[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wampir wpatrywał się w nią nieruchomo, jego oczy utkwione w jejoczach, jakby próbował przeskanować jej duszę.- Nie odnosisz wrażenia, że to mogłoby się zmienić? - zapytał,zmieniając nagle ton.- Zdarzyło ci się poczuć zew krwi?- Dougall! - ofuknęła go Bethan, wychylając się ze swojego fotela natyle, na ile pozwalały pasy bezpieczeństwa.- To pytanie nie może pozostać bez odpowiedzi, pani Davies.- Może.Nie postawiliśmy jeszcze stopy na wyspie, a pan już próbujewytrącić dziewczynę z równowagi.Winter należą się wcześniej pewnewyjaśnienia, nie uważa pan?Dougall tylko zmarszczył brwi.Winter potrząsnęła głową.- W porządku, Bethan - powiedziała twardo.- Chcę odpowiedzieć.Wbiła spojrzenie w wampira. - Zresztą pan już chyba i tak wie, co się wydarzyło, czyż nie, panieDougall?On się uśmiechnął, raczej z czułością niż z zadowoleniem.- Moran taing Winter - podziękował jej w języku gaelickim.Wreszciemógł doprowadzić tę konwersację do końca.Nikt nie powiedział nic więcej.Winter, korzystając z ciszy, zatopiłasię we własnych myślach, ignorując spojrzenia, które rzucał jej co jakiśczas mężczyzna.W końcu helikopter usiadł na ziemi.Wampir rozpiął pasy jako pierwszy, podszedł do wyjścia i zaczekałtam na Winter.Kiedy się do niego zbliżyła, wciąż zesztywniała po długiejpodróży, błyskawicznym ruchem wyciągnął w jej kierunku dłoń i bezwahania złapał kryształowy amulet.- Na tej wyspie nie będziesz potrzebowała żadnej ochrony -powiedział, chowając go do kieszeni.-1 mów mi Doug.Nie znoszęzbędnych formalizmów. 26Madison podniosła oczy znad naczyń, które właśnie zmywała i po razsetny spojrzała na zegar wiszący za jej plecami.Szósta.Na szczęście jej zmiana w kawiarni za chwilę się kończyła.Klientówbyło tak niewielu, że dzień ciągnął się w nieskończoność.Miała tę pracę od miesiąca, chciała odłożyć kilka groszy na jakiśużywany samochód.Po raz pierwszy jednak tak niemiłosiernie sięnudziła.- Chyba wrócę do domu i wygadam się Garethowi - bąknęła do siebie.- Skoro zdecydował się zostać w Londynie, to przynajmniej będzie miałcoś do robotyMadison lubiła mówić do siebie, kiedy była sama.Pomagało jej touspokoić gonitwę myśli.Ostatnio, wziąwszy pod uwagę tajemniczeszkolenie Winter, dziwne zachowanie Rhysa Llewelyna i tę nagłą decyzjęGaretha, naprawdę tego potrzebowała.No właśnie, Gareth.Ciekawe czemu nie wrócił do Cae Mefus.Madison miała aż nadto skłonności do snucia przypuszczeń, ale trzebabyło przyznać, że często okazywały się słuszne.W tym przypadkupodejrzewała, że chodzi o ucieczkę niż wakacje. Jej głos dobiegał z daleka, prawdopodobnie była już na tylnympodwórzu.Madison przewróciła oczami.Jej koleżanka pomimo swoichobfitych kształtów była jedną z najbardziej ruchliwych i szalonych osób,jakie znała, wciąż pochłoniętą przez sobie tylko wiadome sprawy.Madison skończyła wyciskać pomarańcze i zaniosła sok młodemumężczyznie.On jednak zupełnie to zignorował.- Madison? - zapytał.- Nazywasz się Madison Winston? Dziewczynaznieruchomiała przestraszona.- Można wiedzieć, kim ty do diabła jesteś?-Danny Roberts.jestem policjantem.Już wiem, skąd cię znam,widziałem twoje zdjęcie w aktach sprawy twojego porwania.Ta odpowiedz, zamiast ją uspokoić, sprawiła, że zdenerwowała sięjeszcze bardziej.Poradziła sobie już z tą traumą i nie miała zamiarurozpamiętywać, że była przetrzymywana przez bandę wampirówprzewodzonych przez profesora wariata próbującego szantażowaćWinter.- Byłem zastępcą Evansa w Cae Mefus.Zajmowałem się tą sprawą,zanim mi ją odebrano.- Odebrano ci ją? Wiec nie powinna cię już obchodzić.Zresztą, jakwidzisz, jestem cała i zdrowa.Czego jeszcze chcesz?- Zrozumieć.***- %7łartujesz? - zapytał Gareth z niedowierzaniem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl