione głosy i dzwięki muzyki.Miasteczko.Przejeżdżali przez miasteczko.403Ktoś krzyknął, by się zatrzymali.Dżip zwolnił i stanął,silnik pracował na luzie.Słyszała zbliżające się kroki.Zwiatło latarki omiotło wnętrze pojazdu.Loupprzycisnęła kolana do piersi, upewniając się, że żadna część jejciała nie wystaje i nie rzuca cienia.Starała się nie oddychać.Miała wrażenie, że jej serce wali nienaturalnie głośno. Dokąd się wybierasz, żołnierzu? zapytał żandarmgłębokim głosem. Mam randkę z dziewczyną, sir. Johnson wymawiałsłowa pewnie, choć lekko bełkotliwie. Pijesz i prowadzisz? Nie, sir! Uh-huh.Podaj no to. Usłyszała stłumiony pluskprzelewającego się w butelce płynu. Ruszaj.Baw się, pókimożesz.Zostań w kontakcie radiowym.W tym momencie bazajest zamknięta, ale w każdej chwili mogą wezwać wszystkich zpowrotem, by pomogli w polowaniu.Mamy jakiegoś ważnegouciekiniera.Johnson westchnął. Tak jest!Dżip ruszył, najpierw prosto, potem skręcił kilka razy.Loup wypuściła powietrze.Jeśli była to jakaś sztuczka, odegraliją bez pudła.Zatrzymali się.Silnik pracował na luzie.Dobiegł jąodgłos kroków, zgrzyt otwieranej bramy, odgłos powracającychkroków.Dżip podjechał do przodu, po czym stanął.Silnikucichł.Kolejny zgrzyt, znów kroki.Spięła się, ostrożna iniepewna.Johnson rozsznurował plandekę i odsunął płótno.Loup rozprostowała się błyskawicznie, gotowa nawszystko. Rany! Cofnął się, białe zęby błysnęły w uśmiechu,zielone oczy zalśniły. Wszystko w porządku.Udało nam się. Gdzie jesteśmy?404 Zobaczysz.Wygramoliła się na zewnątrz.John Johnson grzebał wswoim plecaku [ Pobierz całość w formacie PDF ]