[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aby zrealizować tenplan, nie wywołując kataklizmu, musi nas być dwóch! - pomyślał.Pani de Sommieres przebywała w towarzystwie Marii Andżeliny.Markiza pi-ła szampana w zimowym ogrodzie, słuchając z roztargnieniem damy do towarzy-stwa czytającej wspaniałe zdania Marcela Prousta, które wystawiają cierpliwośćczytelnika na próbę, gdyż ciągną się przez kilka stron.- No, dobrze, że już jesteś! - rzuciła z ulgą.- Zdaje mi się, że nie widziałamcię całe wieki.Mam nadzieję, że zjesz z nami kolację?- Niestety nie, ciociu Amelio - odparł, całując jej piękną, pomarszczoną dłoń.- Jestem umówiony z przyjacielem.- Znowu? Chciałabym jednak, abyś mi opowiedział o spotkaniu z tym nie-szczęsnym Ferralsem.A napijesz się ze mną szampana?- Nie, dziękuję.Przyszedłem tylko, aby cię ucałować.Teraz muszę się prze-brać.RLT- Trudno.Powiedz Cyprianowi, by ci przygotował ten straszny pojazd na ben-zynę, który smrodzi i nigdy nie dorówna wspaniałemu irlandzkiemu zaprzęgowi.- Przykro mi, że nie skorzystam z twojej dobroci, ale to niepotrzebne.Mójprzyjaciel mieszka w tej dzielnicy, przy ulicy Jouffroy.Udam się do niego pieszoprzez park.- Jak chcesz, ale jeśli nie wrócisz zbyt pózno, przyjdz do mnie na pogawędkę.Mario Andżelino, zostaw już boskiego Marcela i powiedz, aby podawano nie-zwłocznie.Jestem trochę głodna, a nie chciałabym długo siedzieć przy stole.Posiłek markizy dobiegł końca, kiedy Morosini wyszedł z domu i dotarł doalei van Dycka, mijając pałac sir Ferral-sa, w którym, jak zwykle, okna błyszcza-ły tysiącem świateł.Posłał w myślach pocałunek damie swego serca i zanurzyłsię w zaroślach parku Monceau, ciesząc się z góry na nocny spacer, tak drogiwszystkim zakochanym.Szedł dziarsko zamaszystym, niedbałym krokiem, wdychając wiosenne zapa-chy majowej nocy, kiedy nagle otrzymał cios w kark, potem drugi w skroń.I jakdługi runął na piasek.W ciszy nocy dał się słyszeć stłumiony śmiech, dziwny, kąśliwy i okrutny.RLTRozdział siódmyNiespodzianka w domu aukcyjnym DrouotZ wyjątkiem nóg, nie było ani centymetra na ciele Alda, który nie sprawiałbybólu.- Tylko połamane żebra, nic więcej! To chyba jakaś mania w tym domu -zrzędziła markiza.- Całe szczęście, że panna Andżelina była z tobą!- To Bóg tak zrządził, gdyż właśnie wracałam z adoracji Najświętszego Sa-kramentu - wyjaśniła Maria Andżelina.- Zaczęłam strasznie krzyczeć i ci zło-czyńcy rzucili się do ucieczki.- Jestem przekonana, że zawdzięcza ci życie.Wygląda na to, że bili tak, abyzabić.Ach! Zdaje się, że odzyskuje przytomność!Rzeczywiście, Aldo starał się otworzyć oczy, ale powieki ciążyły jak ołów.Ujrzał jak we mgle w aureoli światła z kandelabru brodatą twarz w binoklach,która przypatrywała się mu uważnie, podczas gdy ręce należące bez wątpienia dotej samej persony międliły jego ciało.-Boli.- No proszę, jaki delikacik - mruknął lekarz.- Chyba nie bez powodu! - zagrzmiała pani de Sommieres kontraltem.- Po-winien pan mu ulżyć, a nie dodawać bólu!RLT- Trochę cierpliwości, droga przyjaciółko.Jeśli chodzi o żebra, to nic tu niepomoże poza bandażem, ale na inne kontuzje przygotuję magiczny balsam.Si-niaki szybko znikną.Aldowi udało się lekko unieść głowę, którą nadal przeszywały świdrującedzwięki.Powoli poznawał pokój, łóżko, wokół którego krzątała się piękna i szla-chetna asysta: markiza rozparta w fotelu, Maria Andżelina na krześle, uwijającysię medyk i Cyprian na straży przy drzwiach, który polecił służącemu, aby przy-niósł z apteczki bandaże Velpeau - ale te najszersze.Otrząsnąwszy się z ostatnich oparów nieświadomości, chory nareszcie przy-pomniał sobie, co się wydarzyło i dokąd zmierzał, kiedy został napadnięty.- Droga ciociu Amelio, chciałbym zatelefonować.- Ależ, mój drogi, to nierozsądne! Dopiero co wyszedłeś z omdlenia i pierw-sza myśl to zatelefonować! Lepiej byś się zastanowił, kto mógł cię doprowadzićdo takiego stanu! Czy masz jakieś podejrzenia?- Nie, żadnego! - skłamał, gdyż miał jedno lub dwa.- Muszę zatelefonować,gdyż byłem umówiony na kolację z przyjacielem, który pewnie się niepokoi.Która jest godzina?-Wpół do jedenastej, o tej porze nie ma mowy, żebyś schodził do portiera.Cyprian się tym zajmie.Podaj mu numer.- Niech poszuka w mojej marynarce notatnika z czarnej skóry, pod AdalbertVidal-Pellicorne".Niech mu powie, co mi się przytrafiło, ale nic więcej.- Co miałby więcej powiedzieć? Przecież nic nie wiemy.Słyszałeś, Cypria-nie?Zadanie zostało wykonane szybko i sprawnie.Stary kamerdyner wrócił i za-anonsował, że przyjaciel księcia pana" był niepocieszony, i że życzy mu szyb-kiego powrotu do zdrowia oraz pyta, kiedy może odwiedzić chorego.RLT- Jutro! - postanowił Aldo pomimo protestów pań.-Muszę jak najszybciej sięz nim zobaczyć.Chwilę pózniej, natarty arniką i w oczekiwaniu na cudowny balsam, z torsemowiniętym bandażami niczym mumia egipska, Aldo usiłował zasnąć, kiedy spo-strzegł, że pani de Sommieres wyrzuca wszystkich za drzwi, ale sama nie zamie-rza opuścić pokoju.- A ty nie udajesz się na spoczynek, ciociu Amelio? -spytał z zachętą w gło-sie.- Zdaje się, że zrobiłem wystarczające zamieszanie dzisiejszego wieczoru.Musisz być zmęczona.- Trele-morele! Czuję się dobrze.Co do ciebie, jeśli miałeś dość sił, żebyschodzić do telefonu, to znaczy, że jeszcze trochę ci ich zostało, żeby porozma-wiać ze starą ciotką! Myślę, że nie ma co ukrywać: to sprawka tego podłego Fer-ralsa?- Skąd mogę wiedzieć? Nie widziałem żywego ducha.Uderzyli mnie i stra-ciłem świadomość.Ale powiedz mi, ciociu, co robiła twoja dama do towarzystwaw parku o dziewiątej wieczór? Słyszałem, jak mówiła, że wracała z adoracji, leczto nie jest najkrótsza droga z Saint-Augustin?- Cóż, Maria Andżelina szła za tobą.na moje polecenie!- Kazałaś mnie śledzić?.Kobiecie w środku nocy? Dlaczego nie Cypriano-wi?- Jest na to za stary.Poza tym on stąpa tak powoli i majestatycznie, jakbyeskortował osobę króla [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Aby zrealizować tenplan, nie wywołując kataklizmu, musi nas być dwóch! - pomyślał.Pani de Sommieres przebywała w towarzystwie Marii Andżeliny.Markiza pi-ła szampana w zimowym ogrodzie, słuchając z roztargnieniem damy do towarzy-stwa czytającej wspaniałe zdania Marcela Prousta, które wystawiają cierpliwośćczytelnika na próbę, gdyż ciągną się przez kilka stron.- No, dobrze, że już jesteś! - rzuciła z ulgą.- Zdaje mi się, że nie widziałamcię całe wieki.Mam nadzieję, że zjesz z nami kolację?- Niestety nie, ciociu Amelio - odparł, całując jej piękną, pomarszczoną dłoń.- Jestem umówiony z przyjacielem.- Znowu? Chciałabym jednak, abyś mi opowiedział o spotkaniu z tym nie-szczęsnym Ferralsem.A napijesz się ze mną szampana?- Nie, dziękuję.Przyszedłem tylko, aby cię ucałować.Teraz muszę się prze-brać.RLT- Trudno.Powiedz Cyprianowi, by ci przygotował ten straszny pojazd na ben-zynę, który smrodzi i nigdy nie dorówna wspaniałemu irlandzkiemu zaprzęgowi.- Przykro mi, że nie skorzystam z twojej dobroci, ale to niepotrzebne.Mójprzyjaciel mieszka w tej dzielnicy, przy ulicy Jouffroy.Udam się do niego pieszoprzez park.- Jak chcesz, ale jeśli nie wrócisz zbyt pózno, przyjdz do mnie na pogawędkę.Mario Andżelino, zostaw już boskiego Marcela i powiedz, aby podawano nie-zwłocznie.Jestem trochę głodna, a nie chciałabym długo siedzieć przy stole.Posiłek markizy dobiegł końca, kiedy Morosini wyszedł z domu i dotarł doalei van Dycka, mijając pałac sir Ferral-sa, w którym, jak zwykle, okna błyszcza-ły tysiącem świateł.Posłał w myślach pocałunek damie swego serca i zanurzyłsię w zaroślach parku Monceau, ciesząc się z góry na nocny spacer, tak drogiwszystkim zakochanym.Szedł dziarsko zamaszystym, niedbałym krokiem, wdychając wiosenne zapa-chy majowej nocy, kiedy nagle otrzymał cios w kark, potem drugi w skroń.I jakdługi runął na piasek.W ciszy nocy dał się słyszeć stłumiony śmiech, dziwny, kąśliwy i okrutny.RLTRozdział siódmyNiespodzianka w domu aukcyjnym DrouotZ wyjątkiem nóg, nie było ani centymetra na ciele Alda, który nie sprawiałbybólu.- Tylko połamane żebra, nic więcej! To chyba jakaś mania w tym domu -zrzędziła markiza.- Całe szczęście, że panna Andżelina była z tobą!- To Bóg tak zrządził, gdyż właśnie wracałam z adoracji Najświętszego Sa-kramentu - wyjaśniła Maria Andżelina.- Zaczęłam strasznie krzyczeć i ci zło-czyńcy rzucili się do ucieczki.- Jestem przekonana, że zawdzięcza ci życie.Wygląda na to, że bili tak, abyzabić.Ach! Zdaje się, że odzyskuje przytomność!Rzeczywiście, Aldo starał się otworzyć oczy, ale powieki ciążyły jak ołów.Ujrzał jak we mgle w aureoli światła z kandelabru brodatą twarz w binoklach,która przypatrywała się mu uważnie, podczas gdy ręce należące bez wątpienia dotej samej persony międliły jego ciało.-Boli.- No proszę, jaki delikacik - mruknął lekarz.- Chyba nie bez powodu! - zagrzmiała pani de Sommieres kontraltem.- Po-winien pan mu ulżyć, a nie dodawać bólu!RLT- Trochę cierpliwości, droga przyjaciółko.Jeśli chodzi o żebra, to nic tu niepomoże poza bandażem, ale na inne kontuzje przygotuję magiczny balsam.Si-niaki szybko znikną.Aldowi udało się lekko unieść głowę, którą nadal przeszywały świdrującedzwięki.Powoli poznawał pokój, łóżko, wokół którego krzątała się piękna i szla-chetna asysta: markiza rozparta w fotelu, Maria Andżelina na krześle, uwijającysię medyk i Cyprian na straży przy drzwiach, który polecił służącemu, aby przy-niósł z apteczki bandaże Velpeau - ale te najszersze.Otrząsnąwszy się z ostatnich oparów nieświadomości, chory nareszcie przy-pomniał sobie, co się wydarzyło i dokąd zmierzał, kiedy został napadnięty.- Droga ciociu Amelio, chciałbym zatelefonować.- Ależ, mój drogi, to nierozsądne! Dopiero co wyszedłeś z omdlenia i pierw-sza myśl to zatelefonować! Lepiej byś się zastanowił, kto mógł cię doprowadzićdo takiego stanu! Czy masz jakieś podejrzenia?- Nie, żadnego! - skłamał, gdyż miał jedno lub dwa.- Muszę zatelefonować,gdyż byłem umówiony na kolację z przyjacielem, który pewnie się niepokoi.Która jest godzina?-Wpół do jedenastej, o tej porze nie ma mowy, żebyś schodził do portiera.Cyprian się tym zajmie.Podaj mu numer.- Niech poszuka w mojej marynarce notatnika z czarnej skóry, pod AdalbertVidal-Pellicorne".Niech mu powie, co mi się przytrafiło, ale nic więcej.- Co miałby więcej powiedzieć? Przecież nic nie wiemy.Słyszałeś, Cypria-nie?Zadanie zostało wykonane szybko i sprawnie.Stary kamerdyner wrócił i za-anonsował, że przyjaciel księcia pana" był niepocieszony, i że życzy mu szyb-kiego powrotu do zdrowia oraz pyta, kiedy może odwiedzić chorego.RLT- Jutro! - postanowił Aldo pomimo protestów pań.-Muszę jak najszybciej sięz nim zobaczyć.Chwilę pózniej, natarty arniką i w oczekiwaniu na cudowny balsam, z torsemowiniętym bandażami niczym mumia egipska, Aldo usiłował zasnąć, kiedy spo-strzegł, że pani de Sommieres wyrzuca wszystkich za drzwi, ale sama nie zamie-rza opuścić pokoju.- A ty nie udajesz się na spoczynek, ciociu Amelio? -spytał z zachętą w gło-sie.- Zdaje się, że zrobiłem wystarczające zamieszanie dzisiejszego wieczoru.Musisz być zmęczona.- Trele-morele! Czuję się dobrze.Co do ciebie, jeśli miałeś dość sił, żebyschodzić do telefonu, to znaczy, że jeszcze trochę ci ich zostało, żeby porozma-wiać ze starą ciotką! Myślę, że nie ma co ukrywać: to sprawka tego podłego Fer-ralsa?- Skąd mogę wiedzieć? Nie widziałem żywego ducha.Uderzyli mnie i stra-ciłem świadomość.Ale powiedz mi, ciociu, co robiła twoja dama do towarzystwaw parku o dziewiątej wieczór? Słyszałem, jak mówiła, że wracała z adoracji, leczto nie jest najkrótsza droga z Saint-Augustin?- Cóż, Maria Andżelina szła za tobą.na moje polecenie!- Kazałaś mnie śledzić?.Kobiecie w środku nocy? Dlaczego nie Cypriano-wi?- Jest na to za stary.Poza tym on stąpa tak powoli i majestatycznie, jakbyeskortował osobę króla [ Pobierz całość w formacie PDF ]